![]() |
źr. |
Cześć!
Już przy okazji pierwszego postu o serialowych przyjaźniach, wspomniałam, że seriale składają się głównie z interakcji bohaterów. Z więzi postaci. Z relacji, jakie są nawiązywane i które prowadzą akcję i dają jej się rozwinąć. Nie będę kłamać, że relacje rodzeństw są dla mnie najcudowniejsze, mam wielką słabość do obserwowania braci, sióstr - bo to działa na wiele moich strun, dociera do mojego serca.
Post nie zawiera spoilerów z seriali, których dotyczą wspomniane przeze mnie rodzeństwa!
![]() |
źr. |
Sam & Dean Winchester
Supernatural
Klasyk. Przed duże "K". W sensie, czy jest coś bardziej oczywistego niż ta dwójka razem? Nie sądzę. Więź braci Winchester to fundament, filar, baza, centrum (co tam jeszcze chcecie) Supernatural. To także jeden z powodów, czemu tak bardzo, bardzo kocham ten serial. Ta dwójka razem... Uch! Może najpierw wspomnijmy co nieco o naszym duecie.
Dean - starszy brat, to typowy rozrabiaka. Pakuje się we wszystko co może, jest bezwzględnie oddany pracy zabijania demonów. Lojalny do bólu, największą świętość stanowi dla niego rodzina. Jest także arogancki. Zadziorny. Megaprzystojny - co chętnie wykorzystuje. Najpierw mówi potem myśli. Najpierw zabija, potem zadaje pytania. Troszczenie się o młodszego brata, traktuje jako swoją pełnoetatową pracę. Sam z kolei, to buntownik, starający się uciec od "rodzinnych interesów", tak daleko jak jest w stanie. Pragnący pozostać poza radarem rodziny, poza radarem demonów, próbujący zacząć życie nie włączające nadnaturalnych istot. Ma zatargi z ojcem, kłopoty z dogadywaniem się z bratem. W przeciwieństwie do Deana jest rozważny, rozsądny. Jak w takim razie, tak różna dwójka stworzyła najlepszy duet braci, z jakim KIEDYKOLWIEK się zetknęłam?
Po pierwsze: na pewno dzięki niesamowitej pracy aktorów. Po drugie - bo braciszkowie przebyli DŁUGĄ drogę. To nie jest tak, że od pierwszego odcinka oni byli gotowi zrobić dla siebie wszystko - porzucić marzenia, porzucić cele i tak po prostu iść się uścisnąć z bratem. Nie. Pomiędzy nimi zawsze było napięcie, a wszystkie problemy z jakimi się zmagali, czasami ich do siebie przybliżały, czasami wręcz przeciwnie. Koniec końców jednak - to Dean i Sam. Na zawsze powinni utknąć w głowach serialomaniaków jako ci, którzy zrobiliby dla tego drugiego WSZYSTKO. Poświęciliby nawet więcej niż WSZYSTKO. Którzy walczą do końca, a po końcu - walczą dalej.
Dean - starszy brat, to typowy rozrabiaka. Pakuje się we wszystko co może, jest bezwzględnie oddany pracy zabijania demonów. Lojalny do bólu, największą świętość stanowi dla niego rodzina. Jest także arogancki. Zadziorny. Megaprzystojny - co chętnie wykorzystuje. Najpierw mówi potem myśli. Najpierw zabija, potem zadaje pytania. Troszczenie się o młodszego brata, traktuje jako swoją pełnoetatową pracę. Sam z kolei, to buntownik, starający się uciec od "rodzinnych interesów", tak daleko jak jest w stanie. Pragnący pozostać poza radarem rodziny, poza radarem demonów, próbujący zacząć życie nie włączające nadnaturalnych istot. Ma zatargi z ojcem, kłopoty z dogadywaniem się z bratem. W przeciwieństwie do Deana jest rozważny, rozsądny. Jak w takim razie, tak różna dwójka stworzyła najlepszy duet braci, z jakim KIEDYKOLWIEK się zetknęłam?
Po pierwsze: na pewno dzięki niesamowitej pracy aktorów. Po drugie - bo braciszkowie przebyli DŁUGĄ drogę. To nie jest tak, że od pierwszego odcinka oni byli gotowi zrobić dla siebie wszystko - porzucić marzenia, porzucić cele i tak po prostu iść się uścisnąć z bratem. Nie. Pomiędzy nimi zawsze było napięcie, a wszystkie problemy z jakimi się zmagali, czasami ich do siebie przybliżały, czasami wręcz przeciwnie. Koniec końców jednak - to Dean i Sam. Na zawsze powinni utknąć w głowach serialomaniaków jako ci, którzy zrobiliby dla tego drugiego WSZYSTKO. Poświęciliby nawet więcej niż WSZYSTKO. Którzy walczą do końca, a po końcu - walczą dalej.
![]() |
źr. |
![]() |
źr. |
Alec & Izzy Lightwood
Moja najnowsza Siblings-miłość. Wystarczyło trzynaście odcinków, by wylądowali na mojej liście, a uwierzcie mi - to nie byle co. On - Alexander, lider, odpowiedzialny, pragmatyczny, zamknięty na emocje i ludzi. Za świętą powinność uważa przestrzeganie reguł. Z kolei ona? Traktuje je nieco bardziej elastycznie, także z okazywaniem emocji nie ma problemu. Jeśli miałabym ich porównać do żywiołów, ona byłaby ogniem, on wodą. Obydwoje nieprzewidywalni - obydwoje niebezpieczni, razem - zabójczy.
Powiem tak. Rozczulałam się, jak tylko widziałam kolejne sceny z nimi dwojga. Wystarczyło, że byli razem w kadrze i moje serce topniało. A sceny uścisków, czy po prostu bratersko-siostrzanej miłości? Ja leżę, z oczami pełnymi gwiazd. Ujęło mnie to, że Isabelle pomimo różnicy charakteru, była jedną z niewielu osób, które potrafiły dostać się do prawdziwego Aleca. Tego skrytego, uwięzionego pod warstwami perfekcyjnego żołnierza. Uwielbiam to jak bardzo go kochała, jak do ostatniego odcinka, gdy czuła zagrożenie wiszące nad bratem - natychmiast podejmowała kroki zaradcze.
Uwielbiam to, jak pomimo tego, że tak bardzo się kłócili, byli wobec siebie lojalni. Jak bardzo się cenili. Jak zarówno on dla niej, jak i ona dla niego, nie wahali się naruszyć granic. Uwielbiam to, że stawali po swojej stronie, jeśli sytuacja była katastrofalna. Uwielbiam to, jak wiele dla siebie znaczyli, jak zgrany duet stanowili. Jak dla mnie - najlepszy bro-sis-ship serialu.
Powiem tak. Rozczulałam się, jak tylko widziałam kolejne sceny z nimi dwojga. Wystarczyło, że byli razem w kadrze i moje serce topniało. A sceny uścisków, czy po prostu bratersko-siostrzanej miłości? Ja leżę, z oczami pełnymi gwiazd. Ujęło mnie to, że Isabelle pomimo różnicy charakteru, była jedną z niewielu osób, które potrafiły dostać się do prawdziwego Aleca. Tego skrytego, uwięzionego pod warstwami perfekcyjnego żołnierza. Uwielbiam to jak bardzo go kochała, jak do ostatniego odcinka, gdy czuła zagrożenie wiszące nad bratem - natychmiast podejmowała kroki zaradcze.
Uwielbiam to, jak pomimo tego, że tak bardzo się kłócili, byli wobec siebie lojalni. Jak bardzo się cenili. Jak zarówno on dla niej, jak i ona dla niego, nie wahali się naruszyć granic. Uwielbiam to, że stawali po swojej stronie, jeśli sytuacja była katastrofalna. Uwielbiam to, jak wiele dla siebie znaczyli, jak zgrany duet stanowili. Jak dla mnie - najlepszy bro-sis-ship serialu.
<3
![]() |
źr. |
![]() |
źr. |
Liam & Eleanor
Gdyby nie ship Jaspenor, relacja bliźniąt, byłaby moją ulubioną z całego serialu. Liam - złoty chłopiec, następca tronu, muszący się nauczyć, jak stać się dobrym władcą. Cztery minuty starszy od Lenny - zagubionej, zamkniętej w sobie dziewczyny, znajdującej ucieczkę w narkotykach, przypadkowym seksie i litrach alkoholu.
Królewskie dzieci żyjące w blasku flashy czy tego chcą, czy nie. Królewskie dzieci, które obdzierane są z sekretów. Królewskie dzieci, które przeżyły wiele, a prawdziwie wielkie tragedie i wyzwania wciąż przed nimi. Sami w sobie - Liam i Lenny, są wykreowani genialnie. Psychologiczne, solidne rysy, zwłaszcza jeśli chodzi o naszą księżniczkę, sprawiają, że łatwo jest nam uwierzyć, że są realni, że są sobą, że są żywymi osobami. Żywymi osobami, które w pałacu - siedlisku zdrad, intryg bólu, są dla siebie jedyną nadzieją. Jedynym wsparciem. Jedynym sojuszem działającym mimo wszystko.
Pokochałam tę dwójkę razem w pierwszym sezonie, po to by w drugim, rozczulali moje serce. Łamali je na strzępy. Ale ta relacja - pomiędzy Liamem i Len, jest absolutnie fantastyczna. Solidna. Trwała. Jako że wszystko w ich życiu jest kruche - ludzie ich opuszczają, zdradzają, okazują się fałszywi - to dla nich pociecha mieć bliźniaka, który zna cię do cna, który rozumie cię jak nikt inny, który czyta pomiędzy wierszami. I wie, że kiedy mówisz "jest okay", nic nie jest okay.
Lojalni, troskliwi, wierni. Zawsze gotowi stanąć w obronie drugiego. Choćby dla nich - i Jaspenor - warto serial poznać. Poważnie.
![]() |
źr. |
To tyle.
Na dziś. Oczywiście to part 1, a czeka nas kolejne kilka(naście?), więc... tak. Będzie się działo.
A co z wami? Znacie rodzeństwa, o których dziś wspomniałam? Macie na ich temat inne zdanie ode mnie? A może też ich uwielbiacie? Koniecznie dajcie znać!
Pozdrawiam,
Sherry