Wydawnictwo Filia, 2014
424 str.
424 str.
Prosta miłość w trudnych czasach
Historia Barbary Drapczyńskiej i Krzysztofa Baczyńskiego ma początek w czasach, kiedy nic nie było pewne. Lojalność, szczerość, troska, honor. Poczucie wolności czy miłość. Nad duszami ciemiężonych Polaków, unosiło się jarzmo wojny i okupacji. Na ulicach Warszawy panoszył się strach, w myślach mieszkańców czaił się niepokój o jutro. Mimo to, nawet w tak okrutnych czasach, dwójce młodych, autentycznych ludzi, na podstawie czyich losów, została napisana powieść Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, udało się obudzić drzemiące w ich sercach uczucia.
"Twój uśmiech jest wszystkim, w czym pragnę zamknąć moją wieczność."
Mam wrażenie, że spodziewałam się po tej książce czegoś zupełnie innego i może właśnie dlatego koniec końców nie odebrałam jej tak emocjonalnie jak inni. Przede wszystkim, warto tu zwrócić uwagę na fakt, że postacie Basi i Krzysztofa są autentyczne i aby przedstawić ich historię, autorka zmuszona była do researchu. Wplotła w opowieść nazwiska realnych person, wspomniała o wydarzeniach i sytuacjach, które faktycznie miały miejsce. Podjęła się trudnego zadania - opowiedzenia prawdziwej historii, obsadzonej w okrutnych czasach, próbując równocześnie zachować umiar, by całość wydawała się rzeczywista. Niestety, mam wrażenie, że pani Zyskowska-Ignaciak wzięła na swoje barki za dużo i po prostu nie była w stanie koniec końców zapanować nad tym co się działo w treści. Rozumiem, że w jej mniemaniu, ta powieść miała być piękna, poruszająca, ale też w pewien sposób bolesna i prawdziwa. Niestety, w praktyce nie udało jej się doprowadzić wszystkich punktów do stanu, w jakim prawdopodobnie chciała je widzieć.
"Stojąc przed lustrem ciszy
Barbara z rękami u włosów
nalewa w szklane ciało
srebrne kropelki głosu."
~ Krzysztof Kamil Baczyński
Przede wszystkim, to co życzyłam sobie, by było dobrze przeniesione do powieści, to gorzka rzeczywistość z jaką przyszło się mierzyć w owych czasach obywatelom okupowanej Polski. I nie powiem, żeby autorka całkiem zignorowała realia, jakimi rządziły się tamte czasy - próbowała i... na próbach niestety się skończyło. Mam wrażenie, że tylko musnęła temat, wierząc, że to wystarczy. Zgadnijcie co - nie wystarczyło. Czytając tę powieść, absolutnie nie czułam klimatu. Niby były napomknięcia o nienawiści do szkopów. Niby były jakieś tam wydarzenia w tle, świadczące o tym jak niesprawiedliwie postępowali wobec Polaków i Żydów. Zabrakło mi żywych emocji. Chociaż odrobiny realnego okrucieństwa ukazanego na kartkach książki. Powieść jest po prostu zbyt łagodna, a przez to wydaje się po prostu cukierkowa, słodka. Jakby koniec końców z całkiem nieźle zapowiadającej się bolesnej historii o uczuciu w trudnych czasach, autorka postanowiła zmienić wszystko i spłycić do poziomu suchego romansu.
"I wtedy jak dzban - światłem
zapełnia się i szkląca
przejmuje w siebie gwiazdy
i biały pył miesiąca [...]"
~ Krzysztof Kamil Baczyński
W trakcie lektury rzuciło mi się w oczy, że zamiast powieści o rozdarciu dusz, otrzymałam jakąś namiastkę faktycznego dramatu, z przeważającymi elementami obyczajówki. W pewnym momencie na plan wysunęły się kłopoty z teściową, a ja miałam ochotę wywrócić oczami bo oto miałam przed sobą żywe potwierdzenie swoich obaw. Poza tym, autorce nie udało się uniknąć patetycznych, wzniosłych - a tym samym sztucznych i naciąganych wyznań. Chwilami dialogi naprawdę wydawały mi się przesadzone. Jakby pani Katarzyna siliła się na nadanie im odpowiedniego do czasów tonu, a koniec końców miało odwrotny skutek. Poza tym, równie wzniosły i strasznie patetyczny wydźwięk miało zakończenie. Absolutnie przesadzone, co najmniej o dwie tony cukru.
"Słowo pisane posiada w sobie pewną magię, ukryte i wielorakie znaczenia poszczególnych wyrazów, ich zestawienie, koloryt metafor, różnorodność form…"
Jakby tego wszystkiego było mało, w powieści kulała mi kreacja bohaterów. Jakkolwiek autorka opierałaby się na autentycznych postaciach, tak po prostu potraktowała je po macoszemu. Krzysztof i Basia zostali - tylko powierzchownie nam przedstawieni. Dostaliśmy opis ich niby melancholijnych dusz. Dostaliśmy opis tego jak bardzo do siebie pasują. Jak bardzo siebie potrzebują. Jak bardzo są dla siebie stworzeni. I głównie na tych opisach musieliśmy bazować i wierzyć, że faktycznie jest tak, jak autorka nam wciska do głów, bo w żaden sposób tego nie było czuć. Przed powieść nie przemawiała szczerość czy prawdziwość. Autorka skupiła się na zaletach bohaterów, jacy to nie byli odważni, jak dzielnie nie stawiali czoła codzienności i koniec końców - znów, czułam się przesycona tym cukrem. Tak jakby pani Katarzyna nie chciała - broń Boże! - urazić pamięci o Baczyńskich, obdarzając ich jakimiś wadami.
"Tej nocy istniała tylko zabawa. On i ona. Oni. Fajerwerki sztucznego zapomnienia. I Miłość, Młodość roztańczona, w szalonym korowodzie danse macabre."
To co faktycznie mi się podobało, to że autorka w ogóle podjęła się takiego projektu. Że postanowiła połączyć melancholijną liryczność z czystą prozą dnia codziennego, tym samym dając nam powieść o szczerej, czułej miłości. Uczucie pojawiło się znienacka, a jednak kiedy już nadeszło, wydawało się po prostu sensowne. To było coś co po prostu było. Nie potrzebowaliśmy dowodów, nie potrzebowaliśmy zachęty - sami staliśmy się świadkami tego, ile poświęcenia wymagała miłość, jak wiele kosztowała młodych Baczyńskich. Dzięki lekkiemu piórowi, książkę czyta się z przyjemnością, lecz w moim przypadku - bez większych emocji. Gdyby mi na wstępie nie powiedziano, że to historia osób autentycznych, pomyślałabym że to zwyczajny romans, a wtedy prawdopodobnie ocena byłaby odrobinę niższa.
"[...] Wszak obecnie chyba lepiej nikogo nie kochać, prawda? Żeby później nie cierpieć, kiedy się go straci."
Mimo wcześniej niepochlebnych akapitów, naprawdę nie odradzam sięgnięcia po tę książkę. Uczulam tylko, czego się po niej nie spodziewać, aby tak jak to było ze mną - kompletnie się nie rozczarować i koniec końców nie mieć żalu do autorki. To czego możecie oczekiwać, to historia miłosna - słodka, kochana, piękna. Taka, której życzyłoby się, by wykwitła w czasach, kiedy nie napotykałaby na tyle trudności. To także wewnętrzne rozdarcie w młodych obywatelach Polski, pomiędzy łatwym wyjściem - podążania za pragnieniami, a obowiązkiem do ojczyzny i stanięcia w szranki z wrogiem. To opowieść o uczuciu przełamującym nieszczęście, nadającym sens istnieniu, wpuszczającym w gorzką wojenną codzienność, odrobinę światła.
7/10
Pozdrawiam,
Sherry
Książka wydaje się być bardzo interesująca. Poza tym urzekła mnie okładka i... tytuł. Tytuł jest wspaniały! <3
OdpowiedzUsuńJeden z wersów z wiersza pana Baczyńskiego. :) Okładka faktycznie urocza, ale ja osobiście jestem największą fanką grzbietu <3
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Jeśli nam wpadnie w ręce to się zapoznamy :)
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszamy do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Mam nadzieję, że wywrze lepsze wrażenie niż na mnie. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Trylogia "Upalne lato" autorki skradła moje serce, więc bez zastanowienia sięgnę po "Ty jesteś moje imię".
OdpowiedzUsuńMiłej lektury zatem! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Kurczę,jakoś wcześniej miałam wielką ochotę na tę lekturę, a teraz... Teraz już sama nie mam pojęcia, niby dalej mnie ciekawi, ale mam jakąś blokadę. Plus te wady, które wytknęłaś. Muszę się jeszcze zastanowić, może jak jakoś sama wpadnie w ręce, to zdecyduję się poświęcić jej czas. :)
OdpowiedzUsuńps Sherry, dostałaś mojego emaila?
Odnośnie maila - tak! Przepraszam cię mocno! Cały weekend, a właściwie to od czwartku nie wchodziłam na pocztę, zrobiłam sobie taki mini odwyk, dlatego tak długo musiałaś czekać, wybacz!
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Ostatnio bardzo lubię tego typu historie :) Dopisuje ją do listy do przeczytania.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Miłej lektury zatem! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
A ja kocham tę książkę :) Tę tragiczną, ale przepiękną historię :) I powiem, Ci Sherry, że mi takie niezbyt rozbudowane tło historyczne odpowiadało, bo to pokazywało perspektywę kochanków - to oni byli najważniejsi, nie widzieli świata poza sobą. Rozumiem Twoje zastrzeżenia, ale ja tę książkę uwielbiam i już. ;)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie jestem w stanie to zrozumieć i nie dziwię się. Doszłam do wniosku, że ja to po prostu ja i tak bywa, że jestem rozczarowana wieloma książkami. Jak mniemam - los Sherry jest parszywy, jeśli chodzi o literaturę tego typu + polskich pisarzy. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Szkoda, że bohaterowie przedstawieni są bez żadnych wad, bo to na pewno ujmuje im prawdziwości, choć przecież to opowieść o ludziach z krwi i kości. Nie wiem, czy sięgnę po tę książkę, muszę się jeszcze zastanowić... Ma w sobie coś przyciągającego... Ach, te książkowe dylematy! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mam nadzieję, że cokolwiek postanowisz - będziesz zadowolona, a jeśli zdecydujesz się na lekturę, to spodoba ci się ona dużo bardziej niż mnie. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Hmm, może i masz rację, że autorka chciała poraktować Baczyńskich delikatnie, stąd to wyidealizowanie. Jednak dla mnie była to jedna z najcudowniejszych polskich książek i sprawiła, że zapragnełam poczytać poezję, choć z reguły tego nie robię. A finał, mimo tego, że wiedziałam jaki będzie, i tak złamał mi serce.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie rozumiem. :) I ja jestem zauroczona poezją Baczyńskiego, aczkolwiek nie wiem, czy byłabym w stanie przebrnąć przez zbiór wierszy. Chwilowo, przez klasę maturalną i te beznadziejne interpretacje wierszy, mam tego już po dziurki w nosie. :/
UsuńBardzo, bardzo zazdroszczę, że sama nie doznałam tak silnych, pięknych emocji. :(
Pozdrawiam,
Sherry
Nie moje klimaty, powieści polskie, zawsze trochę mnie odstraszają, niby piękne okładki, a potem kryjące się wnętrze nie zaspokaja tak jak byśmy chcieli i współczuję, że w Twoim przypadku też tak było. Ale Baczyńskiego wiersze cenię. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja z Baczyńskim raczej wcześniej nie miałam do czynienia - a przynajmniej nie przypominam sobie, ale plus przeczytania powyższej książki jest taki, że właśnie głęboko się zauroczyłam jego utworami. Przynajmniej na tyle "Ty jesteś moje imię" okazała się pożyteczna. :D
UsuńDo poznania książki nie namawiam tym bardziej, że widzę iż podejście masz takie jak ja, zanim do lektury przystąpiłam. :)
Pozdrawiam,
Sherry