Greena przedstawiać nie trzeba. Amerykański autor dorobił się kilku powieści, w tym czterech, które zostały wydane w Polsce. Szybko stał się jednym z najbardziej popularnych autorów, literatury młodzieżowej. W swojej książce pod tytułem:
"19 razy Katherine" po raz kolejny, historią nastolatków, próbuje rzucić światło na parę istotnych wartości. Colin Singleton jest nietypowym młodzieńcem, z typowymi problemami. Uważa się za
"cudowne dziecko", jednak martwi go fakt, iż niczego jeszcze w życiu nie osiągnął i strach, że nigdy z niczego nie zasłynie. Do tego wszystkiego trzeba doliczyć jeszcze fakt, iż niedawno został rzucony przez kolejną, bo dziewiętnastą już Katherine. Bo o ile niektórzy gustują na przykład w blondynkach, lub w dziewczynach, które mają niebieskie oczy, to on może być tylko i wyłącznie z Katherinami. Wraz z przyjacielem - Hassanem, cynicznym, leniwym wielbicielem reality show
"Sędzia Judy", udaje się w podróż, podczas której Colin będzie próbował zakończyć pracę nad
Teorematem o miłości, który ma przepowiadać przyszłość każdego związku. Myślicie, że to nie do zrealizowania? Zostawcie to więc Colinowi, cudownemu dziecku, które chce znaczyć dla świata więcej niż przeciętny człowiek.
„Brakujących fragmentów nie da się wpasować w swoje wnętrze, gdy się je już raz straci.”
"19 razy Katherine" było moim drugim spotkaniem z twórczością pana Greena.
"Gwiazd naszych wina", które przeczytałam kilka miesięcy wcześniej, co prawda nie zrobiło na mnie tak wielkiego wrażenia jak na pozostałych czytelnikach, ale podobał mi się styl autora, więc postanowiłam sięgnąć po jego kolejne twory. Tak się złożyło, że w moje ręce wpadła właśnie historia o Colinie Singletonie. Do powieści nie nastawiałam się z jakimiś większymi wymaganiami, zwłaszcza że po sieci krążyły już negatywne opinie o tej pozycji. Liczyłam co najwyżej na inteligentną opowieść nakrapianą dobrym humorem i znośnym wątkiem romantycznym. Co otrzymałam? Książkę, która okazała się jednym z największych rozczarowań mojego czytelniczego życia. Książkę, którą obdarzyłam nienawiścią za rozgoryczenie, jakie mi sprawiła. Książkę, po której wiem, że Green nie zostanie moim ulubionym autorem, bo nigdy mu już nie wybaczę tego jak mnie zepsuł powieścią
"19 razy Katherine". I co ważniejsze - był to twór do tego stopnia, dla mnie męczący, że stał się powodem swego rodzaju niechęci i pewnego załamania, po którym nie byłam w stanie nawet patrzeć na swoje pozostałe książki.
„Wydaje mi się, że to, ile sam znaczysz, zależy os spraw, które coś znaczą dla ciebie. Masz taką wartość, jak to, co jest dla ciebie ważne.”
Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy to moja wina, że powieść do mnie nie trafiła i pozostawiła aż tak negatywne wrażenie, czy też wina książki. I niestety jeśli liczyliście na pozytywną opinię - zawiedziecie się. Przede wszystkim, doszłam do wniosku, że nie znoszę książek, które nie potrafią mnie wciągnąć i zyskać mojej pełnej uwagi i skupienia. W
"19 razy Katherine" nie dzieje się praktycznie nic, aż do końca powieści. Colin i Hassan wybierają się w
"wielką podróż", która kończy się kilkaset kilometrów dalej, po czym osiedlają się w małym miasteczku i poznają Lindsey, szybko zyskującą miano
"ich przyjaciółki". Colin zaczyna pracę nad
Teorematem o miłości, a Green ofiarowuje czytelnikowi mnóstwo wykresów, matematycznych stwierdzeń i sformułowań, które dla mnie były kompletnie bez sensu. I znów - nie wiem czy to moja niechęć do matematyki i po prostu niewiedza na ten temat spowodowała, że wszystkie tego typu elementy były dla mnie niezrozumiałe i wręcz nużące, czy też fakt, iż Green przesadził w tych kwestiach.
„Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcisz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość”
Co jeszcze oprócz wykresów, paraboli, anagramów i matematyki, można zobaczyć w recenzowanej przeze mnie dzisiaj książce? Colina - głównego bohatera, który jest równie irytujący, co sam jego
Teoremat. Przede wszystkim, męczył mnie zawodzeniem o tym, jaki jest okrutnie nieszczęśliwy w związku z tym, że kolejna Katherine z nim zerwała, ale też denerwowały mnie jego tyrady o tym, że chciałby coś znaczyć dla świata. W gruncie rzeczy, gdyby nie postać zabawnego Hassana i całkiem ciekawej, naturalnej Lindsey, pomyślałabym, że kreacja bohaterów wypadła po prostu słabo. Colin był egocentrycznym mózgowcem i choć nie nazwałabym go największym minusem książki, to zdecydowanie nie potrafił zyskać mojej sympatii. Nie podobał mi się brak jakiejkolwiek akcji. Przez nieobecność dynamizmu i pewnego rodzaju płynności, pomiędzy wydarzeniami, książka była dla mnie po prostu męczarnią. Usychałam i więdłam wraz z kolejnymi rozdziałami, by na końcu być tak pusta od emocji, iż naprawdę - jedynym wyjściem było znienawidzenie tej książki. Styl autora, który uwielbiałam w
"Gwiazd naszych wina" i tu był obecny, ale nie podobał mi się już aż tak jak kiedyś. Właściwie to po skończeniu książki, miałam ochotę porzucić swoje plany o kupnie brakujących powieści Greena i zacząć unikać jego tworów. Gdyby
cokolwiek działo się w tej historii! Gdyby
czymkolwiek Green wzbudził moje zainteresowanie! Niestety, opowieść była beznadziejna, pozbawiona głębi i fantastycznego stylu, a momenty, w których kąciki moich ust wygięły się ku górze, byłabym w stanie policzyć na palcach jednej ręki.
„Ludzie powinni się przejmować. To dobrze, gdy inni coś dla nas znaczą, że za nimi tęsknimy, gdy ich zabraknie.
Czytanie
"19 razy Katherine" było okropnym doświadczeniem, którego mam nadzieję, już nigdy w takim stopniu nie zaznam. Jedyne co mogłoby się spodobać w tej książce to fakt, że rzeczywiście coś tam prześwietlało przez przygody bohaterów. Green po raz kolejny uraczył nas sporą dawką przyjaźni, odrobiną miłości i nastoletnimi bohaterami mierzącymi się z odrzuceniem, dorastaniem i walką o swoje własne miejsce w świecie. Skłamałabym pisząc, że nie dostrzegam potencjału i morału historii o Colinie Singletonie, niestety - nie potrafię go docenić. Koniec końców, choćbym chciała, nie mogę dać książce Greena pozytywnej oceny i naprawdę nie jestem w stanie się zmusić, by ją wam polecić. Być może powieść spodoba się zatwardziałym fanom tego pana, być może spodoba się również TOBIE - nie jestem w stanie tego określić. Wiem tylko, że ja chcę o
"19 razy Katherine" jak najszybciej zapomnieć i naprawdę żałuję, że spotkałam na swojej czytelniczej drodze tą powieść.
3/10
Pozdrawiam,
Sherry
„Morał z tej historii jest taki, że nie pamiętamy co się stało. To, co pamiętamy, staje się tym, co się wydarzyło.”
Oh wow, cóż za recenzja. :) W sumie nie dziwię się Tobie. Ja nie czytałam jeszcze tej książki, ale nie na darmo wiele osób pisze, że jest to najgorsza książka Greena i na dodatek strasznie wiejąca nudą. Na samą myśl o tych matematycznych wykresach Colina, od razu mnie odrzuca od tej książki. Postanowiłam, że będę się od niej trzymać z daleka. :D
OdpowiedzUsuńNic nie stracisz :) I fakt - wieje nudą - to dobre sformułowanie. Ależ ja się wymęczyłam przy tej książce... To chyba najbardziej zmarnowane godziny mojego życia. :/
UsuńPozdrawiam!
Sherry
Hm, no i jest negatywna opinia, sama chciałam... :D
OdpowiedzUsuńAle muszę Ci powiedzieć, że mnie przeraziłaś, bo właśnie na nią czekam, a teraz będę podchodzić do niej jak pies do jeża...
Również nie znoszę książek, w których nic się nie dzieje, łatwo się wtedy rozpraszam i potem wychodzi klops...
No zobaczymy, zobaczymy...
A i owszem! Negatywna ^^ A w przyszłym tygodniu, jak wszystko dobrze pójdzie, będzie kolejna negatywna. :D Nie chcę nadszarpywać twojej cierpliwości do moich pozytywnych ocen :(
UsuńWiesz, będę trzymała kciuki, żeby ta książka przemówiła do ciebie bardziej niż do mnie, bo... Możesz się koszmarnie zrazić do Greena, jeśli powieść odbierzesz tak jak ja. :) Także przyjemnego czytania! ;)
Pozdrawiam,
Sherry
Wiesz, ja matmę serio lubię, nawet uwielbiam, ale nie w literaturze, bo to jakoś się gryzie, i zgadzam się - tutaj Green z tym wątkiem stanowczo przesadził. ;x
OdpowiedzUsuńOsobiście się za 19xK na tego autora OBRAZIŁAM, bo GNW kocham całym sercem (wiadomo, nie tak bardzo jak Wichrowe Wzgórza czy Przeminęło z wiatrem, ale jednak kocham), a tutaj... no .. po prostu.. jakby mi nie napisali na okładce drukowanymi literami, że to rzeczywiście twór Greena to bym nie uwierzyła! Paskudztwo! Na śmierć zanudziły mnie rozważania Colina i jego durny Teoremat. On nie jest cudownym dzieckiem, on jest kompletnym i nieodwołalnym idiotą. :> Ale wiesz.. z Szukając Alaski spróbuj, może Ci jednak przypaść do gustu, bardzo ładna książka, zdecydowanie lepsza od 19xK i od Papierowych miast też. ;) Ach, no i tytułowa Alaska... Na długo pozostaje w pamięci. :> Proszę, przeczytaj, strasznie ciekawa jestem Twoich wrażeń po lekturze. :)
Och, zazdroszczę twoich pozytywnych odczuć do matmy :) Rany, kiedy ja ostatnio lubiłam ten przedmiot... Chyba w podstawówce :D No, ale.
UsuńMówisz, że kochasz "Przeminęło z wiatrem"? Książka właśnie czeka na przeczytanie! :) Zastanawiałam się, kiedy za nią wziąć i właśnie rozwiałaś moje wątpliwości. :) Zaczynam jeszcze w tym tygodniu. :)
A odnośnie 19xK... Cieszę się, że nie tylko ja tak źle odebrałam tą powieść bo gdyby tak było, to bym się chyba przeraziła, że coś ze mną jest nie tak :D Ja szczególnie nie znosiłam tego jak ciągle uważał się za cudowne dziecko. Moim zdaniem wcale nim nie był. No bo... mieć łeb do nauki to jedno, a myśleć o sobie jako o kimś nie wiadomo jak niezwykłym...
Hm... Właściwie to i "Szukając Alaski" mnie ciekawi (podobno charakteryzowane na "Buszującym w zbożu") i "Papierowe Miasta", ale pewnie teraz mój odbiór tych powieści będzie znacznie gorszy niż wcześniej mógłby być. ;( Ale... przekonałaś mnie. :) Spróbuję :) Kiedyś. Jak zapomnę o 19xK.
Pozdrawiam,
Sherry
Oo. Cieszę się bardzo bardzo bardzo, bo uwielbiam zachęcać ludzi do czytania PZW. <3 Trzymam Cię za słowo, że niedługo zaczniesz i mam nadzieję, że Ci się spodoba. ;)) PZW kocham całym sercem, ale to i tak mało oddaje moje uczucia. PZW wyrwało mi serce, rzuciło nim o ścianę, a ono rozwaliło się na drobniutkie kawałki.
UsuńWydaje mi się, że to zupełnie różne książki. BWZ to klasyka, Green to Green. Mi osobiście bardziej Green przypadł do gustu. W Buszującym irytowało mnie parę rzeczy, ale muszę przyznać, że powieść jest całkiem dobra. :))
Właśnie zastanawiam się co będzie jeśli kiedyś Green coś jeszcze wyda... nie sądzę, aby mnie znowu tak zachwycił, bo też będę miała w głowie wrażenia po 19xK. :>
"Przeminęło z wiatrem" zaczynam dziś, jak tylko dokończę sto kilka stron książki już zaczętej i szczerze nie mogę się doczekać lektury. :) Mam nadzieję, że zrobi na mnie tak wielkie wrażenie jak na tobie. :)
UsuńJa tam "Buszującego" bardzo lubię i jestem ciekawa co też Green wytworzył w oparciu, na bądź co bądź - klasykę. :) Aczkolwiek zdecydowanie nie zrobi już na mnie takiego wrażenia dobrego jak mógłby zrobić, zanim przeczytałam 19xK. Niestety.
Czytałam jakiś czas temu Szukając Alaski i może książka nie była zla, ale nie porwała mnie i raczej nie mam ochoty czytać innych jego powieści.
OdpowiedzUsuńO! Pierwszy raz słyszę o "Szukając Alaski" coś tak złego! :D Jak dotąd czytałam o niej, niemal tyrady pochwalne :D
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Jestem w szoku, naprawdę nie spodziewałam się tak niskiej oceny! Myślałam wręcz - o, kolejna recenzja książki Greena, teraz pewnie nie powstrzymam się w księgarni i ją wezmę. Ostudziłaś mój zapał związany z zakupem tej książki do minimum! W "Gwiazd naszych wina" się na swój sposób zakochałam i liczyłam na chociażby zauroczenia w "19 razy Katherine", a ty mnie uświadamiasz, że przez książkę przemawia głównie brak akcji? I matematyka? Nie po to celowo się z nią rozstałam, żeby John Green nachalnie mi o niej przypominał w swojej powieści. Póki co mówię nie! Może nie wszystkim książkom Greena, ale "19 razy Katherine" tak :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Typowe, że Sherry krytykuje coś co inni zachwalają ^^ Tak już jest ^^
UsuńAle powiem ci, że nic nie stracisz jeśli akurat tej pozycji powiesz "nie". Jestem przekonana, że inne powieści Greena są chociaż odrobinę od niej lepsze. :) "Papierowe miasta" na przykład, moim zdaniem zapowiadają się całkiem sympatycznie :D
Zazdroszczę, że pożegnałaś się z matematyką. :(
Pozdrawiam!
Sherry
Ojej...
OdpowiedzUsuńI powtórzę
Ojej...
Ja, mówiąc szczerze, do tej pory zetknęłam się tylko z pozytywnymi opiniami. Jak kupiłam sobie GNW i Papierowe Miasta, to ludzie wyklinali mnie pod niebiosa zadając pytania, dlaczego kupiłam coś tak badziewnego jak Miasta, a nie coś tak doskonałego 19xK. Więc i tę powieść w końcu zakupiłam. Inna sprawa, że jeszcze żadnej z nich nie przeczytałam, ale mówiąc szczerze, jestem w szoku, że tak zachwalaną pozycję oceniłaś tak nisko.
Zobaczymy, jak ja to ocenię. Jestem po klasie matematycznej, więc wiesz, może te statystyki i parabole jakoś do mnie przemówią :P
Mówili o "Papierowych", że to badziewie? :( Smutno, zwłaszcza, że do tej konkretnej pozycji nastawiam się ogromnie pozytywnie. :( A chrzanić ich. I tak to pewnie przeczytam :) W końcu gorzej od 19xK nie może być...
UsuńNie zaczynaj swojej przygody z Greenem od 19xK! Błagam! Najlepiej to najpierw wchłoń GNW i Papierowe, bo wiesz. Nie warto ryzykować później obrazy u tego pana. :)
Ja niby też jestem na rozszerzonej matmie, ale kompletnie mi to nie pasuje ^^
Pozdrawiam,
Sherry
buuuuu !
OdpowiedzUsuńa ja się tak pozytywnie nastawiłem na tę książkę :((
Kurczę. W takim razie trzymam kciuki, żebyś odebrał ją lepiej ode mnie :(
UsuńPozdrawiam!
Sherry
Och, kurde, sama nie wiem, co zrobić. Czytałam kilka baaardzo pozytywnych opinii, ale i negatywne się trafiły i... nie wiem, czy powinnam ją czytać. Nie lubię użalających się nad sobą bohaterów, za matmą nie przepadam, ale ją rozumiem i może właśnie dzięki temu ta książka nie będzie dla mnie tak straszna. No, nic, na razie poluję na "Gwiazd naszych wina" - potem się zobaczy.
OdpowiedzUsuńO tak, tak! Poluj na GNW i pozostałe książki Greena, a najwyżej 19xK zostaw sobie na... kiedyś tam. :) Żeby nie ryzykować, choć - w twoim przypadku może będzie lepiej. :) Trzymam kciuki!
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Ostatnio widzę recenzję jego książek na wielu blogach i wszystkie są pozytywne. To rzadkość. Muszę wreszcie przeczytać którąś z nich ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie. :) Polecam jednak nie zaczynać przygody z Greenem od 19xK. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
jak zobaczyłam nagłówek od razu sobie myślę : ale Ci zazdroszczę. przeczytałaś tak wspaniałą książkę. pewnie będzie 10.
OdpowiedzUsuńa tu klapa. :/
jestem naprawdę rozczarowana.
nie wiem co mam myśleć o tej książce.
jest faktycznie wiele pozytywnych recenzji na jej temat.
chyba będę musiała sama ją przeczytać i przekonać się, czy jest beznadziejna jak twierdzisz, czy może pozytywnie mnie zaskoczy. :)
pozdrawiam.
lustrzananadzieja.blogspot.com
Życzę, żeby książka spodobała ci się bardziej niż mi. :) Może po prostu to nie jest moja tematyka, bądź pióro Greena nie jest dla mnie, dlatego tak źle przyjmuję jego tytuł. ;)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Wygląda na to, że pan Green niesiony na fali popularności "Gwiazd naszych wina" uznał, że nie musi się już starać... Wielka szkoda bo miałam szczerą ochotę zakupić wszystkie jego książki w ciemno. Alaskę już mam i mimo wszystko myślę, że kupie też "Papierowe miasta" i (obowiązkowo!) "Gwiazd naszych wina", ale tą pozycję raczej sobie odpuszczę. Jestem bardzo tolerancyjna, może zniosłabym nawet ten brak akcji i wkurzającego bohatera ale takiej ilości matematyki nie zniosę! Nadal leczę się z traumy po maturze więc będę omijać tą książkę szerokim łukiem ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wiesz, mam wrażenie, że postarał się aż ZA BARDZO z tą matematyką i tym podobnymi bzdurami. :/ I jeszcze jak on to wszystko tłumaczył! Mimo, że jestem na rozszerzonej matmie, takiego czegoś jeszcze nie słyszałam, serio. :/ To było dla mnie tak niezrozumiałe jak cosinusy i sinusy. Brr. :/
UsuńBohater był... Zeusie. On by był całkiem ok, gdyby tyle się nad sobą nie użalał. Nad sobą i sprawami z Katherinami i nad sobą jako "cudownym dzieckiem". Miałam ochotę po prostu zamknąć oczy i porzucić książkę, gdy tak czytałam te jego tyrady. :/ A po skończeniu powieści coś tak paskudnego mnie opętało, że nie potrafiłam się za nic wziąć. Za żadną książkę. Za żaden film. Nawet za serial! :/
"Papierowe miasta" i ja bardzo chcę mimo wszystko kupić, bo wyglądają całkiem w porządku - GNW polecam, jestem przekonana, że ci się spodobają, a nad "Szukając Alaski" się zastanawiam. Ale raczej dam mu szansę. Tylko po 19xK po prostu... wiem, że Green już nigdy nie będzie moim ulubionym autorem. NIGDY.
Pozdrawiam!
Sherry
W takim razie tym bardziej będę unikać tej książki, bo naprawdę bym chciała żeby Green został moim ulubionym pisarzem :-) A raczej jednym z ulubionych ;-)
UsuńŻyczę ci, żeby tak się stało. :) U mnie niestety jest już na straconej pozycji, cokolwiek by nie napisał. :)
UsuńSpodziewałam się tego :)
OdpowiedzUsuńUch, po części i ja się tego obawiałam, ale... rozczarowanie było większe niż kiedykolwiek wcześniej. ;(
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Piąteczka! Mnie też wkurzały fragmenty matematyczne, tworzenie Teorematu, wykresów, anagramów, diagramów i innych różnych bzdetów, które były - jak sama piszesz - bez sensu. I Colin - on dla mnie akurat był największym mankamentem książki i wkurzał mnie potwornie. Został jednym z najgorszych bohaterów ever. '19 razy Katherine' to według mnie najsłabsza książka Greena i nie rozumiem pełnych entuzjazmu recenzji o niej, no ale każdy ma inny gust, każdemu podoba się coś innego. :) Może spróbuj przeczytać ''Papierowe miasta'' i ''Szukając Alaski''? Według mnie są całkiem okej, nie dłużą się i autor jakoś ciekawiej w nich buduje fabułę ^^
OdpowiedzUsuń"Papierowe miasta" ogromnie mnie ciekawią, zresztą "Szukając Alaski" też, choć tutaj mam pewne obawy, zwłaszcza że nie lubię... gdy autorzy wzorują się na innych książkach tworząc swoje, a tu podobno mocno Green wzorował się na "Buszującym w zbożu", no ale. Jak na razie muszę odpocząć od pana Johna, myślę, że gdy już przeczytam paręnaście książek i zapomnę o Colinie, Teoremacie i diagramach, będę gotowa na kolejne spotkanie z autorem. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Nie lubię 'Buszującego w zbożu' bardzo bardzo, a SA mi się spodobało, gdy przestałam porównywać ze sobą te książki. :)
UsuńJa tam "Buszującego" lubię i właśnie obawiam się, że nie będę potrafiła przestać ich ze sobą porównywać :D
UsuńAle powiało arktycznym chłodem :) Aż żałuje, że mam tę książkę u siebie na półce, bowiem nie myślałam, że jest tak koszmarna. No cóż, trudno się mówi. Dobrze, że nie mam jej do recenzji, gdyż dzięki temu nie muszę jej na siłę czytać. Może kiedyś z nudów po nią sięgnę, ale teraz wolę omijać ją z daleka, tym bardziej, że dotychczas nie zawiodłam się na twoich rekomendacjach. I nawet teraz dzięki tobie zabrałam się za czytanie ''Idealnej chemii'' i przepadłam. Ale fenomenalna powieść!!!
OdpowiedzUsuńOjej, tak się cieszę, że "Idealna chemia" ci przypadła do gustu! Zresztą byłabym zaskoczona, gdyby tak nie było, w końcu tam jest tak romantycznie i... po prostu... Idealnie <3 No i Alex - ten bohater. Moja (a przynajmniej jedna z) miłość :D
UsuńPozdrawiam!
Sherry
Ja przy każdej nadarzającej się okazji powtarzam, że Greena jeszcze nie czytałam, łzy TFiOS jeszcze przede mną i dzielnie bojkotuję jego książki na chwilę obecną. W bliżej nieokreślonym czasie pewnie sięgnę po cokolwiek jego autorstwa i wpadnę, pokocham całym sercem lub nie dostrzegę nic specjalnego. Na razie jednak będę go sobie odkładać. :)
OdpowiedzUsuńOch, "Gwiazd naszych wina" jak najbardziej polecam. :) Mimo, że powiedzmy mnie nie zachwyciło tak jak reszty, bez łez się obeszło to jednak GNW było... bardzo dobre. ;) Czytało się świetnie, historia romantyczna była prześliczna i ogólnie - styl Greena tam nie zawodził. Niestety 19xK to już całkiem inna historia... :/
UsuńW każdym razie, życzę pozytywnego spotkania z tym autorem. :)
Pozdrawiam,
Sherry
No proszę, trochę mnie zniechęciłaś. Ja Greena pokochała w "GNW", jednak teraz czytam (już chyba z miesięczną przerwą) "Szukając Alaski" i jakoś tak nijak. Książka bez emocji, nie mogę się wciągnąć, dlatego przerwałam po połowie. Skończę, ale nie mam pojęcia kiedy.
OdpowiedzUsuńTa książka również może wpłynąć na mnie podobnie, jak widzę po Twojej recenzji, nienawidzę książek bez emocji, ale ta metematyka, wykresy trochę mnie interesują, nawet jesli pisałaś, że to słaby punkt. :)
Pozdrawiam.
O! Kolejna raczej przeciętna opinia o "Szukając Alaski"! Kurczę! Chyba jednak najpierw naprawdę kupię "Papierowe Miasta", bo coś mi się wydaje, że skoro na tobie "Szukając Alaski" nie robi wielkiego wrażenia, to na mnie zrobi jeszcze mniejsze! :o
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Och łał, no cóż, nie wiem co powiedzieć :P To pierwsza negatywna recenzja tej książko jaką czytałam. Ale Green nadal jest na mojej liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńNie będę zniechęcać do jego twórczości, aczkolwiek do 19 razy Katherine, jak najbardziej ^^
UsuńPozdrawiam,
Sherry
A ja uwielbiam wszystkie książki Greena, co do jednej:) 19xK zdziwiło mnie brakiem głębi, która zawsze gościła w ego fenomenalnych książkach (cudownym GNW, fantastyczny Szukając Alaski i świetnych Papierowych Miastach), ale dostałam od tej książki dokładnie to, czego oczekiwałam: lekkiej, przyjemnej opowiastki o przyjaźni:) Green to jeden z moich ulubionych pisarzy.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tak pozytywnych wrażeń. :) Chciałabym, aby i mnie tak ciepło kojarzył się ten autor. :) Niestety...
UsuńPozdrawiam,
Sherry