sobota, 26 września 2015

Opposition - Jennifer L. Armentrout

źr.
Opposition
Lux, tom 5 (finał!)
Wydawnictwo Filia, 2015

Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich tomów!

Świt ostateczności, tuż nad horyzontem

Sądzę, że każdy czytelnik się ze mną zgodzi, że w gruncie rzeczy, nasza pasja wcale nie jest taka łatwa, jak mogłoby się innym wydawać. Myślą, że skoro czytamy tyle książek, skoro tyle książek recenzujemy i na tyle premier książkowych wyczekujemy, wszystko jest w naszych życiach w porządku. Ale nie jest. Bo prawda jest taka, że pod pozorami łatwej lektury i zaznajamianiem się z magią słowa pisanego, skrywa się głębia, skrywa się miłość do autorów, skrywają z trudem tłumione emocje i rozpacz... Rozpacz, gdy czytelnikowi przychodzi pożegnać się z jedną z największych miłości czytelniczych. Z czymś co go niszczyło i budowało. Z czymś co stało się całym jego światem. Kawałkiem serca. Niniejszym zapraszam zatem, na recenzję ostatniego tomu serii Lux.

"Did you think I'd forget what you mean to me? That anything in this world - in any world - would be stronger than my love for you?"

źr.
Nie ma sensu rozpisywać się na temat fabuły. Ci, którzy czytają serię, doskonale wiedzą, w jak poważnym niebezpieczeństwie znaleźli się bohaterowie, ci którzy wciąż serię mają przed sobą, przekonają się o tym w swoim czasie. Istotniejszym jest to, jak czytelnik reaguje na poszczególne wydarzenia, jak czytelnik reaguje na nieuchronnie zbliżający się finał. Czytając tę książkę, czułam się tak, jakbym balansowała na linie, rozciągniętej pomiędzy dwoma górami. Nad sobą miałam czyste niebo, niczym niezmącone. Uczucie radości, że towarzyszę duetowi głównych bohaterów i mogę przeżywać wszystko wraz z nimi. Pod sobą natomiast, zgiełk i ból, który był nie do uniknięcia, skoro z każdym kolejnym krokiem, przybliżałam się do ostatniej strony. Coś co stało się twoim życiem, w tak krótkim czasie - a w moim wypadku tym czymś była seria Lux i śledzenie losów Daemona i Katy - nie powinno się kończyć. Narażać się na swój brak. Każde kolejne zdanie, każda kolejna postawiona kropka, były dla mnie jak smagnięcia biczem, bo wiedziałam, wiedziałam - że wkrótce będę musiała przyzwyczaić się do absolutnego końca, absolutnej, beznadziejnej perspektywy funkcjonowania przez Katy i Daemona. 

źr.
W finale przygód naszych ulubieńców, nie byli oni już tymi samymi osobami, które poznaliśmy. Czas kaprysów, czas chichotów i rozkosznego tonięcia w szmaragdowych oczach przystojnego kosmity minął bezpowrotnie. To co zostało, to miłość. Potężne uczucie, które odgrywać będzie pierwszoplanową rolę w wojnie, zbliżającej się wielkimi krokami. Wojnie, która może zmieść ludzi, Luksjan i wszelkie inne istoty, z powierzchni ziemi. Nadchodzi czas na zadawanie ostatecznych pytań i podejmowanie ostatecznych decyzji, o czym szczególnie mocno, przekona się Daemon, Daemon, który tracił, zyskiwał, a w chwili obecnej jest zmobilizowany, by zapewnić sobie i Katy, a także reszcie ukochanych, przyszłość na jaką zasługują. Nie wszyscy jednak, ów końca doczekają...

Nie jestem pewna, czy potrafię napisać o kolejnym tomie cyklu, coś czego nie pisałam wcześniej na temat pani Armentrout i serii. Jeśli chcecie wiedzieć czy bohaterowie wciąż są realistyczni i namacalni - tak, są! Jeśli chcecie wiedzieć, czy akcja wciąż jest dynamiczna, naszpikowana zwrotami i łamiącymi serce elementami - tak, jest! Jeśli chcecie wiedzieć czy fabuła brnie w interesującym kierunku i satysfakcjonuje zakończeniem - tak, oczywiście! Jeśli chcecie wiedzieć, czy przyciąganie i magnetyzm pomiędzy Daemonem i Katy wciąż jest wyczuwalne - tak, jak nigdy wcześniej, na poziomie, który zniewala czytelnika! Jeśli chcecie wiedzieć, czy intensywne uczucia i emocje, wciąż towarzyszą czytaniu - tak! Pewnie! Czego innego, do cholery, się spodziewaliście?

źr.
To już koniec. Pył wojenny opadł, burza przeminęła, a mnie przychodzi pożegnać się z jedną z moich najukochańszych serii paranormal-romance. Serii, którą kocham, a równocześnie nienawidzę. Nienawidzę, bo pani Armentrout zamiast napisać sztampowe, kolejne pseudo dzieło, wiejące kiczem i prostotą, stworzyła coś tak wspaniałego, co pozostanie w moim sercu na zawsze i prawdopodobnym jest, że już nigdy, żadna seria z tego gatunku, nie wyda mi się dostatecznie dobra. Nienawidzę za to, co zrobiła z moim sercem, że rozbiła je na kawałki, starała się je posklejać, ale nie za bardzo jej to wyszło, bo uderzeń przybywało, a ja koniec końców, czułam się jak wisząca w powietrzu bańka pełna miłości do Lux. 

źr.
Autorki paranormal-romance nie powinny mieć takiego talentu. Nie powinny potrafić tak bardzo wbijać się w serce czytelnika i powodować w nim permanentnego zamieszania. Nie powinny umieć uzależniać czytelników od fabuły, nie powinny czynić z biednego, niewinnego czytelnika, niewolnikiem ciągłej akcji, miłości i przyciągania pomiędzy bohaterami. Przeraża mnie,  jak wiele znaczy dla mnie ten cykl, przeraża mnie, że powody, dla których kocham tę serię, są identyczne do tych, dzięki którym jej nienawidzę. Przeraża mnie, bo wiem, że wbrew pozorom, to nie jest koniec mojej przygody z serią Lux. Coś, co jest zakorzenione tak głęboko w sercu, jak u mnie jest seria Lux, nigdy nie da mi o sobie zapomnieć, jak zatem można mówić o pożegnaniu, skoro wcale się nie żegnam z bohaterami, mając ich w myślach? 

Dlatego zamiast pisać "do widzenia" Daemonowi, Katy i zastępom bohaterów, którzy stali się dla mnie ważni jak najlepsi przyjaciele czy rodzina, napiszę "witaj ostateczności", bo w tym wypadku, naprawdę Koniec jest Początkiem, a jeśli wy jeszcze nie znacie pióra Armentrout, czym prędzej musicie zmienić ten stan rzeczy. Jak bowiem można trwać, nie zaznając w międzyczasie, przyjemności obcowania z serią Lux?

10/10
Mimo że moim ulubionym tomem pozostanie "Origin"

Pozdrawiam,
Sherry


Obsydian | Onyks | Opal | Origin | Opposition