Cześć!
Dziś przybywam z czymś na kształt recenzji (?), utrzymanego w świątecznym klimacie, serialu-ekranizacji książki
Księga wyzwań Dasha i Lily. I okej, przyznaję: być może tytuł postu jest clickbaitem bo nie sądzę, by serial ten był dla wszystkich, ale jeśli lubicie młodzieżowe, słodkie, szybkie, przyjemne, klimatyczne produkcje typu guilty pleasure i poszukujecie czegoś do oglądania, by wprowadzić się w świąteczny klimat... Cóż. Ten post jest dla was. Enjoy!
Co dobrego w Dash & Lily?
- Krótko o fabule: pewnego dnia, spragniona romansu nastoletnia Lily, zostawia w swojej ulubionej księgarni dziennik, zawierający wyzwanie. Tak się składa, że niezwykłą pozycję znajduje cyniczny Dash, który nie tylko bierze udział w grze przygotowanej przez dziewczynę, ale odwdzięcza się jej tym samym. Od tej pory, dziennik staje się pomostem pomiędzy dwójką nastolatków, którzy dzięki poszczególnym wpisom, coraz bardziej się poznają, wyciągając z siebie nawzajem nieznane im wcześniej emocje.
- Coś co rzuca się w oczy od pierwszego odcinka, to fakt, że ten serial jest naprawdę szybki. Ma zaledwie osiem odcinków, a każdy z nich liczy po jedynie 20 minut! Jako że fabuła jest dobrze rozpisana, a wątki postępują w dość naturalnym tempie, produkcję się pochłania, wierzcie mi na słowo. Całość spokojnie można obejrzeć w jeden dzień (chyba, że chcecie sobie wydłużyć przyjemność obcowania z tą produkcją).
- Książkę czytałam jakiś czas temu, więc niemal wszystko powiązane z historią wyleciało mi z pamięci, ale coś co pamiętam doskonale, to że największą zaletą powieści był motyw ponownego odkrywania magii świąt oraz wychodzenia ze swojej strefy komfortu, by sprawdzić jakie doznania gwarantuje życie. Serialowi udało się częściowo oddać wagę tych elementów. Wraz z bohaterką opuszczającą bezpieczny klosz, oraz cynicznym bohaterem na nowo poznającym słodycz optymizmu, produkcja jest niezwykle ciepła i wielokrotnie uświadamiająca, zwłaszcza jeśli widz utożsamia się z Dashem bądź Lily.
- Wielkie znaczenie w tym serialu ma również element samotności. Dobrowolnej izolacji. Podoba mi się w jaki sposób twórcom udało się pokazać, że nawet mając rodzinę i przyjaciół u boku, czasami trudno jest się uchronić przed poczuciem osamotnienia, gdy wszyscy zdają się ruszać do przodu, podczas gdy twoje życie jakby zamarło. To temat, który uważam za bardzo istotny. Sporo tu mowy o pokonywaniu własnych lęków i ograniczeń oraz zmianie.
- Podobnie jak w książce, serial również przedstawia historię z dwóch perspektyw, co uważam za niezwykle ciekawe, zwłaszcza biorąc pod uwagę różnice między Dashem a Lily. Inna kwestia, która przypadła mi do gustu to fakt, że bohaterów można łatwo zrozumieć, poznając ich sytuacje. Tak więc ich decyzje czy specyficzne zachowania, mają sens, kiedy widzimy, co kierowało nastolatkami w danym momencie.
- Osobiście, jestem wielką fanką aktora wybranego do roli Dasha, bo coś w jego grze aktorskiej oraz samym głosie, bardzo upodabniało go do wersji Dasha jaką miałam w głowie po przeczytaniu książki. Aktor ten świetnie oddał cynizm, zranienie, osamotnienie i ciągnący się za nastolatkiem żal do świata. W ogóle cieszę się, że ten serial dał mi okazję do zobaczenia na ekranie tylu nowych twarzy. Dzięki temu produkcja wydawała mi się dużo bardziej świeża. Nawet jeśli aktorka grająca Lily chwilami naprawdę wydawała mi się za stara do tej roli.
- Serial jest chwilami dużo bardziej banalny od książki: weźmy pojawienie się Jonasów w produkcji, dodatkową dramę, której brak w powieści, Disneyowskie zakończenie czy wysyp sentymentalnych wynurzeń w ostatnich dwóch? epizodach. Nie będę kłamać: oglądając finalny odcinek, czasami miałam ochotę wywrócić oczami, ale ponieważ jeszcze przed zaczęciem seansu, byłam przygotowana na pewną ilość lukru, oraz dlatego, że produkcja jest tak czysto świąteczna i optymistyczna, nie drażniło mnie to wszystko aż tak bardzo.
- Coś co absolutnie uwielbiam w tym serialu, to że naprawdę pomógł mi poczuć Święta. Nie wiem czy to przez bajkową fabułę, unoszące się w powietrzu wyczekiwanie Lily rozkochanej w Gwiazdce, świetnie dobraną muzykę (ilość moich ulubionych świątecznych piosenek użytych w tej produkcji sprawia, że mimowolnie się uśmiecham), czy prześlicznie udekorowany Nowy Jork w tle, ale po skończeniu ostatniego epizodu faktycznie czułam magię Świąt i wydawało mi się, jakbym sama miała je obchodzić następnego dnia.
- Ten serial to taka świąteczna bajka, wiecie co mam na myśli? Fabuła jest przewidywalna, bohaterowie młodzi i pełni zapału. Są tu uczucia, przyjaźń, trochę rodziny, trochę dramatu, dorastanie i oczywiście dość nierzeczywisty romans. Wszystko to jednak nie ma znaczenia, jeśli poszukujecie właśnie produkcji w stylu guilty pleasure, która by was zrelaksowała, oczarowała gładko dziejącą się akcją i wprowadziła w świąteczny klimat.
Bardzo się cieszę, że obejrzałam Dash & Lily, bo ta produkcja była dokładnie tym czego potrzebowałam, by dodać mojemu grudniowi ciepła i by faktycznie przełączyć się mentalnie w świąteczny tryb. Ten serial jest szybki, prosty i słodki, ale jeśli nie szukacie niczego konkretnego, a macie ochotę na coś co oderwie was od szarej codzienności, dajcie szansę Dashowi i Lily. Urocza, w świąteczny sposób, historia przypomni wam jak ważne jest otwieranie się na różne perspektywy oraz próbowanie nowego, nawet jeśli się jest przestraszonym (a może zwłaszcza gdy się jest przestraszonym).
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz