Broken Juliet
Starcrossed, tom 2
Wydawnictwo Otwarte, 2017
Recenzja nie zawiera spoilerów z tomu 1!
Złe nawyki
Cassie i Ethana połączyła burzliwa relacja z przeważającym pragnieniem skosztowania siebie nawzajem. W kontynuacji Złego Romea poznamy kolejne łączące ich wspomnienia z czasów uczelnianych oraz zobaczymy efekty działań z przeszłości, rozgrywające się w teraźniejszości. Jak wiele złego musi się wydarzyć, byśmy zrozumieli, że powracanie do danej osoby jest złym nawykiem? I jakiej siły wymagać będzie odpuszczenie?
Tomem pierwszym, Leisa Rayven stworzyła fundamenty naprawdę interesująco zapowiadającej się historii o dwójce osób, niepotrafiących trzymać się z daleka od siebie. Osadzenie opowieści na dwóch liniach czasowych - jednej rozgrywających się kiedy bohaterowie byli studentami oraz drugiej, w której obydwoje są już dorosłymi ludźmi i spotykają się, by ponownie wspólnie zagrać w sztuce, dało autorce niezłe pole do popisu jeśli chodzi o tempo odsłaniania poszczególnych tajemnic i przedstawiania kolejnych wątków. Rozdział po rozdziale, przez dwa tomy serii, poznajemy kolejne etapy znajomości Cassie i Ethana i z każdym kolejnym, pisarka stara się przekonać nas, że uczucie, które ich połączyło jest epickie, dramatyczne i piękne równocześnie. I o ile czytelnik nie ma jakichś szczególnych problemów z poczuciem bijącej od duetu chemii oraz przyciągania, o tyle jak dla mnie ich - tak zwana - miłość... Cóż, tutaj sprawa się komplikuje.
Jednym z minusów, które rzuciły mi się w oczy w pierwszym tomie, był fakt jak uczucie bohaterów głównie opierało się na pożądaniu i pragnieniu cielesnym. Cassie miała chwilami wręcz absurdalną obsesję na punkcie seksu i choć mam wrażenie, że postać ponurego, zamkniętego, ale jednak nieco bardziej wrażliwego na emocje Ethana miała zrównoważyć szalę, autorka koniec końców na tej linii mnie zawiodła. W tomie drugim właściwie poprawy nie widać. I o ile do połowy książki miałam wrażenie, że poziom mimo wszystko się podniósł, o tyle druga połowa całkowicie pozbawiła mnie złudzeń. Ponownie - Cassie jawi się jako nimfomanka, jej relacja z Ethanem jest jak dla mnie - czysto fizyczna, a sceny romantyczne wypadają po prostu sztucznie, bez powiedzmy faktycznej bazy zakochania się. Autorka bardzo się stara by nadać powieści poważniejszy ton i przeplatać psychologiczne elementy z motywem tragicznej przeszłości, ale koniec końców i tak wszystko sprowadza się do tego, że duet jest na siebie napalony jak zwierzęta w czasie okresu godowego.
Rozwój wątków od pierwszych stron wydawał mi się nieco bardziej obiecujący niż w tomie pierwszym i z większą ochotą podeszłam do lektury, nie spodziewając się co prawda jakichś szaleństw, a co najwyżej licząc na dobrą rozrywkę. I właściwie to dostałam. Może gdyby nie gorsza druga połowa książki i napierające zewsząd seksualne sceny, których w pewnym momencie było po prostu za dużo nawet jak na NA, ta pozycja dostałaby ode mnie nawet lepszą notę niż pierwsza. Niestety. Elementy, które spodobały mi się w poprzedniczce - tutaj zniknęły.
Zły Romeo mógł mieć swoje wady, ale dawał nam poczucie takiej kruchości, delikatności i rozlewającego się, inspirującego piękna płynącego ze sztuki. W
Złej Julii próżno szukać podobnych wrażeń czy artystycznego klimatu. Tutaj wszystko zastępuje przesadzone pożądanie.
Nie istnieje wiele autorek powieści NA, które pisząc swoje książki wyolbrzymiają pewne elementy - większość zna umiar. Niestety nie Leisa Rayven. Podczas czytania tej powieści nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że z całkiem przyjemnej, dramatycznej powieści, w jednym momencie pozycja przerodziła się karykaturę romansu. Postacie znikąd wynajdywały kolejne problemy, same sobie szkodziły i w którymś momencie te ich wymyślne dramy po prostu zaczęły mnie nużyć. Na domiar złego, po przewróceniu ostatniej strony, miałam wrażenie, jakbym właśnie zjadła stanowczo za dużo lukru.
Zła Julia to książka nieperfekcyjna, ale wciąż dobra. Odpowiada na pytania pozostawione przez poprzedniczkę, buduje napięcie i daje nam posmakować elektryzującej więzi łączącej Cassie i Ethana. Jeśli pokochaliście tom pierwszy - zapewne tom drugi was nie rozczaruje. Jeśli zaś wciąż nie mieliście z autorką do czynienia, a lubicie dramatyczne, pełne seksualnego napięcia, intensywne pozycje o zbłąkanych duszach, kroczących trudną drogą ku zachodzącemu słońcu - rozważcie lekturę. Być może pióro Leisy Rayven oczaruje was w sposób, na jaki ja miałam nadzieję.
6/10
Pozdrawiam,
Sherry
Pozycję przedpremierowo miałam okazję przeczytać dzięki uprzejmości
Wydawnictwa Otwartego. Serdecznie dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz