źr. |
Ekranizacja powieści Cecelii Ahern - "Love Rosie"
Czas trwania: 1 godz. 42 min.
RECENZJA BEZ SPOILERÓW
Słowem wstępu: zanim obejrzałam film, przeczytałam książkę. O moich wrażeniach rozpiszę się w kolejnym akapicie, ale kolejność zapoznania się z tą historią była o tyle ważna, że gdybym ją zmieniła, prawdopodobnie moje uczucia względem opowieści byłyby trochę inne. W każdym razie: główną bohaterką "Love, Rosie" jest tytułowa Rosie oraz jej najlepszy przyjaciel - Alex. Fabuła w filmie skupia się na tych postaciach praktycznie od wczesnego dzieciństwa, do dorosłości, a najważniejszym elementem jest pojawiające się uczucie pomiędzy przyjaciółmi, a także samo dorastanie i obserwowanie efektów i wyzwań jakie ze sobą niesie.
źr. |
Myślę, że ważnym jest byście wiedzieli co czuję względem książki, zanim przeczytacie o uczuciach względem filmu. Książka była... nie najgorsza, ale też nienajlepsza. Podobała mi się forma epistolarna, aczkolwiek fakt, że całość była przedstawiona w taki sposób, sprawił że opowieść wydawała się też niepełna. Wolałabym poczytać o uczuciach, o emocjach, o wątpliwościach kotłujących się w umyśle, a listy i e-maile zabijały to wszystko. Fabuła strasznie mi się dłużyła i nie podobał mi się rozwój wydarzeń. Gdyby nie całkiem ładne, choć też w pewien sposób rozczarowujące zakończenie, moja ocena byłaby żenująco niska. Koniec końców doceniam pomysł pani Ahern, jednakże wykonanie mnie trochę przytłoczyło, więc prawdopodobnie nigdy nie powrócę do tej książki.
źr. |
źr. |
źr. |
“You deserve someone who loves you with every single beat of his heart.”
Film był... bardziej przemyślany niż książka. Scenarzyści wykorzystali najlepsze momenty z powieści i postarali się by powstała spójna, ładna, pomysłowa opowieść, nie narzucająca się, przepełniona narastającymi uczuciami i wątpliwościami. Poza tym, nie przedłużyli niepotrzebnie fabuły, tak jak to zrobiła Ahern w książce. I to zdecydowanie był plus ekranizacji, bo bohaterowie wydawali mi się mimo wszystko mieć więcej oleju w głowie, niż ci książkowi. Poza tym, rozumiałam decyzje podejmowane na ekranie, natomiast tych w powieści - nie. Jak więc widzicie, film po raz kolejny (ekranizacja "Zostań jeśli kochasz") przebił pierwowzór, a przynajmniej moim skromnym zdaniem.
źr. |
źr. |
Co mogę powiedzieć o obsadzie... a to, że była naprawdę, naprawdę znakomita. Sam Claflin i Lily Collins to duet nie do podrobienia, a przynajmniej względem tej historii. Ale możliwe, że nie jestem obiektywna w tym momencie, bo obydwoje, jeszcze zanim zobaczyłam "Love, Rosie" byli moimi ulubieńcami dzięki innym produkcjom, a wiadomo, że jeśli w jakimś filmie jest twój ulubieniec, to obiektywizm nie ma racji bytu. Niemniej jednak, naprawdę, naprawdę jestem pod wrażeniem tego jak naturalni wydawali się na ekranie. Wiedziałam, że zarówno Sam jak i Lily są utalentowani, a tu jeszcze udowodnili, że potrafią stworzyć naprawdę realnie wyglądającą więź, której widz może tylko życzyć spełnienia. Gdy Alexa i Rosie bolały serca - nas też. Gdy uśmiechali się - my mieliśmy ochotę do nich dołączyć. Gdy kłócili się ze sobą - krzyczeliśmy w duchu: "CO WY DO DIABŁA ROBICIE! PRZECIEŻ SIĘ KOCHACIE!"
źr. |
“I’ve learned that home isn’t a place, it’s a feeling.”
Wyboiste ścieżki życia i wybory obydwojga bohaterów, a także paskudny ciąg przyczynowo skutkowy, prowadzą nas przez opowieść w taki sposób, że wydaje nam się naprawdę bliska. Obserwujemy problemy dorastania, a także dorosłości, nieporozumienia i urazy, które sprawiają, że gubimy się nawet w swoich własnych uczuciach, a sposób przedstawienia tego wszystkiego czyni z filmu uroczą, zabawną, ale też poruszającą komedię romantyczną z czymś co lubię - z przesłaniem. Podążanie za marzeniami, wiara w przyszłość, godzenie się z trudnościami, a także mierzenie z wątpliwościami. To z czym się mierzyli bohaterowie, przez te niespełna dwie godziny seansu, także wydawało się naszymi problemami, ale nie przestawaliśmy wierzyć, nie przestawaliśmy kibicować, a twórcy filmu odwdzięczyli się naprawdę nierozczarowującym finałem.
źr. |
Niestety, musi być jakieś ale. Tak po prostu jest, że Sherry ma pecha, okazuje się, że jeśli Sherry chce dobrze, jak na siebie przystało - przeczytać najpierw książkę, a później obejrzeć film, musi się mierzyć z konsekwencjami wyboru. Przez fakt, że książka nie do końca mi się podobała, a sama historia zbrzydła, przy oglądaniu czułam się wypalona i z dystansem obserwowałam to co się działo na ekranie. Nie udało mi się do końca zżyć z Alexem i Rosie, nie udało mi się przeżywać wszystkiego tak jak bym chciała. Obyło się bez wzruszenia, obyło się bez większych wybuchów śmiechu. Skończyło się co najwyżej na delikatnym uśmiechu, który po sekundzie znikał z mojej twarzy. Szkoda, bo może gdybym nie wiedziała jak historia się potoczy, bardziej... byłabym skłonna zakochać się w filmie. Aczkolwiek nic nie jest pewne. Może po prostu, mimo wszystko, film był... dobry, a nie rewelacyjny? Może znów - za dużo pozytywnych recenzji się naczytałam i spodziewałam się Bóg-wie-czego?
źr. |
źr. |
Czy polecam opowieść? W formie filmowej - jak najbardziej, książkowej? Nie do końca. Ten jeden raz, w tym konkretnym przypadku to powieść odradzałabym, za to zapoznanie się z ekranizacją doradzałabym. Świetnie się spełni w roli pocieszacza, bo jest przepełniona komicznymi sytuacjami, które prawdopodobnie zrobią na was większe wrażenie, niż na mnie. Nie spodziewajcie się czegoś specjalnego, a to dostaniecie - coś specjalnego. Co być może sprawi, że zapisze się w waszej pamięci, że zabraknie wam chusteczek do wycierania oczu i że poczujecie jak wasze serduszka topnieją. Ja, do końca zadowolona nie jestem, ale trzymam kciuki, byście wy byli, jeśli się zdecydujecie.
7/10
Pozdrawiam,
Sherry
Dużo fragmentów z filmów, a trailer wygląda nieźle - główna bohaterka jest sympatyczna. Cóż, może faktycznie warto obejrzeć tylko film. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Pewnie, zachęcam.
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Mnie mowia czytaj i ogladaj nie patrz nan ic trzeba obu. A ja sama nie mam poejcia co zrobic poza tym ze wlasnie film trafil na liste do obejrzenia w wakacje :) dzieki hihi
OdpowiedzUsuńAleż proszę. ;) I serio - tym razem książkę nawet odradzam, bo jest... słaba, po prostu słaba. ;)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
hehe zauwazylam ze jedni mowia iz ksiazka jest super a drudzy nie czytaj. Poki co film bedzie pierwszy :3
UsuńI bardzo dobrze! :D
UsuńPolubiłam książkę, ale faktycznie film ją pobił - głównie przez usunięcie niektórych wątków i sklejenie ze sobą tych najlepszych. Nie przedłużano sztucznie tej niemożności spotkania (co w książce było irytujące - jak długo mogli się mijać?!). Ekranizację chętnie obejrzę jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie to irytowało w książce. Przez 50 lat tak po prostu... pozwolili by życie i miłość im uciekły przed oczami. Śmieszne w ten denerwujący sposób. :/
UsuńPozdrawiam,
Sherry
A ja nie mogłam się doczekać, aż przeczytam książkę i obejrzałam najpierw film. Zrobiłam wyjątek i pewnie w zwykłych okolicznościach byłabym na siebie zła. Ale seans kompletnie mnie zauroczył, sprawił, że płakałam- ze wzruszenia i śmiechu jednocześnie. Niby chcę przeczytać książkę, ale nie jest to AŻ tak palące pragnienie. Niemniej jednak myślę, że film obejrzę jeszcze co najmniej raz. A jak nie cały to chociaż te najfajniejsze sceny ;)
OdpowiedzUsuńDobrze zrobiłaś - naprawdę. Bo we mnie książka zabiła zapał do historii i teraz mi się ona cała źle kojarzy. :/ Także zazdroszczę entuzjazmu! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Zupełnie nie ciągnie mnie do tego filmu z dwóch powodów: po pierwsze nie przepadam za romantycznymi opowieściami w wersji kinowej, po drugie - nieszczególnie podobała mi się książka. Ciekawa jestem tylko jednego - jak twórcom filmu udało się ująć tę, specyficznie w końcu napisaną, opowieść.
OdpowiedzUsuńWiesz, film jest dużo lepszy niż książka, ale skoro nie lubisz romantycznych komedii to nie ma co się zmuszać do oglądania. ;)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Świetna recenzja i świetny wygląd bloga ;)
OdpowiedzUsuńA film oglądałam i również oceniłabym go na 7/10.
http://gabxreadsbooks.blogspot.com/
Dziękuję za miłe słowa. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Książka była jak dla mnie okropna, a forma listów zupełnie mi nie przypadła do gustu więc mam podobne zdanie co Ty. W film natomiast się wciągnęłam i bardzo mi się podobał. :) Dużo lepszy od książki.
OdpowiedzUsuńDokładnie, dokładanie. :) Widzę, że mamy podobne zdanie ogólnie o tej historii. ;)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
I racja. I film lepszy od książki. Cieszę się, że się ze mną zgadzasz ^^
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście przeżywa się razem z bohaterami. Serio. Boże. Zapytaj Patiopei, jak przeżywałyśmy w kinie. I tego człowieka, który siedział obok nas i w pewnym momencie odwrócił się i z jadem w głosie powiedział "Uspokoicie się czy mam wam pomóc?". Tak. Wyczułam, że "wam" było z małej litery. To można wyczuć.
A Twoje odczucia - może właśnie przez to, że najpierw czytałas i wiedziałaś już, czego się spodziewać. Ja najpierw widziałam film - i się śmiałam i ryczałam i znów ryczałam. I myślałam, że przez to nie podobała mi się książka. Ale CHYBA PO RAZ PIERWSZY odnoszę wrażenie, że ten film jest warty zobaczenia BEZ czytania książki. Ani przed, ani po. Tak. Wydusiłam to z siebie
Widać, czasami mój upór - najpierw książka, potem film, daje negatywne skutki. Też żałuję, ale kto by się mógł tego spodziewać? Niemniej jednak, rozumiem co mogłyście widzieć w tym filmie, niestety na mnie takiego wrażenia nie zrobił, w tej chwili czuję się wypalona i zmęczona samą myślą o nim. :( A może nie o samym filmie, ale o historii Alexa i Rosie. Ale okej, okej. Czasami tak musi być.
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Mam wielką chęć na ten film, bo książka mi się bardzo podobała:)
OdpowiedzUsuńOj, to film spodoba ci się prawdopodobnie jeszcze bardziej. ;)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Książkę czytałam i niestety nie przypadła mi do gustu. Strasznie drażniła mnie jej forma przekazu w postaci listów, maili, smsów itp. Przez ten zabieg nie potrafiłam odpowiednio wczuć się w emocje bohaterów. Mimo to mam zamiar obejrzeć ekranizację, tym bardziej, że oceniasz ją dość wysoko. Obym tylko ponownie się nie zawiodła.
OdpowiedzUsuńMam podobne wrażenia odnośnie książki, także prawdopodobnie film ci się spodoba bardziej. :) Jest lepiej przedstawiony, scenarzyści usunęli niepotrzebne sceny i ogólnie wydaje się lepiej dopracowany niż sama książka. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Jestem w trakcie czytania i tak jak ty książka mi się trochę dłuży, mimo że niby czyta się ją szybko. Na film mam ogromną ochotę, bo wiele osób mówi, że idealnie uzupełnia książkę, ale no cóż, dopiero gdy skończę czytać :)
OdpowiedzUsuńTak, chyba tak. Jest bardzo dobrym uzupełnieniem. :) Także życzę przyjemnego końca lektury, a także miłego seansu - po niej! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
A ja kocham książkę, od epistolarnej formy po cudowne, wzruszające i wyczekane zakończenie. Jednak ja nie jestem ani trochę obiektywna, gdyby nawet Ahern napisała powieść o wysychającej kałuży - pokochałabym ją ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam autorów, których kocham bez względu na wszystko, także rozumiem cię. :) Przykro mi jednak, że dla mnie Ahern nie okazała się cudem. :(
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Też mam już za sobą film i choć ogólne odczucia mam podobne, na mnie wywarł chyba trochę lepsze wrażenie bo dałabym punkcik wyżej. W końcu trafiłyśmy ma książkę, która zrobiła na nas diametralnie inne wrażenie i przełożyło się to także na odbiór filmu. Jakimś cudem książka podobała mi się jeszcze bardziej niż film, może dlatego, że byłam pełna podziwu dla autorki iż dała radę przez 500 stron opowiadać tak przepełnioną emocjami powieść za pomocą listów i maili. Myślę, że to kwestia nastawienia. Ty oczekiwałaś opisów uczuć, a ja dałam się oczarować niekonwencjonalną formą. W filmie podobało mi się skrócenie o kila/naście/dziesiąt lat całej fabuły, bo choć w książce jest to główna puenta, tu kompletnie by się nie przyjęła. Ogólnie po przeczytaniu kolejnej książki pani Ahern (Zakochać się) mam ogromną ochotę poznać inne jej dzieła. Mam nadzieję, że i Ty w końcu się do niej przekonasz ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chyba tak. Widać wiele zależy od podejścia. :( Ja na przykład jestem przekonana, że "Utrata" ci się bardzo spodoba, mimo że ja mam wobec niej mieszane uczucia. Wszystko zależy od nastawienia. Ja nastawiałam się na rewelację, na przelewanie uczuć, na piękne więzi i.. cóż. Powracając jednak do Love, Rosie - mimo że to był zawód, nie będę rezygnować z pióra Ahern, bo mam w sercu nadzieję, że w końcu do mnie przemówi. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Muszę przeczytać książkę i obejrzeć film. Koniecznie. Jak już sobie coś postanowię, to nic tego nie zmieni. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie miłego czytania i oglądania! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Może nawet obejrzałabym ten film, gdyby nie ta aktorka - nie znoszę jej brwi, jak na nią patrze, to mi niedobrze - niejeden facet mógłby jej tych brwi pozazdrościć :P
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś nie mogłam oderwać od nich wzroku i mnie irytowały, ale w końcu jakoś mi to uciekło i teraz nie zwracam uwagi ^^
UsuńPozdrawiam,
Sherry
BARDZO FAJNY FILM, DUŻO O NIM SŁYSZAŁEM. Oj sory, że pisałem Caps'em. Tak czy owak, fajnie, że zamieściłaś tu dużo zdjęć, gifów bo tym bardziej zachęcają do obejrzenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie. Tym razem recenzja wybitnej moim zdaniem książki.
Jeśli to nie problem to proszę o kliknięcie plusika w Google.
www.gabriel-data.blogspot.com - MY BLOG
Fashion Projects
Dziękuję za komentarz.
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Kocham, uwielbiam i ubóstwiam książkę, dlatego teraz wstrzymuję się przed obejrzeniem filmu... Obawiam się, że mógł zostać pozbawiony tych elementów, które pokochałam w papierowej wersji... :)
OdpowiedzUsuńOch, a ja myślę, że film może ci się baaardzo spodobać, jeśli tylko pomyślisz o nim jako o uzupełnieniu historii Ahern, a nie jako... cóż - zastępstwie. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Według mnie książka jest lepsza, jednak jak wcześniej napisałaś, nie oceniam obiektywnie, gdyż uwielbiam Cecelie Ahern. Film nie obejrzałam do końca, nienawidzę, gdy film odchodzi trochę bardziej od fabuły. Muszę się wtedy przestawiać na tryb nie ekranizacja tylko jako osobny film z fragmentem powieści. Mniejsza.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :)
Cieszę się, że książka ci się podobała. :) I żałuję bardzo, że na mnie nie zrobiła podobnego wrażenia. :) Może następna powieść pani Ahern oczaruje? Zobaczymy. :) W każdym razie, polecam ci dooglądać, ale potraktuj go z przymrużeniem oka, jako... dodatek do książki. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Film nie bardzo mi się podobał, trochę taki bzdurny. Natomiast książkę uwielbiam, jedna z najlepszych, jakie ostatnio czytałam, które wywołała we mnie łzy :P
OdpowiedzUsuńNo proszę. :D A ze mną jest na odwrót - to książka jest be, a film w miarę. :) I strasznie zazdroszczę takich emocji przy czytaniu! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
niektóre filmy powinno się oglądać bez czytania książek. niestety, ale tak czasami bywa. :)
OdpowiedzUsuńjak dla mnie książkę bardzo miło się czytało, ale czuję, że właśnie film mógłby mnie bardziej zadowolić. :)
W takim razie, oglądaj szybko i koniecznie napisz jakie wrażenie wywarła ekranizacja. :) Miłego seansu.
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Post czytałam, a jak zwykle z komem miałam problem, o czym zapomniałam. :P Film zobaczę na pewno, tylko muszę wreszcie w necie na niego trafić. Książka jakoś szczególnie mnie nie przekonuje. ;) Czytałam wielokrotne porównania i wiadomo, co wygrywa. ;) Wybrałaś urocze ujęcia. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cieszę się! Naprawdę wiele nie stracisz jeśli nie przeczytasz książki. Najfajniejsze momenty przekazuje film. Książka wszystko przeciągała i... no nie jestem jej fanką. :)
UsuńMiłego seansu!
Pozdrawiam,
Sherry
Książki nie czytałam, ale widzialam film, który pomimo kilku 'ale' podobał mi się. Miał w sobie to coś, co pozwolilo mi zapomnieć o bezsensownosci niektórych scen. Ciekawa jestem, jakie byłyby moje odczucia co do ksiazki, dlatego muszę koniecznie nadrobić tę zaległość ;)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa, jak odebrałabyś książkę, także jak już przeczytasz - koniecznie daj znać. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry