Zapomniana księga, tom 1
Wydawnictwo We Need Ya, 2019
368 str.
Hubert jednego dnia jest zwyczajnym, nieco rozpuszczonym nastolatkiem, tylko po to, by następnego obudzić się jako młody dorosły, który w dodatku zapomniał o siedmiu ostatnich latach swojego życia. I to jakiego życia! Świat nie jest już taki jak przedtem. Nie ma prądu, większość ludności zabiła zaraza, a ocalali walczą z demonami! Czy chłopakowi uda się dopasować do ponurej rzeczywistości, bez wspomnień z przeszłości?
Mitologia słowiańska jest tak rozległa i barwna, że z całą pewnością stanowi doskonałe źródło inspiracji dla autorów. Problem pojawia się, gdy pisarze nie wyczerpują potencjału... jak ma się sprawa z recenzowaną dziś przeze mnie książką Pauliny Hendel. Pomysł na powieść był dobry. Połączenie lekkiego fantasy z nie-tak-do-końca-typową dystopią zapowiadało dość interesującą mieszankę. To co zawiodło to wykonanie. Chwilami zastanawiałam się co stało za nijaką jakością dzieła. Pośpiech? Niepewność?
Jednym z większych problemów, jakie zauważyłam przy czytaniu tej pozycji, jest świat wykreowany i nonsensy podawane przez autorkę w nierozsądnych dawkach. Brak opisów, brak szczegółów, chwilami brak logiki. Sporo tu też sprzeczności. W sensie, Hendel pisze jaki to okrutny nie stał się świat, że ludzie są przeciwko innym, że nikt nie ufa nikomu... a jednak główny bohater ląduje w przyjaźnie nastawionej wiosce, dzień (?) po szwendaniu się w tej "dramatycznej, paskudnej", nowej rzeczywistości. Jakby tego było mało, zostaje mu powierzona tam bardzo ważna rola, ludzie niczego nie kwestionują, ot "hej, to nie jest tak, że on może tu być podstępem, albo że może poderżnąć nam gardła we śnie i okraść wioskę! Przyjmijmy go mimo wszystko, nie wiedząc o nim absolutnie niczego!".
Autorka naprawdę oszczędnie podaje szczegóły, nie kłopocząc się z opisywaniem bestii i potworów, mimo że to właśnie element demonów i mierzenia się z nimi, zapowiadał się najciekawiej. To niemal tak, jakby w którymś momencie Hendel zdecydowała, że jednak nie ma nastroju na te wszystkie legendy słowiańskie i w sumie to chyba się rozmyśliła. Kreacja bohaterów nie jest lepsza. Wszyscy mają strasznie płytkie charaktery, imion pojawia się co nie miara, a niewiele z nich faktycznie zapada w pamięci, bo trudno obdarzyć kogokolwiek uczuciami, skoro są tacy nijacy i papierowi.
Przez długi czas, książka jedynie rozczarowuje, kiedy czytelnik orientuje się, że nie obchodzi go los postaci, skoro nie może się z nimi utożsamić, kiedy Hendel po raz kolejny spycha na margines wątek demonów i nie raczy podzielić się opisami. Kiedy dialogi są puste i bezcelowe, a akcja skupia się na na codziennym, nieco nudnawym życiu wioski, toczącym się w sielskiej atmosferze. Gdy coś ciekawego w końcu zaczyna się dziać - ostatnie dwa rozdziały - nagle fabuła jest tak przyśpieszona, że człowiek czuje się tak jakby tracił grunt pod nogami. W sensie... skąd? Jak? Dlaczego?
Nie będę kłamać, jestem nieco wkurzona na autorkę. Nie dość, że strasznie przyśpieszyła tę końcówkę (co skończyło się na tym, że zdezorientowana, nie czułam niczego, gdy jeden dramat rodził znikąd kolejny), to jeszcze gdy pewne postacie ginęły jak mrówki, znów - cały proces nie był opisany, przez co w zamyśle tragiczne wydarzenia, obeszły mnie jak zeszłoroczny śnieg. Czy Hendel naprawdę uznała, że to wszystko nie zasługiwało na faktyczne OPISY? Albo solidną argumentację za kierunkiem, w jaki skręciła fabuła? To jeden z tych momentów, gdy czuję się niemal tak, jakby pisarz nadszarpnął moje zaufanie, wiecie? I nie jest to dobre uczucie.
Właściwie jedyną dobrą rzeczą, jaką mam do powiedzenia o Strażniku, to dość lekki styl pisania autorki, przez co szybko się tę książkę czytało. Teoretycznie, zakończenie obiecuje coś ciekawego w kontynuacji, ale jak wspomniałam - chwilo czuję się bardzo zawiedziona tym jak Hendel rozegrała sytuację w finale tomu pierwszego, nie wiem więc, czy mam ochotę brnąć w ten cykl dalej. Przyszłość pokaże.
Do lektury książki ani nie zachęcam, ani nie zniechęcam, bo wiem, że istnieją osoby, szukające w książkach czegoś innego niż ja i być może one docenią coś, co w moich oczach było wadą. Ja jednak, jak na chwilę obecną, jestem rozczarowana i żałuję, że tak ciekawy pomysł na książkę, nie doczekał się lepszego wykonania.
Mitologia słowiańska jest tak rozległa i barwna, że z całą pewnością stanowi doskonałe źródło inspiracji dla autorów. Problem pojawia się, gdy pisarze nie wyczerpują potencjału... jak ma się sprawa z recenzowaną dziś przeze mnie książką Pauliny Hendel. Pomysł na powieść był dobry. Połączenie lekkiego fantasy z nie-tak-do-końca-typową dystopią zapowiadało dość interesującą mieszankę. To co zawiodło to wykonanie. Chwilami zastanawiałam się co stało za nijaką jakością dzieła. Pośpiech? Niepewność?
Jednym z większych problemów, jakie zauważyłam przy czytaniu tej pozycji, jest świat wykreowany i nonsensy podawane przez autorkę w nierozsądnych dawkach. Brak opisów, brak szczegółów, chwilami brak logiki. Sporo tu też sprzeczności. W sensie, Hendel pisze jaki to okrutny nie stał się świat, że ludzie są przeciwko innym, że nikt nie ufa nikomu... a jednak główny bohater ląduje w przyjaźnie nastawionej wiosce, dzień (?) po szwendaniu się w tej "dramatycznej, paskudnej", nowej rzeczywistości. Jakby tego było mało, zostaje mu powierzona tam bardzo ważna rola, ludzie niczego nie kwestionują, ot "hej, to nie jest tak, że on może tu być podstępem, albo że może poderżnąć nam gardła we śnie i okraść wioskę! Przyjmijmy go mimo wszystko, nie wiedząc o nim absolutnie niczego!".
Autorka naprawdę oszczędnie podaje szczegóły, nie kłopocząc się z opisywaniem bestii i potworów, mimo że to właśnie element demonów i mierzenia się z nimi, zapowiadał się najciekawiej. To niemal tak, jakby w którymś momencie Hendel zdecydowała, że jednak nie ma nastroju na te wszystkie legendy słowiańskie i w sumie to chyba się rozmyśliła. Kreacja bohaterów nie jest lepsza. Wszyscy mają strasznie płytkie charaktery, imion pojawia się co nie miara, a niewiele z nich faktycznie zapada w pamięci, bo trudno obdarzyć kogokolwiek uczuciami, skoro są tacy nijacy i papierowi.
Przez długi czas, książka jedynie rozczarowuje, kiedy czytelnik orientuje się, że nie obchodzi go los postaci, skoro nie może się z nimi utożsamić, kiedy Hendel po raz kolejny spycha na margines wątek demonów i nie raczy podzielić się opisami. Kiedy dialogi są puste i bezcelowe, a akcja skupia się na na codziennym, nieco nudnawym życiu wioski, toczącym się w sielskiej atmosferze. Gdy coś ciekawego w końcu zaczyna się dziać - ostatnie dwa rozdziały - nagle fabuła jest tak przyśpieszona, że człowiek czuje się tak jakby tracił grunt pod nogami. W sensie... skąd? Jak? Dlaczego?
Nie będę kłamać, jestem nieco wkurzona na autorkę. Nie dość, że strasznie przyśpieszyła tę końcówkę (co skończyło się na tym, że zdezorientowana, nie czułam niczego, gdy jeden dramat rodził znikąd kolejny), to jeszcze gdy pewne postacie ginęły jak mrówki, znów - cały proces nie był opisany, przez co w zamyśle tragiczne wydarzenia, obeszły mnie jak zeszłoroczny śnieg. Czy Hendel naprawdę uznała, że to wszystko nie zasługiwało na faktyczne OPISY? Albo solidną argumentację za kierunkiem, w jaki skręciła fabuła? To jeden z tych momentów, gdy czuję się niemal tak, jakby pisarz nadszarpnął moje zaufanie, wiecie? I nie jest to dobre uczucie.
Właściwie jedyną dobrą rzeczą, jaką mam do powiedzenia o Strażniku, to dość lekki styl pisania autorki, przez co szybko się tę książkę czytało. Teoretycznie, zakończenie obiecuje coś ciekawego w kontynuacji, ale jak wspomniałam - chwilo czuję się bardzo zawiedziona tym jak Hendel rozegrała sytuację w finale tomu pierwszego, nie wiem więc, czy mam ochotę brnąć w ten cykl dalej. Przyszłość pokaże.
Do lektury książki ani nie zachęcam, ani nie zniechęcam, bo wiem, że istnieją osoby, szukające w książkach czegoś innego niż ja i być może one docenią coś, co w moich oczach było wadą. Ja jednak, jak na chwilę obecną, jestem rozczarowana i żałuję, że tak ciekawy pomysł na książkę, nie doczekał się lepszego wykonania.
Pozdrawiam,
Sherry
Strażnik | Tropiciel | Łowca | Wysłannik | Demon
Egzemplarz powieści otrzymałam dzięki uprzejmości We Need YA. Serdecznie dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz