niedziela, 16 października 2016

Jak nauczyłam się łapać oddech

źr.

Cześć,

Wczoraj miałam urodziny. A dziś mam dla was notkę przemyśleniową. Przypadek? Nie, nie do końca.


Czasami mam takie momenty, w których nagle rozsiadam się wygodnie w fotelu i po prostu myślę o tym jak mija moje życie. Jakimi ścieżkami kroczy. Czym różnią się te szczególne rozmyślania (urodzinowe, świąteczne, noworoczne) od pozostałych, towarzyszących mi każdego dnia? Głównie tym, że dotyczą większego zasięgu mojego życia. Nie skupiają się na konkretnym wydarzeniu czy okresie, ale ogółem, badają moje odczucia, zahaczają mocno o filozofię, ewolucję człowieka i tym podobne.

Jak zaznaczyłam na wstępie - wczoraj miałam urodziny. Te były naprawdę cholernie specjalne. Znów - z bardziej osobistego powodu. Jako że zeszłoroczne nie należały do łatwiejszych, wręcz przeciwnie - przebiegły w dość... specyficznej atmosferze, o tyle te były tak spokojne, tak urocze i... idealne jak dla mnie - w nieoczywisty sposób perfekcyjne, że porównując te dwa dni mojego życia: 15 październik 2015 i 15 październik 2016, doznałam mini szoku termicznego.

źr.

Co się zmieniło w ciągu tego roku? Ja. Mój sposób patrzenia na pewne sprawy. Moja kondycja emocjonalna, duchowa. Ten rok obfitował w dość duże dla mnie zmiany, a ukończenie technikum i rozpoczęcie studiów, było jedną z nich. Sporo działo się złego, zdarzały się też dobre rzeczy. Ale to co tak naprawdę się zmieniło...

Fakt, że nauczyłam się łapać oddech. Fakt, że nauczyłam się odróżniać sprawy, na które mam wpływ, od tych, które nie zależą ode mnie. Fakt, że zrozumiałam, że świat nie jest nastawiony przeciwko jakiejś konkretnej osobie, a po prostu życie to kompilacja dobra i zła i tak po prostu to wszystko działa. Fakt, że znalazłam swój punkt zaczepienia. Swój... hak. Można by rzec. I w końcu dopuściłam do siebie myśl, że marzenia mogą się zmienić w cele. (Dziękuję za inspirację Gosiarelli)

Zobaczyłam, że nawet jeśli pewne rzeczy się nie udają, a my musimy udać się do danego celu inną drogą, niż tą którą sobie wyobrażaliśmy, to w gruncie rzeczy  nie zmienia faktu, że nieistotne jest jak - ważniejszym jest to, że nie odpuszczamy i mimo że dłuższą ścieżką - wciąż brniemy w kierunku, który sobie wymarzyliśmy.

źr.

W ciągu ostatniego roku zmierzyłam się ze sporą dawką syfu i przez cały ten czas, parę wyjątkowych osób podtrzymywało mnie przy... zdrowych zmysłach. W ciągu ostatniego roku doznałam przebłysku nadziei i zaczęłam się zastanawiać, czy w tym wszystkim nie chodzi po prostu o to, by znaleźć kilkua osób - nawet przez internet - które sprawią, że poczujesz się coś warty.

Te osoby wiedzą, że o nich piszę. A teraz niech tylko się dowiedzą, że cholernie im za wszystko dziękuję. Za wszystko. Nawet jeśli dla nich to tylko wymienianie się dłuuugimi wiadomościami z nieco popapraną Sherry, dla mnie to... nie wiem. Sposób na wylanie wszystkiego co we mnie siedzi, a co przez długi czas w sobie tłumiłam. Bardzo doceniam - to chciałam napisać.

I jak zwykle - jestem wdzięczna czytelnikom Feniksa. Wszystkim, którzy tu byli. Którzy są. I którzy - mam nadzieję - będą. Feniks to moje specjalne miejsce. A jeśli są ludzie uwielbiający je tak jak ja - to więcej niż mogłabym wymarzyć. Dziękuję.


Czy ktoś jest zaskoczony, że ta notka to chaos?
Jeśli tak, woah. Chyba jesteś tu nowy - a jeśli tak: cześć! :)
Po prostu chciałam... chciałam dać wam tę cząstkę wdzięczności i ułamek myśli od siebie. Dzięki, że mi towarzyszycie. Świetni z was kompani.

Miłego tygodnia, promyczki!
Pozdrawiam,
Sherry



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz