Źródło |
Tytuł: Na psa urok
Autor: Kevin Hearne
Saga: Kroniki Żelaznego
Druida
Oryginalny tytuł: Hounded
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2011 r.
Liczba stron: 296
______________________________
Już na
samym wstępie pragnę zaznaczyć, iż jestem absolutną fanką mitologii. A już tym
bardziej, zastosowania jej w książkach. Mitologia celtycka (oraz grecka, ale to
w tym momencie nie jest ważne) jest szczególnie przeze mnie wielbiona, może
dlatego, że spędziłam naprawdę masę czasu przy poznawaniu jej. Zostałam nią
oczarowana parę lat temu, kiedy wraz z rodzicami i rodzeństwem, wybrałam się na
Święta do Irlandii. Już pomijając fakt, że zakochałam się w tym - absolutnie
cudownym kraju (i przepięknych małych miasteczkach!), zaintrygowały mnie
celtyckie symbole na pamiątkach, wierzenia dawnych ludności, a także cała masa
zabytków. Po powrocie do domu poczęłam zagłębiać się w ten temat (musicie
wiedzieć, że jeśli Sherry się czymś interesuje, to naprawdę wkręca się na
całego) i doszłam do wniosku, że jestem urzeczona Irlandzkimi wierzeniami. Już
od dawna szukałam książki, w której będę mogła znaleźć zastosowanie
dawnoceltyckich elementów i tak oto, wpadła mi w oko powieść, którą dziś
chciałabym wam przedstawić...
______________________________
„Pojęcie rozrywki w rozumieniu Morrigan odbiega znacznie od mojego wyobrażenia o rozrywce. Jak przystało na Szafarkę Śmierci uwielbia przedłużające się wojny. Trzyma się tam zwykle z Kali i walkiriami i razem urządzają sobie na polu bitwy coś w rodzaju babskich wieczorów.”
Źródło |
Głównym
bohaterem cyklu powieściowego z gatunku urban fantasy, Kevina Hearne -
"Kronik Żelaznego Druida" jest, jak się domyślacie, druid, zresztą
ostatni już na Ziemi. Wśród całego panteonu bóstw (nie tylko celtyckich, ale i
greckich, nordyckich i wszystkich o jakich tylko właśnie pomyśleliście) uchodzi
on za swego rodzaju gwiazdę ze swoimi nadprzyrodzonymi zdolnościami oraz
wiedzą, której korzenie sięgają odległych stuleci. Atticus O'Sullivan - bo pod
takim nazwiskiem kryje się ten przystojny mężczyzna, w dwudziestym pierwszym
wieku, postanowił osiedlić się w małym miasteczku Temple w Arizonie, gdzie
zazwyczaj nie niepokoją go żadne faerie, mściwe bóstwa, hordy potworów czy inne
paskudztwa. Niestety, któregoś pięknego dnia, sielanka głównego bohatera zostaje
nieodwracalnie przerwana. Piękna, ponętna, ale również przerażająca bogini
śmierci Morrigan, niespodziewany atak ze strony odwiecznego wroga i parszywe
pogłoski są jedynie wstępem do wielkich kłopotów, które zdają się nadciągać z
każdej strony. Na domiar złego, okazuje się, że w czasach kryzysu przyjaciele
mogą stać się wrogami (raczej rzadko jest na odwrót), a magicznym istotom wręcz
nie można ufać, nie narażając tym samym, swojej osoby na niebezpieczeństwo. Jak
z międzygalaktycznymi konfliktami poradzi się nasz urodziwy młodzieniec? Czy
wiek, którego liczbę można wyrazić w formie czterocyfrowej (ba! rozpoczynającą
się od dwójki!) wystarczy,
by przeżyć?
„Za moich czasów mówiło się "Burzowe chmury przeklęte są po trzykroć" , ale nie mogę przecież gadać w takim stylu, jeśli chcę, żeby ludzie wierzyli, że jestem amerykańskim dwudziestolatkiem, więc zamiast tego mówię: "Gówno się zdarza, brachu".”
Źródło |
Co od
razu zyskało moją sympatię w powyższej pozycji (oprócz prześlicznej okładki
oraz motywu mitologii)? Główny bohater oczywiście, którego polubiłam już po
pierwszych paru linijkach. To z jaką śmiałością, prostolinijnością, pewnością
siebie i przekonaniem głosił swoje zdanie, sprawiało, że moje serce
przyśpieszało z radości. Lubię urban fantasy ze względu na parę czynników, a
jednym z nich są właśnie żywe, barwne postacie, które wiedzą o co walczą.
Atticus, oprócz wypisanych przeze mnie zalet jest zabawny, dowcipny,
sarkastyczny, złośliwy kiedy trzeba, a także zapatrzony w siebie i swoje
talenty, co niewątpliwie dodaje mu atrakcyjności, a przynajmniej w moich
oczach. Szanuje tych, u których wie, że szacunek mu się przyda, natomiast
pozostałych nie oszczędza. Niesamowicie dobrze bawiłam się z nim w roli
narratora. Jego sposób myślenia, przebiegłość, spryt, cięty język, błyskotliwość
i naturalny urok sprawiły, że stał się jednym z moich ulubieńców literackich -
bez wątpienia. Zresztą nie on jedyny zyskał moją sympatię. Choćby trzy piękne
boginie celtyckie pojawiające się na kartach tej powieści, niesamowicie zapadły
mi w pamięć i wiem, że z przyjemnością powrócę do fragmentów z nimi, kiedy będę
miała gorszy dzień i fatalny nastrój. O jednym bowiem jestem święcie przekonana
- ta lektura nie tylko umili wam wieczór, ale i poprawi humor!
„Rzecz w tym, pani MacDonagh, że kosmos jest takich rozmiarów, jakie jest w stanie objąć pani umysł. Toteż niektórzy ludzie żyją w niezwykle małych światach, a niektórzy w świecie niekończących się możliwości.”
Źródło |
W książce
znalazłam wszystko to, co chciałam w niej znaleźć - zabawne sytuacje, całą masę
śmiesznych dialogów (musicie uwierzyć na słowo, że przy niektórych chichotałam
jak szalona), intrygującą fabułę, nieprzerwaną, dynamiczną akcję i kilka
zagadek do rozwiązania. Na każdej stronie Kevin Hearne za pośrednictwem
Atticusa raczy nas kolejnymi "magicznymi" czy też mitologicznymi
ciekawostkami, a i nie pozwala zapomnieć jak wspaniale wykreował rzeczywistość,
w której wszystkie religie i wierzenia łączą się w spójną całość. Bohaterów
przybywa z każdym rozdziałem, ale w pewien sposób, czytelnik niesamowicie się z
nimi zżywa. Co znajdziecie w "Na psa urok" jeśli zdecydujecie się po
nią sięgnąć? Między innymi watahy wilkołaków, wampira prawnika (który lubi czosnek),
owdowiałą staruszkę (która nie lubi Anglików), mnóstwo bóstw różnego rodzaju,
a także innych stworzeń magicznych, nie wyłączając z tego... klanu polskich
wiedźm! (Choć muszę przyznać, że niektóre... no dobra - większość z nich, to
prawdziwe mendy! - łagodnie rzecz ujmując). Ach no i bonus! Ten niesamowity pan
na okładce, na którego obserwowaniu straciłam kilka dobrych godzin... Ach, ci
Irlandczycy!
„Kiedy komuś się wydaje, że chcesz go zabić, nigdy się do niego nie zbliżaj, żeby go pocieszyć, choć z niewiadomych przyczyn ludzie zawsze tak właśnie robią na filmach.”
Powieść
polecam i to bez dwóch zdań! Ja osobiście, naprawdę niesamowicie miło spędziłam
z nią czas. Najlepsze w tym wszystkim było, że już od początku widać, że nie
jest to lektura dla młodszej młodzieży, a jednak zalicza się do urban fantasy.
I Atticus i pan Hearne głęboko zapadli mi w pamięci, więc chyba nikogo nie
zdziwi, jeśli powiem, że z utęsknieniem czekam, aż druga część sagi znajdzie
się na mojej półce, bym mogła po raz kolejny zasmakować przygód z moim
ulubionym druidem. Mam nadzieję, że wasze odczucia po zapoznaniu się z tą
książką będą podobne do moich.
8/10
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz