The Amber Spyglass
Mroczne materie, tom 3
Wydawnictwo Albatros, 2004
528 str.
Opinia nie zawiera spoilerów z poprzednich tomów!
Śmierć nas nie rozłączy
Nadchodzi wojna. Wojna, o której mówiono od dłuższego czasu, co oznacza również, że wkrótce dopełnią się wszelkie przepowiednie, zwłaszcza te, o niezwykłej dziewczynce, z jakiegoś powodu, znajdującej się w centrum wydarzeń. Zanim jednak to się stanie, uparta Lyra i zdeterminowany Will, stawią czoła swoim lękom, zmierzą się z rozpaczą i poczuciem pustki, oraz w końcu dowiedzą się, o co tak naprawdę toczy się gra.
Wiem, że trylogię Pullmana zalicza się do literatury dziecięcej, ale mnie po przewróceniu ostatniej strony finalnego tomu, przyszło do głowy, że osobiście bardziej polecałabym poznanie jej, dorosłym. Młody czytelnik nie byłby w stanie bowiem wyłapać wszystkich alegorii wplecionych w treść, nie zrozumiałby w całości, przesłania historii i filozofii autora. Autora, który co prawda od pierwszego tomu, nie krył się z tym, że należy do przeciwników religii i wszystkiego co z nią związane, jednak dał ujście swoim frustracjom dopiero w tomie trzecim. Głównym filarem podtrzymującym trylogię jest niechęć Pullmana do wiary i fanatyzmu, który ten nieodłącznie wiąże z byciem wierzącym. W
Bursztynowej lunecie, zdecydował się umieścić skumulowane żale, pod postacią wydarzeń fabularnych i specyficznego zachowania postaci. Mnie, fascynujący wydał się sposób, w jaki korzystał z Biblii, jako źródła inspiracji i kwestionował jej przymioty, stawiając je obok nauki, w tym dziele, pełniącej funkcję kompletnego przeciwieństwa religii. W oczach pisarza, Bóg to źródło wszelkiego zła, a Kościół składa się z ludzi odpowiedzialnych za szerzenie nietolerancji, ignorancji oraz niewiedzy, tłumaczących swoje, czasami nieetyczne zachowanie i hipokryzję, mową o większym celu. O ile poprzednie tomy były dość subtelnym wyrazem filozofii Pullmana, o tyle tom trzeci jest dużo bardziej bezpośredni.
Bursztynowa luneta różni się też od poprzedniczek strukturą powieści i formą treści. W powieści wciąż sporo się dzieje, a akcja toczy się naprawdę szybko i dynamicznie, jednak nie bez przyczyny, ten tom liczy sobie więcej stron, w porównaniu do jedynki i dwójki. Autor przykłada wielką uwagę do detali, nie szczędząc opisów i pozwalając rozważaniom bohaterów płynąc nieprzerwanie, przez co same rozdziały się rozciągają. Ja jednak odkryłam, że zabieg ten absolutnie nie zaburzył mi rytmu czytania, wciąż historię poznawałam z rosnącą fascynacją, a przygoda nie przestała ekscytować. Poza tym, po pewnym czasie czytelnik sam dostrzega jak wielką wartość ma ta zmiana i jak bardzo autor potrzebował opisów, by móc w pełni wyrazić swoje myśli. Biorąc pod uwagę niezwykłość wykreowanego przez Pullmana świata i jego ambicję odnośnie trylogii, skrupulatność była jak najbardziej wskazana. O ile wiem, że są ludzie, których nowa forma mogłaby rozczarować i którzy mogliby poczuć znużenie taką, a nie inną treścią, mam wrażenie, że ja osobiście potrzebowałam tych dodatkowych stron i detali, by w zadowalający sposób pożegnać się z tą niesamowitą historią i absolutnie fantastycznym uniwersum.
Lektura
Mrocznych materii, była bardzo wyjątkowym przeżyciem, gdy wraz z pełnokrwistymi bohaterami badaliśmy poszczególne światy, gdy odkrywaliśmy wielowarstwowość starannie utkanej fabuły, gdy śledziliśmy poczynania zarówno istot magicznych, jak i nie-magicznych. Ta trylogia to doskonały przykład na to, że czasem gdy łączy się fantastyka z teologią, metafizyką, astrologią i filozofią, w efekcie powstaje coś naprawdę pięknego, a przed czytelnikiem otwierają się wrota do przygody, którą trudno później wyrzucić z głowy. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po ten cykl i sama, na jakiś czas, stałam się częścią historii oraz mogłam poczuć na własnej skórze magię wypływającą z pióra Pullmana. Jeśli choć trochę przepadacie za fantasy, koniecznie sięgnijcie po
Mroczne materie, seria bowiem otwiera oczy na wiele nowych perspektyw i daje możliwość kwestionowania i reflektowania na różne tematy. Niezależnie od tego czy zgadzacie się z filozofiami autora, czy nie, nie możecie mu zarzucić braku wyobraźni, na której oparta jest trylogia. Ja wiem na pewno, że o niej nigdy nie zapomnę, bo Pullman pokazał mi jak wspaniałe efekty daje manewrowanie pomiędzy nauką i fantasy.
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz