A Forgery of Magic, tom 1
Wydawnictwo Jaguar, 2020
464 str.
Gdzie diabeł nie może, tam złodziejkę pośle
Alfie nigdy nie miał zostać królem. Wszystko się zmieniło, gdy jego starszy brat Dez - następca tronu zginął, a obowiązki dziedzica spadły na młodszego księcia. Przerażony ogromną odpowiedzialnością, oraz zrozpaczony utratą ukochanego brata Alfie poświęca się naukom o najmroczniejszym rodzaju magii, byle tylko przywrócić Deza do życia. Przez przypadek, uwalnia jednak potężną moc ciemności, która zagraża istnieniu całego królestwa. Nieoczekiwanie, na pomoc w walce z wrogiem, przychodzi pewna nieujarzmiona złodziejka, ze zdolnością zmieniania twarzy.
Jedną z najbardziej frustrujących rzeczy, z jakimi może zmierzyć się czytelnik, jest niewykorzystany potencjał. Z pewnością znacie to uczucie, gdy genialny pomysł fabularny, zostaje zmarnowany i zakopany tonem niepotrzebnej dramy i zbędnymi opisami rozciągającymi akcję w nieskończoność. Naprawdę chciałabym napisać, że ten problem nie dotyczy pierwszego tomu serii Mayi Motayne, niestety - prawda boli. A zapowiadało się tak dobrze...
źr. |
Inny problem, jaki mam z tą książką, to że nie byłam w stanie polubić bohaterów. Ich kreacja w gruncie rzeczy nie jest najgorsza, ale nawet z dość interesująco wymyślonymi historiami obydwojga i wewnętrznymi demonami nie dającymi im odpocząć ani na chwilę, wydawali mi się dość bezbarwni i nieciekawi. Oprócz Alfiego i złodziejki Finn, będącymi naszymi przewodnikami po uniwersum, poznajemy także gromadkę drugoplanowych postaci, ale niestety wszyscy są tak płascy i nijacy, że trudno obdarzyć ich jakimikolwiek uczuciami, co zdecydowanie odbiera przyjemność obcowania z lekturą, skoro czytelnika nie obchodzi los poznanych bohaterów.
W gruncie rzeczy, historia jest dość przewidywalna i mało oryginalna, ale wierzę, że szybsza akcja i płynniejsza dynamika, byłyby w stanie uratować tę powieść, zwłaszcza, że - jak wspomniałam - sam koncept był wspaniały. Nie będę kłamać, przez pierwsze... czy ja wiem? 50 stron? kiedy nie oczekiwałam jeszcze dynamiki (bo jak wiemy nie od dziś, początkowe rozdziały zazwyczaj wprowadzają czytelnika w nowe uniwersum), upajałam się opisami i barwami wykwitającymi w mojej wyobraźni. Kultura latino zdecydowanie jest niesamowitym źródłem inspiracji i byłam niesamowicie podekscytowana czekającą na mnie przygodą. Jest mi przykro, że autorka nie wiedziała kiedy przystopować z rozciąganiem akcji i siliła się na dramatyzm.
Nocturna to bomba niewykorzystanego potencjału. Osadzona w intrygującym, pełnym magii i kolorów uniwersum, niestety jak dla mnie, okazała się nieco nijaka i nudna, biorąc pod uwagę przydługie opisy i niezbyt umiejętnie opisane sceny walk. W zależności od tego czego poszukujecie w książkach, dzieło Mayi Motayne może, ale nie musi was rozczarować. Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę powieść, trzymam kciuki, byście znaleźli w niej czar, którego mi się nie udało znaleźć.
Pozdrawiam,
Sherry
Nocturna | Oculta
Za egzemplarz powieści, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz