Źródło |
Tytuł: Przebudzenie
Arkadii
Oryginał: Arcadia
Awakens
Autor: Kai
Meyer
Trylogia: Arkadia
Tom 1
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 23 październik 2013
Liczba stron: 448
Źródło |
Rosa
Alcantar jest kłopotliwą nastolatką. Odkąd tylko stawia stopę na Sycili czuje
się jak w starym filmie. Szofer, obierający na lotnisku nowo poznanego
chłopaka, rozpadające siępallazo jej
ciotki, tajemnicze plotki krążące po wyspie no i wisienka na torcie: mafijna
wojna pomiędzy dwoma klanami Alcantarów i Carnevarów, walczących ze sobą od
pokoleń. Naturalny urok, chłodna postawa i elegancja Alessandro Carnevar
przyciągają ku niemu Rosę, jak światło ćmę. Wszystko byłoby w porządku, gdyby
nie fakt, że ich rodziny są wrogami, a na chłopaku ciąży prastare dziedzictwo i
masa obowiązków. Fascynacja jaką obydwoje siebie obdarzają sprowadza na nich
ciąg zdarzeń, o których Rosa, jak dotąd mieszkająca w Nowym Jorku, nie miała
pojęcia. Na wyspie bowiem świat żyje swoimi własnymi prawami, a wśród
okolicznych rodzin krąży klątwa... Śródziemnomorski mit na nowo budzi się do życia.
Czy Rosa jest gotowa by stać się jego częścią?
„Życie jest niesprawiedliwe, a śmierć to prawdziwa dziwka."
Źródło |
Muszę
przyznać, że do książki przyciągnęła mnie niesłychanie ładna okładka i pomysł
na fabułę. Z autorem jak dotąd nie miałam styczności, choć z tego co niedawno
czytałam wiem, że na swoim koncie ma już kilka książek, nie tylko fantasy ale i
historyczno-przygodowych. "Arkadia" to jego nowa, młodzieżowa
trylogia, w której oprócz Śródziemnomorskiego klimatu można napotkać również
zalążki mitologii. Sama fabuła pozostawia wiele do życzenia i choć akcja ciągnie
się początkowo bardzo mozolnie i leniwie, a mnóstwo tak zwanych
"odkryć" czytelnik może przewidzieć już po pierwszych rozdziałach, to
zapoznawanie się ze światem mafii, bossów i wszystkiego co związane, jest na
swój sposób urzekające. Sama Rosa jest ciekawą postacią, której zachowanie
można na wiele czynników rozkładać i interpretować. Na swój sposób irytująca,
ale bardzo... realna. Myślę, że to co mi się w niej najbardziej podobało to
fakt, iż obydwie jesteśmy do siebie niesamowicie podobne! A przynajmniej w kwestii
charakteru, bo akurat w przeciwieństwie do niej - uwielbiam herbatę. Niemniej
jednak, parę razy czytając powieść miałam ochotę udusić ją własnymi rękoma, a w
innych dziwiłam się, że jestem aż tak do niej przywiązana. Niezłomna wola
walki, spryt, odwaga, pyskatość, pesymizm i czysta złośliwość płynąca z samego
faktu bytowania na ziemi... Spodobało mi się to, ponieważ te same cechy mogę
obserwować codziennie, patrząc do lustra. Rosa nie była jedną z tych naiwnych,
głupich bohaterek, które czekają aż ktoś coś zrobi z ich problemami. Panna
Alcantar, mimo iż parę razy miewała "załamania", w gruncie rzeczy
była niesamowicie waleczna, a los trzymała w swoich rękach.
„- To śmieszne! - odparł mężczyzna, nie patrząc Rosie w twarz. (...)
- Dopiero będzie śmiesznie - powiedziała Rosa uspokajająco. - Bez obaw.”
Źródło |
Alessandro
niemal od razu spodobał mi się jako bohater, choć bardzo sceptycznie
podchodziłam do wątku miłosnego, z nim w roli głównej. Na szczęście moje obawy
okazały się nieuzasadnione, bo o ile w innych powieściach tego typu, to
bohaterki są bardziej chętne do związku, w tym - to właśnie Rosa broniła się
rękami i nogami przed jakimkolwiek uczuciem. Związek z wrogiem? I w dodatku tak
bezczelnym, tak chłodnym, tajemniczym, kłamliwym i irytującym? Broń Boże!
Uczucie między nastolatkami narastało, a ci dojrzali jak na swój wiek nie
dawali mu się wciągnąć do końca. Na głowie mieli zresztą poważniejsze sprawy.
Wojna między klanami, potyczki w rodzinie Carnevarów, czy choćby tajemnice,
skutecznie ich od siebie oddalały. Nie wiem czy też winnym był fakt, iż
mężczyzna pisał tę powieść, czy też cokolwiek innego, ale tego typu
przedstawienie wątku miłosnego bardzo przypadło mi do gustu, choć pewnie jestem
w tej kwestii wyjątkiem. Do wad tego utworu trzeba zaliczyć przewidywalność.
Niestety na tej płaszczyźnie autor się nie popisał. Zaledwie kilka razy udało
mu się mnie zaskoczyć, a niestety nie lubię z góry wiedzieć jak potoczy się
akcja. Przez kilkanaście pierwszych rozdziałów, gdy Rosa przyzwyczaja się do
nowego otoczenia praktycznie nic się nie dzieje, ale na szczęście później
tajemnice powoli zaczynają wyglądać na światło dzienne i zaczyna się prawdziwy tok
fabuły. Mimo wszystko, czytelnik nie odczuwa jakichś nadmiernych emocji, a
jedyne do czego może się przywiązać to Alessandro i oczywiście Rosa. Muszę
przyznać, że niektórzy bohaterowie spoza pary głównych postaci, również mnie
zainteresowali, ale nie na tyle, bym mogła z jakimiś wielkimi emocjami
wyczekiwać wzmianek na ich temat.
Książka
może nie jest obfita w wymyślną akcję czy niesamowicie przerażające czy
zapierające dech w piersi wydarzenia, niemniej nie da się jej odmówić
oryginalnego pomysłu oraz potencjału. Czyta się ją w błyskawicznym tempie,
ubywania kolejnych stron nie czuć. Czytelnik całkowicie się rozluźnia przy
czytaniu, zapominając o zewnętrznym świecie, pozwalając, by w jego głowie
rozbłysł Sycylijski klimat. Połączenie zatargów mafijnych i mitologii, a także
romansu, było niesamowite i muszę przyznać, że jestem urzeczona taką mieszanką.
I mimo, iż zakończenie do jakichś super niespodzianek zaliczyć nie można, to z
przyjemnością sięgnę po drugą część, kiedy już takowa się pojawi. Ale podsumowując:
powieść jest przesympatyczna, miła i przyjemna. Na jesienne wieczory idealna.
Lekkość z jaką autor przeprowadził czytelnika przez ponad czterysta stron,
sprawia, że w tej chwili bardzo ciepło myślę o panu Meyer i mam nadzieję, że
druga część trylogii będzie tylko lepsza.
7/10
Pozdrawiam,
Sherry
Czy to nie przypomina trochę s"Romea i Julii"? Dwa skłócone rody i miłość pomiędzy ich przedstawicielami...no oczywiście nie biorąc pod uwagę żadnej mafii itp ^^ Książka wydaje się ciekawa, ale pewnie na razie sobie odpuszczę, znów wątek miłosny i do tego ciągnąc się akcja, nawet tylko na początku, mnie odstraszają. Coś ostatnio nie mam cierpliwości, choć obecnie czytam typowy PR, ale już mnie drażni trochę (tak, moje obietnice, co do odstawienia tego gatunku poszły w las).
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, mamy tutaj trochę kompleks "Romea i Julci", aczkolwiek bez końcowych dramatów ^^ Choć w sumie... nie do końca. No popatrz, zwróciłaś uwagę na taką oczywistość, a ja teraz mam okazję do rozmyślań ^^
UsuńUwierz, nie tylko tobie się nie udało odłożyć PR. Ja także przyrzekałam sobie, że skończę czytać takie głupawe historyjki, albo przynajmniej będzie ich o wiele mniej, a tu lipa. Ale pocieszę cię, to nie nasza wina. Tyle tego teraz wydają, że nie ma jak przed tym uciec. :)
Pozdrawiam,
Sherry