niedziela, 16 sierpnia 2020

Film lepszy od książki, czyli "Książę Kaspian"

źr.

Post zawiera spoilery z książki i filmu Książę Kaspian!


Nie tak dawno temu, w końcu udało mi się przebrnąć przez powieść Książę Kaspian. I tak, owszem - "przebrnąć" to słowo kluczowe, bo książka niespecjalnie mi się podobała. Natychmiast po przewróceniu ostatniej strony postanowiłam sprawdzić filmową wersję. W dzisiejszej notce postaram się wam wyjaśnić, czemu uważam, że ekranizacja (wyjątkowo) jest lepsza od pierwowzoru. 

źr.

Dlaczego film jest lepszy od kiążki?


  • Jestem wielką fanką obsady. Rodzeństwo Pevensie to jedna sprawa, ale plejada postaci drugoplanowych? Peter Dinklage jako Zuchon? Ben Barnes jako Kaspian? Dzięki świetnej grze aktorskiej, aż chciało się oglądaj dalej. 
  • Film dostatecznie wiernie oddaje książkę, ale podoba mi się kilka dodanych wątków, które ubarwiły całość i sprawiły, że produkcja wydawała mi się dużo bardziej dynamiczna, emocjonująca i interesująca. 
  • Cała akcja ataku na zamek Miraza niezwykle przypadła mi do gustu, nie tylko przez wzgląd na to, że dodała dramatyzmu decyzjom podejmowanym przez Piotra i Kaspiana (o czym wspomnę później), ale również przez to jakie emocje wprowadziła. Dostaliśmy świetnie współpracujących ze sobą towarzyszy Kaspiana i rodzeństwa Pevensie, kilka dobrych scen walki i emocjonalny koniec, gdy Piotr zmuszony był porzucić swój oddział. Właśnie tego typu emocji brakowało mi przy czytaniu książki.
  • Napięta relacja pomiędzy Piotrem i Kaspianem wydawała mi się realistyczna i prawdopodobna, skoro Piotr - przywykły do rządzenia i bycia Wielkim Królem zmuszony został do skonfrontowania się z młodzieńcem mającym przejąć (niejako) jego rolę. 
  • W ogóle mam wrażenie, że film uchwycił dużo lepiej charaktery bohaterów. U C.S.Lewisa wszystko było takie... wyidealizowane. Ekranizacja z kolei udowodniła, że nawet jeśli ktoś ma zarówno zalety JAK I WADY, w ostatecznym rozrachunku może postąpić właściwie, a popełnianie błędów nie czyni z nas kogoś złego. Co najwyżej nieco zagubionego. Z kolei z błędów można wyciągnąć wnioski i właściwe lekcje. 

źr.
źr.

  • Film zdecydowanie lepiej uchwycił też ewolucję postaci. Edmund stojący murem za rodzeństwem, ale też wiedzący kiedy należy przywołać resztę do porządku? Cudowny. Łucja nadal będąca małym promyczkiem, pełna nadziei, optymizmu i dziecięcej naiwności? Świetna. Dorastający Piotr niepewny swojej roli w "prawdziwym" świecie, błądzący i pełen wątpliwości? Bardzo realistyczny. 
  • Podoba mi się też dysonans pokazany na przykładzie Piotra, który w "prawdziwym" świecie w ogóle się nie odnajduje, a między Piotrem w Narnii, który przejmuje dowodzenie niezależnie od tego czy to się komuś podoba czy nie. To również wydało mi się realne. W końcu rodzeństwo spędziło lata będąc władcami Narnii, w pierwszej części. No i ewolucja Piotra na przestrzeni fabuły w Księciu Kaspianie - perełka.
  • Szczerze, na początku nie byłam pewna czy ten mały wątek romantyczny między Zuzanną i Kaspianem wyjdzie im w sposób zadowalający, ale w trakcie oglądania naprawdę zostałam pozytywnie zaskoczona. Cieszę się, że nie wybiegł na pierwszy plan, a jedynie dostarczał lekkiego trzepotu serca, w odpowiednich momentach. 
  • Film lepiej oddał też naturę spisku pomiędzy doradcami Miraza. Ten wątek miał dużo więcej sensu w ekranizacji, gdzie dostaliśmy dodatkowe sceny pokazujące relację króla ze swoimi ludźmi, a także prezentujące to jak stopniowo ulegali oni pokusie przejęcia władzy. 
  • Coś do niezwykle drażniło mnie w książce to jak jednowymiarowe były postacie. W filmie tego nie czuć. Nie ma aż takich skrajności w kreowaniu osobowości, a Kaspian faktycznie wydanie się rozdarty pomiędzy stawaniem przeciwko swoim własnym ludziom. Jego walka ze samym sobą, by nie ulec pokusie zwrócenia się w stronę czarnej magii, plus ta dramatyczna scena, gdy daruje życie wujkowi - wszystko to uczyniło z niego postać dużo ciekawszą od książkowej wersji chłopca. Znów, brawa dla Bena za świetne uchwycenie emocji księcia. 

źr.
źr.

  • Uwielbiam chemię pomiędzy aktorami grającymi rodzeństwo. Szczerze - relacja tej czwórki jest dużo bardziej czarująca na ekranie. Ich sprzeczki, przekomarzanie się ze sobą, współpraca, rosnące zaufanie - tego książka nie dała mi odczuć. 
  • Ci, którzy czytali moją opinię o pierwowzorze, być może pamiętają zarzut co do tego, jak bardzo irytująca wydawała mi się historia przez moralizatorski, mocno nasiąknięty religijnymi metaforami styl, w jakim utrzymana była powieść. Film i ten aspekt poprawił.
  • Aluzje do chrześcijaństwa w filmie naprawdę się sprawdzają. Scena kuszenia Kaspiana i Piotra przez sojusz z Białą Czarownicą, dramatyczne wejście Edmunda (znów, serduszka za ewolucję postaci na ekranie) - wspaniała. Dużo bardziej dramatyczna (w dobrym sensie) niż bajdurzenie w książce. 
  • Podoba mi się w jakim stylu film oddał religijny wydźwięk elementów stworzonych przez autora książek. Dużo subtelniej, ale też bardziej emocjonalnie, przez co sceny zapadają w pamięć. 
  • Pewnie przez to, że na ekranie nie czuć jedno-wymiarowości postaci, ale poszczególni bohaterowie drażnili mnie mniej niż w książkach, a co poniektórych polubiłam dużo szybciej przez świetnie budowaną fabułę i przekonujące sceny.
  • Film ma też kilka perełek w dialogach. Te delikatne żarty, szczypta humoru naprawdę sprawiły, że całość odebrałam dużo, dużo lepiej niż drętwawą książkę. Na tyle na ile strasznie się męczyłam podczas lektury, ekranizację oglądałam z niemalejącą ciekawością. 

źr.
źr.

Oczywiście wszystko co napisałam powyżej to moja totalnie subiektywna opinia, więc mam nadzieję, że fani książek i C.S. Lewisa się nie obrażą. Zazdroszczę tym, których książkowa seria w sobie rozkochała, ja jednak jak na razie pozostaję po stronie filmów. Samą produkcję polecam, to dobre kino familijne, a także coś dla fanów przygód i motywu walki ze złem. Plus sceneria jest fantastyczna, a i efekty specjalne robią wrażenie! Osobiście, jestem bardziej niż zadowolona z seansu.

Pozdrawiam,
Sherry


źr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz