Verführt
Barwy miłości, tom 4
Wydawnictwo Akurat, 2017
350 str.
Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich tomów!
Jaki kolor ma pasja?
Sophie nie przypuszczała, że - bądź co bądź - służbowy wyraz do Włoch, kompletnie ją odmieni, ale tak się właśnie stało. Przystojny Matteo Bertani bezceremonialnie wparował do jej życia, pozostawiając jeden z tych niezmywalnych śladów, do których istnienia trzeba będzie się przyzwyczaić. Teraz, gdy rzeczywistość i powrót do rodzinnych stron uderzą w nią z pełną mocą, Sophie będzie musiała stanąć przed pytaniem na ile jest w stanie poświęcić się i zaryzykować dla czegoś, co dla drugiej ze stron może być jedynie romansem. Wraz z pozostałymi problemami, żądającym natychmiastowej uwagi, jak na przykład ratowanie rodzinnej firmy przed kompletną destrukcją, czy mroczną, tajemniczą przeszłością Mattea dającą mu się we znaki, duetowi przyjdzie stanąć do prawdziwej walki o uczucie... którego tak naprawdę sami nie są pewni. Jak skończy się ich historia?
Kathryn Taylor w swojej serii Barwy miłości, miała wzloty i upadki, jednak nie uszło mojej uwadze, że jej styl od pierwszej części, zdecydowanie uległ poprawie. Zarówno jeśli chodzi o kreację bohaterów, rysowanie linii fabularnej czy przedstawiania historii w sposób na tyle interesujący, by przykuć uwagę czytelnika. W finalnym tomie cyklu będącym równocześnie kontynuacją duologii opowiadającej o Sophie i Matteo, nie zabraknie romansu, erotyki i dramatów, czyli generalnie wszystkiego do czego autorka zdążyła już przyzwyczaić swoich czytelników. Fani Grace i Jonathana z pierwszych dwóch tomów również nie poczują się zawiedzeni, mogąc oczami Sophie, spojrzeć na ich aktualne życie i sprawdzić jak sobie radzą. Jak jednak ja oceniam Uwiedzenie? Czy okazało się godną kontynuacją i dobrym zwieńczeniem serii? Odpowiedź brzmi... i tak i nie.
Przede wszystkim, jestem nieco rozczarowana brakiem specyficznej atmosfery i plastycznych opisów, które to oczarowały mnie, gdy poznawałam poprzedni tom serii. Być może jest to spowodowane tym, że akcja zamiast w Rzymie, tym razem toczy się w Londynie, któremu to autorka nie poświęciła zbyt wiele uwagi, wiem jednak, że na tym wszystkim pozycja nieco straciła. Widać to wyraźnie zwłaszcza gdy ponownie lądujemy we Włoszech i natychmiast zmiana nastroju i klimatu rzuca się w oczy. Mam wrażenie, jakby historia Sophie i Mattea istniała na dwóch płaszczyznach. Jednej - gdy są w Rzymie, mnie zachwyca czar miasta i specyficzny urok opisów, sprawiających że romans wydaje się po prostu bardziej satysfakcjonujący i drugiej - gdy są w Londynie, żądza przysłania im rozum, wszystko wydaje się pogmatwane, nieco nielogiczne, niespójne i nie da się ukryć - irytujące.
Poza tym, o ile w poprzednim tomie, autorce udało się zachować bilans pomiędzy romansem i erotyką i jeszcze naprawdę urzec opisami i wagą sztuki, dzięki której historia wydawała się nawet jeszcze bardziej wyjątkowa i magiczna, o tyle w tym, wszystkiego mi zabrakło. Kathryn Taylor powróciła do serwowania głupawej sieczki, wymyślnych problemów i niepotrzebnych dramatów, jak to robiła w przypadku historii Grace i Jonathana. I o ile za pierwszym razem, konflikt Sophie i Mattea wydawał mi się całkiem logiczny, biorąc pod uwagę warunki, o tyle za każdym kolejnym, nie mogłam nie wywracać oczami, bo wiedziałam, że autorka ciągle i ciągle wraca do tego samego, popełniając błąd za błędem. Nie podobało mi się też przerwanie ewolucji bohaterów - miałam wręcz wrażenie, jakby w Uwiedzeniu się cofali. Koniec końców, ta pozycja wciąż wydawała mi się dużo lepsza niż dwa pierwsze tomy serii opowiadające o Grace i Jonathanie, jednak zdecydowanie nie dorównała trójce i rozczarowała schematycznością i strasznie wymuszonymi dramami.
Nie da się jednak ukryć, że pióro Kathryn Taylor ma swój czar - coś co przyciąga do jej historii, każe czytelnikowi z niesłabnącym zainteresowaniem śledzić przygody bohaterów i obserwować ich poczynania. Uwiedzenie nie było tutaj wyjątkiem. Powieść przeczytałam szybko, zapominając o świecie i na te kilka godzin, przenosząc się myślami do Londynu/Rzymu/gdziekolwiek-bohaterowie-właśnie-przebywali.
Historia Sophie i Mattea oraz ich gorącego romansu, pokazuje jak wielką wagę dla życia pewnych osób może mieć pasja, zatracenie i spontaniczność. Relaksuje, odpręża i przyciąga, wyrywając czytelników z szarej rutyny i zabierając ich w podróż po seksualnych i romantycznych eskapadach duetu. Jeśli przepadacie za romansami, a nie odstraszają was schematy, seria Barwy miłości jest dla was. Szukający gorących romansów, nie odejdą nieusatysfakcjonowani.
Barwy miłości, tom 4
Wydawnictwo Akurat, 2017
350 str.
Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich tomów!
Jaki kolor ma pasja?
źr. |
źr. |
źr. |
źr. |
Nie da się jednak ukryć, że pióro Kathryn Taylor ma swój czar - coś co przyciąga do jej historii, każe czytelnikowi z niesłabnącym zainteresowaniem śledzić przygody bohaterów i obserwować ich poczynania. Uwiedzenie nie było tutaj wyjątkiem. Powieść przeczytałam szybko, zapominając o świecie i na te kilka godzin, przenosząc się myślami do Londynu/Rzymu/gdziekolwiek-bohaterowie-właśnie-przebywali.
Historia Sophie i Mattea oraz ich gorącego romansu, pokazuje jak wielką wagę dla życia pewnych osób może mieć pasja, zatracenie i spontaniczność. Relaksuje, odpręża i przyciąga, wyrywając czytelników z szarej rutyny i zabierając ich w podróż po seksualnych i romantycznych eskapadach duetu. Jeśli przepadacie za romansami, a nie odstraszają was schematy, seria Barwy miłości jest dla was. Szukający gorących romansów, nie odejdą nieusatysfakcjonowani.
Pozdrawiam,
Sherry
Za udostępnienie egzemplarza powieści, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz