źródło |
Tytuł: Pakt milczenia
Oryginał: The Covenant
Typ: Film
Czas trwania: 1 godz. 37 min.
Data premiery: 10 listopada 2006
Gatunek: Fantasy, Horror
Już na
samym wstępie pragnę zaznaczyć, iż naprawdę nie
cierpię horrorów. Może
dlatego, że fakt, iż głupi film może mnie niepokoić, nieco denerwuje? Nie wiem
w czym tkwi problem, jednak zazwyczaj z tym gatunkiem po prostu nie mam do
czynienia. Znalazłszy, już jakiś czas temu, wzmiankę o "Pakcie
milczenia" zainteresowałam się nim, ale dopiero ostatnio coś mnie tchnęło
i włączyłam sobie film, mimo mojej niechęci do horrorów. Czy po obejrzeniu,
przełamałam się jakoś? Czy coś się zmieniło? Zapraszam na recenzję!
źródło |
Fabuła
Film
opowiada historię czterech młodzieńców, związanych ze sobą niezwykłym rodowodem.
W XVII wieku, pięć rodzin posiadających niezwykłe zdolności, dla bezpieczeństwa
nawiązały między sobą tak zwany "Pakt milczenia", który miał być
gwarancją ochrony oraz spokoju dla jej członków. Czwórka przyjaciół, potomkowie
rodzin, które zawarły pakt spokojnie żyje sobie we współczesnych czasach,
dopóki ktoś niespodziewanie zaczyna naprzykrzać się mieszkańcom miasta,
poczynając od morderstwa. Kto jest tajemniczym zabójcą, niekontrolującym swojej
mocy? Czy przyjaźń, wręcz braterska miłość okaże się silniejsza niż
podejrzenia, zarzuty czy też spór o dziewczynę? Może okazać się bowiem, że
dawno skrywane tajemnice ujrzą światło dzienne, a nad młodzieńcami zawiśnie
niebezpieczeństwo złamania paktu...
źródło |
Może na
początek napiszę co sądzę o ogólnie całym zarysie fabuły. Myślę, że pomysł był
naprawdę niesamowicie ciekawy wymyślony - zwłaszcza jak na 2006 rok, kiedy
jeszcze książki typu paranormal-romance i te sprawy, nie były aż tak popularne.
Domyślam się, że tym, którzy produkcję widzieli przed paroma laty, mogła się
ona wydawać nadzwyczajna i nad wyraz oryginalna, jednak jak na te czasy... film
wypadł... przeciętnie. Strasznie spodobało mi się to "braterstwo"
między czwórką młodzieńców (o nich za chwilę), aczkolwiek w miarę rozwoju
fabuły coraz bardziej zaczęło mnie denerwować zanikanie zaufania i lojalności.
Jakby nie było, czwórca naszych "nazdwyczajnych" chłopców znała się
od urodzenia i powinni niejako na sobie polegać. Ale idealnie nie będzie -
wiadomo. Już na samym początku w filmie pojawiają się też pozostali bohaterowie,
którzy odegrają jakąś-tam-rolę w dalszych scenach. Sarah i te
"spojrzenia" z Calebem od razu mówią widzowi co między nimi zaiskrzy
w przyszłości (niedalekiej), postać Chase'a - nowego chłopaka, każe domyślać
się kim ów może być, a przyjaciółka głównej bohaterki jest... jak na
przyjaciółki głównych bohaterek przystało - niezwykle irytująca i naiwna.
Bywa.
Wielka-mała trójca
Naprawdę
nie chce mi się skupiać na głównych bohaterach, ponieważ: są schematyczni,
nieciekawi i do bólu przewidywalni. Ale w porządku... Caleb to typ dowódcy i
strasznie mi się nie podobało, że jest jeszcze bardziej "niezwykły"
od reszty, ponieważ się... rządził. Z byle czego wysnuwał jakieś szalone
teorie, a zapatrzony w dziewczynę, dał rozpaść się przyjaźni, która trwała
ileś-tam-lat. Nie najlepiej to o nim świadczy, prawda? Generalnie, na początku
był całkiem w porządku, ale później coś się zmieniło... Jak dla mnie - za
bardzo się gwiazdorzył (polecam Snickersa). A jego charakter? Nic interesującego
i zapadającego w pamięć: "szlachetny", "mega przystojny",
"tajemniczy", "nie umawia się z dziewczynami bo opiekuje się
chorą matką", "super przyjaciel, na którym można polegać",
"dowódca, który niedługo będzie kimś jeszcze ważniejszym" i te
sprawy. Wiadomo o co chodzi. Atrakcyjniejsze pod względem wyglądu, wcielenie
Edzia, ale tym razem bez kłów.
Sarah z
kolei... cóż. Właściwie dziewczyna była o wiele ciekawsza i nie można jej
porównać do Belli czy Clary, które mnie niemiłosiernie denerwowały swoją
głupotą i naiwnością. Co prawda zdarzały się momenty, że i ta blondyneczka
irytowała widza, ale... właściwie jak dla mnie mogłaby nie istnieć. Nie mam o
niej zdania, nie zapadła mi w pamięci, aczkolwiek muszę przyznać, że aktorka -
Laura Ramsey - spisała się nieźle w swojej roli. Scena z pająkami była...
koszmarna! (Czyli tak jak być powinno) Choć mogła bardziej przekonująco
krzyczeć... te piski były niczym w porównaniu do odgłosów jakie ja wydaję gdy
zobaczę jakieś robactwo.
źródło |
Czarny
bohater, wróg numer jeden, potężny czarownik - jakkolwiek by go nie nazwać
również był... schematycznym antybohaterem. Bez wyrazu, że ja to tak ujmę. Nie
powiem wam kim okazał się być ten nieprzyjaciel, aczkolwiek zapewniam, że po
kilku minutach filmu, część z was odgadnie o kim mowa. To była zasadnicza wada
tej produkcji. Zero zaskoczenia, zero tajemnic. Wszystko od początku do końca
przewidziałam. A i tak zakończenie i słodki do bólu happy end mnie zdenerwował
i wydawał się po prostu... przesłodzony, naiwny i bezduszny, jak zresztą cała
trójca "głównych" bohaterów.
źródło |
Drugi plan, czyli coś zaczyna się dziać
A teraz
przejdźmy do części recenzji, której wprost nie mogłam się doczekać, odkąd
zaczęłam pisać tą recenzję. BOHATEROWIE DRUGOPLANOWI znów uratowali film!
Jeeej! A może nie bohaterowIE, a jeden, szczególny bohater... Ale dobre
zostawmy na koniec, więc...
Pogue
czyli najlepszy z najlepszych przyjaciół naszego kochanego, idealnego Caleba. Właściwie do pewnego momentu
filmu wydawał mi się nieznaczący niczym mucha w stadzie os, ale gdy w końcu
fabuła zahaczyła o jego postać... zawiódł na całej linii. Oczywiście rozumiem
wiele z jego zachowań. Zazdrość, nerwowość i te sprawy, ale na litość Zeusa!
Jak można być aż tak porywczym i nierozważnym?
Bez kitu. Czy ta postać w ogóle została obdarzona rozumem? Przy oglądaniu
Pogue, wydawał mi się takim nic irytującym człowieczkiem stworzonym tylko po
to, by główny bohater miał się komu wyżalić i wypłakać w koszulę. A i nie
zapominajmy o tym jak Pogue powstrzymywał Caleba przed poddaniem się emocjom.... Brzmi znajomo?
Kate -
dziewczyna Pogue'a i najlepsza przyjaciółeczka Sary, jak wspomniałam już na
wstępie nie charakteryzowała się niczym szczególnym. Naiwna, głupia, nad wyraz
wkurzająca. Rozumiem - do miasta wprowadza się nowy chłopak, niezłe ciacho i te
sprawy, ale żeby wykorzystać go do niejakiej zemsty? Nie chcę tutaj
spoilerować, dlatego pominę tę kwestię, ale... podsumowując: Kate - musiałam
sprawdzić jej imię na filmwebie bo totalnie nie zapadła mi w pamięci.
Tyler -
trzeci z czwórki "nadzwyczajnych chłopców", grany przez mojego
ulubieńca - Chace'a Crawforda! Z Sebastianem Stanem już pracowali razem na
planie "Plotkary", także miło było ich znów zobaczyć. A co do
postaci, którą grał Chace. Akurat Tyler, o ile wydawał mi się dodany - ot tak,
na przyczepkę, żeby tylko se był, to zagrał fantastycznie! Zdecydowanie jeden z
przyjemniejszych bohaterów na ekranie. Nie denerwujący człowieka, nie pchający
się tam gdzie nie powinien, niezawodny wtedy kiedy trzeba... słowem: Brawo
Chace!
źródło |
Ten ból, gdy zakochasz się w fikcyjnej postaci...
I w końcu
on! Nadzwyczajny, przystojny, tajemniczy, mroczny, porywczy, nieujarzmiony,
atrakcyjny, bezczelny, arogancki, pakujący się w tarapaty blondynek (jak dla
mnie Draco Malfoy). W dwóch słowach: Reid Garwin! Czwarty z wielkiej
"czwórcy braci". Najciekawsza postać w filmie. Człowiek, który ocalił
produkcję. Człowiek, dzięki któremu powrócę do tego filmu jeszcze nie raz!
Człowiek, którego pokochałam,
choć naprawdę nie
cierpię blondynów.
Najwyraźniej, Reid tak jak i Draco, stanowią odrębną kategorię dla mojego
"gusta".
Ale od
początku: Reida, granego przez genialnego Toby'ego Hemingway'a, poznajemy już w
pierwszych scenach i - od początku daje nam o sobie znać. O tej postaci nie tak
łatwo zapomnieć - o ile w ogóle to jest możliwe. Nie sądziłam, że znajdzie się
facet, o ciemniejszej stronie, którego będę w stanie do tego stopnia polubić!
Jak ja strasznie żałuję, że to nie on był głównym bohaterem tylko Caleb... W
każdym razie! To Reid nadawał fabule ostrości, koloryzował ją, dopełniał.
Wprowadzał zamęt, niszcząc wszystko, a jednocześnie uatrakcyjniając widowisko i
czyniąc je znośniejszym. W przeciwieństwie do pozostałej trójcy, używał mocy
kiedy tylko mu się podobało i nie dał sobie w kaszę dmuchać. I najlepsza
zaleta: naprawdę nie znosił Caleba, choć jednocześnie go kochał jak brata, z
którym się wychował. Nieziemskie!
źródło |
Jeśli
mogę jeszcze coś dodać, to efekty specjalne były świetne! A historia do końca
pozostawała spójna, co także trzeba zaliczyć twórcom na plus. Jako, iż klimat
miał pozostać mroczny, scena gdy chłopacy wkraczali na imprezę była genialnym
początkiem! Zresztą większość scen kręcono pod nocnym niebem, także czuć było
nutkę tajemniczości i grozy. Muzyka także niezła, no i nie zapominajmy -
świetne wprowadzenie widza w historię rodzin, które zawarły pakt.
Film,
mimo iż zaliczany do gatunków: horrror/fantasy, nie pozostawił wątpliwości, iż
za wiele nie ma wspólnego z horrorem, także fani mogą być zawiedzeni. Ja, która
za takowym nie przepadam, całkowicie zadowoliłam się częścią fantasy, która
wypadła niesamowicie z tymi wszystkimi odrzutami, ogniem, energią itd. Choć nie
powiem, spodobał mi się pomysł pewnej osoby, która na jednym z forum napisała,
iż lepszy byłby z tego serial, aniżeli film... Wyobraźcie sobie tylko... więcej
Reida...
Bam, bam, tsss....
Podsumowując:
ta produkcja nie jest dla widzów, którzy spodziewają się ambitnego kina.
Poleciłabym ją komuś spragnionego... przygód, błysków, młodych chłopaków z
gołymi klatami na basenie... Reida... ekhem! Generalnie, myślę, że jeśli macie
ochotę spędzić czas z jakąś milutką formą nieekranizacji ani nieadaptacji
książki, to "Pakt milczenia" jest idealny. No i Reid, rzecz jasna.
Nie da się o nim zapomnieć.
Ja
oceniam "Pakt milczenia" na 7/10
Pozdrawiam!
Sherry
Fantasy horrror? Nie dziękuję. Jak już horror to czysty!
OdpowiedzUsuńOps, o jedno r za dużo :)
UsuńA ja za to wolę czyste fantasy :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Z tym filmem w moim wypadku to długa historia. Zaczęło się od wizyty na youtubie, gdzie zobaczyłam jakiś fanowski filmik, niby-zwiastun książki "Szeptem". Spodobało mi się, więc drążyłam dalej. Doszłam do tego, że dziewczyna była z filmu "Jutro, kiedy wybuchnie wojna", a chłopak właśnie z "Paktu milczenia". Chciałam obejrzeć, jednak właśnie wtedy zobaczyłam etykietkę horror. A ja jak to ja horrorów nienawidzę! Masakra jakaś :D Kilkakrotnie chciałam się przełamać, ale się powstrzymywałam. Miło, że piszesz, że również nie trawisz horrorów, i dla Ciebie bardziej to fantasy niż horror. Może prędzej się przełamię :D A Caleb jest przystojny ^^
OdpowiedzUsuńPS Założę się, że nie przebijesz mnie wrzaskiem, kiedy widzisz jakieś robactwo :D Za mną się ludzie na ulicy odwracają, co jest prawdę mówiąc nieco krępujące :DD
Widziałam właśnie, że fandom "Szeptem" uwielbia "Paktowego" Caleba jako Patcha. :) W sumie da się go przeżyć, ale i tak najciekawszą i najseksowniejszą postacią był Reid! :D Uwielbiam tajemniczych, złych, aroganckich, lojalnych przyjaciołom chłopców! :3
UsuńPozdrawiam!
Sherry