Źródło |
Tytuł: Baśniarz
Autorka: Antonia Michaelis
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 5 lipca 2012
Liczba stron: 397
Sporo czasu myślałam
nad tą recenzją. Zastanawiałam się, w jaki sposób przenieść wszystkie swoje
spostrzeżenia na temat tej książki do recenzji i doszłam do wniosku, że i tak
pewnie mi się ten zabieg nie uda, więc nawet nie ma co się wysilać. Choć
próbować można. W związku z tym, zapraszam do lektury notki, poświęconej
powieści niemieckiej autorki - Antonii Michaelis.
„- Czasem mam problem z odróżnieniem szczęścia od smutku - szepnęła. - Czy to nie dziwne? Czasami po prostu nie wiem, czy jestem szczęśliwa, czy smutna. Tak jest, jak myślę o tobie.”
Źródło |
Na czym zasadniczo
skupia się fabuła? Tak, od tego chyba trzeba zacząć. A więc główną bohaterką
jest Anna, aczkolwiek narracja jest trzecioosobowa, także mamy możliwość
poznania także punktu widzenia innych postaci. To jest naprawdę dobre wyjście,
ponieważ skupiając się wyłącznie na Annie, przegapilibyśmy wiele wskazówek i
cennych informacji. Ale wracając do wątku: Anna jest maturzystką, gra na
flecie, uczy się wzorcowo, a na studia chce jechać do Londynu. Jej życie ulega
zmianie przez... właściwie to przez głupią, szmacianą lalkę znalezioną
przypadkowo w klasie. Czyż to nie dziwny powód do rozwinięcia akcji? Dla
autorki "Baśniarza" nie ma nic niemożliwego. Dzięki lalce i
swojej ciekawości, Anna poznaje tego, od którego powinna trzymać się z daleka.
Tego, który nie ma z "jej" ułożonym światem, nic wspólnego. Abel
Tannatek - polski handlarz pasmanterią - jak to o nim się mówi, okazuje się
właścicielem zagubionej zabawki. A właściwie... nie całkiem on, a jego młodsza
siostra, ale to właśnie fascynacja chłopakiem, sprawia, iż główna bohaterka
miesza się w życie Tannateków, niszcząc ich rutynową codzienność.
„Ale za słowami czyhała ciemność, ciemność jaka panuje we wszystkich baśniach. Dopiero później, dużo później, zbyt późno zrozumie, że ta baśń była śmiertelnie niebezpieczna.”
Źródło |
O co chodzi z tytułem książki? Baśniarzem w książce, jest nie kto inny, jak Abel, który słowami tworzy nową rzeczywistość gdzie wszystkie wydarzenia z życia codziennego kształtują się na nowo i osiągają wręcz magiczną moc. Fabuła powieści Antonii Michaelis toczy się zatem na dwóch płaszczyznach. Tej, w której brutalność, przemoc, smutek, cierpienie i zwykła szkoła mieszają się z tajemniczymi morderstwami i drugiej, gdzie bohaterowie mierzą się z problemami o podłożu można powiedzieć... metaforycznym. Mającym swe źródło w normalnym życiu. Trudno mi dokładnie wyjaśnić tę zależność, bowiem ten zabieg - przeplatania, niczym w pajęczynie, nitek realności i baśni był tak genialny i niespodziewany, że do końca czytelnik nie może być pewien co jest prawdą a co fikcją. Muszę przyznać, że bywały momenty (w końcowych dwóch rozdziałach), iż sama się gubiłam, myśli Anny mnie przytłaczały, a w tle słyszałam tylko słowa Abela układające się w historię, która miała swój początek, właściwie... niewinny. Okazuje się jednak, że wystarczy parę sytuacji, parę emocji, miłość - by raz na zawsze, wszystko uległo zmianie.
„Na dnie morza widziałem leżące słowa, tysiące słów, wraki zdań, pytania i odpowiedzi, które nigdy nie dotarły do celu...”
Źródło |
Skoro już mniej więcej
wiecie o czym jest fabuła w normalnym znaczeniu tego słowa, teraz ja wam
powiem, o czym moim zdaniem opowiada ta książka. To nie jest romans, gdzie
dziewczyna z dobrego domu spotyka outsidera, przełamują się pierwsze lody, a
później miłość, happy end i żegnamy. Owszem - mamy tu wzorową uczennicę - Annę,
jedynaczkę, żyjącą w bańce własnych myśli, przytłoczoną nadmiarem melancholii,
uwięzioną między swoimi myślami. Ale jest też Abel - samotny, zimny,
niebezpieczny Abel, u którego Anna zaczyna odkrywać inne cechy, kryjące się
głęboko w sercu chłopaka. Ich kontrast pomaga zrozumieć czytelnikowi, jak czuje
się osoba, skazana na samotność. Autorka pokazuje widzom, iż mimo że może kast
społecznych nie ma już w naszej codzienności, pewni ludzie po prostu są
odrzucani, ponieważ wydają się nie pasować do perfekcyjnego środowiska ludzi,
którzy nie mają większych zmartwień od tego kto się z kim prześpi, kto z kim
pójdzie się schlać, czy kto będzie zakuwał w piątek historię do egzaminu. W
powieści, może na to nie wygląda na pierwszy rzut oka, ale poruszane są bardzo ważne
tematy i problemy społeczeństwa. Są one stałym tłem dla historii, gdzie baśń
pozbawia ludzi wszelkich złudzeń... Gdzie fikcja jest ostatnią drogą
ucieczki...
„Baśniarzu, dokąd żegluje ten statek, na którego pokładzie się znajdujemy? Dokąd prowadzi twoja baśń? Kto płynie czarnym statkiem? Czy poleje się jeszcze więcej krwi?"
Źródło |
Nie będę obijać w bawełnę
- Anna jest niemalże moim odzwierciedleniem. Za dużo myśli, stanowczo za często
daje się ponieść fantazji, to co się dzieje w jej głowie, wielu określiłoby
zalążkiem depresji. Skryta w sobie, chowająca w głębi siebie uczucia,
ciekawska, po prostu urocza. Nie sądziłam, by kiedykolwiek, którykolwiek autor
potrafił w tak dosadny sposób przedstawić bohaterkę i uchwycić przy niej to co
tkwi także w czytelniku - we mnie. Abel, od początku jawi się nam jako ktoś
kogo normalna osoba powinna unikać, od którego towarzystwa powinno się
stronić... Niebezpieczny, tajemniczy, o lodowato niebieskich oczach, z których
bije chłód... Jest jeszcze Michi - młodsza siostra Tannateka, promień słońca,
iskra życia w ponurej, smutnej historii przedstawionej przez niemiecką autorkę.
Akcja książki toczy się w czasie około zimowym, więc nie brakuje zamarzających
dłoni, szczękania zębami i śniegu, ale to jak niesamowicie realistycznie został
wykreowany klimat, genialny nawiasem mówiąc, potwierdza fakt, iż czytając
książkę, czułam autentyczne zimno promieniujące z kartek "Baśniarza".
Jakim prawem autor może wzbudzać w czytelniku takie emocje?
„Jak się zna kogoś całe życie, to można zobaczyć go nawet w ciemności.”
Takich książek jak ta,
nie powinno się oceniać, ponieważ... ja osobiście nie jestem w stanie wystawić
oceny. Myślę, że nie ma skali według, której można by ocenić tą książkę. Nie ma
listy, do której można by ją podporządkować. W stosunku do tej powieści nie
można też mówić o jakimś stylu autorki. Bo całą uwagę czytelnika, Antonia
Michaelis skupia na szaleńczej podróży z baśni, na realnej walce o tych,
których najbardziej się kocha... Zakończenie. Jeśli miałabym opisać wszystko to
co myślę, o samym zakończeniu - o dwóch ostatnich rozdziałach, mogłaby powstać
z tego osobna notka. Powiem tylko, że łzy się polały, a ja z całą
stanowczością, jestem zachwycona. Zachwycona książką. Zachwycona geniuszem, z
jakim się zetknęłam, czytając tę, z pozoru prostą książeczkę. Zakochana w
baśni, ogarnięta melancholią, zagubiona w myślach, żegnam się z wami, a
powieść... polecam? W stosunku do tego co przeżyłam, to słowo wydaje się zbyt
banalne.
No, dobra
skoro już miałabym
ocenić...
10/10
(mimo, że pojawiły się
błędy w korekcie)
Źródło |
A w tym miejscu,
pragnę podziękować Staw Cherry,
dzięki której w ogóle zainteresowałam się tą książką. Pamiętam, jak po
przeczytaniu jej recenzji, od razu miałam ochotę pobiec do księgarni i myślę,
że to głównie ciekawości i tej fascynacji utrzymującej się po odwiedzeniu Straw,
"Baśniarz" w końcu został przeze mnie kupiony i przeczytany.
Mam nadzieję, że moja recenzja wywoła u was podobne uczucia, bo naprawdę nie
chciałabym, żebyście przegapili tak wyjątkową lekturę...
Ach, i jeszcze! Dzięki Patko,
że swoją recenzją powyższej pozycji, wręcz zmusiłaś mnie do powrócenia do
porzuconej książki, która leżała sobie na biurku taka nieprzeczytana... Koniec
końców okazuje się, że mamy podobne zdanie? :)
Także dziękuję
serdecznie! ♥
Pozdrawiam,
Sherry
„- Co ci leży na sercu?
- Nic - odpowiedziała i po chwili dodała: - Świat. (...)
- Tak - odparł Magnus. - Tak wyglądasz, jakby świat leżał ci na sercu.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz