wtorek, 22 września 2020

Film: Harry Potter i Insygnia Śmierci. Część 2

źr.

Cześć,

Ostatni film z serii o Harrym to produkcja, na której myśl mimowolnie wzdycham, bo czuję wobec niej bardzo sprzeczne uczucia. Wszystkie zarzuty przedstawię w innych notkach (już wkrótce!), natomiast dziś postawię na pozytywy, bo mimo wszystko ekranizacja miała ich trochę. Enjoy!

źr.

  • Tempo w tym filmie jest nieco szybsze niż w poprzedniczce, ale nie ma się co dziwić. Do zrobienia pozostało niewiele, tajemnice wychodzą na jaw, a wszystko zmierza ku ostatecznemu pojedynkowi. O ile w części 1 nie brakowało momentów, w których bohaterowie mogli swobodnie odetchnąć i zastanowić się nad swoimi działaniami, o tyle tutaj ich decyzje są bardziej spontaniczne. Trudno zatem się nudzić w trakcie seansu.

  • Jeśli chodzi o początek filmu: podoba mi się przedstawienie Gryfka i  tego jak emanował swoistą oziębłością, z której gobliny słyną w serii Rowling. Jego mimika, gesty, sama nie wiem. Powiedziałabym, że zostało to wszystko dobrze oddane, a tym samym zdrada wydawała się sensowna, biorąc pod uwagę jego charakter. Poza tym, podoba mi się, że film startuje od tego samego momentu, w którym skończył się poprzedni, czyli wciąż pozostajemy w Muszelce (pięknie przedstawionej, tak swoją drogą! Te widoki!), tylko po to, by następnie wskoczyć w faktyczną akcję z impetem. 

  • Wiem, że pochwaliłam Helenę Bonham Carter już w poprzedniej opinii, ale muszę również zwrócić jej honory w tej. Helena grająca Hermionę udającą Bellatrix to czysty geniusz. To jak zmieniła mimikę, gesty, jak skupiła się na szczegółach. Wszystko wypadło niesamowicie autentycznie. Nieprawdopodobna aktorka! 

  • Uważam, że sama ucieczka z Gringota też wypadła dość solidnie pod względem efektów specjalnych. Smok wydawał mi się bardzo ładnie zrobiony, pokazanie tego jak wydostaje się z podziemi i prawdopodobnie po raz pierwszy od WIELU LAT zaciąga się świeżym powietrzem... Jego niepewność w lataniu, bo od dawna nie miał szansy, by rozłożyć skrzydła... Bardzo się cieszę, że graficy oddali tyle detali. 

źr.
źr.

  • Z działań wojennych w Hogwarcie: pojedynek McGonagall i Snape'a z jakichś przyczyn głęboko zapadł mi w pamięci, być może dlatego, że McGonagall pokazała swoją wewnętrzną tygrysicę, która nie pozwoli, by jej wychowankowi stała się krzywda... być może ze względu na to jak badassowo wypadła cała scena... Albo ze względu na szczegóły, jak Snape tak naprawdę niewalczący, a za to rozbrajający Carrowów w tle... Tak czy inaczej, ładnie wypadło. 

  • Aktorka wcielająca się w rolę Szarej Damy też spisała się znakomicie! Jak na tak małą rolkę, udało jej się zapaść mi w pamięci, a to o czymś świadczy! Uważam, że nie tylko świetnie pasowała wizualnie do mojej własnej wizji Heleny Ravenclaw, ale też doskonale udało jej się odzwierciedlić emocje i pewną... ulotność postaci.

  • Odnośnie samej bitwy: uważam, że scena pomiędzy Remusem i Kingsleyem była ładną wstawką, to samo zresztą się tyczy krótkiej wymiany zdań między Fredem i Georgem. Żałuję, że nie pokazano więcej tych momentów między bohaterami, bo wiemy, że dużej części z nich nie mogliśmy już zobaczyć żywych, po bitwie. 

  • W filmie, jak zwykle, nie zabrakło naprawdę pięknych efektów specjalnych. Strasznie podobała mi się bariera wokół Hogwartu. Bardzo ładnie pokazana, nie tylko jej powstawanie, ale również niszczenie. Graficy spisali się na medal. Wysadzony most też wypadł bardziej niż sensownie (w ogóle cieszę się, że taka scena się pojawiła, bo pokazała działania i waleczność uczniów Hogwartu). I to niszczenie horkruksów! Zarówno scena w Komnacie Tajemnic, jak i przed Pokojem Życzeń zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jest w tym jakieś piękno by pokazać zarówno wodę jak i ogień jako potężne, niebezpieczne zjawiska. Podoba mi się też, że nie zabrakło sceny ratowania Draco. Wypadła dramatycznie, jak powinna. 

źr.
źr.

  • Ogromne wrażenie wywarła na mnie też scena pokazania zmarłych w Wielkiej Sali. Była faktycznie tragiczna i cholernie smutna. Nie tylko pożegnanie z Fredem, ale również ukazanie Tonks i Remusa (symbolicznie niemal trzymających się za rękę: pięknie zrobione, tak swoją drogą. Ostatni kadr z nimi był, gdy wyciągali do siebie dłonie, a ostatni, gdy ich martwe ciała niemal się dotykały). Zrezygnowanie w oczach Harry'ego. Cudowne w najsmutniejszy możliwy sposób.

  • Skoro już wspomniałam o Harrym... Daniel ponownie się spisał i o ile to inni aktorzy kradli show w tej części filmowej, o tyle głęboko zapadł mi w pamięci moment realizacji Harry'ego, gdy dowiaduje się on o swoim przeznaczeniu. Wyraz twarzy Daniela... Ziejąca z jego oczu pustka... Bardzo mnie przejęły.

  • Tego co prawda nie było w książkach, ale cieszę się, że nakręcono pożegnanie Harry'ego z Ronem i Hermioną, bo było cholernie smutne i druzgocące. Ale jeszcze smutniejsze pożegnanie, to oczywiście spotkanie Harry'ego z Remusem, Syriuszem, Jamasem i Lily, tuż przed sama śmiercią. Miałam łzy w oczach. Chyba najbardziej przejmujący (dla mnie osobiście) moment w filmie.

  • Gra aktorska pani wcielającej się w rolę Narcyzy też zasługuje na wspomnienie: moment, gdy Narcyza okłamuje Voldemorta wypadł niesamowicie solidnie, bo niemal widać maskę kobiety zdecydowanej, by odszukać syna. Cieszę się też, że pokazano reakcję i desperacki krzyk Ginny na wieść o śmierci Harry'ego. Doceniam takie detale. No i scena z Draco, niepewnym po której stronie rzeczywiście stoi. Uważam, że była ważna dla ukazania jego rozdarcia, upadającej lojalności wobec rodziców i wewnętrznego dojrzewania.

  • Ostatni jasny punkt to pojedynek Bellatrix z Molly. WOW! Zrobił na mnie niemal równie wielkie wrażenie jak ten książkowy. 

źr.
źr.

Nie wszystko w ostatnim filmie o Harrym było takie jak bym tego sobie życzyła (o czym porozmawiamy innym razem), jednak nie mogę zignorować tych wszystkich plusów, o których wspomniałam wyżej. Wiem, że ta część wzbudziła masę sprzecznych opinii i rozumiem dlaczego, naprawdę. Niemniej jednak, ze względu na powyższe elementy, a także jak zwykle niezawodną muzykę (która i tym razem świetnie podkreślała klimat filmu), oraz bardzo sympatyczną, niemal wibrującą ciepłem ostatnią scenę na peronie, tytułem tym nie gardzę, a wręcz zwykle oglądam go z przyjemnością, bo akcja naprawdę wciąga. To że w trakcie zaczynam narzekać na co poniektóre rzeczy to inna sprawa...

Pozdrawiam,
Sherry


źr.
źr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz