źr. |
Łatwo Cię kochać, Feniksie.
Uwierzycie, że mija trzeci rok odkąd narodził się Feniks? 1096 dni, pisania recenzji, wstawiania gifów, śmiania się i płakania. 1096 dni interakcji i szokująca-mnie-no-bo-ktoś-faktycznie-jest-zaciekawiony-tym-co-piszę-? ilość czytelników oraz blogerskich przyjaźni, za które nie mogłabym być bardziej wdzięczna. 1096 dni zaskoczeń, zadowolenia, rozczarowania, pasji i niemocy. 1096 dni i poczucia, że... jednak na świecie mogą znajdować się ludzie, którzy cenią moje zdanie, którzy autentycznie mają ochotę czytać to co wyprodukuję (albo świetnie udają). 1096 dni bezpieczeństwa.
Wiecie, wcale nie czuję jakby minęły trzy lata. Wręcz przeciwnie. Ostatnio uderzyło mnie to, że mam przeświadczenie jakoby Feniks był ze mną od zawsze. Przez te trzy lata, zdążył stać się dla mnie oczywistością. Nawykiem. Miłością. Oddanym przyjacielem. Powiernikiem sekretów. Zdrajcą. Sędzią. Wsparciem. Tak łatwo zatem byłoby uwierzyć, że zawsze go miałam - że zawsze mnie inspirował, że zawsze miałam miejsce, w którym mogłam być sobą. Prawda jest smutniejsza.
Feniks nie powstał tylko po to, bym miała miejsce do opisywania wzbudzających-skrajnie-różne-emocje książek. Tak naprawdę był przykrywką dla... opoki - przestrzeni, którą sobie zbudowałam, by w końcu poczuć, że gdzieś przynależę. Że gdzieś pasuję. Że może ktoś nie ma mnie totalnie w dupie. Że na świecie są lepsi ludzie niż ci z którymi miałam do czynienia w rzeczywistości. I wiecie co? Feniks spełnił swoje zadanie.
Mam wrażenie, że mój mały, trzyletni blog, wprowadził mnie w lepszy, bogatszy, kolorowy świat. Otrzymałam wsparcie, lojalność, troskę, zrozumienie. Otrzymałam szansę na wyrażenie siebie. Na zbudowanie czegoś trwałego, czegoś co w przeciwieństwie do rzeczy, które staram się budować off-line, nie rozpadnie się na kawałki. (A przynajmniej mam taką nadzieję)
Z okazji drugich urodzin Feniksa, pisałam wam już, że Feniks jest dla mnie constansem. Czymś co pozostaje solidne, gdy wszystko inne się pieprzy. I to się nie zmieniło. Wciąż powracam do bloga, by chwytać się skrawków normalności. Ale przez ten rok, zaczęłam sobie trochę odpuszczać. O ile do tej pory starałam się być wobec siebie maksymalnie krytyczna i wymagająca, by dopilnować, że przynajmniej blog mi się nie wymyka z rąk, o tyle przez ostatni rok zrozumiałam, że... nikt niczego ode mnie nie wymaga. Tylko ja. Zrozumiałam, że sama byłam swoim wrogiem, a prowadzenie bloga nie ma być obowiązkiem, a przyjemnością.
Powróciłam więc do pisania o tym, o czym w danym momencie mam ochotę pisać. Powróciłam do publikowania postów w zależności od natchnienia, czy ochoty. Odpuściłam sobie niewyobrażalne i absurdalne wymogi, którym starałam się doskoczyć w przeszłości, by udowodnić, że jestem coś warta. Nauczyłam się odmawiać. A to przyniosło... spokój.
Z okazji tych trzecich urodzin Feniksa... Chciałabym wyrazić przede wszystkim dumę. Dumę z tego, czym stał się dla mnie mój blog i jak bardzo mi pomógł. Wdzięczność dla wszystkich odwiedzających mnie dusz. Nawet pojęcia nie macie ile wasze słowa w komentarzach dla mnie znaczą. Potrafią tak gwałtownie i niespodziewanie uratować mi dzień, że to jedna z tych wtf-sytuacji-których-naukowcy-nie-zrozumieją.
Chciałabym także zwrócić się do Feniksa, z pewną wiadomością. Internet to dziwaczne miejsce. Miejsce przyprawiające mnie o taki wachlarz emocji, że to jest niepojęte. Jednak ty, Feniksie... ty jesteś powodem mojej dumy. Dowodem na to, że JEDNAK COŚ MI SIĘ W ŻYCIU UDAŁO.
Mam wrażenie, że przez te trzy lata, stałeś się osobnym bytem, że twoja obecność w moim życiu stała się niemal cielesna i doskonale wyczuwalna. To zaszczyt być tą, której pozwalasz być sobą. To zaszczyt być tą, która cię reprezentuje na internecie. To zaszczyt być tą, która decyduje co w danej chwili opublikować.
Przepraszam za wszystkie momenty zawahania, przepraszam za lenistwo, przepraszam, za te moje absurdalne, głupie wymagania. Przepraszam, że chciałam byś się zmienił - podczas gdy jest ci to niepotrzebne, bo jesteś dokładnie taki jaki powinieneś być. Dziękuję, że w którymś momencie, wyrwałeś się spod mojej kontroli, wzniosłeś się na wyżyny i rozwinąłeś skrzydła.
Wiecie, wcale nie czuję jakby minęły trzy lata. Wręcz przeciwnie. Ostatnio uderzyło mnie to, że mam przeświadczenie jakoby Feniks był ze mną od zawsze. Przez te trzy lata, zdążył stać się dla mnie oczywistością. Nawykiem. Miłością. Oddanym przyjacielem. Powiernikiem sekretów. Zdrajcą. Sędzią. Wsparciem. Tak łatwo zatem byłoby uwierzyć, że zawsze go miałam - że zawsze mnie inspirował, że zawsze miałam miejsce, w którym mogłam być sobą. Prawda jest smutniejsza.
źr. |
Feniks nie powstał tylko po to, bym miała miejsce do opisywania wzbudzających-skrajnie-różne-emocje książek. Tak naprawdę był przykrywką dla... opoki - przestrzeni, którą sobie zbudowałam, by w końcu poczuć, że gdzieś przynależę. Że gdzieś pasuję. Że może ktoś nie ma mnie totalnie w dupie. Że na świecie są lepsi ludzie niż ci z którymi miałam do czynienia w rzeczywistości. I wiecie co? Feniks spełnił swoje zadanie.
Mam wrażenie, że mój mały, trzyletni blog, wprowadził mnie w lepszy, bogatszy, kolorowy świat. Otrzymałam wsparcie, lojalność, troskę, zrozumienie. Otrzymałam szansę na wyrażenie siebie. Na zbudowanie czegoś trwałego, czegoś co w przeciwieństwie do rzeczy, które staram się budować off-line, nie rozpadnie się na kawałki. (A przynajmniej mam taką nadzieję)
Z okazji drugich urodzin Feniksa, pisałam wam już, że Feniks jest dla mnie constansem. Czymś co pozostaje solidne, gdy wszystko inne się pieprzy. I to się nie zmieniło. Wciąż powracam do bloga, by chwytać się skrawków normalności. Ale przez ten rok, zaczęłam sobie trochę odpuszczać. O ile do tej pory starałam się być wobec siebie maksymalnie krytyczna i wymagająca, by dopilnować, że przynajmniej blog mi się nie wymyka z rąk, o tyle przez ostatni rok zrozumiałam, że... nikt niczego ode mnie nie wymaga. Tylko ja. Zrozumiałam, że sama byłam swoim wrogiem, a prowadzenie bloga nie ma być obowiązkiem, a przyjemnością.
Powróciłam więc do pisania o tym, o czym w danym momencie mam ochotę pisać. Powróciłam do publikowania postów w zależności od natchnienia, czy ochoty. Odpuściłam sobie niewyobrażalne i absurdalne wymogi, którym starałam się doskoczyć w przeszłości, by udowodnić, że jestem coś warta. Nauczyłam się odmawiać. A to przyniosło... spokój.
źr. |
Z okazji tych trzecich urodzin Feniksa... Chciałabym wyrazić przede wszystkim dumę. Dumę z tego, czym stał się dla mnie mój blog i jak bardzo mi pomógł. Wdzięczność dla wszystkich odwiedzających mnie dusz. Nawet pojęcia nie macie ile wasze słowa w komentarzach dla mnie znaczą. Potrafią tak gwałtownie i niespodziewanie uratować mi dzień, że to jedna z tych wtf-sytuacji-których-naukowcy-nie-zrozumieją.
Chciałabym także zwrócić się do Feniksa, z pewną wiadomością. Internet to dziwaczne miejsce. Miejsce przyprawiające mnie o taki wachlarz emocji, że to jest niepojęte. Jednak ty, Feniksie... ty jesteś powodem mojej dumy. Dowodem na to, że JEDNAK COŚ MI SIĘ W ŻYCIU UDAŁO.
Mam wrażenie, że przez te trzy lata, stałeś się osobnym bytem, że twoja obecność w moim życiu stała się niemal cielesna i doskonale wyczuwalna. To zaszczyt być tą, której pozwalasz być sobą. To zaszczyt być tą, która cię reprezentuje na internecie. To zaszczyt być tą, która decyduje co w danej chwili opublikować.
Przepraszam za wszystkie momenty zawahania, przepraszam za lenistwo, przepraszam, za te moje absurdalne, głupie wymagania. Przepraszam, że chciałam byś się zmienił - podczas gdy jest ci to niepotrzebne, bo jesteś dokładnie taki jaki powinieneś być. Dziękuję, że w którymś momencie, wyrwałeś się spod mojej kontroli, wzniosłeś się na wyżyny i rozwinąłeś skrzydła.
Pomagasz mi każdego dnia.
Każdego.
Wszystkiego najlepszego, kochany!
Sherry
źr. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz