Solange die Nachtigall singt
Wydawnictwo Dreams, 2014
416 str.
Zatraceni w cieniach
Zatraceni w cieniach
Panią Antonię Michaelis, zaczęłam szczerze uwielbiać, po zaznajomieniu się z jej cudownym, dramatycznym "Baśniarzem". Wyczekując kolejnego spotkania z twórczością niemieckiej autorki, zastanawiałam się, czy swoimi kolejnymi dziełami, będzie w stanie zrobić na mnie tak wielkie wrażenie, jak pierwszą pozycją. "Dopóki śpiewa słowik" to powieść również dramatyczna, również tajemnicza, również cudowna i przesiąknięta klimatem, ale znacznie różni się od "Baśniarza". Lecz czy jest równie dobra? Pozwólcie, że opowiem wam historię o lesie pełnym cieni...
Osiemnastoletni, główny bohater powieści - Jari, postanawia spędzić trzy tygodnie w samotności, zaszyty gdzieś pomiędzy drzewami. Marzy o nocy pełnej ciszy, o powietrzu pachnącym żywicą i liśćmi. A jednak jego plany, samotnej wyprawy, w pewnym momencie ulegają zmianie. Chłopak napotyka na swojej drodze tajemniczą dziewczynę - najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widział, a ona prowadzi go do samotnego domu w głębi lasu i ukazuje miejsce pełne piękna, ale i sekretów, z których jeden może być gorszy od drugiego. Jak skończy się historia czyżyka, który wpadł w sidła lasu?
![]() |
źr. |
"Dopóki śpiewa słowik" to nie jest historia dla wszystkich i to trzeba zaznaczyć już na samym wstępie. Jestem pewna, że wiele osób, nieprzywykłych do stylu jakim operuje autorka, po prostu w którymś momencie zacznie ją wyklinać. Antonia Michaelis bowiem, prowadzi swoją historię skutecznie, drobnymi krokami, w niewiadomym kierunku i ta niewiedza, dokąd wszystko zmierza, chwilami miażdży, irytuje, wzbudza nieufność w czytelniku. Czy spodoba mu się to, co odkryje na końcu ścieżki? A może ta historia nie ma końca? Może ciągnie się, gwałtownie skręca i doprowadza do tego, że koniec końców nie tylko Jari czuje się zagubiony w lesie, ale i czytelnik, pomiędzy stronami.
Opowieść o osiemnastolatku - błądzącym wędrowcu i tajemniczej, ciemnowłosej dziewczynie, jest przepełniona melancholią, która sprawia, że ciężko przez parę pierwszym rozdziałów, skupić się na lekturze. Do jej czytania, trzeba mnóstwo cierpliwości, mnóstwo samozaparcia i wolnego czasu, a także spokojnego miejsca, w którym nikt nie odrywałby czytelnika od lektury. Tekst wydaje się bowiem tak ulotny, jakby drobny hałas z zewnątrz mógł zetrzeć magię i niebezpieczeństwo, które towarzyszy czytaniu.
Coś co niesamowicie kocham w książkach pani Michaelis, oprócz niezwykłych pomysłów fabularnych, do których naprawdę nie można przywyknąć, to fakt jak potrafi wszystko plastycznie zobrazować i przedstawić w tak realny sposób, za pomocą słów, że czytając jej książki, czytelnik ma wrażenie, jakby wszystko co otacza bohaterów, odżywało w jego głowie. I tak, wchłaniając "Dopóki śpiewa słowik", czułam jak otacza mnie mgła, słyszałam wycie wilków, miałam dreszcze, gdy Antonia, odkrywała przed Jarim kolejny sekret leśnej dziewczyny.
Ta książka jest prawdziwie niebezpieczna i przy innych młodzieżowych powieściach dostępnych na rynku wydawniczym, wydaje się nieprawdopodobnie egzotyczna. Napotykając, oczami wyobraźni, kolejne krzyże w głębi lasu, kolejne ścieżki, których tak naprawdę może nie być, zaczynamy plątać się w treści, niczym schwytane w sieć, słowiki. I do końca, nie możemy być pewni co jest prawdą, co jest iluzją, bo mgła ulatnia się dopiero na finiszu. A on może albo nas uspokoić, albo przerazić, albo - jak w moim przypadku, wpędzić w jeszcze większe zagubienie.
Kocham emocje, które towarzyszą mi przy czytaniu książek autorstwa niemieckiej pisarki. Są tak żywe, pulsujące i namacalne, że chciałoby się, żeby historia spisana na papierze, nigdy się nie kończyła. "Dopóki śpiewa słowik", co prawda nie wydała mi się lepsza od nieprawdopodobnie wspaniałego "Baśniarza", którego poleciłabym w pierwszej kolejności, ale mimo wszystko, opatrzona nazwiskiem Michaelis książka, musiała mi się spodobać. Musiała mnie uwieść i uwięzić, gdzieś pomiędzy kartkami. Do tej pory, mimo że skończyłam książkę, mam wrażenie, jakbym wciąż znajdowała się w lesie z Jarim i dziewczyną. Jakbym wciąż uciekała przed mgłą i pozwalała się wodzić za nos lasowi. I mimo że wiem, że nie wszyscy czytelnicy będą w stanie tak bardzo upajać się tą powieścią jak ja, oczywiście muszę ją polecić bo ten klimat, ta atmosfera dramatu, ciągnąca się od początku do końca, warta jest skosztowania.
Ta książka jest prawdziwie niebezpieczna i przy innych młodzieżowych powieściach dostępnych na rynku wydawniczym, wydaje się nieprawdopodobnie egzotyczna. Napotykając, oczami wyobraźni, kolejne krzyże w głębi lasu, kolejne ścieżki, których tak naprawdę może nie być, zaczynamy plątać się w treści, niczym schwytane w sieć, słowiki. I do końca, nie możemy być pewni co jest prawdą, co jest iluzją, bo mgła ulatnia się dopiero na finiszu. A on może albo nas uspokoić, albo przerazić, albo - jak w moim przypadku, wpędzić w jeszcze większe zagubienie.
Kocham emocje, które towarzyszą mi przy czytaniu książek autorstwa niemieckiej pisarki. Są tak żywe, pulsujące i namacalne, że chciałoby się, żeby historia spisana na papierze, nigdy się nie kończyła. "Dopóki śpiewa słowik", co prawda nie wydała mi się lepsza od nieprawdopodobnie wspaniałego "Baśniarza", którego poleciłabym w pierwszej kolejności, ale mimo wszystko, opatrzona nazwiskiem Michaelis książka, musiała mi się spodobać. Musiała mnie uwieść i uwięzić, gdzieś pomiędzy kartkami. Do tej pory, mimo że skończyłam książkę, mam wrażenie, jakbym wciąż znajdowała się w lesie z Jarim i dziewczyną. Jakbym wciąż uciekała przed mgłą i pozwalała się wodzić za nos lasowi. I mimo że wiem, że nie wszyscy czytelnicy będą w stanie tak bardzo upajać się tą powieścią jak ja, oczywiście muszę ją polecić bo ten klimat, ta atmosfera dramatu, ciągnąca się od początku do końca, warta jest skosztowania.
8/10
Pozdrawiam,
Sherry
Inne książki A. Michaelis zrecenzowane na Feniksie: