źródło |
Tytuł: Scarlett
Autorka: Barbara Baraldi
Tom: 1/2
Liczna stron: 336
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Miłość ma oczy jak lód,
śmierć jak ogień.
Dlaczego kupiłam tę
książkę? Działały na to trzy przyczyny. Pierwszą były zapewnienia
znajomej, że mi się ona spodoba, gdyż według niej, jest to wspaniała lektura.
Do drugiej można zaliczyć wiele, naprawdę wiele dobrych opinii na temat tej
powieści, które mogłam przeczytać niejednokrotnie na wielu stronach
internetowych. A trzecią - przecena w księgarni. W taki właśnie sposób obydwie
książki pani Barbary trafiły na moją półkę. Niestety kiedy brałam je do ręki w
księgarni i tak patrzyłam na te okładki, ani piękne, ani brzydkie, nie zdawałam
sobie jeszcze sprawy z tego w co się pakuję...
Gdy sięgałam po pierwszy tom duologii pani Baraldi, byłam nastawiona do niego
bardzo optymistycznie. Moja wściekłość zatem, po skończeniu powieści, była podwójna,
gdyż naprawdę nie lubię aż do takiego stopnia być rozczarowaną. O autorce, z
tyłu książki piszą, iż jest ona
"najwyższą autorką nowego nurtu włoskiej powieści gotyckiej", co
każe mi się zastanawiać jaki poziom we Włoszech mają książki oraz jakie gnioty
tam czytają. Niemalże im współczuję. NIEMALŻE.
„Czytanie to dla mnie ucieczka w nieznane światy, pełne przygód i emocji.”
źródło |
Nie wiem co zraziło mnie do tej lektury. Na pewno nie czas teraźniejszy bo
przecież niejednokrotnie czytałam "Ognistą"
i "Niewidzialną" i są one
jednymi z moich ulubionych, więc do tego nie mam jakichś specjalnych zarzutów.
Chyba najbardziej irytowało mnie to, że główna bohaterka - Scarlett zachowywała
się jak dziecko. I tu po raz kolejny się zastanawiam jaka młodzież jest we
Włoszech? Czy tylko pani Barbaldi tak sobie wymyśliła swoją postać czy też
kreowała ją na czyjeś podobieństwo? Mam wrażenie, że jedyne co łączy mnie z
bohaterką to miłość do książek oraz umiłowanie gwiazd i nocnego nieba. Scarlett
jest tak denerwującą postacią, że nieraz miałam ochotę po prostu podrzeć tę
powieść i wyrzucić ją przez okno. Główna bohaterka ma beznadziejne, wręcz
banalne problemy, z którymi potencjalny szesnastolatek, poradziłby sobie bez
żadnej pomocy. Natomiast Scarlett... Ma
mentalność przedszkolaka (nie obrażając
takowego), a na dodatek wszyscy wokół niej twierdzą, iż ta jest "dojrzała". Śmieszne! Już
nie wspominając o tym, że wyżej wymieniona, lamentuje kiedy "podłe, wstrętne dziewuchy" zabierają
jej ulubioną piłeczkę i nie chcą oddać. Och no i jak tu żyć bez zabaweczki?
„Dorastać, to znaczy popełniać błędy, ale nie można bać się żyć.”
W każdym razie... bohaterowie są płytcy jak talerze, ich wypowiedzi są pełne
sztuczności, a opisy autorki? Tragedia. Co mnie za przeproszeniem, obchodzi, że
dziewczyna po raz kolejny ubiera swoją ulubioną bluzeczkę, którą, nawiasem
mówiąc, można by sprzedać w sklepie dla dzieci? Fabuła to czysta okrutność ze
strony autorki. Wszystko słodkie, piękne i proste. Aż wieje tym szczęściem. Oczywiście
nie może zabraknąć idealnego chłopaka, który nie interesował
się żadną dziewczyną dopóki nie spotkał JEJ. Przyznam, że Michael jest w pewien
sposób intrygujący, tak samo Vincent i jego dziewczyna, ale nie oczarowali mnie
na tyle aby moja ocena wynosiła więcej niż obecna.
„Potrzeba czasu i wysiłku, by coś stworzyć, ale w jednej chwili wszystko może się rozpaść jak zamek z piasku.”
Jeśli jesteśmy już przy tej książce to nie będę opisywać akcji, ponieważ
zwyczajnie jej tam nie było. Wszystko skupiało się wokół "nieśmiałego uczucia", które połączyło gwiazdę -
Michaela, z naszą szarą myszką i jakiegoś kosmicznego wątku paranormalnego,
który ani odrobinę mnie nie zaciekawił. Gotyckiego klimatu również nie
wyczułam, więc... Dwa słowa: Nie polecam. Nie mam pojęcia za co były te
wszystkie pozytywne opinie...
Pozdrawiam,
Sherry
2/10
Oj tak... To była baaaardzo słaba książka, która denerwowała mnie na każdym roku. :(
OdpowiedzUsuńMnie też. :(
UsuńPozdrawiam,
Sherry