Wydawnictwo Replika, 2018
280 str.
Kiedy nie da się po dobroci...
Gunda to wyszczekana, bardzo zmotywowana singielka, która za fuchę wzięła sobie pomaganie pokrzywdzonym kobietom, chcącym dopiec swoim niewiernym, okrutnym mężom. Bezkompromisowej dwudziestodziewięciolatce nie w głowie romanse czy związki, a przynajmniej nie dopóki na horyzoncie nie pojawi się pewna możliwość, do tej pory niebrana pod uwagę...
Najnowsze dzieło Joanny Sykat określane jest mianem komedii łamanej na powieść obyczajową i o ile z tym drugim mogłabym się zgodzić, z tym pierwszym - niekoniecznie. Być może to kwestia innego poczucia humoru, niż ten reprezentowany przez autorkę, ale powieść w żaden sposób nie wydawała mi się zabawna. Czytając ją, czułam się tak, jakby cały ten otaczający historię dowcip był strasznie sztuczny, chwilami obrzydliwy i w żaden sposób nie wzbudzający sympatii. To niemal tak, jakby autorka siliła się, by nadać opowieści ten pierwiastek komedii, wprowadzając tyle absurdu i groteski - w negatywnym znaczeniu tego słowa, że lekturę odebrałam nieco zniesmaczona i okrutnie zawiedziona.
Recenzowana przeze mnie dziś powieść nie jest pierwszym dziełem pani Sykat, z którym się zetknęłam, ale nie przypominam sobie, by jej poprzednia książka wzbudziła we mnie tyle negatywnych uczuć. Chciałabym powiedzieć, że jakikolwiek jej element przypadł mi do gustu, niestety tak się nie stało.
Bohaterowie, którzy w innej rzeczywistości mogliby uchodzić za interesujących i barwnych, wydawali mi się dziwnie płascy i nijacy, zwłaszcza w kontekście historii, w którą próbowała ich wcisnąć autorka. Nie rozumiałam ich motywów, nie rozumiałam powodów czemu podejmowali takie, a nie inne decyzje, a pani Sykat nie siliła się na wyjaśnienia. Miałam pewne nadzieje z wątkiem z przeszłości głównej bohaterki - wątkiem, który mógł pomóc mi nieco zrozumieć Gundę, niestety i tu spotkało mi przykre rozczarowanie. To niemal tak, jakby autorka podsunęła mi nieźle zapakowaną paczkę i odebrała ją, zanim jeszcze miałam okazję unieść pokrywę. Niepotrzebnie wzbudzona nadzieja.
Głównej bohaterki nie polubiłam w najmniejszym stopniu, właściwie to jej zachowanie niemiłosiernie mnie drażniło i wydawało się po prostu durne, niesmaczne, godne pożałowania lub - w najgorszym wypadku - wszystko powyższe razem wzięte. Lektura, która powinna choć odrobinę mnie zrelaksować i przez którą powinnam niemalże przepłynąć, skoro to komedia, okazała się dla mnie trudnym orzechem do zgryzienia, w dodatku kosztującym mnie utratę stanowczo zbyt wielu nerwów. Jestem rozczarowana.
Nie będę was przekonywać, że powieść pani Sykat odbierzecie w taki sam sposób jak ja, bo wiem, że są osoby, którym może przypaść do gustu nieco bardziej niż mnie, ale ilość zawodu, jakiej doznałam przy lekturze, naprawdę nie pozwala mi napisać o książce czegokolwiek zachęcającego. Nie spodziewajcie się zatem, że ją zarekomenduję. Myślę, że na tyle na ile pomysł na powieść był całkiem interesujący, wykonanie pozostawiło sporo do życzenia. Możecie być pewni, że następnym razem trzy razy zastanowię się, zanim sięgnę po dzieło autorki.
Najnowsze dzieło Joanny Sykat określane jest mianem komedii łamanej na powieść obyczajową i o ile z tym drugim mogłabym się zgodzić, z tym pierwszym - niekoniecznie. Być może to kwestia innego poczucia humoru, niż ten reprezentowany przez autorkę, ale powieść w żaden sposób nie wydawała mi się zabawna. Czytając ją, czułam się tak, jakby cały ten otaczający historię dowcip był strasznie sztuczny, chwilami obrzydliwy i w żaden sposób nie wzbudzający sympatii. To niemal tak, jakby autorka siliła się, by nadać opowieści ten pierwiastek komedii, wprowadzając tyle absurdu i groteski - w negatywnym znaczeniu tego słowa, że lekturę odebrałam nieco zniesmaczona i okrutnie zawiedziona.
Recenzowana przeze mnie dziś powieść nie jest pierwszym dziełem pani Sykat, z którym się zetknęłam, ale nie przypominam sobie, by jej poprzednia książka wzbudziła we mnie tyle negatywnych uczuć. Chciałabym powiedzieć, że jakikolwiek jej element przypadł mi do gustu, niestety tak się nie stało.
Bohaterowie, którzy w innej rzeczywistości mogliby uchodzić za interesujących i barwnych, wydawali mi się dziwnie płascy i nijacy, zwłaszcza w kontekście historii, w którą próbowała ich wcisnąć autorka. Nie rozumiałam ich motywów, nie rozumiałam powodów czemu podejmowali takie, a nie inne decyzje, a pani Sykat nie siliła się na wyjaśnienia. Miałam pewne nadzieje z wątkiem z przeszłości głównej bohaterki - wątkiem, który mógł pomóc mi nieco zrozumieć Gundę, niestety i tu spotkało mi przykre rozczarowanie. To niemal tak, jakby autorka podsunęła mi nieźle zapakowaną paczkę i odebrała ją, zanim jeszcze miałam okazję unieść pokrywę. Niepotrzebnie wzbudzona nadzieja.
Głównej bohaterki nie polubiłam w najmniejszym stopniu, właściwie to jej zachowanie niemiłosiernie mnie drażniło i wydawało się po prostu durne, niesmaczne, godne pożałowania lub - w najgorszym wypadku - wszystko powyższe razem wzięte. Lektura, która powinna choć odrobinę mnie zrelaksować i przez którą powinnam niemalże przepłynąć, skoro to komedia, okazała się dla mnie trudnym orzechem do zgryzienia, w dodatku kosztującym mnie utratę stanowczo zbyt wielu nerwów. Jestem rozczarowana.
Nie będę was przekonywać, że powieść pani Sykat odbierzecie w taki sam sposób jak ja, bo wiem, że są osoby, którym może przypaść do gustu nieco bardziej niż mnie, ale ilość zawodu, jakiej doznałam przy lekturze, naprawdę nie pozwala mi napisać o książce czegokolwiek zachęcającego. Nie spodziewajcie się zatem, że ją zarekomenduję. Myślę, że na tyle na ile pomysł na powieść był całkiem interesujący, wykonanie pozostawiło sporo do życzenia. Możecie być pewni, że następnym razem trzy razy zastanowię się, zanim sięgnę po dzieło autorki.
Pozdrawiam,
Sherry
Książkę miałam okazję poznać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika. Dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz