Cześć,
Jakkolwiek kocham uniwersum Harry'ego i wszystko co z nim związane, nie będę kłamać: mam mieszane uczucia odnośnie dwóch filmów z serii. Jednym z nich jest ekranizacja Księcia Półkrwi. Produkcja nie jest kompletną porażką (wręcz przeciwnie, jest mnóstwo powodów czemu film mi się podoba), ale też z pewnych względów, wydał mi się dość... dziwaczny. Specyficzny. Na negatywy przyjdzie czas w innej notce (więc jeśli jesteście ciekawi, wyczekujcie!), natomiast w tej, ponownie - skupię się na tym co mnie urzekło. Enjoy!
- Największym plusem tego filmu, dla mnie osobiście, jest kinematografia. Owszem, w poprzednich częściach nie brakowało zachwycających ujęć, jednak Książę Półkrwi to produkcja nimi wręcz przeładowana! Myślę, że ten film warto określić mianem "najbardziej artystycznego". Pomimo wykorzystania części planów zdjęciowych użytych w poprzedniczkach, naświetlenie, filtry i kolory całkowicie zmieniły ich charakter i atmosferę. Szczerze: oglądanie tej produkcji do gratka dla oka, zwłaszcza dla tych wyczulonych na punkcie estetyki na ekranie. Ilość cudownych ujęć jest powalająca.
- Coś co się wiąże z genialną kinematografią: atmosfera i nastrój panujące w szóstym filmie z cyklu są dużo inne niż w poprzedniczkach. Faktycznie mroczne. Poważne. Nastrojowe. Melancholijne, czasami. Innym razem smutne i przeładowane strachem oraz uczuciem presji. Użyte barwy, cienie i światła w scenach sprawiły, że klimat tej części wydaje się w pewien sposób uwypuklony bardziej niż w poprzedniczkach.
- Na przestrzeni cyklu ekranizacji o Harrym zdecydowanie widać poprawiającą się, z filmu na film, jakość efektów specjalnych. Także w Księciu Półkrwi, graficy mieli co do roboty. Nie chodzi tylko o to, że bohaterowie używają różdżek, ale także o wszystko co ich otacza w czarodziejskim świecie. Myślę, że taka teleportacja wypadła sensownie, tak samo zresztą jak scena sprzątania w domu, gdzie zatrzymał się Slughorn. Byłam pod ogromnym wrażeniem detali, w całej tej sekwencji. Ach, no i te czary! Dumbledore ze swoim ogniem w jaskini wypadł lepiej niż solidnie.
- Wiem, że wspominam o muzyce w każdej notce o filmach z cyklu o Harrym, ale naprawdę: podkład muzyczny w ekranizacjach książek Rowling jest niewiarygodnie piękny! Muzyka zdecydowanie jest ważna, bo podkreśla nastrój scen, dodaje emocji i przeciąga intensywność poszczególnych zdarzeń i wypadków.
- Zarówno w książce, jak i w filmie, ważnym elementem historii było poznawanie przez Harry'ego, historii Voldemorta. W ekranizacji oczywiście zaprezentowano to w formie flashbacków z myślodsiewni, i znowu: użyte filtry faktycznie dały nam poczucie, że to co widzimy to zaledwie wspomnienia. Szczególnie mocno zapadło mi w pamięci pierwsze spotkanie Dumbledore'a z Tomem Riddlem. Atmosfera w trakcie tych scen... kolory...
- Coś, co bardzo mi się spodobało w ekranizacji, to pokazanie działań Draco. W książce byliśmy w stanie się jedynie domyślać co jest grane, dzięki podejrzeniom Harry'ego, natomiast w filmie, mogliśmy śledzić poszczególne kroki podjęte przez młodego Malfoya. To naprawdę wiele zmieniło, bo widz zobaczył, jak chłopak stopniowo łamie się pod wpływem presji. Podążanie za Draco, oglądanie jego powolnego upadku i zwiększających się wątpliwości, miało wielkie znaczenie w kwestii ewolucji samozwańczego nemezis Harry'ego.
- Jak zwykle, nie byłam w stanie nie zwracać uwagi na tło wydarzeń, czyli poszczególne miejsca gdzie kręcono film. Dekoracje oczywiście nie zawiodły. Ogromnie spodobał mi się zarówno sklep Freda i George'a (buchający ekscytacją, radością, nowością i rozrywką), jak i sala do nauki eliksirów (te detale w tle! Wow!), czy choćby cudowna Wieża Astronomiczna. Ale szczerze, jakbym się uparła mogłabym pochwalić dosłownie wszystko. Sale lekcyjne, korytarze, dziedziniec Hogwartu, drogę do Hogsmeade, łazienkę, gdzie Malfoy stoczył pojedynek z Harrym, sklep Borgina i Burkesa, gabinet Dumbledore'a i oczywiście Pokój Życzeń.
- Jak zwykle, mam kilka ulubionych scen, które z różnych powodów, kompletnie mnie oczarowały. Jedną z nich jest spotkanie Narcyzy, Bellatrix i Severusa, które dzięki świetnej grze aktorskiej i doskonale dobranej obsady, zrobiły na mnie duże wrażenie zasiewając odpowiednie wątpliwości dotyczące postępowania postaci. Z innych "mroczniejszych scen", bardzo dobrze też wspominam moment opętania Katie Bell przez urok rzucony na naszyjnik. Do tej pory mam dreszcze gdy myślę o tej scenie. Poza tym, pojedynek Malfoya i Harry'ego! Bardzo ważny w kontekście zachowania młodego Pottera, który całe swoje zaufanie powierzył podręcznikowi do eliksirów. No i oczywiście śmierć Albusa. Za każdym razem sprawia, że czuję, jakby serce mi zamarło. Pojawiająca się po niej cisza... scena z unoszeniem różdżek... przepiękne emocje.
- W filmie oczywiście miało miejsce kilka zmian, w stosunku do książkowego pierwowzoru. Z tych bardziej udanych, bardzo podobało mi się, że to Luna odnalazła Harry'ego w pociągu. Nie tylko pokazało to ich uroczą przyjaźń i umacniającą się więź, ale też dało twórcom szansę zaprezentować kolejne specyficzne zachowania panny Lovegood. Jestem ogromną fanką Harry'ego dzielącego sceny z Luną. Podobało mi się też śledztwo Arthura Weasleya w sprawie działań Draco. W książce też co prawda coś takiego miało miejsce, ale ze zdecydowanie innymi skutkami. Natomiast w filmie, dzięki informacjom pozyskanym przez pana Weasleya miałam wrażenie ciągłości, zwłaszcza biorąc pod uwagę działania Draco. Nawet w scenie, w której śmierciożercy znaleźli Harry'ego w Norze, jestem w stanie dostrzec pewien sens. Harry biegnący za Bellatrix (wciąż niebędący w stanie pogodzić się ze śmiercią Syriusza), Ginny biegnąca za Harrym... był w tym pewien artyzm i tragizm.
- Jak zwykle nie zawiodła gra aktorska. Zwłaszcza dwójka aktorów zasługuje na pochwały: Tom Felton (Draco) i Daniel Radcliffe oczywiście (Harry). Musieli wykazać się sporymi umiejętnościami. Tom świetnie uchwycił rozdarcie Malfoya, z kolei Daniel spisał się znakomicie portretując wściekłość, zauroczenie, żałobę czy żal. Jedną z moich ulubionych scen jest (która również została zmieniona w stosunku do książek i która również wypadła w ekranizacji wspaniale) gdy do Harry'ego dociera co zrobił, okaleczając Draco. Wątpliwości, przerażenie, chęć pozbycia się książki Księcia Półkrwi - genialna robota! Poza tym, nie mogę nie wspomnieć o filmowym Harrym pod wpływem Felix Felicis. Za każdym razem, gdy oglądam film, nie mogę przestać się uśmiechać. Daniel jest naprawdę utalentowanym aktorem.
- Jako, że historia w Księciu Półkrwi jest naprawdę mroczna i smutna, ważne dla fabuły są też momenty humorystyczne, których, szczęśliwie, w filmie nie brakuje. Z sentymentem i czułością wspominam na przykład scenę z McGonagall i "golden trio" po opętaniu Katie Bell, w którym opiekunka Gryffindoru pyta trójcę czemu są zamieszani w każde ważniejsze wydarzenie w Hogwarcie. Są tu też dowcipne dialogi ORAZ oczywiście niesamowite sceny z "naćpanym" Harrym. Przysięgam, nieważne ile razy widzę ten moment w filmie, nie jestem w stanie powstrzymać chichotu.
- Twórcy filmów nie zapomnieli pokazać, że mimo iż bohaterów wkrótce czeka walka z Voldemortem, wciąż pozostają dorastającymi nastolatkami, co wiązało się z podkreślaniem różnych więzi (Hermiona-Ron, Harry-Ginny), zauroczeniami, związkami (Ron-Lavender), złamanymi sercami i tak dalej.
- Podobała mi się również dynamika niektórych ze scen i pewna płynność pomiędzy nimi. Na przykład pierwsza lekcja eliksirów ze Slughornem została świetnie nakręcona, kwalifikacje do drużyny Quidditcha miały fajną atmosferę, także scena z Ronem po zjedzeniu czekoladek z eliksirem miłosnym miło zapadła mi w pamięci, bo wyglądała bardzo autentycznie.
Harry Potter i Książę Półkrwi być może nie jest moim ulubionych filmem z cyklu (właściwie to nie znajduje się nawet blisko pierwszego miejsca), ale wciąż zawiera sporo elementów, dla których go doceniam. Podobało mi się podkreślenie przyjaźni między Harrym i Hermioną, podobał mi się tragizm co poniektórych scen, a także ogólny klimat panujący na przestrzeni całej produkcji. Poza tym, film się wciąż dobrze ogląda, bo mrok jest dobrze zbilansowany z humorem i bardziej "lekkimi" scenami, a płynność akcji sprawia, że nawet nie zauważamy mijającego czasu.
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz