The 5th Wave
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 14 sierpnia 2013
Liczba stron: 512
Nie zapowiadało się,
że w najbliższym czasie nastąpi koniec świata. Koniec cywilizacji, jaką do tej
pory znała ludzkość. Nawet pojawienie się na niebie statku matka - jedynego
dowodu na istnienie istot nie z naszej planety, nie mogło zwiastować tego co
wydarzyło się po dziesięciu dniach. Rząd próbował nawiązać kontakt z
Przybyszami. Zero odzewu. A później nastąpiły: jedna po drugiej, przynosząc
kolejne ofiary. Cztery fale kosmicznej zagłady, które spustoszyły ziemię i
zabiły siedem miliardów ludzi. Ci, którzy ocaleli mogą mówić o prawdziwym
szczęściu - lub tragedii. Zależy od interpretacji. Ludzkość nie jest w stanie
stawić czoła cywilizacji, znacznie bardziej rozwiniętej niż nasza. Inwazja
Przybyszów doskonale potwierdziła tą teorię. Ale jak już wspomniałam... nic nie
zapowiadało końca świata...
Pierwsza fala
przyniosła ciemność. Druga odcięła drogę ucieczki. Trzecia zabiła nadzieję. Po
czwartej wiedz jedno: nie ufaj
nikomu. Czas na "Piątą
falę".
Źródło |
Muszę przyznać, iż na
książkę wyczekiwałam z zapartym tchem. Już sam pomysł, wśród tysiąca innych
science-fiction wydawał mi się absolutnie niesamowity. Potem pojawiały się
kolejno: opis, okładka, zwiastun, recenzje na zagranicznych stronach, recenzje
na blogach, portalach internetowych. Wiedziałam, że muszę mieć tą książkę.
Czułam, że będzie ona czymś gigantycznym. Że wywoła we mnie potężne emocje. Nie
myliłam się. Ale może zacznijmy od początku. Rick Yancey ma na swoim koncie już
kilkanaście książek, które zostały wydane w kilkudziesięciu krajach.
"Piąta fala" jest jednak pierwszym tworem s-f w dorobku pisarza.
Miała premierę w maju 2013 i niemal natychmiast zostały wykupione prawa do
ekranizacji. W 2004 roku autor rzucił pracę i od tamtego czasu pisze prawie
codziennie, ponieważ uważa, że to najlepsza droga, by marzenia stały się
rzeczywistością (swoją drogą, chyba muszę wziąć sobie do serca jego filozofię).
Pierwszy tom tejże sagi, zapoczątkowanej "Piątą falą" to doskonała
opowieść science-fiction, gdzie słowo "katastrofa" zyskuje całkiem
nowy wymiar, a "zaufanie" jest mitem, odchodzącym jak opowieść o
Świętym Mikołaju - puszystym, wesołym panu w czerwonej czapeczce, wkradającym
się do domów, by rozdawać prezenty i podjadać ciasteczka. Rick Yancey prezentuje
nam całkowicie nowy, świeży obraz konfliktu cywilizacji, zaspokajając przy tym
potrzeby czytelnika wypatrującego dobrej książki.
„Ważne jest nie to, ile mamy czasu, ale to, co z nim zrobimy.”
Źródło |
Cztery fale kosmicznej
inwazji wystarczyły, by na całej ziemi, pozostała zaledwie garstka żywych. Ukrywający
się w różnych zakątkach planety, walczą o przetrwanie. Wymarłe miasteczka,
płonące metropolie, obozy uchodźców, tajne bazy wojskowe - bohaterowie powieści
próbują przeżyć i zrozumieć co się właściwie stało oraz kim są Przybysze.
Błąkając się po autostradzie można natknąć się na tony żelastwa, które niegdyś
musiały być samochodami. Budynki z powybijanymi oknami, zniszczone, brudne,
ulegające powolnemu rozkładowi, zdewastowane sklepy i co najgorsze - góry
trupów - to sceneria jaką mogą zobaczyć ocaleli podróżując i szukając
schronienia. Gdzie znajduje się więc sens życia? Co powstrzymuje ludzi od
strzelenia sobie kulką w łeb? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, jednak wiem
jaki cel w życiu obrała sobie jedna z głównych bohaterek powieści. Cassie - a
właściwie Cassiopeia, ma szesnaście lat, najlepszego przyjaciela - karabin i
najwierniejszego towarzysza - strach. Cudem przeżyła wszystkie cztery fale.
Teraz drży na myśl gdzie podziewa się jej braciszek oraz czy istnieje szansa,
że jeszcze żyje. Dziewczyna ma niesamowitą wolę walki, za co ja osobiście ją
podziwiam. Sama, po tym co przeszła, nigdy bym się nie otrząsnęła z traumy. Ale
ja nie jestem na miejscu Cassie - zdeterminowanej do ocalenia młodszego brata,
wściekłej na kosmitów, którzy zabrali jej normalne życie i niemal wszystkich
których kochała. To nie ja muszę zastanawiać się dlaczego śmierć zabrała mi
najbliższych, a wobec mnie nie była już tak łaskawa...
„...Byliśmy gliną, a ty naszym rzeźbiarzem. I będziemy twoim największym arcydziełem.”
Źródło |
Książka rozpoczyna się
przerażająco zwyczajnie. Autor oswaja nas z nową filozofią świata, sprawiając
że czytelnik zaczyna żyć życiem bohaterów. Zaczyna wczuwać się w ich rolę i
zaczyna dostrzegać jak wielkie jest prawdopodobieństwo, iż fabuła "Piątej
Fali" jest realna, rzeczywista i możliwa do spełnienia. To chyba właśnie
wtedy widz się przełamuje. Pamiętam jeszcze jedną trylogię książkową, przy
której odczuwałam emocje tak intensywnie jak przy tworze Yanceya. A ów serią
były "Igrzyska Śmierci". Oczywiście nie ma porównania pomiędzy jednym
a drugim, jednak mimo wszystko ten nawał uczuć, przerażenia i niepokoju wydawał
mi się znajomy, właśnie przywodząc mi na myśl panią Collins i jej specyficzny,
oddziałujący na czytelnika styl. W każdym razie, niemal od razu rzuca nam się w
oczy, jak bardzo realnie przedstawione są postacie w "Piątej Fali".
Zachowują się dokładnie tak, jak mogliby się zachować potencjalni ludzie w
zaistniałej sytuacji. I to było najpiękniejsze. Pomysłowo wykreowane postacie,
wprowadzający czytelnika w nowy porządek rzeczy od - niejako - dwóch stron. Nie
chcę wam szczegółowo opisywać fabuły, ponieważ uważam, że przeżycie tego na
własnej skórze jest znacznie lepsze, niż czytanie o tym w recenzji, lecz chcę
żebyście zrozumieli, jak wielki wpływ na moją psychikę miała ta lektura. Pan
Yancey bawi się emocjami czytelnika, idealnie manipulując nim i podsyłając
najgorsze scenariusze. Mimo pesymistycznego nastawienia, i tak końcowy efekt
jest taki, iż czytelnik przeżywa szok. Najgorsze jest to, że autor przez czas
trwania fabuły nie raczy nas choćby zalążkiem nadziei, że będzie lepiej. Widz
od początku czuje, że homo
sapiens skazani są na porażkę
i pozostaje mu zastanawiać się tylko, jak skończą się przygody bohaterów...
„Byliśmy ludźmi. A ludzie myślą. Planują. Najpierw marzą, a potem zmieniają swoje marzenia w rzeczywistość.”
Źródło |
Podsumowując:
"Piąta fala" to absolutnie epicka opowieść science-fiction, która
oczaruje wszystkich swoim mrocznym, przygnębiającym klimatem, poczuciem grozy,
niebezpieczeństwa, akcją, nagłymi zwrotami, dynamiką, tajemnicami oraz
przewlekłą, fascynującą fabułą. Od powieści nie można się oderwać, aż do
ostatniej strony, a po jej przeczytaniu czytelnika ogarnia wielki smutek i
niedosyt, sprawiające iż nie myśli się o niczym innym jak tylko o możliwym
końcu sagi. Nie jestem pewna czy chcę wiedzieć jak potoczą się losy moich
ulubieńców (a może jednego - Zombie górą!), jednak wiem, że nie będę w stanie
egzystować bez odpowiedzi na pytanie: "Jak to się skończy do diabła? Gdzie
nadzieja?!" Wam mogę tę powieść jedynie polecić i życzyć, byście równie
mocno jak ja, zapałali sympatią do Ricka Yanceya i jego genialnego tworu.
Osobiście, zaliczam "Piątą Falę" do kanonu ulubionych i z
niecierpliwością wyczekuję "The Infinite Sea". LUDZKOŚĆ TO MY.
JESTEŚMY JEDNOŚCIĄ.
10/10
Pozdrawiam,
Sherry
"Jeśli
kiedykolwiek odwiedzą nas kosmici, myślę,
że skutki tego mogą
być podobne jak w przypadku
odkrycia Ameryki przez
Krzysztofa Kolumba.
Jak wiadomo,
wydarzenie to okazało się niezbyt pomyślne
dla rdzennych
mieszkańców tego kontynentu".
Stephen Hawking
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz