niedziela, 25 maja 2014

"Upadające Królestwa" - Morgan Rhodes

Źródło
Tytuł: Upadające Królestwa
Autorka: Morgan Rhodes
Trylogia: Falling Kingdoms
Tom: #1
Wydawnictwo: Gola
Data wydania: 23 października 2013
Liczba stron: 512

Jeśli ktoś może sobie wyobrazić skrzyżowanie "Gry o Tron" z książkami Trudi Canavan - gratuluję! Ma niemalże idealny obraz tego, co zafundowała czytelnikom Morgan Rhodes, w swojej najnowszej książce fantasy dla Young Adult - "Upadające Królestwa"!

Na krainę zwaną Myticą składają się trzy królestwa: zimowy, surowy Limeros, wyniszczała i spustoszała Paelsia, a także kwitnący, wręcz wiecznie wiosenny Auranos. Pomiędzy nimi od stuleci nie było wojen, magia stała się bajką, a władcy trzymali się swoich granic. W końcu nadszedł jednak czas zmian... A swój początek, rewolucja ma miejsce w zubożałej Paelsii...

„Magia odnajdzie czyste serca, nawet kiedy wszystko wydaje się stracone.”


Księżniczka Auranosu - Cleo, pewnego dnia wybiera się wraz z jednym z poważniejszych pretendentów na miejsce jej przyszłego męża do Paelsii, ponieważ jest to królestwo słynące z uprawy doskonałych winogron, z których to wykonuje się najlepsze w Mytice wina. Nieoczekiwanie, nieoficjalna wizyta zmienia się w tragedie, gdy ginie syn winiarza, a drugi poprzysięga zemstę na księżniczce i jej towarzyszu. Teoretycznie nic nieznaczące wydarzenie sprawia, że Krwawy Król Limerosu, który swoim królestwem rządzi niezwykle surową ręką, i wódz Paelsii zaczynają knuć przeciwko władcy Auranosu. Gdy w Mytice zaczynają kwitnąć nieoczekiwane sojusze, intrygi, zdrady i romanse, losy czwórki głównych bohaterów splatają się wzajemnie.
Źródło
W tym miejscu, należałoby co nieco wspomnieć o postaciach. Zacznijmy może od pechowej księżniczki Auranosu. Cleo jest drugą córką władcy królestwa, a więc nie dziedziczy korony, tym samym, nie musi martwić się politycznymi sprawami i śmiało korzysta z uciech życia. Ma szesnaście lat, uchodzi za impulsywną, acz odważną dziewczynę, a przy tym jest niesamowicie piękna, więc kandydatów do jej ręki nie brakuje. Została wprowadzona do fabuły by symbolizować walkę, lojalność i ucieleśnienie wszystkiego co najlepsze w Bohaterach, przez wielkie "B". Moje zdanie jednak o księżniczce jest mało pozytywne. Autorka zrobiła z niej wręcz boginię posiadającą wszystkie możliwe zalety, wtłaczając ją tym samym do schematu: Mary Sue ratuje świat. Cleo nie dość, że jest bez skaz i wszystko jej się udaje, to jeszcze śmie narzekać na swoje super wyidealizowane życie i zadręczać czytelnika myślami "och, jakże ja jestem poszkodowana"! Rozdziały z jej perspektywy były dla mnie wielką katorgą i gdyby powieść skupiała się wyłącznie na niej, prawdopodobnie rzuciłabym książką w ciemny kąt.
Źródło
Jonas jest bratem tragicznie zmarłego, a więc również utrzymuje się w centrum wydarzeń. Poprzysiągł zemstę na swoich wrogach i zaczyna snuć plany, by dopełnić obietnicy. W zawartych sojuszach staje się ważną postacią i jest gotów na wszystko, by wyzwolić swoją Paelsię z rąk niegodziwców. Jednak przy tych swoich heroicznych wyczynach podszytych zemstą... zachowuje się nie jak rozsądny dowódca, a raczej zbuntowany nastolatek z wielkim ego. Klnie się na wszystkich bogów, że zniszczy morderców swojego brata, a później... Naprawdę nie chcę spoilerować, ale Jonas zachowuje się jak gówniarz, któremu zabrano zabawkę, a nie jak zraniony brat. Myślicie teraz zapewne: skoro dwójka bohaterów jest tak okropna, po co czytać tą książkę? Odpowiedź jest już tutaj: dla dwójki pozostałych! Książę Magnus jest dziedzicem korony Limerosu. Z zewnątrz uchodzi za nieczułego, niekochanego, aroganckiego, zimnego i surowego jak lita skała dupka, którego nikt i nic nie obchodzi. Czytelnik jednak, dzięki tym wadom i jego realistycznemu zachowaniu, zaczyna dostrzegać światło w pokaleczonym sercu młodzieńca. Ze wszystkich postaci, to właśnie Magnus zdobył moje serce i uznanie i prawdopodobnie odratował fabułę. Jego zachowanie jest w pełni uzasadnione i podszyte logicznymi argumentami. Nie zabraknie tutaj walki hormonów, myślenia a'la - "mam osiemnaście lat" i dzięki temu wszystkiemu uchodzi za najnormalniejszego bohatera ze wszystkich. Ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ostatnią bohaterką jest jego młodsza, szesnastoletnia siostra Lucia, odkrywająca dziwny dar... I choć ona również stylizowana jest na Mary Sue, to nie jest aż tak bardzo pierwszoplanową bohaterką jak Cleo, więc nie irytuje czytelnika. Wręcz przeciwnie. Uchodzi za słodkiego, niewinnego, cichego ptaszka, dodającego całości - odrobiny delikatności.
„Miłość jest potężniejsza niż gniew. Miłość jest potężniejsza niż nienawiść, potężniejsza niż wszytko. Pamiętaj o tym.”

Fabuła jest stosunkowo prosta i w miarę przewidywalna, choć nie zabraknie zwrotów akcji i napędzającej je dynamiki. Dzięki niezwykle przyjemnemu i ciekawemu stylowi pani Rhodes, książkę czyta się błyskawicznie. Lektura jest bardzo miła i niesłychanie ciekawa, gdy człowiek przestanie się skupiać na bohaterach, a dostrzeże królewskie zatargi i intrygi. Świat wykreowany przez autorkę jest niesamowity i naprawdę magiczny. Dzięki dawnym wierzeniom mieszkańców Mytici i opowieściom o tajemniczych Obserwatorach, nie zabraknie tutaj części fantasy, która co prawda w pierwszym tomie trylogii, została potraktowana dość powierzchownie, jednak nie ukrywam, że liczę, iż w przyszłym tomach, autorka rozjaśni nam świat magii i elementariów. Klimat powieści również jest wyczuwalny i pomaga umysłowi gładko przenieść się do całkiem nowego, a z czasem jakże dla czytelnika drogiego i bliskiego świata, przepełnionego walką i miłością.

Chciałabym w tym miejscu zakończyć recenzję, natomiast muszę wspomnieć o kolejnym minusie powieści Morgan Rhodes. Nie licząc wyidealizowanych bohaterek, autorka serwuje nam bowiem... wielkie uczucie - miłość, nie mającą żadnych podstaw do istnienia. Irytujący był dla mnie fakt, że bohaterom wystarczyło poprzebywać przez kilka scen z inną postacią, albo po prostu na nią spojrzeć i już coś do niej poczuć. Coś, co w krótkim czasie, bohaterowie śmieli nazywać "prawdziwą miłością". Jak dla mnie, wątki romantyczne nie powinny być aż tak niedopracowane. Jako nieco sceptyczna, ale jednak romantyczka, oczekuję od pisarza, że skupi się na rozwijającej się więzi, że pozwoli nam poczuć to co bohaterom, a Morgan Rhodes... totalnie sobie ze mnie zakpiła i rozczarowała, pod tym kątem. Z zagranicznych recenzji tomu drugiego, niestety wywnioskowałam, że ten aspekt nie poprawi się również w tomie drugim, co jest smutne... Naprawdę smutne...

„A potem jego serce, rozbite na tysiąc kawałków, zaczęło pokrywać się lodem.”

Cóż mogę dodać, podsumowując opinię? Książka mi się podobała, sympatię zyskała głównie dzięki klimatowi, obiecującemu się wątkowi magicznemu i - jakże by inaczej - dzięki Magnusowi. Wiem jednak, że nie jest ona dla wszystkich, a już w szczególności nie dla tych, którzy wymagają od powieści czegoś więcej niż rozrywki, jakiegoś dna. Zapalonym czytelnikom fantastyki może ona nie przypaść do gustu, no chyba, że przyzwyczają się do myśli, iż autorka kreowała i bohaterów i akcję pod młodych czytelników, a książka jest co najwyżej miła, a nie wybitna czy rewelacyjna. Tym którzy, od"Upadłych Królestw" czegoś oczekują, polecam zrezygnować z lektury, zaś tym którzy liczą co najwyżej na przyjemne popołudnie z ciekawą zapowiedzią dalszych tomów przygód czwórki nastolatków, życzę miłego czytania i pozytywnych wrażeń!
7/10

Pozdrawiam,

Sherry

„Nawet w najmroczniejszej i najbardziej okrutnej osobie jest ziarenko dobra. A w najbardziej idealnym rycerzu jest mrok. Pytanie brzmi, czy człowiek odda się ciemności, czy światłu.”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz