sobota, 24 maja 2014

"Przebudzenie Arkadii" - Kai Meyer

Źródło
Tytuł: Przebudzenie Arkadii
Oryginał: Arcadia Awakens
Autor: Kai Meyer
Trylogia: Arkadia 
Tom 1
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 23 październik 2013
Liczba stron: 448

Źródło
Rosa Alcantar jest kłopotliwą nastolatką. Odkąd tylko stawia stopę na Sycili czuje się jak w starym filmie. Szofer, obierający na lotnisku nowo poznanego chłopaka, rozpadające siępallazo jej ciotki, tajemnicze plotki krążące po wyspie no i wisienka na torcie: mafijna wojna pomiędzy dwoma klanami Alcantarów i Carnevarów, walczących ze sobą od pokoleń. Naturalny urok, chłodna postawa i elegancja Alessandro Carnevar przyciągają ku niemu Rosę, jak światło ćmę. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ich rodziny są wrogami, a na chłopaku ciąży prastare dziedzictwo i masa obowiązków. Fascynacja jaką obydwoje siebie obdarzają sprowadza na nich ciąg zdarzeń, o których Rosa, jak dotąd mieszkająca w Nowym Jorku, nie miała pojęcia. Na wyspie bowiem świat żyje swoimi własnymi prawami, a wśród okolicznych rodzin krąży klątwa... Śródziemnomorski mit na nowo budzi się do życia. Czy Rosa jest gotowa by stać się jego częścią?

„Życie jest niesprawiedliwe, a śmierć to prawdziwa dziwka."

Źródło
Muszę przyznać, że do książki przyciągnęła mnie niesłychanie ładna okładka i pomysł na fabułę. Z autorem jak dotąd nie miałam styczności, choć z tego co niedawno czytałam wiem, że na swoim koncie ma już kilka książek, nie tylko fantasy ale i historyczno-przygodowych. "Arkadia" to jego nowa, młodzieżowa trylogia, w której oprócz Śródziemnomorskiego klimatu można napotkać również zalążki mitologii. Sama fabuła pozostawia wiele do życzenia i choć akcja ciągnie się początkowo bardzo mozolnie i leniwie, a mnóstwo tak zwanych "odkryć" czytelnik może przewidzieć już po pierwszych rozdziałach, to zapoznawanie się ze światem mafii, bossów i wszystkiego co związane, jest na swój sposób urzekające. Sama Rosa jest ciekawą postacią, której zachowanie można na wiele czynników rozkładać i interpretować. Na swój sposób irytująca, ale bardzo... realna. Myślę, że to co mi się w niej najbardziej podobało to fakt, iż obydwie jesteśmy do siebie niesamowicie podobne! A przynajmniej w kwestii charakteru, bo akurat w przeciwieństwie do niej - uwielbiam herbatę. Niemniej jednak, parę razy czytając powieść miałam ochotę udusić ją własnymi rękoma, a w innych dziwiłam się, że jestem aż tak do niej przywiązana. Niezłomna wola walki, spryt, odwaga, pyskatość, pesymizm i czysta złośliwość płynąca z samego faktu bytowania na ziemi... Spodobało mi się to, ponieważ te same cechy mogę obserwować codziennie, patrząc do lustra. Rosa nie była jedną z tych naiwnych, głupich bohaterek, które czekają aż ktoś coś zrobi z ich problemami. Panna Alcantar, mimo iż parę razy miewała "załamania", w gruncie rzeczy była niesamowicie waleczna, a los trzymała w swoich rękach.

„- To śmieszne! - odparł mężczyzna, nie patrząc Rosie w twarz. (...) 
- Dopiero będzie śmiesznie - powiedziała Rosa uspokajająco. - Bez obaw.” 

Źródło
Alessandro niemal od razu spodobał mi się jako bohater, choć bardzo sceptycznie podchodziłam do wątku miłosnego, z nim w roli głównej. Na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione, bo o ile w innych powieściach tego typu, to bohaterki są bardziej chętne do związku, w tym - to właśnie Rosa broniła się rękami i nogami przed jakimkolwiek uczuciem. Związek z wrogiem? I w dodatku tak bezczelnym, tak chłodnym, tajemniczym, kłamliwym i irytującym? Broń Boże! Uczucie między nastolatkami narastało, a ci dojrzali jak na swój wiek nie dawali mu się wciągnąć do końca. Na głowie mieli zresztą poważniejsze sprawy. Wojna między klanami, potyczki w rodzinie Carnevarów, czy choćby tajemnice, skutecznie ich od siebie oddalały. Nie wiem czy też winnym był fakt, iż mężczyzna pisał tę powieść, czy też cokolwiek innego, ale tego typu przedstawienie wątku miłosnego bardzo przypadło mi do gustu, choć pewnie jestem w tej kwestii wyjątkiem. Do wad tego utworu trzeba zaliczyć przewidywalność. Niestety na tej płaszczyźnie autor się nie popisał. Zaledwie kilka razy udało mu się mnie zaskoczyć, a niestety nie lubię z góry wiedzieć jak potoczy się akcja. Przez kilkanaście pierwszych rozdziałów, gdy Rosa przyzwyczaja się do nowego otoczenia praktycznie nic się nie dzieje, ale na szczęście później tajemnice powoli zaczynają wyglądać na światło dzienne i zaczyna się prawdziwy tok fabuły. Mimo wszystko, czytelnik nie odczuwa jakichś nadmiernych emocji, a jedyne do czego może się przywiązać to Alessandro i oczywiście Rosa. Muszę przyznać, że niektórzy bohaterowie spoza pary głównych postaci, również mnie zainteresowali, ale nie na tyle, bym mogła z jakimiś wielkimi emocjami wyczekiwać wzmianek na ich temat. 

Książka może nie jest obfita w wymyślną akcję czy niesamowicie przerażające czy zapierające dech w piersi wydarzenia, niemniej nie da się jej odmówić oryginalnego pomysłu oraz potencjału. Czyta się ją w błyskawicznym tempie, ubywania kolejnych stron nie czuć. Czytelnik całkowicie się rozluźnia przy czytaniu, zapominając o zewnętrznym świecie, pozwalając, by w jego głowie rozbłysł Sycylijski klimat. Połączenie zatargów mafijnych i mitologii, a także romansu, było niesamowite i muszę przyznać, że jestem urzeczona taką mieszanką. I mimo, iż zakończenie do jakichś super niespodzianek zaliczyć nie można, to z przyjemnością sięgnę po drugą część, kiedy już takowa się pojawi. Ale podsumowując: powieść jest przesympatyczna, miła i przyjemna. Na jesienne wieczory idealna. Lekkość z jaką autor przeprowadził czytelnika przez ponad czterysta stron, sprawia, że w tej chwili bardzo ciepło myślę o panu Meyer i mam nadzieję, że druga część trylogii będzie tylko lepsza. 

7/10

Pozdrawiam,
Sherry


2 komentarze:

  1. Czy to nie przypomina trochę s"Romea i Julii"? Dwa skłócone rody i miłość pomiędzy ich przedstawicielami...no oczywiście nie biorąc pod uwagę żadnej mafii itp ^^ Książka wydaje się ciekawa, ale pewnie na razie sobie odpuszczę, znów wątek miłosny i do tego ciągnąc się akcja, nawet tylko na początku, mnie odstraszają. Coś ostatnio nie mam cierpliwości, choć obecnie czytam typowy PR, ale już mnie drażni trochę (tak, moje obietnice, co do odstawienia tego gatunku poszły w las).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, mamy tutaj trochę kompleks "Romea i Julci", aczkolwiek bez końcowych dramatów ^^ Choć w sumie... nie do końca. No popatrz, zwróciłaś uwagę na taką oczywistość, a ja teraz mam okazję do rozmyślań ^^
      Uwierz, nie tylko tobie się nie udało odłożyć PR. Ja także przyrzekałam sobie, że skończę czytać takie głupawe historyjki, albo przynajmniej będzie ich o wiele mniej, a tu lipa. Ale pocieszę cię, to nie nasza wina. Tyle tego teraz wydają, że nie ma jak przed tym uciec. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń