czwartek, 16 lipca 2020

Królestwo dusz - Rena Barron


Kingdom of Souls
Królestwo dusz, tom 1
Wydawnictwo Jaguar, 2020
448 str.

Sformułowanie: "Arrah jest rozczarowana", to niedopowiedzenie roku. Wyobraźcie sobie tylko! Urodzić się w rodzinie naprawdę potężnych szamanów, tylko po to, by odkryć, że samemu nie posiada się magii... Wkrótce jednak brak daru będzie jednym z najmniejszych problemów szesnastolatki. Ktoś bowiem porywa dzieci, a demony z każdym kolejnym dniem zdają się być coraz większym zagrożeniem. Co lub kto stoi za tymi wydarzeniami? 

Kilka rad przed rozpoczęciem lektury? Po pierwsze: nie spodziewajcie się typowego klimatu fantasy young adult. Po drugie: przygotujcie się na historię przesiąkniętą klimatem zainspirowanym kulturą i wierzeniami Afryki Zachodniej. Po trzecie: owszem, okładka na żywo jest jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach. Jednak co najważniejsze: NIE CZYTAJCIE OFICJALNEGO OPISU KSIĄŻKI, który zdradza stanowczo za dużo.

źr.
Nie wiem, w którym momencie wszystko poszło nie tak jak powinno, jeśli chodzi o mnie i moje doświadczenie z tą pozycją. Już pierwszy rozdział mniej więcej sugerował, na co należy się przygotować, jednak aż do samego końca, liczyłam na coś innego. Przede wszystkim, jestem zawiedziona, że tempo akcji nawet w finalnych rozdziałach było wolne. Pomimo dość ciekawego konceptu, autorce nie udało się utrzymać mojej uwagi. Brak dynamiki, zero napięcia, dość słabe zwroty akcji i leniwe tempo rozwijania się wydarzeń, sprawiło, że podczas lektury straszliwie się nudziłam. Sama struktura tej książki też zdawała mi się dziwaczna. O ile zazwyczaj pisarze budują historię, by dotrzeć do kulminacyjnego momentu, o tyle Rena Barron, kilkukrotnie usiłowała rozpocząć budowanie napięcia w różnych częściach historii, jednak za każdym razem, gdy miał nastąpić kulminacyjny moment, tempo akcji i toporny język, sprawiały, że wydarzenia nie wzbudzały we mnie żadnych szczególnych emocji. Niektóre sytuacje w poszczególnych rozdziałach, wydawały mi się dziwnie odseparowane od reszty, tak jakby autorka próbowała połączyć ze sobą dwa różne pomysły na powieść. 

źr.
Zawiódł również sposób, w jaki autorka wykreowała bohaterów. Fakt, że z żadnym z nich nie byłam w stanie się utożsamić, co z kolei sprawiło, że nie obchodziło mnie co się z nimi stanie, odebrało powieści dramatyzmu i zabrało książce czar. Trudno bowiem czytać o kimś, kto niespecjalnie nas interesuje. Właściwie to jestem podwójnie rozczarowana, bo po wstępie, naprawdę liczyłam, że uda mi się zżyć z narratorką, skoro jej emocje zostały tak dogłębnie opisane, a to co przeżywała wydawało mi się racjonalne. Jednak wraz z mijającymi rozdziałami, gdy nic się nie działo, nikt nie ewoluował, a Arrah miewała momenty, gdy wydawała mi się niestabilna emocjonalnie, tak jakby znów - autorka miała dwa różne pomysły na kreację nastolatki, traciłam nadzieję. Problem leży w tym jak jednowymiarowe i puste były postacie. Skoro zaś zawiodła kreacja bohaterów, zawiódł tez sposób w jaki zostały przedstawione więzi pomiędzy nimi. A tyle tu potencjału! Przede wszystkim na płaszczyźnie matka-córka, która ciekawiła mnie od początku, jednak szybko i ona została spłaszczona i potraktowana po macoszemu.

O ile pomysł z inspirowaniem się kulturą Afryki zachodniej był ekscytujący i zdecydowanie wzbudził moje zainteresowanie, o tyle sposób w jaki autorka podeszła do przedstawiania uniwersum, magii, wierzeń i kultury pozostawia sporo do życzenia. Przede wszystkim, za dużo tu chaosu. Czasami Rena Barron wylewnie opisuje niektóre aspekty, które są dla czytelnika nowe, a czasami kompletnie inne pomija, pozostawiając czytelnika w mgle zdezorientowania. Wgłębianie się w tę powieść bywało chwilami okrutnie trudne. Czułam się tak, jakbym przedzierała się przez lekturę po omacku.

Zasadniczo moje ulubione elementy tej powieści to, po pierwsze: niecodzienny klimat i po drugie: te aspekty kulturowe, które rozumiałam i które uczyniły z tej pozycji dzieło tak niecodzienne i nowe. Walki, bójki i agresja nie są obce gatunkowi fantasy young adult, ale muszę przyznać, że niektóre wydarzenia w tej książce mimo wszystko mnie szokowały, przez to jak mroczne były. Sporo tu tłumionej agresji i nadużyć, co chwilami naprawdę zaskakuje. Książka jest brutalna, w wielu aspektach, ale chyba właśnie to sprawiło, że brnęłam w nią dalej, pomimo że akcja mnie nudziła.

Królestwo dusz nie było tym na co miałam nadzieję i w gruncie rzeczy, czytanie tej pozycji niespecjalnie mnie cieszyło, jednak nie twierdzę, że inni odbiorą tę pozycję w ten sam sposób co ja. Jeśli nie szukacie w książce dynamicznej, szybkiej akcji, a to na co liczycie to podróż w głąb całkiem nowej, odmiennej kultury, powieść ma szansę was oczarować. Osobiście jestem rozczarowana, jednak po poznaniu tego dzieła i zasmakowaniu nowości jaką się okazało, liczę, że to nie moje ostatnie zetknięcie z książką inspirowaną wierzeniami afrykańskimi.

Pozdrawiam,
Sherry


Książkę poznałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jaguar. Serdecznie dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz