środa, 16 listopada 2016

Ulubione serialowe shipy - part 6

źr.

Cześć!

Nadszedł czas na kolejną dawkę zachwytów, entuzjazmu i shipowania. Gotowi?

Post NIE ZAWIERA spoilerów z seriali!


źr.

Noorhelm
Noora Sætre & William Magnusson

Skam to moja obsesja, wspominałam o tym nie raz, nie dwa, nawet nie trzy. To moje osobiste szczęście, źródło chorego entuzjazmu i rozstroju wewnętrznego. Czemu? Jest kilka powodów. Fakt jak świetnie chwyta rzeczywistość młodych ludzi, fakt, że jest idealnym następcą brytyjskiego Skins, które kochałam. Fakt, jak dobrze opowiedziane są historie i jak realistycznie wykreowane są postacie. Ale przede wszystkim - kocham ten serial, bo tam jest mój ship Noorhelm. Najlepsza para jaką widział świat. 

Noora to grzeczna dziewczynka, cicha dziewczynka, życzliwa i wyrozumiała. Kryje się w niej jednak znacznie więcej niż to pokazuje światu i pod szerokim, ślicznym uśmiechem, chowa się skrzywdzona nastolatka, która potrzebuje komuś zaufać, nawet jeśli jeszcze sobie z tego nie zdaje sprawy. Drzemie w niej ogień, inspirujący wszystkich dookoła.

William tymczasem jest typem, którego Noora nie jest w stanie zaakceptować. Niegrzeczny. Arogancki. Zapatrzony w siebie. Sypiający z dziewczynami i raniący ich uczucia. Ale również za jego maską nonszalancji, kryje się źródło czegoś większego.

Chemia pomiędzy nimi jest tak namacalna, że niemal przybiera realną postać. Iskrzy, przyciąga, magnetyzuje. Uzależnia. Wciąga. Niszczy i buduje. Relacja Noora-William jest tak piękna - pomimo wszystkich zawirowań i przeszkód, z jakimi się zetknęli, że naprawdę - ja nawet nie jestem w stanie w pełni wyrazić swojego zauroczenia nią. Ta dwójka to przykład jak wiele może znaczyć dla drugiej osoby cierpliwość, trwanie, zaufanie, troska i lojalność. Jak bardzo pomóc drugiej osobie może po prostu bliskość kogoś innego. Kogoś kto rozumie. 

źr.
źr.

Roy Harper & Thea Queen

Nie tak oczywista para jak Olicity z Arrow, jednak nie mniej cudowna i powalająca. Thea i Roy. Kłopotliwe dzieciaki. Ona - po domniemanej utracie brata i ojca, stacza się. Wpada w złe towarzystwo. Zaczyna ćpać. Imprezować. Niszczyć się wewnętrznie. I on, chłopak który przez społeczeństwo już został skreślony. Obydwoje mają szansę na odkupienie i wzniesienie się ponad to, jak widzą ich inni. Czy skorzystają z szansy?

Myślę, że jedną z najpiękniejszych rzeczy w tej relacji jest to, jak naturalnie przebiegała. I jak potrafiła roztrzaskać i to niejednokrotnie - rany, czwarty sezon Arrow. Jedna scena. Oglądacze pewnie wiedzą, o którą chodzi. Normalnie się popłakałam razem z nimi. A najlepsze jest to, że oni nie od początku widzieli w sobie materiał na bratnią duszę. On myślał, że ona jest zadufaną dziedziczką fortuny, ona... no cóż. Nie chcę spoilerować, ale poznali się w dość osobliwych okolicznościach, więc  trudno się dziwić, że sam ich start był mocno zwariowany.

Ale przez dotychczasowe cztery sezony, ich więź mnie tak sponiewierałą wewnętrznie, że naprawdę trudno mi jest nawet opisać to jak czuję się w związku z tym dwojgiem. Mam wrażenie, że nie byli doceniani, nieco zepchnięci na drugi tor, przy "bardziej znaczących" relacjach. Jednak  mnie zapadli w pamięci, emocjonalnie zżyłam się z nimi na wszystkich poziomach, tylko po to by później przeżywać wzloty i upadki i cieszyć się i rozpaczać, raz za razem. Warto oglądać Arrow choćby po to, by zobaczyć intensywną i pasjonującą dynamikę pomiędzy nimi. 

źr.
źr.

Captain Canary
Sara Lance & Leonard Snart

Pozostając w klimatach seriali DC. Sara i Leonard. Dwójka ludzi, których nie posądzilibyście o bycie "tymi dobrymi". Są znakomici w nieprzestrzeganiu reguł, wyznaczaniu własnych zasad i łamaniu wszystkich zakazów jakie istnieją. 

Dziewczyna, która poddała się ciemności i rozgościła w cieniach, oraz mężczyzna, który uległ spieprzonemu dziedzictwu po to, by udowodnić sobie, że może to zrobić. Obydwoje jednak skrywają drugie wnętrza - jakkolwiek ckliwie by to nie brzmiało. Obydwoje mają słabość do swoich sióstr. Zrobiliby dla nich absolutnie wszystko. 

Obydwoje są kłopotami. Obydwoje są niebezpieczni i definiują "szlachetność" na parę różnych sposobów. Wyznaczają sprawiedliwość na własną rękę, postępują według własnego "widzimisię". Obydwoje są... zagubieni. I nagle, wpadają na siebie. Wielka - wydawać by się mogło: samobójcza misja, mnóstwo czyhających zagrożeń i masa idiotów, uważająca, że postępowanie według zasad jest jedyną formą życia. 

Trudno się nie dziwić, że świetnie odnaleźli się w swoim towarzystwie, biorąc pod uwagę jak wyglądała reszta ekipy, prawda? I to zbliżenie... wow. Obserwowałam tą relację od pierwszego odcinka, w duchu shipując ją od momentu, kiedy zetknęły się ich oczy. To szalona, pełna emocji przejażdżka, zarówno ze śmiechem jak i ze łzami, ale nie żałuję ani sekundy, którą spędziłam, obserwując jak Captain Canary przybiera jakiś kształt. 

Po pierwszym sezonie byłam skrajnie rozstrojona, zdruzgotana i zainspirowana dzięki nim. Faktycznie poczułam coś podczas oglądania Legend. To wzajemnie zrozumienie, przywiązanie. Połączyło ich tak wiele i choćby dla sprawdzenia jak zakończyła się ich historia w pierwszym sezonie, warto serial obejrzeć. Bardzo zachęcam. 

źr.

Jako że grudzień będzie miesiącem tematycznym, obawiam się, że z kolejną partią shipów, zobaczymy się dopiero w 2017 roku. Nie martwcie się jednak. Przed nami wciąż wiele ekscytujących par to odkrycia, także... do tego czasu - stay tuned.

Pozdrawiam,
Sherry


1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz