źr. |
Sezony: 7
Rok produkcji: 2014 - 2020
Gatunek: Sci-fi, dramat
Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich sezonów!
Można więc czytać, nawet serialu się kompletnie nie zna.
Czytacze Feniksa wiedzą, że mam na punkcie The 100, kompletną obsesję. Co w sumie można było poczuć - myślę - na własnej skórze, czytając recenzje sezonu pierwszego i drugiego. Nie-czytacze chyba właśnie się o tym dowiedzieli. Oglądacze The 100 wiedzą co działo się w minionych właśnie 16 odcinkach. Nie-oglądaczy będę chciała dziś przekonać, by w wolnej chwili, przekonali się o tym w najbliższej przyszłości. Jaki więc był sezon trzeci przygód naszych ulubionych i mniej ulubionych bohaterów?
źr. |
Słowem wstępu - o co w The 100 dokładnie chodzi, jeśli ktoś wciąż nie wie: no więc w pierwszym sezonie, setka nastoletnich przestępców zostaje zesłana na Ziemię ze Stacji kosmicznej, na której żyli, by sprawdzić czy na planecie, która przeżyła wybuch wojny nuklearnej, da się żyć nie będąc równocześnie narażonym na zabójcze promieniowanie. W sezonie drugim widzimy walkę, walkę, walkę. I powolne odczłowieczanie się bohaterów. Sezon trzeci z kolei... Co on właściwie ma nam do zaoferowania?
Zmienił się klimat. Bardzo. O ile wcześniej jakby wszystko stało w miejscu, w serii numer trzy, ruszamy się. Ciągle przemieszczamy. Z miejsca na miejsce. Z jednej historii bohatera, do innej historii drugiej postaci. Jest wiele unowocześnień, zarówno jeśli chodzi o kręcenie scen jak i nadawanie im bardzo specyficznej atmosfery. Jakby ktoś włączył ostatni odcinek trzeciego sezonu i pierwszy odcinek pierwszego sezonu, zszokowany, nie mógłby przyswoić tej zmiany. Wierzcie mi - przekonałam się o tej na własnej skórze. Czy ów ewolucja wyszła serialowi na dobre?
źr. |
źr. |
Powiem tak: nie lubię sezonu trzeciego. Uważam, że Jason - twórca znaczy, strasznie go spieprzył. Pierwszy sezon rozkochał mnie w serialu, drugi sprawił, że dostałam obsesji. Totalnej. Natomiast trzeci? Szkoda gadać. Naprawdę. I mimo że wciąż - poziom, jak na seriale tego typu, był zaskakująco dobry, tak po prostu wszystkie elementy uległy pogorszeniu i chyba dlatego jestem tak rozczarowana.
W sensie, wspaniały drugi sezon wysoko postawił poprzeczkę. I czułam, że trzeci może do niej nie dosięgnąć, ale na tak druzgocące skutki nie byłam przygotowana psychicznie. I nie zrozumcie mnie źle - wciąż uwielbiam ten serial, jest dla mnie bardzo ważny - heloł, to Setka, ale w tym poście nie obejdzie się bez wymieniania wad, czego jak mogliście zauważyć - nie było w recenzjach poprzednich sezonów. I boli mnie serce, że muszę skrytykować coś tak bliskie memu sercu, ale nie martwcie się - będą i zalety!
źr. |
źr. |
źr. |
Ale najpierw,
co zawiodło?
- rozwój, czy raczej cofnięcie się w ewoluowaniu pewnych postaci. I nie powiem. Nie wszyscy mieli z tym problem, bo niektórzy poszli dalej i faktycznie się zmienili na lepsze. Co było sensowne. Naturalne. Ale pewne osobniki... na litość boską. To było jak oglądanie wydania "Przygody w gimnazjum. Odcinek pierwszy: Hormony to choroba zakaźna".
- wątek Clexa. Wiem, wiem. Pewnie narażam się w tej chwili na hejt. WIELKI. Społeczność Clex-maniaki jest ogromna i w ogóle. Ale wiecie co? Ten wątek było po prostu słaby. Słaby. I jak dla mnie - nie miał logicznego podłoża. W ogóle. W sensie, serio? Uważacie, że to nie jest jakieś uszkodzenie mózgu Clarke by obdarzała uczuciami kogoś kto... sami wiemy jak postąpił w sezonie drugim? Miejcie litość - to totalny bezsens i jak dla mnie - porażka serialu.
- i niech wam nie przyjdzie do głowy mi wmawiać, że jestem homofobem czy cokolwiek. Właściwie to uwielbiam społeczność LGBT, uwielbiam wprowadzanie wątków LGBT to seriali, bo jestem zwolenniczką szerzenia tolerancji i szacunku do ludzi z innymi orientacjami seksualnymi. Ale Clexa to dla mnie jakiś pic na wodę. Szczerze. W drugim sezonie miało to jakiś sens, ale trzeci to dla mnie kosmos. Jakby Jasonowi totalnie poprzewracało się w głowie.
źr. |
- wątek główny sezonu trzeciego miał żałosny poziom. ŻAŁOSNY. Beznadziejny. Kompletnie zrypany. Nudny jak flaki z olejem i niestety - ciągnął się przez cały sezon - jak to główne wątki mają w zwyczaju. Doprowadzał mnie tym samym, do szewskiej pasji, całkowicie zniechęcił do serialu i sprawił, że nie wyczekiwałam na kolejny epizod z utęsknieniem. Sprawił, że serial stał się dla mnie... czymś obcym. Oglądałam go z przyzwyczajenia, a nie dla faktycznego cieszenia się treścią.
- Jason - twórca, przypominam - wpadł na genialny pomysł, by zrobić z The 100, Grę o Tron. I z jakim skutkiem to wyszło? Wiecie, myślę, że w zamyśle Jasona te wszystkie śmierci miały wzbudzać jakieś emocje. Miały pozostawać nas spustoszonymi. Ja tymczasem parskałam gorzkim śmiechem, jak widziałam, że kolejna osoba umiera. Bo to było żałosne.
- wiecie, mam teorię, że Jason zdawał sobie sprawę z tego, jak głupi jest główny wątek sezonu trzeciego i starał się ratować go, tymi wszystkimi, nieuzasadnionymi śmierciami. A koniec końców, skutek był taki, że straciłam do tego człowieka resztki szacunku. I w tej chwili naprawdę czuję obrzydzenie jak o nim myślę. Nie dlatego, że czyjaś śmierć mnie poruszyła - bo żadna nie wzbudziła we mnie większych emocji - ale dlatego, że Jason tak nieudolnie sterował wszystkimi historiami i koniec końców zawiódł mnie.
źr. |
źr. |
- Przez fakt, że główny wątek był słaby, a i poboczne jak cała akcja związana z Ziemianami i Commander były słabe, serial naprawdę był nudny. I w większości - przewidywalny. I zdruzgotało mnie to doszczętnie.
- Bo poważnie, The 100 jest moim małym skarbem. Jest moją perełką. Jest czymś co po prostu kocham. A to co wyprawiał w sezonie trzecim Jason? Na litość bogów! Mam nadzieję, że to się na nim zemści.
- Generalnie, sezon trzeci sprowadził mnóstwo kontrowersji. Począwszy od fali hejtu ze strony społeczności LGBT, po wypowiedzi Ricky'ego Whittle, który sprowadził na światło dzienne sprawę z faktem, jak Jason się do niego obnosił. Skoro więc takie szarady zaczęły wychodzić na jaw, możemy się tylko domyślać, o czym NIE MÓWIĄ aktorzy i co się dzieje za kulisami...
- Finalny odcinek. Zespolenie najgorszych elementów, jakie w życiu widziałam. Finalne odcinki sezonów poprzednich były miażdżące. Powodowały osłupienie, skrajny szok, niedowierzanie i łzy. Mnóstwo łez. Natomiast finał sezonu trzeciego? Równie beznadziejny jak i cały sezon. Szczerze - od nadmiaru cukru w City of Light, rozbolała mnie głowa.
- Zapowiedź sezonu cztery - nie tak szałowa, jak ktoś by się spodziewał. I nie wiem. To wszystko mnie wykańcza. Wykańcza mnie fakt, jak obojętnie podchodzę już do tego serialu. I naprawdę, naprawdę lepiej, żeby Jason nie spieprzył serii numer cztery. Bo obawiam się, że moja cierpliwość ma swoje granice.
źr. |
źr. |
Ale, ale!
To wciąż The 100
A ja wciąż jestem Sherry-maniaczką...
- I oczywiście są rzeczy, które wciąż w tym serialu mi się podobały. Bo nie mogłoby być inaczej. Przede wszystkim: The 100 ma świetną załogę, jeśli chodzi o aktorów. Uwielbiam fakt, jaką ewolucję niektóre postacie przeszły, jak się zmieniły, a jednocześnie wciąż gdzieś głęboko byli sobą.
- Wielka, WIELKA zaleta tego sezonu? Jak nie największa? John Murphy. Czy muszę jeszcze coś dodawać? Okej, dodam zatem. Ten facet jest po prostu... niesamowity. Już w drugim sezonie zapałałam do niego wielką miłością, ale sezon trzeci sprawił, że po prostu byłam po jego stronie bo nie było momentu, kiedy by postąpił głupio. Wszystko co robił miało sens. I tyle. Poza tym - jako jedyny miał wgląd w każdy wątek i kiedy inni poruszali się po omacku, jak dzieci we mgle, on... On po prostu był sobą. I zasadniczo uratował moją opinię o tym sezonie.
- Monty i Octavia. Podoba mi się jak się rozwinęli. I jak pewne kijowe sytuacje na nich podziałały. Tu potwierdziła się reguła, że nawet najgorsze wydarzenia mogą nas uczynić silniejszymi. Naprawdę podziwiam ich, podziwiam to co robili.
- Raven. Był moment kiedy ta bohaterka mnie mocno zirytowała, ale przede wszystkim - imponowała mi! Co za mądra, przebiegła cholera z niej! Uwielbiam to!
źr. |
źr. |
- Co mam do powiedzenia o dwóch gwiazdach tej produkcji? Moich ulubieńcach do tej pory? Zacznijmy od Clarke. Księżniczki. Liderki. Która imponowała mi przez dwa sezony... i w sumie w trzecim też była niezła. Ale to jedna z tych postaci, która się w pewnych momentach cofała. Okrutnie. I poddawała hormonom. I strasznie mi to działało na nerwy. Zwłaszcza w finale. Mimo wszystko, muszę przyznać, że podoba mi się, że... głęboko wewnątrz wciąż pozostaje sobą. Liderką, która przewodzi, która bierze odpowiedzialność, która - do diabła - znajduje wyjście. Bo tak trzeba.
- Bellamy. To był trudny sezon dla niego, ale kurczę - wiem, że pomyślicie, że jestem chora psychicznie, ale bardzo podoba mi się przez co przeszedł Bell w tym sezonie. Bo uważam, że to przyniesie wiele pozytywów w kolejnym sezonie. Już w ostatnich odcinkach serii numer trzy, zachowywał się inaczej, dała się we znaki taka subtelna zmiana i rozczuliło mnie to. Także owszem - Bell wciąż jest moją gwiazdeczką i perełką. Zatem możecie się domyślić, że NAWET po sezonie trzecim jestem...
- Team Bellarke. I nie tylko dlatego, że Clexa u mnie nie daje rady. Jestem team Bellarke bo... to ma sens. To ma logiczne podłoże. To ma uzasadnienie. Proszę ludzie, po prostu to zauważcie. I mam nadzieję, że prędzej czy później zauważy też to Jason...
źr. |
źr. |
źr. |
- Jaka jest zaleta finału? Wiem, że dałam to już do wad i nie zmieniam decyzji, ale wspomnę tylko, że zapowiedź sezonu czwartego była jak dla mnie powrotem do korzeni. Obietnicą powtórki do poziomu z pierwszego sezonu. Tak to odebrałam. A teraz, gdy pewne postaci nie żyją... Kurczę, mam tak strasznie wielką nadzieję, że seria czwarta znów wprawi mnie w entuzjazm i oczaruje - że jeśli to się na mnie zemści, nie ręczę za siebie.
- Wciąż uwielbiam dynamikę pomiędzy postaciami - nie tylko Bellarke, ale rodzeństwo Blake'ów, Kabby, Monty-Jasper, Bellamy-Kane. Poza tym Nate był taki kochany i Bryan, że nic tylko się rozczulać.
- Pomimo nudnych wątków, serial wciąż oglądało się płynnie i wciąż miał parę mocniejszych momentów w sezonie trzecim. Dla mnie na przykład fajny był odcinek z Luną. Albo w Arce z Emersonem. Podobały mi się generalnie powroty do Setki - do współpracy teamu. To jest coś ożywczego, coś barwnego, iskrzącego od emocji. I właśnie dla TYCH interakcji międzyludzkich, będę ten serial dalej oglądać.
- Tylko jakie mam nadzieję, na sezon 4? Że wątek z Duchem nie będzie ciągnięty, że wątek z Hedą nie będzie ciągnięty, że wątek z Jahą nie będzie ciągnięty. A wierzę, że po finale trzeciego sezonu bohaterowie będą mieli co robić, także... naprawdę trzymam kciuki za serię czwartą. Poza tym - 4 to dobra liczba. Solidna. Musi być dobrze. W sensie... gorzej już chyba być nie może, nie?
źr. |
Także jak widzicie, sezon trzeci był dla mnie pełen światła i cieni. I nie zwracajcie uwagi na moje narzekanie - okej? Jeśli nie oglądaliście The 100, błagam zróbcie to. Bo sezon pierwszy jest fascynujący, sezon drugi miażdży i okej - może trójka DLA MNIE była niewypałem. Ale zawsze jest szansa, że wy odbierzecie ją inaczej, a poza tym - zapowiada się - jak wspomniałam, dość ciekawy powrót do korzeni w sezonie czwartym także...
Oczywiście polecam. To w końcu Setka. I nawet jeśli poziom wahał się przy krytycznym, gdy oglądałam sezon trzeci, to ani razu nie pomyślałam, by sobie odpuścić oglądanie. By porzucić Setkę. Bo zbyt wiele elementów pokochałam. Zbyt wielu bohaterów mnie oczarowało. To jeden z tych seriali, który po prostu się wpisał w moje serce. I trzymam kciuki, by z wami zrobił to podobnie.
Pozdrawiam,
Sherry
Książka: Misja 100
źr. |
źr. |
Piękna opinia ! Ja też jestem całym sercem za Bellarke, bo to ma sens i szkoda, że na razie nic się w tym kierunku nie dzieje. Albo i dzieje, bo jestem dopiero na drugim odcinku sezonu trzeciego, bo serial wcale mi nie idzie do przodu. Nie mogę się w niego na nowo wciągnąć.
OdpowiedzUsuńTaa, mnie też ciężko oglądało się sezon trzeci. Nie wiem, jakoś ta płynność straciła blask. I dynamika się zmieniła. Niemniej, trzymam kciuki, by dalsza część sezonu przypadła ci do gustu. Po połowie zaczyna się coś dziać, także wytrwaj! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Mogę się podpisać rękami i nogami pod twoją recenzją. Jason chciał koniecznie zrobić z tego coś epickiego, ale przy okazji zapomniał, że nie klei się to z historią, którą rozpoczął w dwóch poprzednich sezonach. Ten sezon był tak chaotyczny, że odcinek finałowy tylko go podsumował. Szkoda tyle było czekania, a tu nic. Myślę, że 4 sezon może być naszym pożegnaniem z The 100, więc jeśli tu nie dostaniemy prawdziwego Bellarke, to nie wiem, co zrobię. I nie usatysfakcjonuje mnie Bellarke w ostatnim odcinku, albo działając na zasadzie Clexy, wszystko na raz, bo aktorka dłużej nie będzie grać. Tak jak pisałaś Bellarke ma swoje podstawy, ma historię, ale wieczne nie będziemy podniecać się tym "jak on na nią spojrzał".
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Clarke zasługiwała po tym sezonie na ostrzejszą krytykę. Była irytująca, do tego stopnie, że gra Elizy mnie nawet drażniła. Ewidentnie źle napisana postać.
Liczmy na cud, bo tylko to nam zostało...
Słusznie. Wiesz, ja mam nadzieję, że czwórka będzie pożegnaniem, bo mimo że kocham ten serial całym sercem, to nie chcę żeby Jason go jeszcze bardziej zepsuł i żeby The 100 zmieniło się w Pamiętniki Wampirów. Bez polotu. Bez pomysłu. Nie wiem. Niemniej, jestem też pełna nadziei odnoście fabuły czwórki, bo wygląda mi to na powrót do starych dobrych czasów, bez... pewnej postaci - może być naprawdę fajnie. :)
UsuńSłusznie. Chciałabym, żeby Jason skupił się na tym Bellarke, bo helo! Wszyscy - oprócz Clexo-mianiaków - czują to coś pomiędzy Bellarke. Wszyscy - oprócz Clexo-maniaków - chcą Bellarke. Jest pomiędzy nimi chemia. Więc czemu u diaska, Jason robi nam na złość?
Odnośnie Clarke, to starałam się ją usprawiedliwiać, ze względu na sentyment, ze względu na sympatię sprzed dwóch sezonów. Ale fakt, w tym pokazała swoje najmniej ciekawe oblicze.
Pozdrawiam,
Sherry
Też jestem lekko zawiedziona tym sezonem. Jeden po drugim padają jak muchy, i to często całkowicie bezsensownie. Śmierć pewnej osoby w 9 odcinku ( nie piszę imienia, co by komuś nie zrobić spoilera) była dramatyczna i tak naprawdę do końca wierzyłam, że tak się nie stanie. A tu jednak. I jakby nie patrzeć- było to głupie. Poświęcenie dla sprawy i tak dalej, ale kurczę- ta postać dawała radę przez dwa sezony. Przetrwała o wiele gorsze rzeczy, a tu takie coś. jeśli zginęła by np. w Mount Weather to przyjęłabym to lepiej. A to było tak idiotyczne pożegnanie z postacią, że chyba boli mnie bardziej niż sama jej śmierć.
OdpowiedzUsuńJuż nie mówię o innym bohaterze ( tym razem z 7 odcinka). To było jeszcze bardziej kretyńskie. Naprawdę.
I w przeciwieństwie do Ciebie- w tym sezonie Clarke wkurza mnie niemiłosiernie. Nie jestem pewna z czego to wynika, bo w sumie dalej wygląda tak samo, dalej jest liderką. Ale się zmieniła i choć wiem, że musiało to nastąpić, to teraz jakby się ode mnie oddaliła, jakkolwiek niespójnie to brzmi ;)
Ale casting na najgłupszą rolę wygrywa niezmiennie Jaha. Irytował mnie od pierwszego sezonu i mieli naprawdę wiele okazji by go uśmiercić. Dlaczego zatem tego nie zrobili? Wszystko co się z nim wiąże jest denne i bezcelowe, a wyraz jego twarzy gdy mówi o City of Light- no błagam, litości.
Ależ się rozpisałam ;) To są moje największe bóle związane z tym sezonem i choć nie brakuje światełek w postaci Raven, Monty'ego, Octavii czy Jaspera, to jednak jestem rozczarowana. I kompletnie nie wiem co oni mogą wtrącić do czwartego sezonu, chyba, że faktycznie pojmę to po obejrzeniu finału, który czeka mnie za bodajże 3 odcinki :)
* Jeśli zginęłaby
UsuńTo samo czuję odnośnie śmierci z 9 odcinka. Strasznie naciągana, sztuczna, idiotyczna i bezsensowna. Chciałoby się, żeby tak SENSOWNA postać dostała przynajmniej godne pożegnanie, ale nie. Bo po co. Szczerze, poboczne postacie z pierwszego i drugiego sezonu ginęły w bardziej honorowy, normalny sposób, niż to co się stało w dziewiątym odcinku. Nie kupuję tego.
UsuńJeśli chodzi o śmierć z 7 odcinka - też się zgadzam. Bezsensowna. W sensie - o ile postać była taka waleczna i w ogóle - zasługiwała na lepsze zakończenie. Nie wiem.
O raaany. Też nie cierpię Jahy. Co za przygłup. O ile Pike'a też nienawidziłam, to przynajmniej nie wiem - miał wszystko przemyślane i myślał, że robi coś dobrego dla swoich ludzi. I przynajmniej z jego perspektywy - coś miało sens. Ale Jaha? Na litość bogów. Chciałabym, żeby mu ktoś wbił kołek w serce.
Miłego oglądania finału zatem! :)
Pozdrawiam,
Sherry
Też zgadzam się z tym, że ten sezon jest słaby, bo jest i to prawda. Okropnie irytowała mnie Clarke, jak i Bellamy, szczególnie Bellamy... Jego zachowanie, no zszokowało mnie totalnie. Nadal nie mogę przeboleć kilku postaci, które nie pojawią się w kolejnym sezonie... :( Akurat to były moje ulubione, będzie brakować mi Clexy. Może jestem jedną z nielicznych, ale nie znoszę Bellarke. Niektóre postacie przeszły prawdziwą metamorfozę i to jest zdecydowanie na plus. Finał finałem, ale spodziewałam się lepszego. Nie zmienia to jednak faktu, że z niecierpliwością czekam na 4 sezon.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://natalie-and-books.blogspot.com/
Ja, jak wspomniałam - jestem w stanie Bellamy'ego zrozumieć. Jakoś tak czuję pokrewieństwo pomiędzy jego mózgiem, a częściowo - moim mózgiem, także koniec końców będę go usprawiedliwiać choćby nie wiem co. :)
UsuńNiemniej, naprawdę fajnie by było, gdyby sezon czwarty nas wszystkich nie zawiódł.
Pozdrawiam,
Sherry
Murphy love <3
OdpowiedzUsuńA ja w sumie nie jestem przekonana do Bellarke jeśli chodzi o kwestie... romansowe? Zostało mi do nadrobienia kawałek trzeciego sezonu, ale myślę, że pozostałe odcinki aż tak nie zmienią mojego zdania. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że ich miłość byłaby dość oczywistym rozwiązaniem, na którym spocząłby ciężar całego serialu - bo są w pewnym sensie wiodącymi postaciami. Dotychczasowa dynamika (walka, braterstwo, rozstania, konflikty) dobrze się trzyma i moja największa obawa związana z rozwojem Bellarke jest taka, że twórcy polecieliby w "tró loffa" i dramaty dramaciki. Na razie pewien rodzaj niedopowiedzenia mi pasuje, ale nie wykluczam, że dostrzegę to w pełni :)
A mi właśnie się wydaje, że skoro obydwoje są postaciami, którzy przewodzą innym i podtrzymują fabułę, to właśnie romans pomiędzy nimi, były takim uroczym dodatkiem. Wydaje mi się, że jeśli Jason jednak by poszedł w stronę romansu pomiędzy nimi, to byłoby to takie... nie wiem. Naturalne. W sensie - już teraz im na sobie cholernie zależy. I w tym punkcie nic by się nie zmieniło. Zmieniłaby się trochę dynamika pomiędzy nimi i dostalibyśmy więcej, tak myślę takich iskier, nadziei, nie wiem. Zmian w obydwojgu. Dobrych zmian. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Mam wiele seriali na swoim koncie. Na prawdę, seriale to już część mojego życia. Jednak "The 100" nie miałam jeszcze okazji obejrzeć, ale jestem pewna, że wkrótce się to zmieni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Miłego oglądania zatem! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Zgadzam się z tobą. Trzeci sezon jest najgorszy, najpierw wszystko się wlekło, a potem w ostatnich dwóch odcinkach nastąpiło tyle zwrotów akcji, że nie chce mi się liczyć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozostaje nam trzymać kciuki, że czwórka będzie tylko lepsza. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
1 i 2 sezon były lepsze, ale ten również mi się podobał. Zwłaszcza po 7 odcinku zaczęła się akcja. Z niecierpliwością oczekiwałam kolejnych odcinków. Totalnie nie dziwię się Bellamy'emu (♥.♥) - stracił dziewczynę w wybuchu MW, Clarke zwyczajnie go olała (drugi raz z resztą) kiedy została w Polis, on chciał się czuc potrzebny i chciał coś zrobić - a Pike to wykorzystał. Dalej go uwielbiam <33
OdpowiedzUsuńCo do Clexy - zgadzam się w 100%. Między Bellarke wyczuwa się tą chemię. Oni potrzebują się nawzajem i sposób w jaki Bell patrzy na Clarke - ♥. Nie rozumiem tej "miłości" do Lexy. W drugim sezonie ją lubiłam, ale po tym co zrobiła pod MW straciłam do niej szacunek i naprawdę nie rozumiem dlaczego Clarke jej to wybaczyła. Co więcej - pokochała ją?! A co z Bell'em, który zawsze był przy niej? Jak teraz oglądam pierwszy sezon, to mam ochotę potrząsnąć Clarke - przecież Bell ewidentnie coś do niej czuje, troszczy się o nią, opiekuje, ryzykuje życie...
Lubię Clarke, ale nie rozumiem jej niektórych decyzji.
John Murphy zdecydowanie zawładnął moim sercem po tym sezonie. Jego teksty, postawa, charakter - ♥.♥. Nie ma porównania co do pierwszego sezonu. Octavia zdecydowanie na tak, jej odejście na końcu było mistrzowskie i dobrze, że zabila Pike'a - mimo to, że nie był aż tak denerwujący w ostatnich odcinkach, nie mogę zapomnieć co zrobił Lincoln'owi. Na tej scenie płakałam, a nie często mi się to zdarza. Tym bardziej, że była to jedna z moich ulubionych postaci.
Wiele osób nie lubi Jasper'a, a ja wcale mu się nie dziwię. Nie każdy na tak wytrzymałą psychikę jak Clarke, czy Raven, które przeżyły mnóstwo śmierci bliskich osób i potrafią jakoś dalej żyć. On jest inny i opłakuje Mayę, wcale mu się nie dziwię. Lubię go i cieszę się, że nie zginął.
Monty + Harper to ciekawe połączenie, ciekawe co z tego dalej wyniknie.
Ogólnie to sezon był dobry i podobał mi się, aczkolwiek 1 i 2 były lepsze.
Mimo to, że nie przepadam za Lexą, trzeba przyznać - wejście w finale to miała zarąbiste! :D
A na scenie Bellarke - kiedy trzymali się za ręce, piszczałam jak wariatka. No i czemu oni nie są razem?
Trochę długi ten komentarz, ale Twój post daje mi idealną okazję do wygadania się o sezonie. Chociaż to i tak nie wszystko i zapewne o czymś zapomniałam. xd
Pozdrawiam! :)
Wydaje mi się, że jeśli chodzi o Bellamy'ego to musiał gdzieś ukierunkować swój gniew i faktycznie Pike dał mu taką możliwość. Plus, dochodzi to porzucenie o którym mówisz. Wiemy z późniejszych odcinków, że totalnie nie poradził sobie z tym, że Clarke zostawiła go za pierwszym razem, a jeśli na dodatek dokopała mu po raz drugi, kiedy on rzucił wszystko by iść jej na ratunek... No złamał się. Nie dziwię się. Zresztą to złamanie było przedstawione z sensem, także bardzo lubię. :)
UsuńWłaśnie. Coś co pojawiło się pomiędzy Clarke i Lexą w drugim sezonie, jeszcze było do zniesienia, bo hej. Szły na wojnę, Clarke straciła chłopaka. Zabiła go. Więc może to zbliżyć ludzi - zgaduję. Ale sezon trzeci to jakiś koncert bezsensowności. Jak z perspektywy zdrowego na umyśle człowieka, popatrzeć na tą całą MIŁOŚĆ Clexy, to jest to chyba najmniej sensowna, najmniej logiczna, najbardziej sztuczna relacja, o tak IDIOTYCZNYM podłożu, że nie wiem czy wywracać oczami i parskać, czy jechać do Ameryki i walnąć Jasona.
Też jestem dumna z O. Miała absolutną rację zabijając go - BA, podejrzewam, że gdyby go nie zabiła, mocno by namieszał w kolejnym sezonie. A tak przynajmniej jeden kłopot z głowy. :D W ogóle, Octavia w tym sezonie była jedną z najjaśniejszych gwiazd. Była gniewna, ale jakby ten jej gniew, miał swoje uzasadnienie, także nie denerwowała mnie tak jak w poprzednich dwóch sezonach. Dobrze, że dla kogoś ten sezon okazał się udany.
Ja też rozumiem zachowanie Jaspera. I absolutnie nie rozumiem jak można go potępiać. Osoby, które to robią, chyba nie wiedzą, jak to jest stracic kogoś kogo kochało się całym sercem. Masz rację - Clarke i Raven mają mocniejsze psychiki, z kolei Jasper. Bądźmy szczerzy. Wylądował na Ziemi, został porzucony przez Arkę, walczył o przetrwanie, zmuszony robić coś, co było totalnie niezgodne z jego kodeksem, z wszystkim co znał. Sama też pewnie bym się załamała.
Jeśli chodzi o Monty'ego i Harper to fakt, dość... wyjątkowa więź, ale nie do końca ją kupuję, także mam nadzieję, że w kolejnym sezonie dostaną więcej czasu, bym mogła faktycznie poczuć, że to jest dobre i sensowne. :)
Och, trzymanie się za ręce Bellarke <3 I to, że kiedy wszyscy przytulali się wokół, Bellamy podszedł do Clarke - WŁAŚNIE DO NIEJ! :D
Och, uwielbiam długie komentarze, także jak będziesz musiała się gdzieś wyżyć pisarsko, to wbijaj, zapraszam. :D
Pozdrawiam!
Sherry