źr. |
Cześć,
Ten rok był ciężki i jest to jeden z wielu powodów czemu uważam, że powinnam uchwycić jak najwięcej dobrych rzeczy, które mi się przytrafiły w 2020, w jednym miejscu -> w tym poście. Nie wiem na ile ta notka jest dla was (jako pewnego rodzaju podsumowanie 2020?), a na ile dla mnie, bym w przyszłości mogła tu wrócić i uświadomić sobie, że nawet małe, z pozoru nieznaczące osiągnięcia, robią różnicę.
- Już na początku tego roku, wyznaczyłam sobie listę rzeczy, które chciałabym zrobić (albo przynajmniej spróbować?) w 2020. O ile nie jestem typem osoby, zazwyczaj ustanawiającej sobie takie cele, ogromnie się cieszę, że w styczniu się na to zdecydowałam, bo pomogło mi to nieco zorganizować 2020, a przy tym faktycznie pracować nad osiągnięciem niektórych z nich. Co dziwniejsze: nie czułam presji. Raczej motywację, przy okazji zdając sobie sprawę, że jeśli coś mi się nie uda, nic się nie stanie, bo wszystkie te małe cele były dla mnie samej, dla nikogo innego.
- W 2020 udało mi się przeczytać 84 książki, co jest jednym z najlepszych moich wyników ostatnich lat. Jako, że oryginalnie chciałam dobrnąć do magicznej liczby 52 (na 52 tygodnie roku), oczywiście bardzo się cieszę z wyniku.
- Co ważniejsze (i co było jednym z moich celów): z tych 84 książek, aż 52 pozycje pochodziły z mojej prywatnej biblioteczki! To jest ogromny krok na przód, biorąc pod uwagę, że przez ostatnich kilka lat (!) praktycznie nie dotykałam powieści z moich własnych półek, zbyt zajęta egzemplarzami recenzenckimi. Tak więc kupowałam masę nowych tytułów, tylko po to, by je odłożyć na półkę... i o nich zapomnieć. Fakt, że w tym roku udało mi się ograniczyć liczbę egzemplarz do recenzji i W KOŃCU wziąć za książki z kolejki... Jestem naprawdę, naprawdę szczęśliwa.
- Coś co wiąże się z poprzednim punktem... W końcu powróciła do mnie radość z czytania. Przez ostatnich kilka lat, czytanie stało się dla mnie czymś w rodzaju obowiązku, bardziej niż przyjemnością. Może to być kwestia tego, że brałam na siebie więcej zadań, niż powinnam, co z kolei budowało na mnie presję, a więc mimo że były tytuły, którymi się cieszyłam, to wciąż koniec końców czułam się przygnieciona poczuciem obowiązku. W tym roku po raz pierwszy od... 2015? 2014 roku? czułam ekscytację. Prawdopodobnie było to związane z tym, że - jak wspomniałam - wybierałam pozycje z własnej biblioteczki i w końcu sięgałam po tytuły, które marzyłam by poznać od lat. Chciałabym kontynuować ten nawyk w 2021 roku, bo naprawdę okazał się jednym z jaśniejszych punktów 2020.
źr |
- Jednym z moich mini-celów na ten rok było dokończenie czytania Mrocznych Materii, Philipa Pullmana i... Udało się! Poznałam zarówno tom drugi, jak i finalny: trzeci, co nie tylko sprawiło, że w końcu znam całą epicką historię, ale też trylogia trafiła na listę moich ulubieńców z kategorii fantasy (do których zdecydowanie będę chciała powrócić w przyszłości).
- Innym z moich mini-celów na ten rok było rozpoczęcie czytelniczej przygody z dziełami Brandona Sandersona. Szczerze, miałam zamiar przeczytać jedną książkę, ale jestem nawet bardziej szczęśliwa, że przeczytałam nie tylko tom pierwszy Ostatniego Imperium, ale i drugi, które szybko wpisały Sandersona na listę Ulubieńców.
- Inny cel... o którym w sumie przez dłuższy czas nie myślałam poważnie... dopóki koniec końców nie postanowiłam się za niego wziąć, i który ponownie - szokująco, udało mi się osiągnąć (wow?) to doczytanie Opowieści z Narnii (czyli przeczytanie sześciu z siedmiu tomów). Wszystkie nieprzeczytane wcześniej sześć części faktycznie poznałam i na tyle na ile samej serii nie będę wspominać miło, to i tak jestem zachwycona, że udało mi się dopiąć swego i zmotywowałam się na tyle, by rozprawić się z C.S. Lewisem w 2020.
- Jeśli przypadkiem w przyszłości wrócę do tego posta, pozwólcie mi napisać krótką wiadomość dla siebie samej - gdybym przypadkiem po raz kolejny kiedyś utknęła w czytaniu z poczuciu obowiązku: nie ma nic w złego w przystopowaniu. Nie ma nic w złego w mówieniu "nie, dziękuję", jakkolwiek tego nienawidzisz. Nie ma nic złego w robieniu tego na co w danej chwili masz ochotę (JEŚLI OCZYWIŚCIE PRZY TYM NIKOGO NIE KRZYWDZISZ! [zanim ktoś wyrwie to zdanie z kontekstu]). Nie ma nic złego, w wyznaczaniu granic i upewnianiu się, że ich nie przekroczysz, żeby nie skrzywdzić siebie samej. Nie ma nic złego w chęci... i w niechęci do czegoś.
źr |
- Jeśli chodzi o Feniksa, to zachęcona liczbą postów z roku 2019 i tym jak bliska byłam dobrnięcia do liczby 100, w styczniu 2020 stwierdziłam, że miło by było te 100 notki opublikować w tym roku. I znów: może to kwestia dobrego planowania (ORAZ dwóch miesięcy tematycznych, o których wspomnę zaraz), ale udało się! Z jutrzejszym postem podsumowującym grudzień, liczba postów na Feniksie w 2020 roku zatrzyma się na 131.
- Tematyczny miesiąc z Harrym Potterem był moim cichym marzeniem od dłuższego czasu i w końcu, W KOŃCU w 2020 doszedł do skutku! Nie tylko udało mi się go zorganizować tak, by przebiegł w sposób, w jaki sobie wymarzyłam, ale też sama byłam usatysfakcjonowana postami i miałam mnóstwo radości z pisania ich. Szczerze, przygotowywanie do września i wrzesień sam w sobie były jedną z fajniejszych rzeczy w 2020. Nie tylko mnie zajęły i nie pozwoliły myśleć o nieładnych sprawach z życia poza internetem, ale też dały ujście przynajmniej części mojego entuzjazmu związanego z serią.
- Tematyczny grudzień na Feniksie to coroczna tradycja, ale szczerze: tegoroczny przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Znów: jest to powiązane z lepszą organizacją, faktem, że zabrałam się za tworzenie postów dużo wcześniej niż zwykle oraz tym, że przestałam nakładać na siebie niezdrową presję i pozwoliłam sobie na relaks. Miałam więcej pomysłów na posty, czułam więcej satysfakcji z pisania i publikowania i świetnie się bawiłam. Tegoroczny tematyczny grudzień jest zdecydowanie moim ulubieńcem ze wszystkich dotychczasowych. Jestem z niego najbardziej zadowolona.
- Jeśli chodzi o mój bookstagram, to jakoś w okolicach końca września/początku października, przyszło mi do głowy, że chciałabym móc przynajmniej po jednym miesiącu powiedzieć do siebie "publikowałam jedno zdjęcie na dzień, przez cały miesiąc!". I udało się! Listopad minął na bookstagramie w kolorach i kompozycjach. 30 dni z 30 zdjęciami. Jestem bardzo, BARDZO zadowolona. :) Ale ogólnie cały rok minął na bookstagramie dość barwnie, także myślę, że mogę pochwalić się nie tylko za listopad, ale też ogólnie za całokształt.
źr |
Prywatnie ten rok... dał mi mnóstwo tematów do rozmyślań. Pozwolił mi na wzięcie oddechu, rozejrzenie się i zyskanie nieco innej perspektywy. Na pewno przyniósł stres i strach, ale też myślę, że był ważnym okresem w moim życiu i w przyszłości będę do niego powracać, by zaczerpnąć z lekcji, jakie mi dał.
Szczerze, ten rok poza blogiem i książkami był jednym z bardziej interesujących. Przyniósł nowe rzeczy, nowe pasje, nowe okoliczności i okazje. Skoro ten post jest po to, bym stworzyła coś do czego mogłabym w przyszłości powracać, by znaleźć pociechę: jestem dumna z faktu, że moje poszukiwania balansu emocjonalnego nie ustały. Wciąż nie jestem w miejscu, w którym chciałabym być, ale w 2020 zdecydowanie się do niego zbliżyłam. Cieszę się, że wiedziałam kiedy wziąć przerwę. Kiedy dać sobie na wstrzymanie z pewnymi rzeczami. Kiedy przestać się martwić. Jak dostrzec różnicę między sytuacjami, w których mogę coś zrobić, a między tymi, które powinnam po prostu zaakceptować i się nad nimi nie użalać.
Ach! Ten rok również zmusił mnie do spróbowania gotowania i nie było tak źle. Wciąż nie jest to coś co uwielbiam, ani coś w czym jestem dobra, ale nauczyłam się przygotowywać parę rzeczy, co przyniosło poczucie, że odpowiednio zmotywowana, poradzę sobie z czymkolwiek.
O 2020 roku wspomnę jeszcze w styczniu, w innym poście, ale że chciałam zamknąć ten rok (i grudzień) możliwie jak najlepiej, zauważając pozytywy bardziej niż negatywy (bo mam problem z pesymizmem), oto moje małe podsumowanie. A przy okazji ostatni post tegorocznego Tematycznego grudnia na Feniksie. Dziękuję, że tu jesteście!
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz