piątek, 7 września 2018

Ulubione serialowe rodzeństwa - part 5

źr.

Cześć,

Długo się zbierałam do powrócenia do moich ulubionych rozrywkowych postów skupiającymi się na serialach, aż w końcu - jest! Nowy post z kolejną dawką serialowych rodzeństw, które skradły mi serce. Enjoy!

Post nie zawiera spoilerów z seriali


źr.

Effy & Tony Stonem
Skins

Mam ogromny sentyment do pierwszych sezonów Skins. Minęły lata od kiedy obejrzałam ten serial, a jednak relację rodzeństwa Stonem pamiętam doskonale. Żeby wyjaśnić fenomen tej dwójki, warto byłoby chyba przybliżyć ich postacie, tym czytelnikom, którzy serialu wciąż nie mieli okazji oglądać.

Tony to egoistyczny, narcystyczny, skupiony wyłącznie na sobie dupek, poważnie. W sezonie 1 naprawdę ciężko go lubić, bo choć ma swoje dobre momenty, to przez większą część czasu zachowuje się po prostu jak świnia. Effy z kolei, to dziewczyna o dwóch twarzach. Przez rodziców uważana za aniołka, tak naprawdę prowadzi podwójne życie, nocą wykradając się z domu, by ćpać, chlać i uprawiać seks z nieznajomymi. W dodatku jest niemową, więc wiele rzeczy uchodzi jej na sucho. 

Przede wszystkim, uwielbiam to, że razem stanowili wspólny front przeciwko rodzicom. Jedno chroniło drugie, współpracowali ze sobą jak dobrze naoliwiona maszyna. Znali się na wskroś i mimo wszystkich wad i różnic kochali się. Poza tym, to dzięki podejściu Tony'ego do Effy, dzięki tej łagodności, z jaką podchodził do młodszej siostry, zaczęłam widzieć w nim człowieka, a nie świnię. Nie będę spoilerować, ale Tony byłby zaryzykować wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo, natomiast Effy jest mu lojalna i wierna, nie ważne jak ten się zachowuje i tkwi przy jego boku przez gorsze i lepsze momenty jego życia.

Ta relacja jest tak świeża, tak... naturalna i ładna, że nie ma szans, bym o niej nie wspomniała.

źr.
źr.

Sana & Elias Bakkoush

Uważam, że stanowczo za mało się mówi o tej relacji, jeśli już wspominamy czwarty sezon norweskiego serialu SKAM. Wiem, że to nie ona grała pierwsze skrzypce, mimo wszystko - zrobiła na mnie wielkie wrażenie i zapadła mi w pamięci.

Sana nauczyła się przybierać przed innymi ludźmi różnorakie maski. Udaje, że jest silna, że się nie boi, że zawsze wie co powiedzieć, jak postąpić. Reszta widzi w niej swego rodzaju liderkę. Taką, która dąży do celu, nigdy się nie myli i jest w stanie zawsze naprowadzić zbłąkane owieczki na właściwą trasę. Ale jak przekonujemy się w sezonie czwartym, to wszystko to zasłona dymna dla dziewczyny, która tak naprawdę zmaga się z wieloma rzeczami i przez większą część czasu musi zagryzać wargi, by nie dać po sobie poznać, że jest rozbita i cierpi. 

Elias jest jak promyczek w tej relacji. Owszem, wkurza, irytuje, drażni się z młodszą siostrą. Ale to on ją zna. To on potrafi powiedzieć, kiedy coś jest z nią nie tak. To on jest w stanie do niej dotrzeć. To on zna prawdziwą ją. I akceptuje ją, kocha. Tę złamaną, dojrzewającą nastolatkę, pogubioną we własnych myślach i problemach. Uwielbiam tę relację. Jest tak zdrowa, solidna i autentyczna, że nie mogę nie pogratulować Julie, twórczyni SKAM, za wykreowanie jej w tak solidny sposób. Wielki plus, Julie. Wielki plus.

źr.
źr.
źr.

Serena & Chuck
Gossip Girl

NIE KŁÓĆCIE SIĘ ZE MNĄ. Oni byli jak brat i siostra, więc bez spoilerów - czemu uwielbiam ich relację?

Po pierwsze, to nie jest tak, że ta relacja jest wspaniała i cudowna od samego początku. Ale bądźmy szczerzy, mowa tu o Gossip Girl gdzie większość relacji międzyludzkich była popieprzona, chora i toksyczna. Pomiędzy Sereną i Chuckiem też nie zawsze było dobrze. To nie jest tak, że nie mieli złych momentów, że zawsze się ze sobą zgadzali, zawsze stali po swojej stronie, zawsze się wspierali i byli najlepsiejszymi przyjaciółmi na całym Bożym świecie.

Ale rozwój tej relacji... To jak się na siebie otwierają, to jak zaczynają zauważać, że poza maskami jakie przybierają przed innymi ludźmi, jest w nich również coś innego, coś więcej... Mieli ze sobą mnóstwo wspaniałych, radujących serce momentów, przy których po prostu wszystko we mnie topniało, bo byli tak słodcy i wyrozumiali... Nie wiem, byli jak ostatnie deski ratunku dla siebie nawzajem, wiecie? Zwracali się do siebie w tragicznych okolicznościach po pomoc i to drugie nigdy się nie wahało by udzielić wsparcia. Można powiedzieć, że zbierali się nawzajem do kupy i sprowadzali się nawzajem na ziemię.

Podziwiam tą lojalność, wsparcie, bycie dla siebie. Mam wrażenie, że darzyli się nawzajem pewnego rodzaju szacunkiem i mieli zarezerwowane dla siebie nawzajem szczególne miejsca w sercach. Poza tym, uwielbiam ich dogryzanie sobie nawzajem, zaczepki i urocze kłótnie-rodzeństwo-podobne. Tęsknię za nimi.

źr.

A co wy myślicie o powyższych? Też lubicie? Macie odmienne zdanie? Wciąż nie oglądaliście seriali, ale macie ochotę? Koniecznie dajcie znać.

Pozdrawiam,
Sherry


1 | 2 | 3 | 45 | 6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz