Moje wrażenia z seansu
Parasite, zdecydowanie należy zacząć w tym miejscu, głównie dlatego, że to narracyjność tejże produkcji sprawia, że jest ona tak godna zobaczenia. Przede wszystkim: mieszanka różnych gatunków. Mamy wątek obyczajowy, thrillera, komedii ale i dramatu. Atmosfera panująca w filmie mogłaby nawet do pewnego momentu uchodzić za sielską, gdyby nie delikatne przesłanki, że jednak coś jest nie tak, zarówno z głównymi bohaterami - rodziną Kim, jak również z bogaczami Park, których to losy splotą się z familią Kim.
Osobiście byłam zachwycona ilością metafor i symboliki w filmie. Żeby je wyłapać, naprawdę trzeba uważnie śledzić fabułę, ale kiedy już człowiek orientuje się co tak naprawdę próbuje przekazać Bong Joon-ho w swoim dziele, zaczynamy dostrzegać mnóstwo ukrytych znaczeń poszczególnych scen.
Nieco groteskowy styl, w jaki została opowiedziana historia, sprawia, że bez mrugnięcia okiem przyjmujemy to jak Bong wyszydza i wyśmiewa społeczeństwo, jak bez żadnych ceregieli ukazuje wady różnych grup społecznych, nie szczędząc nikogo. Uwielbiam sposób w jaki zatarł linię pomiędzy dobrem i złem i zwrócił uwagę widza na to jak ważne są szarości, zwłaszcza w kontekście zachowania ludzi w trudnych sytuacjach.
Jeśli ktoś jest na Feniksie już od jakiegoś czasu, pewnie zauważył pewne skłonności, którymi się przejawiam. Nie będę kłamać - kinematografia jest jedną z moich pasji i zwracam WIELKĄ uwagę na filtry, montaż, kolory, ruchy kamery i tego typu niuanse.
Jeśli jakiś film byłby koszmarnie napisany, z tragicznym scenariuszem i okropną grą aktorską, a jednak zauważyłabym ładne efekty specjalne lub edytorsko produkcja zwróciłaby moją uwagę - wciąż znalazłabym sposób na cieszenie się dziełem. To takie moje małe zboczenie. Nie zdziwcie się zatem, że poświęcam temu punktowi tak dużo miejsca w tej opinii, zwłaszcza, że Parasite jest jednym z najładniejszych pod względem produkcji filmem, jaki kiedykolwiek widziałam.
Od czego zacząć? Kolory? Jako że Bong wziął sobie za cel przedstawienie dwóch skrajnie różnych rodzin: ubogich Kimów i bogatych Parków, postarał się by idealnie nakreślić różnice pomiędzy nimi, świetnie dobierając kolorystykę poszczególnych scen. Różni się oświetlenie, różnią się odcienie, różnią się KSZTAŁTY. Ach, kształty. Podczas gdy u Parków wszystko jest ostre, idealnie zmierzone, pełne wyraźnych, bezwzględnych konturów i chłodu otaczającego piękne, lecz pozbawione uczuć elementy otoczenia, o tyle u rodziny Kim dominują ciepłe barwy, zmieszane jednak z brudem, kurzem i przebarwieniem świadczącym o biedocie bohaterów.
Trzeba mnóstwo geniuszu, by tak dobrze oddać kontrasty, jak to zrobił Bong, w Parasite. Architektura jest niesamowita, płynność scen jest również godna pochwały, dbałość o szczegóły zasługuje na wspomnienie... Jednak inny mój ulubieniec jeśli chodzi o tę produkcję to montaż. Montaż tak doskonały, że wciąż jestem w głębokim szoku.
Kolory, kształty, oświetlenie, to nie miałoby aż tak wielkiego znaczenia, gdyby nie sposób w jaki zostały ukazane. To jak zmontowany jest ten film, to jak wyraźnie nakreślone zostały kontrasty społeczne, dzięki edycji poszczególnych scen i splecenia ich ze sobą w idealnej harmonii... Moim ulubionym, ABSOLUTNIE ulubionym momentem filmu jest, gdy zostaje ukazana wędrówka bohaterów z dzielnicy bogaczy, do slumsów. Jest przepiękna (bo i tragiczna) i tak trafna, że wzbudza wszystkie odpowiednie emocje. Jest to również moment, gdy do bohaterów dociera pewna prawda, ale o tym więcej nie napiszę, pozwalając wam odkrywać ważną wiadomość ukrytą w Parasite, po swojemu. :)
Generalnie klimat produkcji jest niesamowity. Jak wspomniałam na początku - do pewnego momentu czuć swego rodzaju sielskość, ale gdy już uderzy w nas... niegodziwość i zło kryjące się niedaleko, jest za późno, a widz zostaje pochłonięty przez elementy dramatu i thrillera.
Parasite to historia o pasożytnictwie, ułudzie i obłudzie, która zdecydowanie zasługuje na uwagę. Tempo produkcji jest dość wolne, a przynajmniej do mniej więcej połowy filmu, jednak jeśli skupicie się na symbolice i metaforach, myślę, że będziecie czerpać przyjemność z seansu. To satyryczny obraz społeczności, nie tak różnej od naszej, którym osobiście byłam zachwycona, zwłaszcza, że czarny humor towarzyszy widzowi od pierwszych minut.
Parasite zdecydowanie zasługiwało na to, by dostać jakiegoś Oscara. Osobiście jestem rozgoryczona, że Bong nie wygrał nagrody za montaż - uważam to za szczyt bezczelności ze strony Akademii. Czy zasługiwał jednak na Najlepszy Film? Cóż, to już zależy od subiektywnej oceny. Gdybym to ja przyznawała Oscary, pewnie ta nagroda zostałaby oddana
Jokerowi, ale tylko dlatego, że poruszył mnie do głębi, a temat chorób psychicznych jest czymś bliskim mojemu sercu. Nie jestem jednak zła, że wygrało
Parasite, cieszę się, że Bong pomógł otworzyć drzwi produkcjom nie-anglojęzycznym do amerykańskiego rynku.
Jeśli przepadacie za opowieściami z symboliką i metaforycznym wydźwiękiem, utrzymanych w konwencji obyczajowej/czarnej komedii z elementami dramatu/thrillera - serdecznie polecam obejrzenie produkcji Bonga Joon-ho.
Parasite jest specyficznym filmem, który jednak zapada w pamięci, a mnie już na zawsze będzie kojarzyć się z GENIALNĄ KINEMATOGRAFIĄ I MONTAŻEM.
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz