Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich sezonów!
There's only one hell. The one we live in now.
Piąty sezon, to prawdziwe szaleństwo. W sensie, wierzcie. To moment, na który czekaliście całe życie i chwila, w której Gra o Tron staje się dla was obsesją. Piąta seria jest TAK CHOLERNIE DOBRA, że nie da się już od GoT uwolnić. Oglądanie jej wciąż jest bolesne - dla serc widzów, wciąż jednak upajające. Piąty sezon to mnóstwo niespodzianek, mnóstwo nowych atrakcji i... sami sprawdźcie co jeszcze.
Okej, ogólne podsumowanie zrobimy tym razem na końcu. Notkę rozpoczniemy od nakreślenia kilku wątków - oczywiście BEZ SPOILERÓW.
Więc. Rozpocznijmy od Tyriona Lannistera - poprzedni sezon okazał mu się niezbyt... jakby... przychylny? A przynajmniej nie do końca? A w piątym sezonie zobaczymy go w całkiem nowych warunkach. Jego losy splotą się z losami postaci, o których byśmy nie pomyśleli, że kiedykolwiek się spotkają - a jednak. Po raz kolejny zabłyszczy, jeśli chodzi o używanie mózgu.
Jeśli chodzi o Daenerys. Cóż. Nauczy się, że władza równa się konfliktom i będzie musiała poradzić sobie z nowym niebezpieczeństwem. Tak naprawdę po raz pierwszy dowie się, jakie wady pociąga ze sobą władanie czymś wielkim.
Skoro jesteśmy na południu - już w czwartym sezonie mieliśmy przedsmak tego, co twórcy przygotowali na temat Dorne i rodziny Martellów. W piątej serii, zobaczymy kolejne imiona opatrzone tym nazwiskiem, a nawet zobaczymy miejsce, z którego przybył niezawodny Oberyn.
Jaime Lannister będzie musiał zmagać się z konsekwencjami decyzji, które podjął w końcówce poprzedniego sezonu, a jedną z reakcji na jego postępowanie, będzie zmiana okolicy i... towarzystwa. W obydwu przypadkach - na lepsze. W sensie, ludzie. Jeśli myśleliście, że Bronn i Tyrion to mistrzostwo, to strzeżcie się, bo Bronn i Jaime to cudo. I Tyrion z Varysem, jeśli już mowa o Lannisterach i świetnych przyjaźniach.
Odnośnie Aryi. O ZEUSIE. Będzie. Się. Działo! Piąty sezon to znaczna zmiana dla Aryi, to coś zupełnie nowego, z czym wcześniej praktycznie nie mieliśmy do czynienia. To nowy element do poznania i jakże ekscytujące to jest! Wątek Aryi jest mega ciekawy, bo w końcu dziewczyna zajmuje się czymś co jest dobre dla rozwoju jej umiejętności i co pozwala jej się nauczyć wielu nowych zdolności.
Skoro mowa o Starkach. Sansa. Już w poprzednim sezonie widzieliśmy ją w nowych warunkach, ale cholera jasna. Piąty sezon będzie dla niej... bardzo ciężki. W sensie, naprawdę ciężki. NAPRAWDĘ. Ciężki. Bo nazwisko Stark gwarantuje jej kłopoty w świecie, zwłaszcza że niektórzy (EKHEM, EKHEM bez nazwisk) dopatrzą się w tym okazji na zmanipulowanie kolejnych osób, co doprowadzi Sansę do czegoś czego chyba największemu wrogowi bym nie życzyła.
Przenieśmy się na chwilę do stolicy. Oj, tam również będzie się działo. Po niespokojnym czwartym sezonie, nie spodziewajcie się, że nagle wszystko się ustabilizuje i nastąpi harmonia. O nie, nie, nie. Po raz pierwszy zobaczymy jak religia może wpłynąć na życie ludzi. Zacznie się walka religii z władzą, a wielu bohaterów zapłaci za swoje przewinienia.
W ciekawych warunkach zobaczymy Tyrellów, ale również Cersei czegoś się w tym sezonie nauczy. :)
No i Północ. Ramsay Bolton. Nie wiem czy jest sens o tym osobniku więcej pisać. Uwierzcie na słowo, że... Gra o Tron da nam wgląd w jego szalony umysł jeszcze bardziej niż dotychczas.
I najlepsze na koniec - BARDZO poważne zmiany szykują się w Czarnym Zamku. Nocna Straż... cóż, powiedzmy, że nastąpi pewna rewolucja jeśli chodzi o politykę Wron. Ale dzięki poszczególnym wydarzeniom i decyzjom pewnych postaci, zobaczymy jak WIELKIE jest zagrożenie ze strony Innych. Właściwie po raz pierwszy dostaniemy faktyczny rozmiar niebezpieczeństwa.
Ogólnie, jeśli chodzi o podsumowanie tego sezonu. Piąty sezon to... spora, spora dawka rozrywki, niebezpieczeństwa, drapieżności i straty. Wciąż Gra o Tron to serial, w którym dominuje zagrożenie, intryga i knucie. To wciąż produkcja, w której jest mnóstwo brutalności, ale i pasji. Namiętności przeplatanej z rozlewaną krwią.
W piątym sezonie nie zabraknie tego do czego przyzwyczaiło nas GoT. Mnóstwa ciekawych rozwiązań fabularnych, ewolucji bohaterów, świetnych interakcji pomiędzy poszczególnymi postaciami i nieuchronną stratą w ludziach...
Bo owszem. W piątym sezonie znów ginie mnóstwo bohaterów, nie tak całkiem nieważnych. Po raz kolejny nasze zmysły przeżyją szok termiczny w oglądając ostatnie odcinki i PEWNE WYDARZENIE. To coś, co serio - ilekroć do tej pory bym nie oglądnęła, wzbudza we mnie chęć mordu, a jednocześnie przygniata smutkiem.
Piąty sezon kończy się ogromnym, OGROMNYM cliffhangerem, będącym zapowiedzią serii, która po raz pierwszy przegoni akcję w książce. Może dlatego piąty sezon to wiele dynamiki, wiele walki, wiele, wiele rozpędzającej się akcji.
Tak, piąty sezon Gry o Tron to zdecydowanie coś co kocha się z łatwością. Coś o czym nie da się zapomnieć. Coś co przypomina wszystkim, czemu ten serial jest tak cholernie epicki. Coś do powinno uświadomić tym, którzy jeszcze serialu nie oglądają, że maaaają po co nadrabiać te kilka sezonów. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz