Collide, tom 2 (ostatni)
Wydawnictwo Akurat, 2015
400 str.
Recenzja nie zawiera spoilerów z tomu 1!
Czaru niebieskich oczu - część druga...
Życie rzuciło Emily i Gavina w sam środek huraganu emocjonalnego, który pustosząc serca, pozostawił ich bogatszych o nieludzkie pragnienie drugiej osoby i ból nieporozumień, których jak wiadomo - człowiek, a zwłaszcza ten zakochany, się nie ustrzeże. W kontynuacji, a zarazem finale duologii zobaczymy jak dwójka głównych bohaterów będzie musiała stawić czoła konsekwencjom swojego postępowania z ostatnich kilku miesięcy.
źr. |
Z przykrością i wielkim bólem muszę napisać, że autorce należy się lanie za sequel jednego - z bądź co bądź - przyjemniejszych romansów, jakie czytałam. Przede wszystkim, trzeba tu napisać, że przez pierwszych sto stron, przyszło mi do głowy, że warto by było walnąć się czymś ciężkim, bo postępowanie Emily, to jak Boga kocham, jedno z najmniej konsekwentnych działań, z jakimi w życiu miałam do czynienia, czy to w rzeczywistości czy w świecie literatury. Ta kobieta wzburzyła mnie do tego stopnia, że miałam ochotę rzucić książką o ścianę, a musicie wierzyć, że takie uczucie to silny cios dla mnie, jako czytelniczki, bo to znaczy, że autor czyni coś co nazywam "staraniem się o medal w kategorii: Największy Kretynizm Wśród Bohaterów Książkowych".
źr. |
Sposób myślenia Emily działał mi na nerwy, jej zachowanie działało mi na nerwy, podejmowane przez nią decyzje działały mi na nerwy. Jakby tego było mało, w tych stu stronach "Pulse" ubyło... Gavina, którego tak zdążyłam wielbić! Stał się cieniem bohatera, cieniem człowieka. I z jednej strony rozumiem postępowanie autorki i czemu zastosowała taką modyfikację charakteru mężczyzny, ale z drugiej... Jestem pewna, że dało się to przedstawić w inny sposób, lepszy sposób. Mniej denerwujący dla czytelnika. Podsumowując więc, lekturę "Pulse" zaczęliśmy z Gavinem, który nie był sobą i Emily, która niestety sobą była. I kiedy już myślałam, że moje nadzieje na przyjemną opowieść legły w gryzach... coś zaczęło się zmieniać.
źr. |
Przede wszystkim - powrócił pan Blake, ze swoją zadziornością, z szarmancją i charakterem, za który zdążyłam go pokochać. Emily stała się łatwiejsza w obejściu, a jej postępowanie nie denerwowało mnie już aż tak bardzo. Nauczyłam się ją tolerować, a wprowadzone przez autorkę wątki i różne zabiegi literackie, tylko mi w tym pomogły. Bo trzeba to Gail McHugh przyznać - umie tworzyć bajeczne historie romantyczne. Szkoda tylko, że... no właśnie - bliżej im do bajki, niż do rzeczywistego romansu. W pewnym momencie bowiem, zorientowałam się że... już dłużej tego nie kupuję. W całej powieści nie było chyba ani jednego naturalnego dialogu pomiędzy Gavinem a Emily. I oczywiście - te tyrady, którymi się wzajemnie obrzucali, były piękne i urocze, tylko że kompletnie nierzeczywiste. W związku z tym, całą lekturę odebrałam jako patetyczną, jakbym nie brała w niej udziału, czy była jej świadkiem, a co najwyżej, spoglądała na występ aktorów na scenie. Było to o tyle bolesne, że nie przypominam sobie, by w "Collide" dialogi wydawały mi się tak sztuczne. Tu natomiast to uczucie nie odstępowało mnie na krok.
źr. |
"Pulse" było dla mnie... słodko-gorzkim zaskoczeniem. Gorzkim - bo tych stu stron plus patetyczności i sztucznego, naciąganego dramatyzmu z głowy nie wyrzucę, a słodkim bo... Wciąż - to była naprawdę dobra i przyjemna lektura. Może nie przeżywałam jej, nie emocjonowałam się, tak jak ja to umiem robić przy czytaniu pióra pewnych autorek (Ekhem), ale nie zmienia to faktu, że książkę pochłonęłam błyskawicznie, a historia Emily i Gavina wydaje mi się jedną z bardziej uroczych, z jakimi miałam do czynienia. Ta dwójka jest gwarancją pragnienia i pożądania przeplatanych ze sobą w treści, a także uśmiechu na twarzy czytelnika, gdy z lekkością i bez przymusu, wchłania treść. Duologię Gail McHugh będę wspominać miło i nie wykluczam, że w przyszłości do niej powrócę, choćby dla samego Gavina, czy możliwości, którą ofiarowała mi autorka - bym mogła po prostu oderwać się od rzeczywistości. Natomiast lekturę książek polecam osobom, które nie wymagają niczego ambitnego od romansu, a jedynie liczą na cudną bajkę o dwójce ludzi, którzy stali się dla siebie wszystkim, a o swoje szczęście, musieli trochę zawalczyć.
7/10
Pozdrawiam,
Sherry
Collide | Pulse
Emily była głupiutka, to fakt, jednak i tak zrobiła na mnie gorsze wrażenie w tomie pierwszym, kiedy to dawała Dillonowi sobą pomiatać jak szmacianą lalką. Miłość miłością, ale nie mogłam pojąć jak można nie dostrzegać, że ukochana osoba traktuje ją jak przedmiot. Chyba jeszcze nie wspominałam jak bardzo nienawidzę Dillona? Więc: nienawidzę go z całego serca, a jego zachowanie było z każdą stroną coraz bardziej żenujące. Debilon pasuje do niego idealnie, choć przyznajmy że nie jest to szczególnie wyszukane przezwisko ;-) Gavin to faktycznie najjaśniejszy punkt całej serii. Zaczęłam o facetach i automatycznie przyszli mi na myśl chłopcy z "Amber". Rany jakie to frustrujące mieć w zanadrzu (od miesiąca!) recenzję takiej emocjonalnej bomby i cały czas tkwić na smyczy u wydawcy, czekając na zielone światło. I pomyśleć, że zazwyczaj mam odwroty problem :-P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dilliona i ja nie kocham, drażni mnie niesamowicie, ale chyba po prostu w pewnym momencie przestałam na niego zwracać uwagę, także nienawiści przez duże "N" nie czuję. :)
UsuńAle odnośnie tego, że dawała sobą pomiatać - wiesz ja starałam się wtedy wchodzić w jej skórę i choć też mnie to strasznie irytowało, to jednak zaciskałam zęby i brnęłam bo w jakiś sposób te usprawiedliwienia autorki miały sens. Ale mnie wkurzyło zachowanie Emily na końcu. Nawet jeśli [TU SPOILERY DLA TYCH, KTÓRZY NIE CZYTALI COLLIDE] Gavin by spał z Giną - to po jaką cholerę, Emily wróciła do Dilliona? Co za mała, pieprzona hipokrytka? Po tym jak ją uderzył, po tym jak dowiedziała się, że ją zdradza, po tym jak pokazał swoje mroczne oblicze... Jeśli ja byłabym na jej miejscu - nawet gdybym myślała, że Gavin mnie zdradza (o tym też zaraz wspomnę) to nie wróciłabym do toksycznego byłego, na litość boską! Co za pieprzona idiotka! I jeszcze te jej scenki później, jak się nad sobą użalała, jakby była największą męczennicą, a sama się na Dilliona skazała.
A odnośnie sytuacji z Giną - nie kumam tego. Powiedzieć ci, jakby to wyglądało u mnie, gdyby to mnie Gina otworzyła drzwi? Okej, pewnie wyciągnęłabym jakieś wnioski. Może nawet przyszłoby mi do głowy, że mnie zdradził, ale właśnie dlatego, wparowałabym do środka, nawrzeszczała na Ginę, pobiegła po Gavina i dała mu prosto w pysk, z pięści. To bym zrobiła. Później bym wyszła, odcięła się od niego i kropka. Ale w ciągu tego czasu, przynajmniej on wiedziałby, że ja wiem o jego zdradzie i miałby szansę się wytłumaczyć, jeśli oczywiście udałoby mu się powstrzymać moją lecącą pięść. :)
Nie, nie, nie. Nie pisz mi tu już nic o "Amber"! Na razie sobie robię przerwę od autorki, muszę skupić się na recenzenckich, na wyzwaniowych książkach i na nowościach, ktore wkrótce przyjdą w paczuszce <3 Ale pewnie i tak kupię, bo cholera. Coś w tym piórze McHugh jest. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Emily to niestety jedna z tych dziewczyn, które nie potrafią radzić sobie same. Facet nie tyle ma ją wspierać, co podpierać z każdej strony bo inaczej upadnie. Odnośnie sceny domniemanej zdrady: zrobiłabym dokładnie to samo!:-)
UsuńPostaram się nie kusić Cię więcej, choć w tym tygodniu i tak zaleje nas pewnie fala przedpremierowych recenzji ;-) W końcu! :-)
Faktycznie. Przez Amber obawiam się, że nie ucieknę. Ale jeśli tylko spodoba mi się bardziej niż Pulse i Collide - jestem na tak. :)
UsuńMi się spodobało o wiele wiele bardziej! Ale ostrzegam- jest mocno kontrowersyjnie ;-)
UsuńTym lepiej! :D
UsuńWgl sie nie spodziewałam ze po poczatkowych narzekaniach potem napiszesz o tej książce w gruncie rzeczy tyle naprawde pozytywnych slow i dasz az 7 punktow ! :o moze kiedys przeczytam zeby sie odstresowac ale jakos za bardzo to tej ksiąŻki szukala nie bede po prostu nic mnie do niej specjalnie nie ciagnie ;))
OdpowiedzUsuńJa tak mam, że się nad czymś wyżywam bo... no cóż. Taka jestem - ale naprawdę potrafię docenić na przykład, że dzięki autorce zapomniałam o otaczającym mnie świecie, a tak się właśnie sprawa miała z "Pulse", także naprawdę, naprawdę szanuję Gail, że ma takie przyjemne pióro. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Nie znam serii, ale jestem skłonna to zmienić
OdpowiedzUsuńZachęcam. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
"Ta kobieta wzburzyła mnie do tego stopnia, że miałam ochotę rzucić książką o ścianę, a musicie wierzyć, że takie uczucie to silny cios dla mnie, jako czytelniczki, bo to znaczy, że autor czyni coś co nazywam 'staraniem się o medal w kategorii: Największy Kretynizm Wśród Bohaterów Książkowych" - lepiej bym tego nie ujęła. Dla mnie Emily w "Pulse" była totalnie idiotyczną, wiecznie zaryczaną bohaterką, która już w pewnym momencie doprowadziła mnie do tego, że zaczęłam wrzeszczeć w poduszkę z wściekłości. Niestety, ale w moim przypadku "Pulse" było wielkim rozczarowaniem, bo po świetnym "Collide" liczyłam na coś znacznie więcej.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że autorka tak cię rozczarowała. :( Ja też wolałabym, żeby zrezygnowała z tego lukru i dramatyzmu i napisała coś, czym czytelnik mógłby się w pełni cieszyć, no ale. Pozostaje nam wierzyć, że kolejne powieści Gail będą tylko lepsze. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Nie znamy, ale zaciekawiłaś nas. Sięgniemy po 2 tomy :)
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszamy do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Cieszę się! Miłego czytania! :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Och jeżeli Emily Cię denerwowała, to nie chciałabyś poznać Kiery z książki ,, Bezmyślna" miałam ochotę ją zabić... Ale wracając do Pulse, książka m się podobała, może nie targały mną sprzeczne emocje, przez większą część tekstu, ale jednak było ich sporo. Dillon- Debilon też pokazał swoje pazurki, choć liczyłam na bardziej rozbudowany wątek z tym chamem. Niemniej jednak książkę polubiłam i nie wykluczam(tak jak Ty) że jeszcze kiedyś do niej wrócę, właśnie dla uroczego Gavina! :)
OdpowiedzUsuńWiesz, zaczęłam czytać "Bezmyślną" i te kilka rozdziałów, które przeczytałam, dały mi do zrozumienia, że faktycznie - nie polubię Kiery. Właściwie to jestem pewna, że wkurzy mnie do granicy. :) Dlatego na razie zbieram siły i niedługo robię do książki drugie podejście...
UsuńFakt - wątek z Dillionem był słabo nakreślony, mam wrażenie, że autorka na siłę chciała wprowadzić go do fabuły, nie mając pomysłu jak to zrobić i wybrała najłatwiejsze, a zarazem najgorsze rozwiązanie. :/
Pozdrawiam,
Sherry
Zaciekawiłaś mnie. Słyszę o tej serii po raz pierwszy... [chyba jestem w tyle... ]. Mimo to zapamiętam tytuł i wyruszę na swobodne poszukiwania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com
W takim razie baardzo się cieszę, że mogłam zapoznać cię z tym tytułem. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Ale ty szybko pochłaniasz te książki! Po prostu je zjadasz! Prędko przebrnęłaś przez tę serię. Ogromnie mi się podoba ten przegląd okładek ze świata. Świetny pomysł, serio! Jak kiedykolwiek zobaczysz coś takiego u mnie, to wiedz, że ściągnęłam to od Ciebie :D Na temat serii niestety nie mogę się wypowiedzieć, bo nie czytałam. Za Collide wezmę się w tym roku (taką mam nadzieję). Czekam na kolejną Twoją recenzję!
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM <33333
ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Nie ma sprawy :D
UsuńDziękuję za komentarz <3
Pozdrawiam,
Sherry
Emily, kto by tam o niej pamiętał... Mi się podobała ta powieść, była słodziutka, ale jakoś nie czułam przesytu tym. Gavin był uosobieniem największych fantazji, cudowny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja niestety nie byłam w stanie zignorować Emily i tych przeklętych dialogów. :( Naprawdę, nie było tak ANI JEDNEGO, pomiędzy Emily a Gavinem, który nie wydawałby mi się przesłodzony i patetyczny. :/
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Masz rację, że początek tego tomu był dramatycznie wkurzający i nawet ja wymiękałam od poziomu słodyczy, ale mimo wszystko uwielbiam ten cykl. Zresztą, gdyby nie to, nie napisałabym polecanki :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię ten cykl. :) I rozumiem uwielbienie. Mnie aż tak nie porwało, nad czym ubolewam, co nie znaczy, że autorka nie ma szans. Wydaje mi się, że jeśli w Polsce pojawią się inne jej książki, jest szansa, że zawróci mi w głowie. :)
UsuńPozdrawiam,
Sherry
Wiesz, że Ci zazdroszczę iż mogłaś przeczytać oba tomy od razu? No strasznie!Co prawda bardziej chwaliłam, ale masz rację - bywało przesadnie słodko. Czasem też denerwowały mnie niektóre wypowiedzi. Ale Dillon działał na mnie jak płachta na byka, w Collide i tu, no jak bym mogła to bym mu... dała w twarz. Kilka razy.
OdpowiedzUsuńA to wszystko dzięki tobie, także dziękuję! <3
UsuńNie dziwię się. To taki typ, którego głowę chętnie widziałoby się roztrzaskaną na ścianie. Jakkolwiek makabrycznie to nie brzmi.
Pozdrawiam,
Sherry