360 str.
Wiecie jak to jest, gdy pewnego dnia, okazuje się, że klub nocny, w którym jesteście barmankami, zostaje sprzedany i ma nowego właściciela i tej samej nocy spotykacie przystojnego faceta, który nie może od was oderwać oczu i później się okazuje, że on jest tym właścicielem i że ma na waszym punkcie obsesję i nie może trzymać rąk z dala od was i wy nie możecie przestać o nim myśleć, bo ma tak wspaniałe ciało i sprawia, że umieracie z pożądania i w dodatku proponuje wam pewien układ? Taa. Ja też nie. Ale właśnie coś takiego przytrafia się Alaynie Withers -
nowej Anie Steele pięknej dziewczynie, z wieloma problemami, której w niedługim czasie, przyjdzie się zmierzyć z kolejnym. Takim, który ma imię -
Christian Grey Hudson Pierce. Jeśli jesteście ciekawi jakie emocje wzbudził we mnie pierwszy tom osławionej serii Laurelin Paige - zapraszam. Ale uprzedzam, to nie będzie przyjemne.
"Każda podróż zaczyna się od małego kroku- nawet ta, której nie powinniśmy odbywać."
(czyli doskonałe podsumowanie tego co czuję względem tej książki)
Z jakiegoś dziwnego, w tej chwili niezrozumiałego dla mnie powodu, byłam szalenie podekscytowana twórczością Laurelin Paige. Czy to wina szumu w okolicach premiery i długiego oczekiwania, by w końcu sięgnąć po tytuł? Wina pozytywnych opinii i raczej przychylnych rekomendacji? A może pełne zachwytów recenzje na goodreads aż kipiące od emocji? Trudno powiedzieć. Cokolwiek jednak miałam nadzieję znaleźć w
Pokusie, pozostało poza moim zasięgiem. A zarzutów jest wiele, ale zacznijmy od tego, który najbardziej rzuca się w oczy. Schematyczność. Skłamałabym, gdybym napisała, że oczekiwałam, że powieść pani Laurelin Paige będzie świeża czy oryginalna, ale to czego się nie spodziewałam, że nie będzie w niej niczego, ani jednej sceny, o której już bym nie czytała. Podczas lektury, miałam wrażenie, że nie poznaję twórczości nowej autorki, tylko powtarzam przygodę z książką, z którą miałam już do czynienia wcześniej.
"- Jezu, Alayna. Chcę cię tak bardzo, że nie potrafię nad sobą zapanować. Źle się zachowuję.
- Hudson- powiedziałam, zmniejszając dystans. - Jeśli to ma być złe zachowanie, to proszę- nie przestawaj."
Kreacja bohaterów jest fatalna na tak wielu poziomach, że boli mnie głowa, gdy o tym myślę, tak na dobrą sprawę. I nie piszę tu tylko o duecie grającym pierwsze skrzypce, ale również o ich rodzinie, przyjaciołach... Schemat goni schemat. Mamy problematyczną, wkurzającą-jak-diabli, dramatyzującą-o-byle-co Alaynę, której dziewięćdziesiąt procent myśli dotyczyło seksu i zimnego, nudnego, zdystansowanego, sztywnego Hudsona, którego sto procent myśli dotyczyło seksu, a którego za cholerę nie byłam w stanie obdarzyć ani jedną, ciepłą myślą. Wszystko co robił i mówił wydawało mi się tak sztuczne i fałszywe, że coś co w zamierzeniu miało być ciepłymi słówkami, ja traktowałam jak wierutne kłamstwo. Możecie się więc domyślić, że cały wątek miłosny i
"dojrzewające uczucie" traktowałam jak pic na wodę i zamiast ekscytować się ich relacją, byłam przygnieciona irytacją i rozdrażnieniem do takiego stopnia, że doszukiwałam się wad powieści we wszystkich możliwych elementach. I niestety je znajdywałam...
"Nie ma postępu bez walki."
Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie było jednego, specyficznego momentu, który całkowicie zmienił moją ocenę na treść. Skłamałabym gdybym powiedziała, że do tego konkretnego momentu, nawet bawiła mnie ta lektura i czytało mi się ją dość przyjemnie i szybko oraz bez większych nerwów. Laurelin Paige miała bowiem interesujący pomysł. Postanowiła w fabułę wpleść problemy natury psychologicznej, jak maniakalność czy socjopatię. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że w którymś momencie, te
faktyczne problemy, z którymi mierzą się
faktyczni ludzie, zostały najzwyczajniej w świecie
uromantycznione. W końcu jeśli można z czegoś wyciągnąć erotyk, to czemu nie z problemów psychicznych? Czuję się rozczarowana, oburzona i absolutnie rozgoryczona tym w jakim świetle autorka przedstawiła tak poważne tematy i szczerze mówiąc, jestem zdegustowana lekturą. Być może to kwestia mojej niecodziennej wrażliwości, ale szczerze powiedziawszy - już dawno żadna powieść nie zdenerwowała mnie w takim stopniu, jak to było z
Pokusą, właśnie ze względu na ten jeden, aczkolwiek ważny element.
"- Zawojuję twój świat.
- Nie mogę się doczekać."
Pierwszy tom trylogii
Uwikłani to powieść pełna seksu, chwilami mało logicznej fabuły, słabo wykreowanych bohaterów, o których nie mam nic dobrego do powiedzenia i jeszcze raz seksu. Seksu gorącego, pełnego pasji... a przynajmniej z perspektywy Alayny i Hudsona. Ze strony czytelnika już mniej. Język autorki jest banalny i prostolinijny, co być może - tym, którzy w książce szukają mało ambitnej treści i wielu opisów aktów seksualnych przypadnie do gustu, aczkolwiek całej reszcie już niekoniecznie. Jeśli gustujecie w erotykach pełnych namiętności i wydumanych kłód spadających pod nogi bohaterów szukających drogi powrotnej do siebie, sięgnijcie po twórczość Laurelin Paige. Nie zaskoczy was niczym nowym, ale przy odrobinie szczęścia, nie doprowadzi was do takich nerwów, jak to zrobiła ze mną. Obawiam się, że jestem zbyt wielką masochistką by pozostawić jakąkolwiek serię niedoczytaną - mam więc tylko nadzieję, że kolejne tomy tego cyklu okażą się dla mnie mniej bolesnym doświadczeniem, niż była lektura
Pokusy.
3/10
Pozdrawiam,
Sherry
Pokusa |
Obsesja | Na zawsze | Hudson | Chandler
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz