Źródło |
Tytuł: Upadłe Anioły. Misja
Autorka: J.R. Ward
Seria: Upadłe Anioły
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 3 luty 2014
Liczba stron: 456
Źródło |
J.R. Ward nie jest
debiutantką na rynku wydawniczym. Wcześniej zasłynęła już swoją serią
paranormalnych romansów: Bractwo
Czarnego Sztyletu, która zyskała sympatię wielu kobiet. Mnie osobiście, nie
dane było zapoznać się jak dotąd ze wspomnianym wcześniej cyklem, aczkolwiek
jestem pewna, że w pewnym momencie, moje czytelnicze drogi ponownie zetkną się
z tą autorką. Dziś natomiast, chciałabym opowiedzieć wam co nieco o całkiem
nowej serii powieściowej pisarki, gdzie zamiast wampirów mamy anioły, zamiast
wysysania krwi, dostajemy odwieczną bitwę ze złem. A dopełnieniem mają pozostać
skomplikowane emocje, relacje i uczucia wiążące ze sobą bohaterów. Zapraszam do
recenzji.
„Tak właśnie działa śmierć.Człowiek zastyga pośrodku wiru codzienności, zaklęty w milczącym bezruchu.”
Źródło |
Jim Heron jest prawie-ale-przemilczmy-żeby-nie-zarobić-w-czachę-czterdziestoletnim
mężczyzną, typu bad guy,
który ma za sobą tajemniczą przeszłość, a przed sobą równie tajemniczą
przyszłość. Kiedy w pewnym momencie, zostaje mianowany na wysłannika niebios, nie
kryje ironii sytuacji, zwłaszcza że znacznie odbiega od wzorca niebiańskiego
wojownika. Nie jest święty, lubi korzystać z uciech życia ziemskiego i wcale a
wcale nie ma zamiaru z nich rezygnować. Pojęcie grzechu traktuje bardzo elastycznie. Tymczasem
to właśnie na jego ramiona spada ciężar uratowania siedmiu dokładnie dusz, by
przechylić szalę zwycięstwa na stronę dobra lub zła. Jim akurat będzie miał to
szczęście, czy też nieszczęście (zależy od której strony patrząc), pracować dla
tych prawych i miłosiernych (a przynajmniej teoretycznie). Pierwszą duszą do
odratowania jest Vin - bogaty biznesmen o zimnym sercu, dla którego nie liczy
się nic z wyjątkiem pieniędzy. Żeby skomplikować fabułę, autorka stawia na
drodze Vina i Jima dwie piękne kobiety, przy czym obydwie skrywają tajemnice, a
przynajmniej jedna z nich ma na sumieniu coś więcej niż tylko zdrada
ukochanego...
Źródło |
Skoro już przy
objaśnianiu fabuły napomknęłam o postaciach, może chwilowo w tym miejscu się
zatrzymam i przyjrzę temu bliżej. Kreacja bohaterów jako tako nie wypadła źle.
Powiem wam, że całość robiła dobre wrażenie, zwłaszcza gdy fabuła nabierała
ostrości, a ze szkicu tworzył się twór z prawdziwego zdarzenia. Wmieszanie w
książkę aniołów i zjawisk paranormalnych było ciekawym pomysłem i szalenie
zaimponowało mi, takie przedstawienie wojny dobra ze złem. Widać na pierwszy
rzut oka, że J.R. Ward umie pisać o paranormalach, co więcej - sprawia jej to
przyjemność! Czytelnik idealnie odnajdywał się w pokręconym świecie demonów,
aniołów, wizji i czego tam jeszcze. Zabrakło mi... informacji, drugiego dna i
odkrywania natury tych ponadludzkich istot, aczkolwiek liczę, że w kolejnych
tomach, autorka da nam możliwość poznania odpowiedzi na choćby kilka z pytań,
które mogły nawinąć się czytelnikowi podczas czytania tomu pierwszego. W
"Upadłych aniołach", główne role grały trzy osoby. A właściwie trzy
łamane przez cztery. Jim, Vin - z oczywistych powodów, Marie-Terese i jeszcze
Devina (tak na deser), dzięki czemu czytelnik mógł śmiało śledzić losy
ulubieńca, nie obawiając się, iż zapomni o pozostałych postaciach. Uwierzcie mi
- nie ma takiej opcji. Bohaterowie J.R. Ward zapadają w pamięć.
„Bywa, że znajdujemy to, czego nam trzeba, bez szukania.”
Źródło |
Jeśli chodzi o
narrację to w książce napotykamy trzecioosobową, w dodatku skupiającą się na
wszystkich głównych bohaterach, także mamy możliwość zapoznawania się z nimi i
ich sposobem myślenia. Na plus na pewno zasługuje pomysł na fabułę - siedem dusz,
siedem szans na zakończenie wojny Dobro vs Zło. Interesująca perspektywa no i
wspaniały przewodnik po paranormalnym świecie - Jim! Uwierzcie na słowo, że
zapałałam do niego sympatią już w pierwszym rozdziale. Wydaje mi się, że jego
raczej trudno jest nie polubić. Akcja nie mknie do
przodu, nie ma trzymających w napięciu scen, ani żywotnej dynamiki, aczkolwiek
mimo wszystko, historia jest na tyle interesująca, że czytelnik z niemałą
ciekawością i przyjemnością do niej powraca. Na łamach tego tworu nie zabraknie
oczywiście, jako iż to paranormal-romance - romansu! W dodatku naprawdę
ciekawie i pomysłowo przedstawionego. Między bohaterami czuć chemię i
magnetyzm, co tylko cieszy czytelnika. Po wszystkich tych łzawych,
młodzieżówkach mam dość wymuszonego, sztucznego uczucia. Na szczęście J.R. Ward
ma już w romansach wprawę i to czuć.
Źródło |
Cóż jeszcze mogę
dodać? W książce nie brakuje wulgaryzmów i scen erotycznych, które jednak nie
są wpychane nachalnie i na siłę, żeby udowodnić jaką to autorka ma wyobraźnie
(jak już się zdarzało w pararmal-romance). Na minus na pewno tutaj zaliczę
korektę tekstu. Okropne pomyłki w imionach, rozdzielanie zdań, dialogów -
tragedia, aczkolwiek o ile na początku to strasznie rzucało się w oczy,
później, w miarę upływu czasu i kartek, jakoś zanikało wśród niezłej całości.
Ostatnie sto stron jest naprawdę wciągające i czytelnik praktycznie nie umie
oderwać się od treści. Zakończenie pozostawia natomiast czytelnika w przyjemnym
stanie niedosytu, pełnego nadziei, że kolejny tom będzie tylko lepszy i nie
zawiedzie fanów. Ja z całą pewnością na kontynuację będę czekała, może nie z
utęsknieniem, ale na pewno z niemałą ciekawością. Książkę polecam spragnionym
romansu na dobrym poziomie osobom, które lubią od czasu do czasu przeczytać
pozycję z tego gatunku. Myślę, że może "Upadłe anioły" nie przyprawią
was o dreszcze oraz zawroty głowy, ale na pewno umilą popołudnie i sprawią, że
bardzo przychylnie będzie patrzeć na twory J.R. Ward. Poza tym... anioły. Któż
nie chciałby przeżyć przygody u boku Jima i tych niebiańskich istot?
7/10
Pozdrawiam,
Sherry
Za możliwość
przeczytania tej niezwykle przyjemnej książki, serdecznie dziękuję, wspaniałemu
Wydawnictwu Videograf!
„Niektórzy mężczyźni potrafią sprawić, że robi ci się gorąco, nawet gdy ich słowa tchną powagą i nie ma w nich żadnych podtekstów seksualnych.”
Źródło A tu takie zdjątko pana, żeby pozostać w klimacie... :D |
Stwierdzam, iż jestem dziwna. Na miniaturce myślałam, że na okładce są dwa dinozaury, wiesz, te z długimi szyjami D:
OdpowiedzUsuńA co do książki to ciekawa koncepcja, chętnie sięgnę, bo rzadko czytam książki, gdzie bohater jest tak...dojrzały ^^
Haha :D Oficjalnie ogłaszam, że jestem zauroczona twoją wyobraźnią ^^
UsuńJa również, powiem szczerze, częściej sięgam po książki gdzie główne skrzypce gra nastolatek, najczęściej osiemnasto/dzięwiętnastolatek, głównie dlatego, że powieści z dojrzalszymi ludźmi mają inny... klimat? Do którego po prostu nie jestem przyzwyczajona. :) Niemniej, trzeba wszystkiego spróbować i poszerzać horyzonty ^^
Pozdrawiam,
Sherry
Bardzo lubię BCS, więć po kolejną książkę autorki sięgnę na pewno. Jednak na szaleństwo się nie nastawiam ;) Specyficzny styl Ward jest dość przewidywalny, raczej mnie nie zaskoczy, ale przyjemnie zajmie czas.
OdpowiedzUsuńTo jest dokładnie ten typ książki. Na miłe popołudnie i odreagowanie :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry