środa, 13 lipca 2016

Pięć sposobów na upadek - K.A. Tucker


Five Ways to Fall
Dziesięć płytkich oddechów, tom 4
Wydawnictwo Filia, 2016
545 str.

Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich tomów!

Wrogów trzymaj blisko...

źr.
Ben ma zasadę, by żyć pełnią życia i nie hamować się, bo przecież trzeba czerpać garściami z tego co nas otacza. Jest przystojnym młodzieńcem, który skutecznie mógłby mieć na drugie imię "Łobuz". Czaruje uśmiechem i dystansem do siebie, zachwyca urodą i dowcipem. Z jego słownika znikło jednak takie słowo jak "zobowiązanie". Chłopak nie planuje zakładać rodziny, nie planuje stawać na ślubnym kobiercu, nie planuje nawet znalezienia sobie stałej partnerki. A później spotyka ją. Fioletowłosą Reese, która opija skutki złamanego serca. Która nie reaguje na niego z tak wielkim zachwytem jak inne. Która ma cięty język i serce z kamienia, a jedyne co siedzi w jej głowie to pragnienie zemsty... Czy to przypadek czy przeznaczenie sprawia, że lądują w tym samym mieście, tym samym pozwalając losowi związać ich ścieżki ze sobą? Co może przynieść ludziom wokół, współpraca dwóch tak wybuchowych, emocjonalnych i nieprzewidywalnych person jak Ben i Reese?

"Stare przysłowie mówi, że jeśli musisz walczyć o faceta, on nie jest tego wart.
Idź do tego, który na ciebie czeka."

Hej, hej! Nie myślcie sobie, że ta znajomość szybko i prosto pójdzie w jednym kierunku! Reese naprawdę ma złamane serce i naprawdę chce komuś zniszczyć życie, także nie w głowie jej szukanie romansu. Z kolei Ben prowadzi hulaszczy tryb życia, a poza tym... cóż. Reese jest pasierbicą jego szefa. A zawieranie intymnych relacji między pracownikami jest surowo zabronione. I musicie mi wierzyć, że praca to jedna z niewielu rzeczy, które nasz bohater traktuje poważnie...

źr.
Ben, który towarzyszył nam od pierwszego tomu cyklu, w końcu dostaje własną historię. A skoro jest on żywą, barwną i wesołą personą, cała jego opowieść również będzie energiczna i zabawna. I choć nie zabraknie dramatu, tragedii i złamanych serc, to wciąż - powraca stary dobry, przyjemny, luźny styl K.A. Tucker. Wciągający czytelnika w wir emocji od pierwszej strony, nie wypuszczającego go z objęć, aż do ostatniej. Twory tej pisarki mają to do siebie, że pochłaniają człowieka i to tak skutecznie, że po skończeniu lektury, czuje się on tak, jakby powrócił z prywatnego, literackiego nieba, wypełnionego romansem, śmiechem i łzami. Pióro Tucker to mój prywatny antydepresant. Niezależnie od tego, o czym jest książka, zawsze mogę być pewna, że z nazwiskiem pani K.A. na okładce, czeka mnie natychmiastowa poprawa nastroju.

"Kiedy unika się zobowiązań, podpisów, metali szlachetnych i mieszania DNA, nie powstają wielkie szkody."

źr.
Reese w gruncie rzeczy, jest drugą Kacey, jeśli więc polubiliście główną bohaterkę pierwszego tomu serii, pokochacie też Reese. Jest cyniczna, wredna i chwilami naprawdę okrutna, ale wierzcie mi - ma powody, by zachowywać się w taki sposób. Myślę, że jedną z wielu rzeczy, które podziwiam w autorce serii, to właśnie kreowanie bohaterów. Wydają oni się tak realni i autentyczni, jakby żyli wokół nas, a ich życie toczyło się tuż obok. Popełniają błędy, mają zarówno wady, jak i zalety, a to wszystko czyni z nich bohaterów pełnowymiarowych. Kolejny talent Tucker to tworzenie i rozwijanie więzi pomiędzy poszczególnymi personami. W "Pięciu sposobach na upadek", dostajemy dwie narracje - męską Bena i żeńską Reese. tym samym autorka daje nam wgląd w ich głowy, wiemy co przeżywają, o czym myślą, jakie emocje wykwitają w ich sercach i z jakimi ograniczeniami się mierzą. Tym samym zżywamy się z nimi i z prawdziwą radością i fascynacją obserwujemy rozwijającą się relację.

"- Dlaczego już nikt, kurwa, nie pali?
- Bo to strasznie niefajne. Do tego i tak mam już czarne serce. Czarne płuca byłyby przesadą."

Wierzcie mi bowiem, Ben i Reese to mieszanka wybuchowa. Odpychają się i przyciągają, jak magnezy. Iskrzy pomiędzy nimi, chemia unosi się w powietrzu, a zauroczenie jest tak realne i namacalne, jakby stanowiło osobną istotę. Atakują się żartami, wymieniają sarkastycznymi uwagami, a jednocześnie nie zauważają, że coraz bardziej się do siebie przywiązują... Jakie to będzie miało dla nich konsekwencje?

"Pięć sposobów na upadek" to idealne, słodkie - ale nieprzesłodzone - kochane, pełne uczuć pożegnanie z cyklem. W pewien sposób to wydaje się właściwe, że kończymy serię wraz z Benem - najbardziej pozytywną i otwartą osobą, ze wszystkich, które mogliśmy poznać. Jego historia z Reese, po raz kolejny rozkochuje w piórze K.A. Tucker, potwierdzając że nasze zamiłowanie do pióra tej autorki, jest w pełni zasłużone. Wiem, że dla mnie, jej książki stały się wyznacznikiem uczuć, które można przenieść na papier. Wiem, że jestem zauroczona wszystkim co tworzy, wiem też zatem, że kolejne jej twory, będę brać w ślepo.

I wam, moi drodzy, sugeruję zrobić to samo. K.A. Tucker jest pisarką z wielkim talentem do bawienia się emocjami czytelnika, na dodatek potrafi łączyć wiele wątków i tworzyć nieszablonowe, pełne dramatu i śmiechu historie romantyczne, które rozczulają czytelnika i rozkochują w historii, od pierwszej do ostatniej litery.

8/10
Pozdrawiam,
Sherry


(In Her Awake) | Dziesięć płytkich oddechów | Jedno małe kłamstwo | Cztery sekundy do stracenia | Pięć sposobów na upadek


Inne książki K.A. Tucker zrecenzowane na Feniksie:
Przez niego zginę