sobota, 18 czerwca 2016

Przed i Po | Matura

źr.

Cześć!

Kojarzycie obiecaną notkę przemyśleniową o tym, jak zmieniło się moje życie po maturze? Oto i ona! Miłego czytania.


Oto jest ten dzień. 22 maja. Matura ustna z polskiego. Matura, która zamyka moją maturalną karierę. Która jest ostatnim aktem w szkole średniej, kiedy mam dowieść, że jestem warta zdania. Godzina 10:40. Wynik znany. Wychodzę ze szkoły. Prawdopodobnie po raz ostatni - na długi czas - widzę się z kolegą z byłej (już) klasy. Po raz pierwszy od dawna, potrafię wziąć - PRAWDZIWIE - wciąż oddech do płuc. To jest ten moment, kiedy moje życie się zmienia. Nawet jeśli sama jeszcze tego nie dostrzegam.

Wiecie, w pierwszym tygodniu po zdaniu matury, żyłam sobie, nie widząc tego co się wokół mnie dzieje. Tego co się ze mną dzieje. O zmianie uświadomiły mnie dwie osoby. Po pierwsze: mój tata. Po drugie: moja szefowa. A kiedy zaczęli mówić, zastanowiłam się nad tym bardziej. W końcu dwójka osób, z którymi mam do czynienia tak często, nie może się mylić, zwłaszcza jeśli sens ich wypowiedzi jest taki sam.

źr.

Podobno to się stało jeszcze w ten sam dzień, kiedy uświadomiłam sobie, że zdałam maturę z polskiego i cała ta męka się skończyła. Stałam się ożywiona. Stałam się bardziej energiczna. Stałam się bardziej uśmiechnięta. Wrócił mój pozytywny-sarkazm, a zniknął sarkazm-raniący - to obserwacja od mojej szefowej, a jeśli ktoś wie jak bardzo sarkastyczna jestem, to zdecydowanie ona. Stawiam więc, że warto jej wierzyć. Podobno zmienił się mój wygląd, podobno zmienił się mój sposób chodzenia, zmieniły się moje gesty. Podobno stałam się bardziej otwarta w kontaktach z bliskimi - właśnie z rodziną i szefową. Podobno zaczęłam zachowywać się tak, jakbym zrzuciła wielki ciężar ze swoich ramion.

To perspektywa bardzo bliskich mi ludzi, z którymi mam do czynienia najczęściej. Jak to wyglądało z mojej perspektywy? Zaczęłam zwracać uwagę na to, że jestem mniej zmęczona. Że mam ochotę na więcej rzeczy. Zaczęłam więcej spać. Zaczęłam wykorzystywać w pełni, godziny kiedy mój mózg najlepiej pracuje. Wróciłam do porzuconych projektów. Zaczęłam lepiej zarządzać swoim czasem. Inaczej zachowywałam się w pracy. Czułam się luźniej, mniej... związana. Jakbym po raz pierwszy nie musiała być odpowiedzialna.

Bo pewnie - wciąż nie znam wyników z większości matur. Właściwie to jedyne co wiem, że zdałam obydwie ustne. Co jednak z tym co naprawdę się liczy? Z pisemnymi podstawami i rozszerzeniami? Zmierzyć z tymi wynikami, przyjdzie mi się dopiero w lipcu. Ale do tego czasu... Mam żyć w tej niepewności, która zabija? Nie, dziękuję. Znajduję się w pewnym stadium pracy nad sobą, jestem świadoma tego co mogę zrobić, a czego już nie mogę zmienić. Przeszłość pozostaje przeszłością. Dałam z siebie tyle ile potrafiłam. I jestem z siebie dumna. Cokolwiek w lipcu by się nie działo.

źr.

I nie powiem, żeby nagle moje życie stało się piękne, różowe i w ogóle megapozytywne. Bo obawiam się, że jeszcze przed maturą, zmagałam się z większym gównem z mojego prywatnego życia, które nie odeszło tylko dlatego, że skończył się tak zwany egzamin dojrzałości. Ale jest prawdą, że porzuciłam coś co ciągnęło się za mną przeraźliwie długo i co miało ogromnie zły wpływ na mój organizm. W roku szkolnym bardzo często chorowałam, czułam się naprawdę źle. Tak jakby ktoś coś spieprzył w mechanizmie mojego ciała. W tej chwili, po odpuszczeniu sobie - czuję się... normalnie. Inaczej. W dobry sposób.

Fakt, że jeden wielki ciężar i problem, jakim była matura, już spadł z moich barków, pozwolił także mojej psychice uodpornić się na taki stres. Pozwoliłam sobie zmierzyć się z pewnymi wydarzeniami, które ciągnęły się za mną już jakiś czas. Poza tym, cała moja uwaga skupiła się na pozostałym bajzlu, w którym się babram. I nie powiem, to nie jest coś pozytywnego. Mierzyć się z tym co najbardziej męczy. I pewnie nie będzie perfekcyjnie jeszcze przez długi czas. Ale... coś się ruszyło.

A wraz zauważeniem tych zmian i pogodzeniem się z nimi i ze sobą... zdałam sobie sprawę, że nie chcę już dłużej być tłumiona. Przez nikogo. Przez nic. Nigdy. I myślę, że stałam się bardziej odważna, w samym myśleniu. W snuciu blisko-siężnych planów. Myślę, że stałam się też bardziej pewna, w tym co mnie otacza. W końcu odzyskałam kontrolę nad czym co się dzieje.

źr.

Poza tym, przywróciłam kontakty z kilkoma osobami, z którymi jakoś konwersacja się urwała kiedy musiałam skupić się na zaliczaniu przedmiotów w roku szkolnym. I nie wiem, fakt, że ponownie jest ktoś z kim mogę się skontaktować... otwiera przede mną możliwości. I swego rodzaju swobodę. I podoba mi się to.

I tak - nie wiem co przyniesie przyszłość. Nie wiem co będę czuła w lipcu, kiedy stanie się już jasne jakie mam wyniki i czy dostałam się na wymarzone studia. Nie wiem co będzie się działo w październiku - kiedy (mam nadzieję) rozpocznę studia, a także uruchomię pewien proces leczenia mojej psychiki i kiedy przyjdzie mi zmierzyć się z czymś z czym się ociągałam od dłuższego czasu.

Ale nie mam zamiaru się tym zajmować w tym momencie. Bo hej - po co? Po co, skoro mam wybór?


Miłego weekendu!
Pozdrawiam,
Sherry



6 komentarzy:

  1. Witaj, bardzo dobrze znam to, co tu opisałaś. W tym roku również zdawałam maturę. I również chodziłam non stop zmęczona i rozdrażniona. Chociaż ostatnie dwa miesiące w sumie mi się podobały, taka codzienna nauka nauczyła mnie trochę odpowiedzialności i organizacji. Chociaż dzień przed pierwszym egzaminem, to już nie mogłam spać ze strachu.
    Teraz już tylko trzeba czekać do 5 lipca i rejestrować się na studia. ;) I odwdzięczać się starszym znajomym, którzy wcześniej śmiali się z matur, a teraz mają sesję. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie to wszystko wyglądało trochę inaczej. Uczyłam się do końca roku szkolnego, a więc tam do kwietnia. Później odpuściłam. Od rozpoczęcia wakacji, nie otworzyłam żadnego podręcznika mimo że początkowo planowałam. Ale stwierdziłam, że po pierwsze: uczyłam się przez cztery lata technikum, trzy dni mnie zatem nie zbawią. I... cóż. Jakoś poszło. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  2. Dokładnie znam to uczucie. Po ostatniej maturze nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wieczorem odruchowo zabrałam się za jakiś podręcznik i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież nie muszę tego robić, teraz mogę robić co mi się żywnie podoba i to uczucie jest niesamowite. Odpoczywam, zbieram siły i planuję. Większość moich znajomych niestety jest starszych, dlatego czekam aż wszystko zdadzą i lecimy w gruby melanż, a co :PPP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dla mnie matury były tylko przerywnikiem w wakacjach. :D Także wróciłam do domu i od razu zabrałam się za wakacyjne leniuchowanie. Może dlatego, że tak bardzo, bardzo tęskniłam za nic nie robieniem i po prostu za... cieszeniem się czasem, od razu przeszłam w tryb-wakacje. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  3. Trzymam kciuki, abyś w październiku mogła szczęśliwie przekroczyć progi wymarzonej uczelni! :)

    OdpowiedzUsuń