niedziela, 2 sierpnia 2015

Szturm i grom - Leigh Bardugo

źr.
Siege and Storm
Grisza, tom 2
Papierowy Księżyc, 2014
465 str.

Recenzja nie zawiera spoilerów z tomu I!

Ciemność nie umiera

Przed przeznaczeniem i potęgą nie da się uciec, a wie o tym najlepiej, nastoletnia Alina, która po tygodniach uciekania, wraca w miejsce, które niegdyś, była skłonna zacząć nazywać "domem". Tym razem jednak, przybywa do Ravki, nie jako zagubiona wieśniaczka. Tym razem ma cel i - co ważniejsze - blisko jej znalezienia sojusznika, w wcale z Ciemnością. Czy jednak dobre chęci i współpraca z okrzykniętym złą sławą korsarzem wystarczą, by przegnać cień - potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej? 

"- Odpowiadasz czasem na pytania wprost?
- Ciężko stwierdzić. Ach, widzisz, znowu to zrobiłem."

źr.
Po skończeniu pierwszego tomu trylogii, nie mogłam się doczekać, by poznać kontynuację. Nawet nie chodziło mi o to, co dziać się będzie z główną bohaterką, do której zaraz powrócimy. Chodziło o bohatera, którego pokochałam, co prawdopodobnie świadczy o moim szaleństwie. Chodziło o Darklinga. Właściwie to uważam, że cała kwintesencja tej trylogii to Darkling. To on niszczy schematy, to on wprawia w koncentrację, to on wydaje się być najlepiej wykreowany. Bo nic co zrobi, nie jest przewidywalne, bo wszystko co czyni, wydaje się mieć głębszy sens, a on sam nie idzie po łatwej linii oporów. Właściwie to nie jestem w stanie w pełni odgadnąć jego motywów, nie mam pewności co zaraz wymyśli. I to wszystko sprawia, że jest najlepszą zaletą tego cyklu i moje zdanie w tej kwestii się nie zmieni. 

"- Nie mogę się zdecydować, czy jesteś szalony, czy głupi.
- Mam tyle wspaniałych cech, że niekiedy trudno wybrać."

źr.
Jeśli chodzi o "Szturm i grom", to mam zarówno obiekcje wobec tej książki, jak i przygotowane w myślach, całe tyrady pochwalne, na cześć pióra autorki. W związku z tym, że krytyki prawdopodobnie będzie mniej, skupię się w pierwszej kolejności, na niej. Co działało mi na nerwy od samego początku, dosłownie od pierwszej strony, na ostatniej skończywszy? Alina. Główna bohaterka, która powinna być naszym promykiem - kimś z kim się utożsamimy, którego motywy będziemy wspierać, za którą będziemy toczyć w wyobraźni wojny, z jej wrogami, okazała się jedną z najbardziej wkurzających postaci, z jakimi ostatnimi czasy, miałam do czynienia. Nie pamiętam już czy w pierwszym tomie też działała mi na nerwy, ale w tym, naprawdę "irytująca" to jedno z łagodniejszych określeń, którymi mogłabym ją określić. Była zagubiona, pozowała na silną, gdy w głębi duszy, użalała się nad sobą i to w najmniej wzbudzający litość sposób. 

"- Lepiej zostaw go samego. Ten typ potrzebuje mnóstwo czasu na rozpamiętywanie i samobiczowanie. W przeciwnym razie, robi się marudny.
- Czy ty cokolwiek traktujesz poważnie?
- Najrzadziej jak się da. Życie bywa wówczas takie nużące."

źr.
Uwielbiam sposób, w jaki autorka kreuje swój świat. Jest mistyczny, chwilami wręcz baśniowy, magiczny i bardzo klimatyczny. Uwielbiam całe uniwersum świata Grisz, uwielbiam fakt, że Leigh Bardugo wzorowała się na realiach carskiej Rosji. Stworzyła sobie silną, solidną fasadę na budowanie krain, królestw i plemion, co przełożyło się na to, jaką cudowną atmosferę czuć, gdy czyta się jej dzieła. W sequelu "Cienia i kości", mamy mnóstwo strategii, które miałyby pomóc w walce z potężnych wrogiem. Jednak z perspektywy naiwnej, głupiutkiej Aliny, polityczne plany wydawały się mrzonkami dzieciaków. Wydawało mi się, jakby ta dziewczyna niczego nie traktowała poważnie. Oślepiła ją własna tragedia. Poza tym, Leigh Bardugo uparła się, żeby przedstawić ją jako zwykłą dziewczynę, a mimo to, utrzymywała przy niej aż trzech (!) zalotników, co jak dla mnie było chore. Tym bardziej, że od początku czytelnik wie, w jakim kierunku podąży fabuła, bo autorka nie postarała się, jeśli chodzi o wątek miłosny i poszła po najmniejszej linii oporu, rezygnując z wgłębiania się w uczucia, a dając nam naiwną, nieco kiczowatą i patetyczną do bólu, opowieść - tak dramatyczną, że wydawało mi się, jakbym była świadkiem telenoweli - z udziałem Mala i Aliny. 

"- Jesteście pewni, że to dobry pomysł?
- Oczywiście, że nie. Wszystko, co godne zachodu, zaczyna się jako zły pomysł."

źr.
To też jest coś, na co z trudem patrzyłam. Autorka wykreowała tyle wspaniałych, NAPRAWDĘ interesujących postaci - Darkling, czy chociażby moja nowa miłość - Nikolai (którego imię, jakimś prawem, zostało przetłumaczone na polskiego Mikołaja. Pozwólcie mi jednak pozostać przy oryginale). Ale nie, zamiast jakoś nadać temu wątkowi romantycznemu sensu, czy... głębi - Leigh Bardugo, połączyła beznadziejną, głupiutką Alinę, z wielkim męczennikiem, który dramatyzuje i płaszczy się jak jakaś dziewczynka - Malem. W sumie, jeśli patrzeć na to z tej strony, pasują do siebie.

"- Mikołaj - poprawił. - Ale możesz się również do mnie zwracać "kochanie" albo "przystojniaku"."

Tego też nie jestem w stanie autorce wybaczyć - że pomimo niebezpieczeństwa i grożącemu królestwu cieniowi, który powinien wyłonić się na pierwszy plan, bo stanowił najciekawszy - moim zdaniem, wątek w powieści - przez narrację z perspektywy Aliny, na przód zawsze wyłaniała się drama w postaci "wielkiej tragicznej miłości Aliny i Mala". To było takie drażniące i irytujące... Bo wszystko - akcja, klimat ciemności i ogólnie magii, mieszającej się z Pierwszą Armią, odchodziły w cień. Nie zrozumcie mnie źle - lubię wątki miłosne w książkach. Ale nie takie, na których traci cała fabuła.

"- Teraz będziesz nie do zniesienia, prawda?
- Już jestem nie do zniesienia."

źr.
Możecie mieć wrażenie, że ta książka wypadła beznadziejnie, ponieważ tak strasznie na nią narzekam, ale absolutnie tak nie było. Bo mogę sobie narzekać ile chcę, a nie zmieni to faktu, że ta trylogia jest absurdalnie fantastyczna, do takiego stopnia, że aż mi się kręci w głowie, a serce łomocze z podekscytowania, co czeka mnie w finale trylogii. Jest mi przykro, że Leigh Bardugo wydaje się iść najprostszą ścieżką i wszystko zmierza w bardzo przewidywalnym kierunku, ale mimo wszystko, uwielbiam jej kreację świata, uwielbiam jej kreację postaci (oprócz Aliny i Mala), uwielbiam magię jej pióra i nic nie będzie w stanie sprawić, że zacznę ją kochać mniej niż w tym momencie. Jestem pod wielkim wrażeniem tej pani, uwielbiam podekscytowanie i euforię, które we mnie wzbudza. 

źr.
"Szturm i grom" był naprawdę rewelacyjną kontynuacją, świetnego "Cienia i kości". Naprowadził fabułę na ciekawą ścieżkę, rozwinął nieco poboczne wątki, dał nam okazję do poznania kilku bohaterów od innej strony. Leigh Bardugo po raz kolejny oczarowała gamą nowych postaci, całkowicie zdobyła moje serce Nikolaiem i utrzymała otoczkę tajemnicy i mroku wobec mojego ukochanego Darklinga. Jej zdolności twórcze i pisarskie się rozwijają, a ja nie mogę się doczekać, by przekonać się, jak skumulują się w finalnym tomie, jednej z moich ukochanych, fantastycznych trylogii. 

8/10
Pozdrawiam,
Sherry

Cień i kość | Szturm i grom | Ruina i rewolta



<3

- Ukradłeś to? - zapytałam.
- To i wiele innych dokumentów z jego kajuty. Choć znowuż - skoro gwoli ścisłości była to moja kajuta - nie jestem pewien, czy można to nazwać kradzieżą. 
Gwoli ścisłości - zauważyłam z irytacją - kajuta należy to kapitana wielorybytnika, któremu ukradłeś okręt. 
- Też racja - przyznał Sturmhond. - Jeżeli z tym całym Przyzywaniem Słońca ci się nie ułoży, rozważ karierę adwokata. Wydajesz się mieć odpowiednio małostkowe usposobienie. 



14 komentarzy:

  1. Nie znam tej serii, ale jakoś nie wzbudziła mojego zainteresowania, więc jednak spasuje. Ale cieszę się, że Tobie przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. :) Nie każdy lubi fantasy i takie klimaty. :) Ja cieszę się jednak, że zostałam oczarowana.
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  2. Niezwykle mi brakowało Darklinga, mało go było, ale w mojej recenzji wstawiłam najbardziej wzruszający cytat, z jego udziałem(ten ostatni). On jest cudowny. Mikołaj też mnie zachwyca, ale co się tu będę rozpisywać, skoro to już wiesz. :P Cudowność powieści zniszczyła jedna postać - Mal, zgadzamy się tu w 100%. Wciąż tego nie rozumiem, wciąż się oszukuję, że wybierze Mikołaja(nawet te cytaty dowodzą jego humoru i genialności)... Albo Darklinga, tu też nie miałabym większych obiekcji. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa. Dlatego uwielbiam pierwszy tom, bo w nim było najwięcej Darklinga. Później niestety już go ubywa. :( Ale za to autorka daje nam Nikolaia, co jest jakąś-tam rekompensatą. :D
      Wiesz, może to i lepiej, że wybrała tego żałosnego Mala. Bo nie cierpię Aliny i w sumie nie wyobrażam sobie, by moi dwa ulubieńcy mieliby się z nią użerać. Skoro jest tak głupia by kochać Mala, to znaczy, że nie zasługuje na Darklinga i Nikolaia.
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  3. Czytałam pierwszą część i byłam zachwycona! Jeszcze nie było mi dane przeczytać kolejnego tomu, a po Twojej recenzji po prostu MUSZĘ go przeczytać! :D
    NiczymSzeherezada.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Z tomu na tom, jest coraz więcej wrażeń, niewiadomych i ciekawych wątków oraz postaci! :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  4. Ok, dojrzałam do tego by podołać Twoim zachwytom (a przynajmniej tak mi się wydawało zanim zaczęłam czytać opinię). No niby kręcisz trochę nosem - serio Alina i Mel są tutaj tacy wkurzający? - ale jednak i tak z tekstu bije zachwyt nad tą powieścią... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio, serio! Już dawno nie napotkałam żadnych bohaterów, którzy wkurzaliby mnie równie bardzo! :( Ale moim pocieszeniem są Nikolai i Darkling. I wszystko inne w tej powieści - co jest oczywiście ZACHWYCAJĄCE. :D
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  5. Już od dawna interesuje mnie ta seria, ale jakoś nam tak nie po drodze. xD Cytaty są świetne i naprawdę - gdybym teraz miała tą serię przed sobą - czytałabym. ;) Ale cóż.. muszę jeszcze na nią poczekać. ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w końcu będziesz możliwość przeczytania jej. ;)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  6. Fantastykę uwielbiam, a serię mam w planach, ale szkoda, że ten wątek miłosny jest taki feralny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tobie się spodoba...? Kto wie? Może po prostu to moja czepliwość i dziwaczny gust do facetów książkowych? :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  7. Pierwszy tom kurzy się na półce już wystarczająco długo i chyba czas wreszcie po niego sięgnąć. Widzę że i Ty wypadłaś w sidła Darklinga ;-) wiele o nim słyszałam i muszę przyznać że chociaż się nie znamy coraz bardziej mnie intryguje ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak najbardziej. Ale ja w ogóle uwielbiam mrok, cień, tajemnice i potęgę, więc w sumie, skoro Darkling reprezentuje te cechy, jakże mogłabym mu nie ulec? :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń