źr. |
Cześć!
Z tego co widziałam po liczbie wyświetleń i miłych komentarzach, pierwsze dwa party (1 | 2) tego cyklu notek wam się podobały. W takim razie, z radością zapraszam na part 3!
Post nie zawiera spoilerów z seriali, których dotyczą shipy!
źr. |
Effy & Cook
Elizabeth Stonem & James Cook Jr.
Skins - 2 generacja
Żeby nie było - nie mówię, że Ceffy to zdrowa relacja. Pozbawiona toksyn. Tak szczerze, w tej relacji wszystko jest popieprzone. On dla niej jest... czy ja wiem? Ucieczką od prawdziwych problemów i uczuć. Ona dla niego jest chwilowym, pięknym podbojem. Ta więź w gruncie rzeczy, przez dużą część czasu, polegała tylko na seksie i chęci pokazania przyjaciołom: "ja jestem lepszy, bo ją zdobyłem". I zdaję sobie sprawę, że to relacja Effy&Freddie była tą słodką, romantyczną. Ale to nie zmienia faktu, że...
Cook zawsze był moją ulubioną postacią, wiecie? Nawet jeśli zachowywał się jak debil, to nie wiem. Przemawiała przez niego taka wewnętrzna siła i odwaga. I to jak nie liczył się z nikim i niczym, ale dla przyjaciół był oddać wszystko. Ewolucja jego postaci i dowiadywanie się z czym tak naprawdę się mierzy, kiedy inni nie zwracają uwagi... Nie mogłam go nie pokochać. A wtedy, gdy wszystko zrozumiałam, zdałam sobie sprawę, jak w rzeczywistości pogubionym, ale i walecznym bohaterem jest.
Pomiędzy Effy i Cookiem zawsze iskrzyło. Od pierwszego do ostatniego odcinka, można było czuć to przywiązanie, chemię i pewną zależność. Pomiędzy nimi była intensywność i czułe uczucia, nawet jeśli ktoś próbował temu zaprzeczyć.
Czemu pokochałam Ceffy? Bo On naprawdę, prawdziwie Ją kochał. Była dla niego powodem, by stać się lepszym. Ale na jego przykładzie, można też zobaczyć teorię, że czasami, jeśli kogoś bardzo kochamy, musimy pozwolić mu odejść. I nie powiem - złamało mi to wszystko serce. Byłam załamana oglądając ten serial - te dwa sezony o drugiej generacji, jak chyba nigdy wcześniej i nigdy później przy Skins. Ale dzięki temu Cook i Effy pozostali mi w pamięci, dzięki temu wierzę, że przyszłość mogła przynieść dla nich coś lepszego...
źr. |
źr. |
Caris & Merthin
Świat bez końca
"Świat bez końca" jest jakby spin-offem moich kochanych Filarów Ziemi. Opowiada o prapraprawnukach Jacka, z którym mieliśmy styczność właśnie w Filarach. Świat bez końca przedstawia jednak zupełnie nową historię i mimo że toczy się ona w miejscu, które dobrze już znamy, przenosimy się do typowego średniowiecza, w którym zdecydowanie nie liczono się z kobietami, w którym urządzane są polowania na wiedźmy, a honor, w słowniku niektórych odszedł w zapomnienie. Korupcja, morderstwa, intrygi. Czy w tak ponurych czasach znajdzie się szansa na miłość?
Merthin jest jednym z prapra-potomków Jacka. I można się w nim zakochać z równą łatwością jak w jego przodku. Kochany, porządny, szlachetny, lojalny, troskliwy, dzielny chłopak, pomimo trudnego losu, jaki na niego spadł, znajdzie swoje światełko w tunelu, a będzie nim śliczna Caris. Caris, nieświadoma tego, jak wielkie intrygi i knowania dzieją się wokół niej. A kiedy padnie ich ofiarą...
Historie zarówno w Filarach jak i w Świecie bez końca, są naszpikowane dramatami. Możecie zatem być pewni, że w relacji Merthina i Caris nie będzie nic prostego, że zaznają mnóstwo okrucieństw, ale też słodkich chwil, mnóstwo poczucia zdrady, ale i miłości. Czy zasłużą na happy end, nie zdradzę, zachęcam za to do włączenia serialu - jest absolutnie fenomenalny i mimo że nie pobił Filarów Ziemi, to jednak i tak przewyższa poziomem wiele innych produkcji kostiumowo-historycznych.
A sama relacja Caris-Merthin. Jest trudna, nie będę kłamać. Ale też jest w tym coś pięknego, że kiedy wszystko inne zdaje się być fałszem, ułudą, albo intrygą, oni są w tym wszystkim wysepką spokoju i znaczą dla siebie tak cholernie, boleśnie dużo...
źr. |
źr. |
Olicity
Felicity Smoak & Oliver Queen
Wiem, że po czwartym sezonie Olicity ma więcej antyfanów, niż fanów, ale ja pozostaję po Jasnej Stronie Mocy i zdecydowanie trzymam kciuki za Endgame-Olicity. Bo hej. Czemu w ogóle zakochaliśmy się w tym dwojgu razem? Może dlatego, że urocza Felicity wyciągała z Olivera wszystkie najlepsze cechy? Może dlatego, że między innymi dzięki niej, Ollie zobaczył, że może postępować inaczej? Może dlatego, że dzięki niej, ponownie poczuł smak nadziei?
A może to przez wiele innych, małych rzeczy? Jak ona sprawiała, że on się uśmiechał, jak on przyprawiał ją o słowotoki i paraliże serca? Jak nawzajem się o siebie troszczyli? Jak na siebie patrzyli? Jak na siebie reagowali? Jak cudowne dialogi mieli? Jak przez cztery sezony można było czuć chemię i i iskry pomiędzy nimi? Jak się inspirowali wzajemnie? Jak wszyscy inni widzieli w nich perfekcyjną parę (na czele z Digglem), nawet jeśli oni sami jeszcze w to nie wierzyli?
Olicity pozostaje dla mnie wyznacznikiem prawdziwie pięknej, naturalnej, rozwijającej się w autentycznie realistycznym tempie relacji. Gdzie dwójka osób na sobie polega i mimo że popełniają błędy, zrobią wszystko, by nie stracić drugiej osoby. Nawet jeśli to wymaga odwrócenia się i odejścia. Warto też tu zauważyć, że ta para jest poza kanonem, prawdopodobnie nie było jej w ogóle w planach, ale fani poczuli to pomiędzy Olicity i... tak rozwinął się ship, przyprawiając mnie o przyśpieszone bicie serca, mnóstwo wybuchów śmiechu, chichotów, uśmiechu, ale też... łez.
źr. |
A czy wy kojarzycie którąś z powyższych par? Jeśli tak - też je shipujecie - dlaczego? A jeśli nie znacie - macie w planach poznać? Ktoś was zaintrygował? Kolejna dawka shipów już w lipcu! (Albo i w czerwcu, jeśli mi się uda).
Pozdrawiam,
Sherry
Też uwielbiam Olicity :) Świetna para, a o pozostałych nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńWarto sprawdzić pozostałe dwie produkcje. Słowo! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Nie znam żadnej wymienionej przez Ciebie pary :/
OdpowiedzUsuń"Arrow" troszeczkę mnie kusi, ale z drugiej strony boję się dorzucać kolejny serial do kolekcji, bo czasu na książki mi zabraknie ;P
Pozdrawiam.
houseofreaders.blogspot.com
Rozumiem. :) Niemniej, zachęcam mimo wszystko. Nie tylko do Arrow, ale również do Skins i Świata bez końca. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry