Jaki jest przepis na rewelacyjną książkę? Do kociołka, ustawionego na ogniu pod tytułem: "pierwszy tom był tajemniczy, zachęcający, niebezpieczny", na początek wrzucamy jeszcze więcej tajemnic, jeszcze więcej niebezpieczeństw, a także intrygi i wszechobecny niepokój. Następnie dodajemy masę emocji, żeby zmanipulować czytelnikiem w taki sposób, by po skończeniu książki, miał pustkę w głowie i totalny chaos w sercu. Odrobina romansu nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie, nada powieści delikatny posmak czegoś nieuchwytnego, ale totalnie uzależniającego. Dobrze jest nie żałować akcji i posuwania fabuły do przodu, kończąc każdy rozdział dynamicznym zwrotem, który da widzowi mini atak serca. Nie zapomnijmy także o dodatku w postaci ewoluowania bohaterów, którzy mogliby oczarować i przyciągnąć uwagę, do granic możliwości. Na koniec szczypta tajemniczego, niepokojącego finału, który sprawi, że czytelnik będzie chciał oddać duszę diabłu, żeby poznać trzecią i ostatnią część trylogii.
Witamy w świecie Mary Dyer.
Tu wszystko jest psychiczne, pochrzanione albo cholernie niebezpieczne.
Rozgośćcie się.
"Mara Dyer. Tajemnica" była bardzo dobra. Zrobiła dokładnie to co powinna zrobić pierwsza część trylogii - zaintrygowała czytelnika, zachęciła go do zakosztowania sequela. Spodziewałam się, że będzie on bardziej rozwinięty od poprzedniczki, ale na to co dostałam, nie byłam przygotowana. "Mara Dyer. Przemiana" jest bowiem tak genialna i rewelacyjna, że wszystkie minusy jakie miałam do zarzucenia pierwszemu tomowi, po przeczytaniu dwójki, po prostu wyparowały z mojej głowy. To co drażniło mnie w "Tajemnicy", w "Przemianie" zostało zniwelowane do zera, pozostawiając samą rewelację, same plusy, robiąc ze mną niewolnicę pióra Michelle Hodkin.
O fabule nie ma co się rozwodzić, kilka niefortunnie sformułowanych zdań, zaspoilerowałoby wam całość, a tak okrutna być nie mogę. Zamiast tego, uchylając rąbka tajemnicy, powiem wam tylko, że część druga, rozpoczyna się podobnie jak część pierwsza, co fascynuje, niepokoi i intryguje. Od pierwszej strony, aż do ostatniej, fabuła obfituje w tyle rewelacji, że oderwanie się od treści, graniczy z cudem, a zarwanie nocki, pozostaje bardzo realną wizją.
Każdy jest trochę szalony. Jedyna różnica pomiędzy nami a nimi jest taka, że oni lepiej się maskują.
To co mnie najbardziej urzekło w tej części, to fakt, jak gęsta i niebezpieczna zrobiła się atmosfera, która z kartki do kartki, zacieśniała się coraz bardziej, skutkując dreszczami na ciele, czy nawet lekką paniką. Nie wiadomo gdzie kończył się obłęd, a zaczynał element paranormal. Nie wiadomo było co jest normalne, co jest halucynacją, wytworem wyobraźni, a rzeczywistością. Do pewnego momentu nawet zastanawiałam się, czy wszystko co otacza Marę nie dzieje się tylko w jej głowie i właściwie odpowiedzi wciąż nie znalazłam. Jedno wiem na pewno - Michelle Hodkin zrobiła coś genialnego. Wprowadziła elementy psychologiczne, łącząc jest z nienaturalnymi, czyniąc swoje dzieła czymś autentycznie rewelacyjnym i niespotykanym. Chylę czoła nad tym zabiegiem, bo dał nam "Przemianę", która uzależnia, która pochłania niczym otchłań, czy głębina, zatracając czytelnika w treści.
W "Tajemnicy" drażniło mnie to, że romans często dominował nad ciekawszymi, bardziej niepokojącymi sprawami, jak obłęd Mary. W "Przemianie" na szczęście Michelle Hodkin się poprawiła, tym razem oddając pierwsze skrzypce szaleństwu, pogłębiającemu się ze strony na stronę. Wątek romantyczny nie został jednak zepchnięty na bok, a mieszał się, w idealnych dawkach z akcją, z tajemnicami, z niebezpieczeństwem, z zagrożeniem czychającymi na główną bohaterkę. I o ile w pierwszej części miałam jeszcze coś do zarzucenia Noahowi, to po sequelu, jestem ewidentnie w Team Noah. Team Jamie. I Team Mara Dyer.
- Jesteśmy nastolatkami. Mamy prawo do sarkazmu.
- I to fascynacji seksem - dodałam.
- I do impulsywności - dorzucił Noah.
Bo postacie są jeszcze bardziej perfekcyjne niż w tomie pierwszym. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Mara Dyer, główna bohaterka, narratorka trylogii. To, jak ewoluuje, jak przechodzi przemianę, sam proces zmian, z którymi się mierzy zarówno w głowie, jak i w rzeczywistości, to coś absolutnie niesamowitego. Michelle Hodkin jest rewelacyjna w kreacji portretów psychologicznych, łącząc zwyczajne, młodzieżowe charaktery, z odrobiną szaleństwa, któremu albo mogą się poddać, albo go zwalczyć. Noah to również nieprzeciętny typ, skrywający się pod maską sekretów i sarkazmu. W "Przemianie" będziemy mieli możliwość, jeszcze do głębszego poznania tego bohatera, co sprawi, że zakochanie się w nim, nie będzie niczym dziwnym.
W oczekiwaniu na finał trylogii zachwycam się "Przemianą", która tak wysoko podniosła poprzeczkę, że nie jestem pewna, czy autorce uda się "Zemstą" pobić swoją poprzedniczkę. Oniemiała i totalnie zakochana w piórze Hodkin wyczekuję na dalsze przygody Mary, czując jak i mnie przepełnia dzika furia, wściekłość, mogąca pogrążyć całą półkulę wschodnią, żeby tylko sprawiedliwości stała się zadość.
- Jestem zbyt wielką egoistką, żeby cię zostawić - powiedziałam. Noah odsunął się odrobinę, żebym mogła zobaczyć jego uśmiech.
- A ja jestem zbyt wielkim egoistą, żeby ci na to pozwolić.
"Mara Dyer. Przemiana" to idealne połączenie mrocznego paranormalu młodzieżowego, z elementami thrillera i romansu, które pogrąży i rozkocha was w sobie, z szybkością błyskawicy. To jedna z tych powieści, w trakcie czytania której, przypomnicie sobie, dlaczego tak okropnie uwielbiacie literaturę i zatracanie się w kolejnych tytułach.
Przygotujcie się na obłęd. Przygotujcie się na szaleństwo. Przygotujcie się na Marę Dyer.
9/10
Pozdrawiam,
Sherry
- Przypomniały mi się słowa mojego taty.
Pytająco uniósł brwi.
- Powiedział, że wystarczy wsadzić drobnego przestępce do więzienia o zaostrzonym rygorze, a wyjdzie stamtąd jako spec od przemocy i rozboju.
- Dokładnie tak - przyznał Jamie. - Moja chęć walenia w mordę jest wprost proporcjonalna do pacyficznego nastawienia tutejszego personelu. A ostatnio wszystko doprowadza mnie do szału. I wszyscy.