źr. |
Cześć,
Stęskniliście się za chwilami refleksji z Sherry? Dobra wasza. Mam dla was kolejny post przemyśleniowy.
Łatwo jest mi w tej chwili założyć, że każdy człowiek ma w swoim życiu jakiś cel. Albo cele. Coś do czego dąży, coś do czego zmierza. Nawet jeśli nie jest jeszcze pewien czym dokładnie jest to "coś", to idzie przed siebie, realizując pewne etapy. I w pewnym momencie każdy z nas zakłada sobie realizację czegoś. Chce to zrobić, wie że jest w stanie, więc po prostu tam brnie - czasami z mniejszą siłą i determinacją, czasami z większą. A potem przychodzi ten moment, kiedy coś się pieprzy. Bo, no cóż - życie czasami bywa prawdziwym sukinsynem.
I zakładam, że istnieje duży odsetek ludzi, którzy winę zwalą na otoczenie - bo gdzieżby tam na siebie. Przecież oni wszystko robili dobrze - to ludzie są parszywi, to los jest okrutny, to pewnie wina pogody.
Wyróżniam też ten drugi typ osób - którzy wręcz przeciwnie - robią z siebie największe ofiary losu, dopatrują się błędów w każdym swoim działaniu, we wszystkich decyzjach, które doprowadziły ich do tego miejsca, w którym coś się spieprzyło. Bo to ja jestem słaby, to ja jestem żałosny, to ja jestem brzydki, to ja jestem beznadziejny. To ja tego nie umiem. To ja nie okazałem się wystarczająco dobry.
I zakładam, że istnieje duży odsetek ludzi, którzy winę zwalą na otoczenie - bo gdzieżby tam na siebie. Przecież oni wszystko robili dobrze - to ludzie są parszywi, to los jest okrutny, to pewnie wina pogody.
Wyróżniam też ten drugi typ osób - którzy wręcz przeciwnie - robią z siebie największe ofiary losu, dopatrują się błędów w każdym swoim działaniu, we wszystkich decyzjach, które doprowadziły ich do tego miejsca, w którym coś się spieprzyło. Bo to ja jestem słaby, to ja jestem żałosny, to ja jestem brzydki, to ja jestem beznadziejny. To ja tego nie umiem. To ja nie okazałem się wystarczająco dobry.
źr. |
Tymczasem nie wiem czy ludzie sobie zdają sprawę, że w brnięciu do celu - w samym życiu nic nie jest wiecznie różowe. To nie jest tak, że kiedy już idziesz w jakimś kierunku, po drodze nie czeka na ciebie mnóstwo dziur, mnóstwo przeszkód walających się pod twoimi nogami. To nie jest tak, że będziesz mijał wielkie drogowskazy, że wszyscy wokół będą ci ułatwiać sprawę, a ty nigdy nie zboczysz ze ścieżki.
I mam wrażenie, że ludzie o tym zapominają. Że kiedy nadchodzi ten moment gdy coś nie idzie po naszej myśli, wszystko na czym się skupiają to problem. To o czym zapominają, to w ogóle powód, czemu znaleźli się w miejscu, w którym się znajdują obecnie. Ile JUŻ pokonali drogi. I ile wciąż jest przed nimi. Może nie zdają sobie sprawy, że to jest coś normalnego. Że przed nimi więcej rozczarowań, więcej łez, więcej wybuchów złości i obwiniania świata o niesprawiedliwość. Ale także więcej satysfakcji, więcej radości, więcej prostej dumy z siebie.
I jedynym prawidłowym wyjściem z sytuacji, jest po prostu wstanie, otrzepanie spodni i brnięcie dalej. Bo jakkolwiek żałosna sytuacja by nie była, człowiek zawsze jest w stanie odbić się od dna. A jeśli nie jest w stanie od razu wstać na nogi - zawsze można się czołgać. A z czasem do czołganie, zmieni się w chód. Sami zobaczycie.
To co jest ważne, to umieć stawić czoła prawdzie - że zdarzają się złe dni. Zdarzają się pomyłki. Nawalamy. Sytuacja się pieprzy i zdaje się nie mieć dobrego rozwiązania. Warto wtedy pomyśleć, że istnieją różne ścieżki. A czasami pójście okrężną drogą, doprowadzi nas do miejsc, w którym nie znaleźlibyśmy się gdybyśmy poszli na skróty. Dzisiejsze błędy tymczasem, są jutrzejszym doświadczeniem. Wczorajszy ból, uczyni cię jutro, bardziej odpornym. A przyznanie się do błędu - wbrew temu co mówi społeczeństwo - NIE JEST SŁABOŚCIĄ.
To co jest ważne - to zdystansować się do porażki, przyznać się do błędu. I pewnie - to będzie trudne. Bo ludzie mają w sobie swego rodzaju dumę, która mówi im, że wszystko musi być perfekcyjne, że nie mają prawa się mylić. O perfekcjonizmie będzie kiedyś osobna notka, to na czym ja postanowiłam dziś się skupić, to na przekazaniu czytelnikom bloga, że taka jest prawda - NAWALAMY. To właśnie robimy. Tak po prostu bywa.
I wiecie, to nie jest nic dziwnego czy wyjątkowego, jakkolwiek nie wyolbrzymialibyśmy jakiegoś błędu czy pomyłki z naszego życia. Bo z tego właśnie się składa ów życie. Z ciągu porażek i zwycięstw. Z przelatanki słońca i deszczu. Z mieszanki szczęścia i smutku. I psucie czegoś - zbaczanie ze ścieżki, potknięcie się, upadek - to wszystko jest rzeczą ludzką. Jest następstwem tego, że podjęliśmy walkę.
źr. |
I jedynym prawidłowym wyjściem z sytuacji, jest po prostu wstanie, otrzepanie spodni i brnięcie dalej. Bo jakkolwiek żałosna sytuacja by nie była, człowiek zawsze jest w stanie odbić się od dna. A jeśli nie jest w stanie od razu wstać na nogi - zawsze można się czołgać. A z czasem do czołganie, zmieni się w chód. Sami zobaczycie.
To co jest ważne, to umieć stawić czoła prawdzie - że zdarzają się złe dni. Zdarzają się pomyłki. Nawalamy. Sytuacja się pieprzy i zdaje się nie mieć dobrego rozwiązania. Warto wtedy pomyśleć, że istnieją różne ścieżki. A czasami pójście okrężną drogą, doprowadzi nas do miejsc, w którym nie znaleźlibyśmy się gdybyśmy poszli na skróty. Dzisiejsze błędy tymczasem, są jutrzejszym doświadczeniem. Wczorajszy ból, uczyni cię jutro, bardziej odpornym. A przyznanie się do błędu - wbrew temu co mówi społeczeństwo - NIE JEST SŁABOŚCIĄ.
Jest zaakceptowaniem prawdy. Zaakceptowaniem ludzkiej natury.
Nie pytajcie czemu ta notka jest tak chaotyczna.
Przechodzę przez coś w swoim życiu i to było w mojej głowie.
Pozdrawiam,
Sherry
Tak, masz rację. Sama często nie potrafię się przyznać do błędu, bojąc się, że ludzie spojrzą na mnie jak na kogoś, kto zawalił coś specjalnie. To trudna sztuka, by potrafić powiedzieć: tak, to ja zawiniłam. Jednak staram się, chcę móc stanąć w prawdzie - już nawet nie wobec innych, ale wobec siebie. Umieć przyznać się do porażki przed samą sobą.
OdpowiedzUsuńMam też problem z tym, żeby podnieść się po upadku. Wiem, że trzeba. Ale nie umiem.
Mówi się łatwo, chyba wszyscy wiemy, że powinno być właśnie tak jak piszesz. Ale życie to weryfikuje. Chciałabym móc napisać, że zawsze się przyznaję do błędu albo że zawsze po upadku wstaję i idę dalej. Jednak nie ma sensu kłamać - nie zawsze tak jest. Czasem to jest naprawdę trudne. Ale warto - warto próbować uczyć się tego, bo wierzę, że kiedyś będę potrafiła tak żyć :)
Mów mi więcej. Sama przez wiele lat obwiniałam się o wiele rzeczy, właściwie to obwiniałam się o wszystko i nie potrafiłam się z tego otrząsnąć. Nawalałam, mówiłam sobie, że to moja wina i nie potrafiłam przerwać tej fali złości i smutku, na siebie samą. W związku z tym, ciągle byłam na dnie, niezdolna by się poruszyć, by choćby podnieść głowę.
UsuńAle myślę, że człowiek podniesie się, kiedy będzie na to gotowy. I ten czas - czekania na moment, może być długi - Bóg jeden wie, że u mnie trwało to kilka lat, ale z czasem przyjdzie. :)
Masz rację, że życie weryfikuje. Ale uważam, że to piękne, że możemy się tyle rzeczy każdego dnia nauczyć. Że każdy dzień daje nam szansę do pracy nad sobą. Gdybyśmy byli idealni, nasza egzystencja byłaby nudna. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Oooo, Twój post tak podnosi na duchu, naprawdę, rewelacyjna notka! ^.^ Oczywiście podpisuję się pod wszystkim obiema rękami.
OdpowiedzUsuńJak to mówią - raz z górki, raz pod górę. Nie ma zwycięstw bez porażek. A życia bez wpadek, wstydu, niepowodzeń i smutku, więc... co nam pozostaje, jeśli nie uparte kroczenie naprzód, prawda? Ja ostatnio, jak coś mi nie wyjdzie albo co gorsze publicznie się zbłaźnię (szczerze tego nienawidzę, naprawdę, zaraz wstyd mnie od stóp do głów zalewa! Jedno z najgorszych uczuć, jakie potrafię sobie wyobrazić), to powtarzam sobie - spokojnie, dziewczyno, w ten sposób uczysz się pokory, nie jesteś idealna, ale jest dobrze - ludzie popełniają błędy, ty też masz do tego prawo! Ok, nie jest to takie cukierkowe i często łapię doła, ale potem się z tego śmieję. xD Czas jednak leczy rany, i wstyd też, więc jakoś to wszystko się układa.
Co do tego obwiniania wszystkich wokół - nigdy nie miałam takiej tendencji, ale współczuję osobom, którzy nie potrafią wciągać wniosków z własnych błędów i które potrafią tylko tak gadać na innych.
Pozytywne myślenie i optymizm - zawsze spoko. ;D
zaczarrowana
Cieszę się, że post wydał się entuzjastyczny! Wiem, że wiele poprzednich moich notek przemyśleniowych było pesymistycznych, także miło, że ktoś zauważa zmianę. :)
UsuńTeż nie cierpię tych upokorzeń publicznych. Rany, to coś czego nie będę w stanie chyba nigdy zaakceptować. Bo ja właśnie jestem osobą, która nie potrafi się później towarzysko otrząsnąć i mam wrażenie, że ilekroć ktoś na mnie patrzy, kto był świadkiem mojego zbłaźnienia, ocenia mnie przez pryzmat tamtej sytuacji. Ale po pewnym czasie trzeba odpuścić, bo to jest jak trucizna. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Uwielbiam twoje refleksje! Chaotycznie, ale mądrze. Czasem po prostu upadamy, ale upadek jest potrzebny do powstania. Wystarczy wierzyć w swoje możliwości. Bo czasem potrzebne są te złe chwile, żeby docenić dobre.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :*
http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Dokładnie! Cieszę się, że komuś sprawia przyjemność czytanie moich postów. :) To wiele dla mnie znaczy.
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Przyznanie się do błędu do chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy do zrozumienia i zrobienia. Bo rzeczywiście łatwiej jest udawać, że to co się stało nie jest naszą winą a odpowiedzialność za to zwalać na innych. Sama mam z tym często problem i nienawidzę siebie za te momenty, w których po czasie uświadamiam sobie, że nie potrafiłam zrozumieć faktu, że sama nawaliłam. Piękna notka, jak zwykle z resztą - czekam na następne, mam nadzieję równie emocjonalne <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://faaantasyworld.blogspot.com/
Dziękuję! Postaram się, by w przyszłości, zwłaszcza PO MATURZE, tych notek się trochę więcej pojawiało, bo dla mnie to też jest wielka radość czytać takie komentarze jak twoje, gdzie faktycznie widać, takie połączone myślenie. To niesamowite. :)
UsuńJak już pisałam gdzieś na górze - nie przejmuj się tym tak. Naprawdę. Gdybyśmy byli idealni, życie byłoby nudne. A tak, każdego dnia gdy otwieramy oczy, mamy tę wiedzę, że możemy spróbować popracować nad czymś w sobie. Nad czymś na co mamy wpływ. Nad czymś co może nas zmienić, co może zmienić wszystko. To piękne. :)
Pozdrawiam,
Sherry
I więcej dzieje się w Twoim życiu, tym mądrzejsze i bardziej dojrzałe są Twoje notki. Myślę, że kiedyś ten talent do pisania o własnych przemyśleniach przerodzi się w coś większego, w COŚ, co sprawi, że będziesz tworzyć dla innych.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Twoje słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą.
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Stęskniłam się za notkami, choć czuję, że dziś na trochę więcej ich trafię. Nienawidzę swojego niezdecydowania, mam cele w życiu, ale nie potrafię konsekwentnie do nich dążyć. Problem sprawia mi otrzepanie się i pójście dalej, dusze w sobie problemy, wolę udawać, że jest dobrze. Uśmiecham się, niby chcę spróbować, ale boję się efektu, a właściwie boję się, że efekt nie będzie taki, jaki chcę. Wywołujesz takimi notkami dziwne myśli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wiesz, kiedy zaczęłam pisać notki przemyśleniowe, miałam nadzieję, że będą dla kogoś z blogsfery takim wielkim STOPEM. Cały świat tak szybko leci to przodu, że ciężko jest się zatrzymać i pomyśleć i miałam nadzieję, że takim STOPEM właśnie będą moje notki.
UsuńTakże mimo że masz chaos w głowie - cieszę się, że zmusiłam do przemyśleń. Czasami myślenie i mierzenie się z tym co nas otacza - jakkolwiek beznadziejne by nie było, naprawdę przynosi ulgę.
Pozdrawiam,
Sherry