sobota, 22 września 2018

Po drugim roku studiów

źr.

Cześć,

Dziś chciałabym napisać wam czym był dla mnie drugi rok studiów, czego mogłam się nauczyć i jak go przeżyłam. Nie wiem na ile ten post jest dla was, a na ile dla mnie, bym o pewnych rzeczach nie zapomniała, no ale. Może wszyscy z tego coś wyciągniemy. Enjoy.


  • Myślę, że warto zacząć od tego, że drugi rok był dla mnie osobiście dużo trudniejszy niż pierwszy. Jeśli czytaliście moją notkę z podsumowaniem pierwszego, wiecie jak podekscytowana nim byłam i jak koniec końców naprawdę wiele z niego wyciągnęłam. Drugi rok okazał się tak jakby całkowitą odwrotnością. Z wielu powodów.

  • Po pierwsze, moje zdrowie było koszmarne, jeśli chodzi o drugi rok. Praktycznie co miesiąc chodziłam do lekarza po nowe antybiotyki, później chorowałam PRZEZ antybiotyki, generalnie straszna masakra. Byłam ciągle słaba, ciągle zmęczona, ciągle zestresowana.

  • Bardzo zaczęłam w siebie wątpić. Czy ja się do tego nadaję? Jest tyle ludzi ode mnie lepszych, po co w ogóle to robię, czy jest sens? Wraz z tymi wątpliwościami przyszła świadomość tego, że być może podjęłam złą decyzję, przyszło także poczucie wyobcowania, a także spadek poczucia własnej wartości. OGROMNY spadek. 

  • Stresowałam się wszystkim ZA BARDZO. Nawet głupie, nieważne rzeczy rosły do rozmiarów absolutnej katastrofy, wiecie co mam na myśli? O ile na pierwszym roku stosowałam metodę "nie przejmować się za bardzo", która się sprawdziła, o tyle tutaj nie byłam w stanie, bo emocjonalnie i psychicznie po prostu nie byłam wystarczająco stabilna. 

źr.

  • Znów, jeśli czytaliście moją notkę z wrażeniami po pierwszym roku, wiecie, że spałam góra 3 godziny dziennie. Przed rozpoczęciem drugiego, myślałam, że już gorzej być nie może, ale hm. Byłam w błędzie? Wyobraźcie sobie spanie na dobę po półtorej godziny. Przez pięć dni w tygodniu. Czasami nawet nie półtorej. Czasami godzina. Czasami w ogóle. Nie wiem co sobie wyobrażacie, ale zapewniam was, że rzeczywistość jest jeszcze gorsza. A jeśli połączyć to z okropnymi nawykami żywieniowymi pod tytułem "nie mam czasu dzisiaj by cokolwiek zjeść, zjem coś jutro. MOŻE", to hm. Nie było najlepiej.

  • Będę szczera: przez większą część czasu, na drugim roku studiów, czułam się tak jakbym wewnętrznie umierała. Zmęczenie, stres, choroby, ZMĘCZENIE, ZMĘCZENIE, ZMĘCZENIE. Brak pasji, brak cierpliwości, brak... jakiejkolwiek chęci by cokolwiek robić. Nauka zamiast mnie bawić, jak to było wcześniej, ponownie stała się dla mnie katorgą, nie byłam w stanie się skupić, wszystkie porażki czy błędy traktowałam jak dramaty na miarę wojny światowej. Okropność.

  • Rzucona na pastwę grupy nowej osób (ze względu na jedne zajęcia), których kompletnie nie znałam, nie wiedziałam co zrobić, czułam się tak jakby mnie ktoś uwięził w klatce. Jeśli jesteście tu już jakiś czas, wiecie, że mam fobię społeczną. Nie byłam gotowa by PONOWNIE stawić czoła faktowi, że znów nikt mnie nie zna, że znów jestem sama. Nie było happy endu, tyle wam napiszę.

źr.

  • Generalnie to wszystko szło NIE TAK, na drugim roku, wiecie? Harmonogram był koszmarny, moje zdrowie było koszmarne, moja psychika była w okropnym stanie, działo się WIELE złych rzeczy, jeśli o moje osobiste życie chodzi. Mam wiele złych wspomnień z tych kilku miesięcy i szczerze, kiedy w końcu skończyłam drugi rok czułam się tak jakby mnie wypompowano do cna z jakiejkolwiek chęci do funkcjonowania w społeczeństwie. 

  • Jeśli chodzi o dobre rzeczy... trzeci semestr przypomniał mi, że jeśli ma się możliwości, trzeba dać z siebie wszystko - trzeba w pełni pokazać swój potencjał, nawet jeśli wszyscy inni nie podchodzą do czegoś poważnie, nie znaczy że ty też powinieneś, zwłaszcza jeśli jest to dla ciebie ważne. Nie będę wchodzić w szczegóły. Po prostu nie popełniajcie błędu i nie starajcie się być jak inni. Nigdy, okej? 

  • Z innych dobrych wieści, sesja letnia okazała się całkiem w porządku bo trochę walczyłam o odzyskanie stabilności psychiczno-emocjonalnej i to przyniosło skutek w postaci "ok, jeśli nie muszę, to się nie przejmuję". Co w gruncie rzeczy znaczy tyle, że naprawdę wyluzowałam. A przynajmniej jeśli chodzi o zajęcia i zaliczenia. I tak jak w przypadku pierwszego roku - poskutkowało to pozytywnym efektem? Życie jest dziwaczne. 

  • Nie wiem czy cokolwiek sensownego wyniosłam z tego roku, szczerze mówiąc. Chyba że chodzi o to czego NIE POWINNAM powtarzać w przyszłości. To o czym mi przypomniano natomiast, to że niektórzy ludzie są cholernymi sukinsynami i bez mrugnięcia okiem potraktują cię jak jakiś pomniejszy gatunek i sprawią, że poczujesz się tak jakbyś do niczego się nie nadawał i będziesz się czuć zwyczajnie GŁUPI w ich obecności. Jak totalne beztalencie. Drobna wskazówka jeśli zetkniecie się z takimi osobnikami: nauczcie się uśmiechać w tym samym czasie, kiedy z waszych ust wylatuje radosne "pieprz się". 

źr.

Nie wiem jak będzie wyglądać trzeci rok, ale chciałabym mieć nadzieję, że będzie przynajmniej odrobinę lepszy? Zgaduję, że przekonam się za tydzień. 

Pozdrawiam,
Sherry


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz