niedziela, 25 maja 2014

Film: Pakt milczenia

źródło
Tytuł: Pakt milczenia
Oryginał: The Covenant
Typ: Film 
Czas trwania: 1 godz. 37 min.
Data premiery: 10 listopada 2006
Gatunek: Fantasy, Horror

Już na samym wstępie pragnę zaznaczyć, iż naprawdę nie cierpię horrorów. Może dlatego, że fakt, iż głupi film może mnie niepokoić, nieco denerwuje? Nie wiem w czym tkwi problem, jednak zazwyczaj z tym gatunkiem po prostu nie mam do czynienia. Znalazłszy, już jakiś czas temu, wzmiankę o "Pakcie milczenia" zainteresowałam się nim, ale dopiero ostatnio coś mnie tchnęło i włączyłam sobie film, mimo mojej niechęci do horrorów. Czy po obejrzeniu, przełamałam się jakoś? Czy coś się zmieniło? Zapraszam na recenzję!


źródło
Fabuła

Film opowiada historię czterech młodzieńców, związanych ze sobą niezwykłym rodowodem. W XVII wieku, pięć rodzin posiadających niezwykłe zdolności, dla bezpieczeństwa nawiązały między sobą tak zwany "Pakt milczenia", który miał być gwarancją ochrony oraz spokoju dla jej członków. Czwórka przyjaciół, potomkowie rodzin, które zawarły pakt spokojnie żyje sobie we współczesnych czasach, dopóki ktoś niespodziewanie zaczyna naprzykrzać się mieszkańcom miasta, poczynając od morderstwa. Kto jest tajemniczym zabójcą, niekontrolującym swojej mocy? Czy przyjaźń, wręcz braterska miłość okaże się silniejsza niż podejrzenia, zarzuty czy też spór o dziewczynę? Może okazać się bowiem, że dawno skrywane tajemnice ujrzą światło dzienne, a nad młodzieńcami zawiśnie niebezpieczeństwo złamania paktu... 

źródło
Może na początek napiszę co sądzę o ogólnie całym zarysie fabuły. Myślę, że pomysł był naprawdę niesamowicie ciekawy wymyślony - zwłaszcza jak na 2006 rok, kiedy jeszcze książki typu paranormal-romance i te sprawy, nie były aż tak popularne. Domyślam się, że tym, którzy produkcję widzieli przed paroma laty, mogła się ona wydawać nadzwyczajna i nad wyraz oryginalna, jednak jak na te czasy... film wypadł... przeciętnie. Strasznie spodobało mi się to "braterstwo" między czwórką młodzieńców (o nich za chwilę), aczkolwiek w miarę rozwoju fabuły coraz bardziej zaczęło mnie denerwować zanikanie zaufania i lojalności. Jakby nie było, czwórca naszych "nazdwyczajnych" chłopców znała się od urodzenia i powinni niejako na sobie polegać. Ale idealnie nie będzie - wiadomo. Już na samym początku w filmie pojawiają się też pozostali bohaterowie, którzy odegrają jakąś-tam-rolę w dalszych scenach. Sarah i te "spojrzenia" z Calebem od razu mówią widzowi co między nimi zaiskrzy w przyszłości (niedalekiej), postać Chase'a - nowego chłopaka, każe domyślać się kim ów może być, a przyjaciółka głównej bohaterki jest... jak na przyjaciółki głównych bohaterek przystało - niezwykle irytująca i naiwna. Bywa. 
  
Wielka-mała trójca

Naprawdę nie chce mi się skupiać na głównych bohaterach, ponieważ: są schematyczni, nieciekawi i do bólu przewidywalni. Ale w porządku... Caleb to typ dowódcy i strasznie mi się nie podobało, że jest jeszcze bardziej "niezwykły" od reszty, ponieważ się... rządził. Z byle czego wysnuwał jakieś szalone teorie, a zapatrzony w dziewczynę, dał rozpaść się przyjaźni, która trwała ileś-tam-lat. Nie najlepiej to o nim świadczy, prawda? Generalnie, na początku był całkiem w porządku, ale później coś się zmieniło... Jak dla mnie - za bardzo się gwiazdorzył (polecam Snickersa). A jego charakter? Nic interesującego i zapadającego w pamięć: "szlachetny", "mega przystojny", "tajemniczy", "nie umawia się z dziewczynami bo opiekuje się chorą matką", "super przyjaciel, na którym można polegać", "dowódca, który niedługo będzie kimś jeszcze ważniejszym" i te sprawy. Wiadomo o co chodzi. Atrakcyjniejsze pod względem wyglądu, wcielenie Edzia, ale tym razem bez kłów. 
Sarah z kolei... cóż. Właściwie dziewczyna była o wiele ciekawsza i nie można jej porównać do Belli czy Clary, które mnie niemiłosiernie denerwowały swoją głupotą i naiwnością. Co prawda zdarzały się momenty, że i ta blondyneczka irytowała widza, ale... właściwie jak dla mnie mogłaby nie istnieć. Nie mam o niej zdania, nie zapadła mi w pamięci, aczkolwiek muszę przyznać, że aktorka - Laura Ramsey - spisała się nieźle w swojej roli. Scena z pająkami była... koszmarna! (Czyli tak jak być powinno) Choć mogła bardziej przekonująco krzyczeć... te piski były niczym w porównaniu do odgłosów jakie ja wydaję gdy zobaczę jakieś robactwo. 

źródło
Czarny bohater, wróg numer jeden, potężny czarownik - jakkolwiek by go nie nazwać również był... schematycznym antybohaterem. Bez wyrazu, że ja to tak ujmę. Nie powiem wam kim okazał się być ten nieprzyjaciel, aczkolwiek zapewniam, że po kilku minutach filmu, część z was odgadnie o kim mowa. To była zasadnicza wada tej produkcji. Zero zaskoczenia, zero tajemnic. Wszystko od początku do końca przewidziałam. A i tak zakończenie i słodki do bólu happy end mnie zdenerwował i wydawał się po prostu... przesłodzony, naiwny i bezduszny, jak zresztą cała trójca "głównych" bohaterów. 

źródło
Drugi plan, czyli coś zaczyna się dziać

A teraz przejdźmy do części recenzji, której wprost nie mogłam się doczekać, odkąd zaczęłam pisać tą recenzję. BOHATEROWIE DRUGOPLANOWI znów uratowali film! Jeeej! A może nie bohaterowIE, a jeden, szczególny bohater... Ale dobre zostawmy na koniec, więc...

Pogue czyli najlepszy z najlepszych przyjaciół naszego kochanego, idealnego Caleba. Właściwie do pewnego momentu filmu wydawał mi się nieznaczący niczym mucha w stadzie os, ale gdy w końcu fabuła zahaczyła o jego postać... zawiódł na całej linii. Oczywiście rozumiem wiele z jego zachowań. Zazdrość, nerwowość i te sprawy, ale na litość Zeusa! Jak można być aż tak porywczym i nierozważnym? Bez kitu. Czy ta postać w ogóle została obdarzona rozumem? Przy oglądaniu Pogue, wydawał mi się takim nic irytującym człowieczkiem stworzonym tylko po to, by główny bohater miał się komu wyżalić i wypłakać w koszulę. A i nie zapominajmy o tym jak Pogue powstrzymywał Caleba przed poddaniem się emocjom.... Brzmi znajomo?  
Kate - dziewczyna Pogue'a i najlepsza przyjaciółeczka Sary, jak wspomniałam już na wstępie nie charakteryzowała się niczym szczególnym. Naiwna, głupia, nad wyraz wkurzająca. Rozumiem - do miasta wprowadza się nowy chłopak, niezłe ciacho i te sprawy, ale żeby wykorzystać go do niejakiej zemsty? Nie chcę tutaj spoilerować, dlatego pominę tę kwestię, ale... podsumowując: Kate - musiałam sprawdzić jej imię na filmwebie bo totalnie nie zapadła mi w pamięci.

Tyler - trzeci z czwórki "nadzwyczajnych chłopców", grany przez mojego ulubieńca - Chace'a Crawforda! Z Sebastianem Stanem już pracowali razem na planie "Plotkary", także miło było ich znów zobaczyć. A co do postaci, którą grał Chace. Akurat Tyler, o ile wydawał mi się dodany - ot tak, na przyczepkę, żeby tylko se był, to zagrał fantastycznie! Zdecydowanie jeden z przyjemniejszych bohaterów na ekranie. Nie denerwujący człowieka, nie pchający się tam gdzie nie powinien, niezawodny wtedy kiedy trzeba... słowem: Brawo Chace! 

źródło 
Ten ból, gdy zakochasz się w fikcyjnej postaci...

I w końcu on! Nadzwyczajny, przystojny, tajemniczy, mroczny, porywczy, nieujarzmiony, atrakcyjny, bezczelny, arogancki, pakujący się w tarapaty blondynek (jak dla mnie Draco Malfoy). W dwóch słowach: Reid Garwin! Czwarty z wielkiej "czwórcy braci". Najciekawsza postać w filmie. Człowiek, który ocalił produkcję. Człowiek, dzięki któremu powrócę do tego filmu jeszcze nie raz! Człowiek, którego pokochałam, choć naprawdę nie cierpię blondynów. Najwyraźniej, Reid tak jak i Draco, stanowią odrębną kategorię dla mojego "gusta". 

Ale od początku: Reida, granego przez genialnego Toby'ego Hemingway'a, poznajemy już w pierwszych scenach i - od początku daje nam o sobie znać. O tej postaci nie tak łatwo zapomnieć - o ile w ogóle to jest możliwe. Nie sądziłam, że znajdzie się facet, o ciemniejszej stronie, którego będę w stanie do tego stopnia polubić! Jak ja strasznie żałuję, że to nie on był głównym bohaterem tylko Caleb... W każdym razie! To Reid nadawał fabule ostrości, koloryzował ją, dopełniał. Wprowadzał zamęt, niszcząc wszystko, a jednocześnie uatrakcyjniając widowisko i czyniąc je znośniejszym. W przeciwieństwie do pozostałej trójcy, używał mocy kiedy tylko mu się podobało i nie dał sobie w kaszę dmuchać. I najlepsza zaleta: naprawdę nie znosił Caleba, choć jednocześnie go kochał jak brata, z którym się wychował. Nieziemskie! 

źródło
Jeśli mogę jeszcze coś dodać, to efekty specjalne były świetne! A historia do końca pozostawała spójna, co także trzeba zaliczyć twórcom na plus. Jako, iż klimat miał pozostać mroczny, scena gdy chłopacy wkraczali na imprezę była genialnym początkiem! Zresztą większość scen kręcono pod nocnym niebem, także czuć było nutkę tajemniczości i grozy. Muzyka także niezła, no i nie zapominajmy - świetne wprowadzenie widza w historię rodzin, które zawarły pakt. 

Film, mimo iż zaliczany do gatunków: horrror/fantasy, nie pozostawił wątpliwości, iż za wiele nie ma wspólnego z horrorem, także fani mogą być zawiedzeni. Ja, która za takowym nie przepadam, całkowicie zadowoliłam się częścią fantasy, która wypadła niesamowicie z tymi wszystkimi odrzutami, ogniem, energią itd. Choć nie powiem, spodobał mi się pomysł pewnej osoby, która na jednym z forum napisała, iż lepszy byłby z tego serial, aniżeli film... Wyobraźcie sobie tylko... więcej Reida...

Bam, bam, tsss....

Podsumowując: ta produkcja nie jest dla widzów, którzy spodziewają się ambitnego kina. Poleciłabym ją komuś spragnionego... przygód, błysków, młodych chłopaków z gołymi klatami na basenie... Reida... ekhem! Generalnie, myślę, że jeśli macie ochotę spędzić czas z jakąś milutką formą nieekranizacji ani nieadaptacji książki, to "Pakt milczenia" jest idealny. No i Reid, rzecz jasna. Nie da się o nim zapomnieć. 

Ja oceniam "Pakt milczenia" na 7/10
Pozdrawiam!

Sherry





5 komentarzy:

  1. Fantasy horrror? Nie dziękuję. Jak już horror to czysty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym filmem w moim wypadku to długa historia. Zaczęło się od wizyty na youtubie, gdzie zobaczyłam jakiś fanowski filmik, niby-zwiastun książki "Szeptem". Spodobało mi się, więc drążyłam dalej. Doszłam do tego, że dziewczyna była z filmu "Jutro, kiedy wybuchnie wojna", a chłopak właśnie z "Paktu milczenia". Chciałam obejrzeć, jednak właśnie wtedy zobaczyłam etykietkę horror. A ja jak to ja horrorów nienawidzę! Masakra jakaś :D Kilkakrotnie chciałam się przełamać, ale się powstrzymywałam. Miło, że piszesz, że również nie trawisz horrorów, i dla Ciebie bardziej to fantasy niż horror. Może prędzej się przełamię :D A Caleb jest przystojny ^^

    PS Założę się, że nie przebijesz mnie wrzaskiem, kiedy widzisz jakieś robactwo :D Za mną się ludzie na ulicy odwracają, co jest prawdę mówiąc nieco krępujące :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam właśnie, że fandom "Szeptem" uwielbia "Paktowego" Caleba jako Patcha. :) W sumie da się go przeżyć, ale i tak najciekawszą i najseksowniejszą postacią był Reid! :D Uwielbiam tajemniczych, złych, aroganckich, lojalnych przyjaciołom chłopców! :3
      Pozdrawiam!
      Sherry

      Usuń