piątek, 25 września 2020

HP. Co filmy zrobiły lepiej, a co gorzej od książek?

źr.

Cześć,

Pisałam już wam o scenach książkowych, których żałuję, że zabrakło w filmach, natomiast dziś, chciałabym porozmawiać o kilku elementach wykonanych gorzej i lepiej na ekranie, niż w powieściach. Oczywiście wybrałam tylko najważniejsze (dla mnie osobiście) rzeczy, a wszystko o czym napiszę w tej notce jest subiektywne. Negatywne zmiany zaznaczam (-), pozytywne (+), a te o których mam skrajne odczucia (=). Enjoy!

źr.

  • (-) Ginny & rozwój relacji między Ginny, a Harrym
Ten element zawsze mnie drażnił. W filmach, Ginny wypadła straszliwie drętwo, pusto i tak... bezdusznie? Oczywiście to nie wina aktorki, a fatalnego przedstawienia bohaterki w scenariuszu. Książkowa Ginny to jedna z moich ulubienic. Jej ewolucja na przestrzeni serii... to jak z cichutkiej, porażonej zachwytem nad Harrym, dziewczynki wyrasta na odważną, wyszczekaną, waleczną, upartą, niezależną, silną czarownicę... Jaka szkoda, że zostaliśmy pozbawieni szansy zobaczenia tej zmiany w filmach.

Poza tym, filmowy związek między Harrym, a Ginny pojawia się znikąd i znów - nie ma aż takiej  głębi jak ten książkowy, gdzie dokładnie widzimy moment, w którym Harry dostrzega w Ginny iskrę i zaczyna za nią szaleć. Gdzie losy obydwojga łączą się w piękny, naprawdę czuły sposób. 

źr.

  • (-) Relacja między Tonks & Lupinem
Tak jak w przypadku romansu między Ginny, a Harrym, tak i ten pomiędzy Tonks i Lupinem, pojawia się całkowicie znienacka i w sumie nigdy nie zostaje wyjaśniony czy wspomniany. Pewnego razu, obydwoje pojawiają się w Norze i wychodzi na to, że są razem, a w następnym filmie słyszymy jak Tonks nazywa Lupina "mężem". I to by było na tyle. Już o ich dziecku nie wspominając.

W książkach ich wątek  jest rozległy i naprawdę dobrze wyjaśniony. Dzięki niemu widzimy wątpliwości, lęki, a także głębię zarówno Nimfadory, jak i Remusa, co pozwala nam jeszcze bardziej zżyć się z bohaterami. Ich związek w powieściach można odczuć jak powiew świeżego powietrza i światełko w tunelu, udowadniające, że nawet w czasach wojny, miłość może rozkwitnąć. 

źr.

  • (-) Huncwoci
Wspominałam już o tym: jak filmy kompletnie nie pokazują perspektywy Huncwotów na poszczególne wydarzenia. Ekranizacje właściwie zostawiają widza z zepsutym obrazem Syriusza i Jamesa, po tym jak widzimy znęcanie się na Severusie i nic nie jest wyjaśnione. Nie zdziwiłabym się, gdyby ci, którzy widzieli jedynie filmy, a nie czytali książek, uważali Syriusza i Jamesa za skończonych dupków, bo faktycznie tak zaprezentowano ich w ekranizacjach. Co za besens.

W książkach nie tylko zostają opisane okoliczności zajścia, ale dostajemy też ogólny zarys sytuacji Jamesa i Severusa i uczymy się, że ich niechęć do siebie nawzajem miała solidne fundamenty. Poza tym, czy możemy porozmawiać o tym,  jak filmy KOMPLETNIE nie powiązały Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera z Huncwotami? Beznadzieja. 

źr.

  • (=) Starsi aktorzy do ról Huncwotów/Lily Potter czy Snape'a
Kiedy zginęli, Lily i James Potter mieli po 21 lat. Przez długi czas zatem, nie miało dla mnie sensu, czemu w filmach grali ich aktorzy tak dużo starsi. Drażni mnie to, bo uważam, że gdyby pokazano tę dwójkę młodymi, cały tragizm sytuacji, byłby jeszcze bardziej podkreślony. Z drugiej jednak strony...

Czytałam czemu stało się tak a nie inaczej. Po pierwsze: twórcy chcieli, by James i Lily faktycznie wyglądali na RODZICÓW Harry'ego, a nie jak ktoś kto mógłby być jego starszym rodzeństwem (na przykład w Zwierciadle Ain Eingarp). Po drugie: to Rowling wybrała Alana Rickmana do roli Snape'a, więc aktorzy do ról tak powiązanych z Severusem, również musieli być postarzeni, by dopasować się do wieku aktora. Jestem więc w stanie to zrozumieć.

źr.

  • (-) Reakcja Harry'ego na śmierć Syriusza
O tym też już wcześniej wspomniałam. Nigdy nie wybaczę twórcom tego jak nie dali filmowemu Harry'emu szansy na odreagowanie na wydarzenia, które przytrafiły mu się w Zakonie Feniksa. W książkach jego cierpliwość faktycznie się kończy, a on jest tak przeładowany traumą, złością, niedowierzaniem i rozpaczą, że wyżywa się na przedmiotach, rzucając nimi i SŁUSZNIE oskarżając Dumbledore'a o jego błędy. 

W filmie też co prawda dostajemy scenę między Harrym, a Dumbledorem i niby jakąś-tam oschłość Harry'ego widać, ale TO NIE JEST WYSTARCZAJĄCE. Syriusz był dla Harry'ego taki ważny. On był przyjacielem, opiekunem i zastępstwem ojca chłopca. Czemu zatem jego śmierć została wepchnięta pod dywan, jakby Harry nie uwielbiał Syriusza, każdym kawałeczkiem swojego serca? 

źr.

  • (-) Ostateczna walka między Harrym, a Voldemortem
Rozumiem, że ze względu na bardziej dramatyczne efekty specjalne, twórcy musieli też wydłużyć całą scenę ostatecznego pojedynku, tyle że... sama nie wiem. W pewnym momencie wydał mi się strasznie na siłę. Tak jakby za dużo "szałowości-a'la-Hollywood" zabiło ducha tej historii i prostoty potęgi Harry'ego, która została świetnie wyjaśniona w książkach. W pierwowzorze, Harry w tej sytuacji jest taki... dojrzały, a jego rozmowa z Voldemortem - zadziwiająco krótka - ma sens do tego stopnia, że kradnie serce. 

źr.

  • (-) "Wyłagodnienie" Snape'a
Już po tym co wyprawiali twórcy w Zakonie Feniksa, z niewyjaśnieniem całej sceny znęcania się nad Severusem, przez Jamesa i Syriusza, można poznać, jak bardzo zależało im na zrobieniu ze Snape'a bohatera. A te sceny w Insygniach? Z których wychodzi, że chciał ocalić nie tylko Lily, ale też Jamesa i Harry'ego? Nie rozśmieszajcie mnie. Książkowy Snape w dupie miał męża i synka swojej "ukochanej". Był też dużo bardziej egoistyczny i samolubny oraz dużo, DUŻO bardziej wredny w stosunku do Harry'ego. 

Snape w ogóle dostanie ode mnie osobną notkę, ale już teraz nadmieniam, że nienawidzę jak wybielili jego charakter. W sensie... on naprawdę był straszną cholerą. Wkurza mnie jak diabli, że w filmach wychodzi na dużo lepszego, niż był w rzeczywistości. Nie zasługiwał na to. 

źr.

  • (+) Złagodnienie Draco
O ile zmiana charakteru Snape'a nie przypadła mi do gustu, zmiana Draco wydawała mi się bardzo sensowna i logiczna. W sensie... to wciąż dziecko. Dołączenie sceny w Wielkiej Sali, w której Katie Bell po powrocie ze Świętego Munga, widzi Draco, a ten nie jest w stanie znieść presji i obwinia się o  to co zrobił było wspaniałym pomysłem! Książkowy Draco wypadł dużo gorzej i dużo bliżej mu było do złoczyńcy. Nie był co prawda aż tak stracony jak jego ojciec czy Bellatrix, ale niebezpiecznie balansował na granicy. W filmach, mimo wszystko wypadł lepiej. Lubię tę jego przemianę zwłaszcza w Insygniach Śmierci, przy finalnych wydarzeniach. To przez co przeszedł sporo go nauczyło i cieszę się, że dostał drugą szansę na poprawę.

źr.

  • (+) Reakcja Harry'ego na zaklęcie Sectumsempra
Podoba mi się ta zmiana, w stosunku do książkowej. W sensie, w książce, Harry pozbywa się podręcznika Księcia Półkrwi bo nie chce, by wydało się, że oszukiwał na zajęciach z Eliksirów. Tymczasem, w filmie, Harry pozbywa się książki, bo wie, że przez nią się zatracił i kogoś dotkliwie skrzywdził. Uważam, że to jedna z lepszych zmian, jakie dokonali twórcy w ekranizacji Księcia Półkrwi. Zawsze mnie bowiem dekoncentrowało czemu książkowy Harry tak mało przejął się okaleczeniem Draco (może być to jednak powiązane z faktem, że jak wspomniałam: książkowy Draco był dużo gorszy od filmowego), z kolei w filmach widać jak się zadręcza co współgrało z jego charakterem. 

źr.

  • (+) Pojedynek ze smokiem w 1 zadaniu Turnieju Trójmagicznego
Ta zmiana, ponownie, została wprowadzona, by twórcy mogli popisać się większą dramaturgią i efektami specjalnymi, ale w tym przypadku, zmiana ta bardzo mi się spodobała. Pojedynek wydał mi się ekscytujący, mieliśmy poczucie realnego niebezpieczeństwa, nastąpiło kilka zwrotów akcji, a Harry faktycznie miał problem z zadaniem. W książce nieco za łatwo mu poszło. :) 

źr.

  • (+) Przyjaźń między Luną, a Harrym
W książce (Zakon Feniksa), relacja Harry'ego i Luny, właściwie nie jest specjalnie dobra. Dlatego cieszę się, że w filmach nastąpiło kilka zmian, dzięki którym ich przyjaźń wypadła bardziej realnie i autentycznie. Pierwszą ważną zmianą, była oczywiście rozmowa Harry'ego i Luny o testralach, która ich do siebie zbliżyła, zwłaszcza, że Luna opowiedziała mu o śmierci mamy. Inną ważną zmianą był fakt, że to Luna (a nie, jak w książkach: Tonks) odnalazła Harry'ego w pociągu, w Księciu Półkrwi. Dzięki temu, zobaczyliśmy jak błyskotliwa jest, plus cała ta scena, w której wracali razem do Hogwartu, a Luna nawet nastawiła mu nos, była urocza. Podobało mi się też, jak Luna w Insygniach Śmierci, podeszła do Harry'ego, gdy ten trzymał nieżywego Zgredka, i zamknęła skrzatowi oczy. No i Luna mówiąca Harry'emu, że ten powinien udać się do Heleny Ravenclaw... Jestem za. 

źr.

  • (+) Konfrontacja Harry'ego i Snape'a
Bardzo lubię tę scenę w filmie. Wydaje mi się, że zarówno Harry, jak i my, jako widzowie, zasługiwaliśmy na tę konfrontację. Na Harry'ego obwiniającego Snape'a o śmierć Dumbledore'a. Wypadło to wszystko bardzo autentycznie. Poza tym, świetnie nakręcono tę scenę! Przemowa Snape'a... wyjście Harry'ego z szeregu... Zaskoczone okrzyki uczniów... Pojawiający się Zakon Feniksa... Przyłączający się do nich nauczyciele Hogwartu... Dobra robota!

źr.

  • (+) Bellatrix torturująca Hermionę
Dodanie tego szczegółu: Bellatrix wycinającej na skórze Hermiony słowo "szlama", było niesamowitym posunięciem! Makabryczne, czyli dokładnie takie, jakie być powinno. Brawa za pomysł. 

źr.

  • (+) Wspomnienia Slughorna... I Shlughorn sam w sobie
Postać Horacego Slughorna w książkach jest gorsza od filmowej wersji. W książkach, Slughorn jest strasznie egocentryczny, zapatrzony w siebie i ciągle dąży za sławą. W filmie niby też ma niektóre z tych cech, ale dlatego, że nie są nasilone, dużo łatwiej jest go polubić, bo prześwitują też przez niego dobre cechy, których w ogóle nie czuć w książce. 

Poza tym, uważam, że filmowa wersja Harry'ego wykorzystującego Felix Felicis, by odebrać Slughornowi wspomnienia, jest dużo lepsza od książkowej. W książce, Harry wydobył wspomnienia dość perfidnie, wiedząc, że Slughorn był zbyt pijany by cokolwiek pamiętać następnego dnia. W filmie tymczasem, nauczyciel podjął świadomą decyzję (bo mimo że był nieco pijany, naprawdę czuć było autentyczną chęć odpokutowania za błędy). I ta jego opowieść o rybce od Lily! Dodała dużo więcej głębi jego postaci oraz charakterowi. Mogliśmy poczuć, że faktycznie mu zależało na matce Harry'ego i chce z własnej woli pomóc. Jedna z najlepszych zmian, słowo daję. 

Plus nie zapomnijmy, że w książce, Slughorn odebrał jad akromantuli na pogrzebie Aragoga perfidnie, po kryjomu, tymczasem w filmie spytał Hagrida o pozwolenie, przez co wydawał się znów: lepszym człowiekiem, szanującym innych. 

źr.

  • (+) Śmierć Hedwigi
Podoba mi się, jak w filmie, Hedwiga zginęła niejako chroniąc Harry'ego i Hagrida. W książce, jej śmierć wydawała się taka... przypadkowa.

źr.

  • (+) Harry używający klątwy Cruciatus na Bellatrix 
W książce, Harry również używa Crucio na Bellatrix, wściekły za zamordowanie Syriusza, ale reakcja książkowej Bellatrix różni się od filmowej wersji. W powieści, Bellatrix mimo wszystko nie traktuje Harry'ego poważnie, kpiąc z niego. Podoba mi się, jak w ekranizacji pokazano jej faktyczne przerażenie na wykorzystanie przez Harry'ego klątwy, a zaczęła się uśmiechać dopiero kiedy zrozumiała, że Voldemort stara się użyć chłopca. Wydawało mi się to dużo bardziej autentyczne, no i rozdarcie Harry'ego czy powinien ją zabić, czy nie, wypadło bardziej realnie i tragicznie. 

źr.

  • (+) Opętanie Harry'ego
Zdecydowanie mój faworyt, jeśli chodzi o zmiany między książkami, a filmami. W książce też niby dostajemy moment opętania, ale jest krótki i szybko przemija, nie pozostając dłużej w pamięci, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia. Tymczasem filmowa wersja? Niesamowita! 

Jednym z czynników, czemu ten moment wypadł tak genialnie jest oczywiście gra aktorska Daniela. WOW. Ktoś naprawdę powinien był go nagrodzić za jego występ w Zakonie Feniksa, bo chłopak pozostawił mnie kompletnie oszołomioną, w najlepszym znaczeniu tego słowa. 

Ta scena zawsze, zawsze, sprawia, że w oczach stają mi łzy. Wewnętrzna walka Harry'ego. To jak stara się nie stracić siebie samego. Wszystkie emocje niesamowicie przedstawione na ekranie... I te czułe sceny, dzięki którym Harry odzyskuje kontrolę... Wspomnienia o przyjaciołach, o rodzicach, o Syriuszu... Przepiękna. Robi olbrzymie wrażenie. 


Cóż. Nieco się rozpisałam, więc tym którzy zostali do końca: dziękuję!

Pozdrawiam,
Sherry


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz