czwartek, 24 września 2020

HP. Które książkowe sceny powinny były znaleźć się w filmach? [2/2]

źr.

Cześć,

Wczoraj przedstawiłam część ulubionych/ważnych dla mnie książkowych scen, których zabrakło mi w filmach o Harrym. Dziś mam dla was kontynuację tematu. Jak wspomniałam w części 1, zdaję sobie sprawę, że twórcy mają dość ograniczone pole popisu ze względu na limit czasowy, dlatego faktycznie wspomnę tylko o najważniejszych dla mnie osobiście momentach, a nie o wszystkich scenach, których zabrakło. Enjoy!

źr.

Zakon Feniksa

Cóż. Jak pewnie wszyscy wiedzą, Zakon Feniksa jest najdłuższą książką z serii (to jeden z powodów, czemu do tej pory wyklinam twórców, że nie podzielili filmu na dwie części), a więc usuniętych scen i zmienionych wątków było mnóstwo. I na tyle na ile część z nich w sumie mi się podobała (na przykład pominięcie udziału Marietty i obsadzenie Cho w roli winnej wydania GD wydało mi się naprawdę sprytne), na tyle jest też masa momentów, których mi zabrakło.

Tak jak w poprzednich filmach brakowało mi rodzinnego czasu w Norze, z udziałem Harry'ego, tak w Zakonie brakuje mi czasu spędzonego na Grimmauld Place. Nie jestem szczęśliwa, że widzów obdarto z możliwości spędzenia czasu w otoczeniu Syriusza, Lupina i Weasleyów. Brakuje mi sprzątania, brakuje mi bogina pani Weasley... Już nie wspominając o pewnym *ekhem ekhem* naszyjniku. Co się zaś tyczy Weasleyów... Wątek Percy'ego. GDZIE JEST WĄTEK PERCY'EGO, JA SIĘ PYTAM? I o ile pominięcie dość niezręcznego związku Percy'ego z Penelope jeszcze byłam w stanie przełknąć, o tyle cały motyw odwrócenia się od rodziny był cholernie ważny i nie rozumiem czemu zamieciono to pod dywan. 

Poza tym, uważam, że gdyby włączono wątek Ron-Hermiona prefekci, to jeszcze lepiej pomogłoby uzmysłowić widzowi, jak bardzo nastawienie Dumbledore'a do Harry'ego się zmieniło. Jeśli zaś już mowa o rzeczach związanych z Hogwartem... brakowało mi tego czego w książce jest mnóstwo czyli rutyny uczniowskiej. Brakowało mi zajęć (na przykład Opieki nad Magicznymi Stworzeniami bez Hagrida), brakowało mi przygotowywania się do SUMów, brakowało mi egzaminów samych w sobie, brakowało mi Firenzo zastępującego Sybillę, brakowało mi Quidditcha (i sytuacji z wyrzuceniem Harry'ego i bliźniaków Weasley z drużyny), brakowało mi rozmowy o ścieżce kariery, z której dowiedzielibyśmy się o tym jak Harry zapragnął zostać aurorem... 

Jeśli podzielono by ekranizację na dwie części, można byłoby zawrzeć też moje ulubione sceny, czyli McGonagall kłócącą się z Umbridge i jeszcze więcej Harry'ego występującego przeciwko nowej nauczycielce. W filmie ten wątek dość spłycono bo o ile mamy pojęcie, że Harry nią gardzi, nie pokazano nawet ułamka tego jak książkowy Harry nie szczędził gorzkich słów i spędzał całe mnóstwo czasu na realizowanie kar u Umbridge. 

Skoro zaś jesteśmy przy Harrym... bardzo ważnym elementem historii w piątej części była jego frustracja. Jego złość. Jego rozczarowanie wszystkimi i samym sobą. W książce doszło do tego, że był bardzo sarkastyczny (czego znów w filmach mi zabrakło), już nie wspominając o jego zachowaniu po tym, gdy dowiedział się, że jego ojciec i Syriusz w latach szkolnych prześladowali Severusa. Nie mogę się pogodzić z faktem, że w filmach ten wątek po prostu odłożono na bok. Tak jakby obraz idealnego ojca, w jednej chwili nie runął Harry'emu przed oczami. Nie podobało mi się też, że nie wyjaśniono całego tego zajścia. W powieści Harry rozmawia z Remusem i Syriuszem na temat całej tej sytuacji, co również pozwala czytelnikowi nabrać lepszej perspektywy. Huncwoci w filmach to garstka dupków i tyle. Bez wyjaśnień. Pozostawia to gorzki posmak. Oburza mnie też fakt, że Harry nie dowiedział się o udziale Snape'a w tragedii jaką spotkała rodziców Harry'ego. Ale postać Snape w filmach w ogóle została wybielona, więc... 

W książce, znów - Zgredek ma większą rolę. To on mówi Harry'emu o Pokoju Życzeń, aczkolwiek oddanie tej roli Nevillowi nie było złym pomysłem. To co było złym pomysłem, to pominięcie odwiedzin w Szpitalu Świętego Munga. Okaleczony Arthur Weasley, Lockhart i przede wszystkim: RODZICE NEVILLE'A. To ważne momenty. 

Inna rzecz: jestem WŚCIEKŁA i oburzona, że spłaszczono reakcję Harry'ego na śmierć Syriusza i jego frustrację na Dumbledore'a za to jak go traktował przez cały rok. W książce Harry jest niemal żądny krwi. Krzyczy, rzuca rzeczami, zachowuje się tak jak powinien człowiek w jego sytuacji, którego spotkała olbrzymia trauma. W filmie... Mój Boże. Ta rozmowa z Dumbledorem jest taka... pusta. Bezduszna. Nienawidzę tego. 

źr.

Książę Półkrwi

Sam początek filmu. Fakt, że Dumbledore nie spotkał się z Dursleyami... W kontekście tego jak zachowywał się w stosunku do Harry'ego w poprzedniej części, uważam, że spotkanie z rodziną chłopca nieco łagodzi jego błędy. Ale w filmach, widz nie ma szansy na zyskanie perspektywy na to wszystko, bo do spotkania nie dochodzi. Co zaś się tyczy konsekwencji wydarzeń z Zakonu... Nie podoba mi się, że znów: żałoba Harry'ego po Syriuszu została wymazana. Że nie wspomniano nawet o testamencie Blacka i fakcie, że Harry odziedziczył dosłownie wszystko (włączając Stworka).

Brakuje mi też, ZNOWU, pobytu w Norze. Brakuje mi Fleur i Billa, o których związku widz dowiaduje się dopiero w Insygniach. Nie ma nic o tym jak Fleur i Molly się nie lubiły, co również oznacza, że nie ma ich godzenia się na końcu. Szkoda. Inny związek, który w filmach pojawia się znikąd, to Tonks i Remus. Smuci mnie to bo w książkach, ich historia łamie serce. Jest smutna, pełna wątpliwości, złamanych serc. 

Ważnym elementem historii w szóstej części, są spotkania Dumbledore'a z Harrym, dzięki którym Harry uczy się o przeszłości Voldemorta. W filmach co prawda pokazano dwa flashbacki, ale w książce jest ich o wiele, wiele więcej, a niektóre z nich są cholernie ciekawe. Na przykład informacja o tym jak Tom Riddle zrodził się ze związku osoby pod wpływem eliksiru miłosnego (przez co sam nie był zdolny do kochania)... 

Poza tym, jestem zaskoczona, że nikt nie kwestionuje obecności Ginny u Slughorna. W książkach mamy wyjaśnione czym najmłodsza Weasley zaimponowała nauczycielowi. Skoro zaś jesteśmy przy Ginny... jej związek z Harrym rozpoczyna się w naprawdę uroczy sposób i jest mi przykro, że zostaliśmy pozbawieni naprawdę cudownej, słodkiej sceny między tą dwójką, po wygraniu pamiętnego meczu Quidditcha. 

Cały wątek tytułowego Księcia Półkrwi... w filmach dostajemy krótkie "to ja jestem Księciem Półkrwi", ale książki oferują prawdziwe, sensowne wyjaśnienie. No i gdzie są lekcje Obrony przed Czarną Magią ze Snapem w roli nauczyciela?

Odnośnie finalnych wydarzeń: pominięcie bitwy w Hogwarcie jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ze względu na to ile scen musieliby dodać twórcy (walcząca Gwardia Dumbledore'a + Zakon, pogryziony Bill Weasley), o tyle żałuję, że pominięto fakt, iż Dumbledore zamroził Harry'ego przed swoją śmiercią, tak by chłopiec nie mógł się zdradzić. Żałuję też, że pominięto pogrzeb dyrektora Hogwartu. Wyobrażam sobie atmosferę... muzykę... grę aktorską i jest mi przykro, że nie mogliśmy tego zobaczyć na ekranie.

źr.

Insygnia Śmierci

To się wiąże z Zakonem Feniksa, ale wspomnę o tym tutaj: kompletnie nie wyjaśniono skąd Harry wziął lusterko, dzięki któremu brat Albusa mógł pomóc Harry'emu. Nie ma o tym nawet słowa! Jeśli zaś chodzi o inne rzeczy, o których się nie wspomina, a które zasługują na wyjaśnienie... śmierć Glizdogona? Po filmach nawet nie wiemy, że nie żyje, a tymczasem z książek uczymy się, że jego śmierć ma wiele wspólnego z Harrym, który swego czasu darował mu życie...

W filmach nie dostaliśmy sceny, w której Dudley godzi się z Harrym, co jest ŚMIESZNE. Dzięki tej scenie dowiedzielibyśmy się jak spotkanie z dementorami zmieniło młodego Dursleya, co miałoby kluczowe znaczenie dla jego ewolucji. 

Pozbawiono nas też sceny z Remusem oferującym pomoc Harry'emu, Hermionie i Ronowi w poszukiwaniu horkruksów. Szkoda. Taki ważny moment, który sporo by powiedział nie tylko o tym, jak Lupinowi zależy na Harrym, ale również wyjaśniłby przed czym mężczyzna chce uciec... Co się zaś wiąże z tą sytuacją, żałuję, że zabrakło momentu, w którym Remus prosi Harry'ego by ten został ojcem chrzestnym Teddy'ego. W książkach to tworzy takie ładne powiązanie z jego historią i tym jak dla niego to Syriusz i Lupin właśnie byli ojcami chrzestnymi (wiem, że oficjalnie to był tylko Syriusz, ale c'mon). To pozwala dostrzec, że historia jakby zatoczyła koło.

W książkach znacznie więcej miejsca poświęcono też na historię Dumbledore'a oraz na wątpliwości Harry'ego odnośnie Albusa. Nie ma na przykład słowa o śmierci Ariany i tego kto mógł ją zabić... Znajomość Dumbledore'a i Grindelwalda też się nie zmieściła w czasie. 

Szkoda, że w Dolinie Godryka nie pokazano pomnika na cześć Potterów. W książce ten moment zawsze mnie rozczula.

Wydaje mi się też dziwnym, że w fabule nie uwzględniono informacji, jak Śmierciożercy znaleźli Harry'ego po ucieczce z wesela. W sensie...? Widz ma się domyślać...? Poza tym, drażni mnie też brak udziału Fineasa Nigellusa Blacka w akcji (SKORO TO ON DAŁ ZNAĆ SNAPE'OWI GDZIE TEN MOŻE ZNALEŹĆ HARRY'EGO A TYM SAMYM ODDAĆ MU MIECZ????). Dzięki temu moglibyśmy dowiedzieć się więcej o wydarzeniach w Hogwarcie. O tym jak Neville, Luna i Ginny znów powołali do życia Gwardię Dumbledore'a... o ich ruchu oporu... 

Jeśli chodzi o wydarzenia w Hogwarcie... Po pierwsze: ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, nie pokazano pokoju wspólnego Krukonów. Jaka szkoda! Po drugie: w filmie McGonagall występuje przeciwko Snape'owi, w obronie Harry'ego. W książkach Harry występuje w obronie Minerwy, co jest równie fajne! Po trzecie: śmierć Freda. To się wiąże z faktem, że totalnie pominięto wątek Percy'ego oczywiście, ale oryginalnie Fred ginie z uśmiechem na ustach, w końcu będąc pogodzonym z bratem. Po czwarte: tuż przed udaniem się na śmierć, Harry (skryty pod Peleryną Niewidką), widzi Ginny, co pozwala mu się niejako pożegnać z ukochaną. W filmach kompletnie to pominięto. 

Inna ważna rzecz (KTÓRA DOSŁOWNIE ZAJĘŁABY TWÓRCOM 15 SEKUND, POWAŻNIE), to brak sceny, w której Harry za pomocą Czarnej Różdzki, naprawia swoją różdżkę. O ile podoba mi się jak film, w przeciwieństwie do książki, pokazał bohatera niszczącego ten - owiany złą sławą - przedmiot, o tyle nie podoba mi się, że wcześniej nie naprawił swojej własnej różdżki, której mu tak brakowało. 


Wylałam dziś większość ze swoich żalów, ale to nie koniec moich tyrad na temat różnic między książkami, a filmami. Wyczekujcie innych notek już wkrótce! A tymczasem byłoby mi bardzo miło, gdybyście podzielili się ze mną w komentarzach, swoimi ulubionymi, pominiętymi scenami.

Pozdrawiam,
Sherry


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz