Coraline
Wydawnictwo MAG, 2017
112 str.
"Koty nie mają imion (...). Wy, ludzie, macie imiona. To dlatego, że nie wiecie, kim jesteście. My wiemy, kim jesteśmy, więc nie potrzebujemy imion."
Nikt nie pisze książek w taki sposób, w jaki robi to Neil Gaiman. Autor, który potrafi skryć przerażający horror, pod przykrywką historii przypominającej baśń dla dzieci. Autor, którego dzieła są przesiąknięte magią i klimatem, jakiego próżno szukać gdziekolwiek indziej. Autor, w którego piórze się zakochałam, przez jego lekkość, specyficzność i magnetyzm. Autor, który zdaje się być niewyczerpalnym źródłem niesłychanych, unikalnych pomysłów, dających początek jego niezwykłym książkom. Lektura
Koraliny była moim czwartym spotkaniem z powieściami Gaimana - spotkaniem pełnym wrażeń, mroku i ukrytych znaczeń. Doświadczeniem uświadamiającym mi, że horror nie zawsze musi oznaczać krew, nieuzasadnione morderstwa i niekończący się ciąg ofiar. Horror może się kryć gdzieś w cieniu, czekając na odpowiednią chwilę, by wyjść i zachwiać podwalinami świata małej dziewczynki.