wtorek, 28 kwietnia 2015

Utrata - Rachel Van Dyken

źr.
Utrata
Rachel Van Dyken
Ruin
Zatraceni, tom 1
Feeria Young, 2015
304 str.

U progu marzeń, twarzą twarz ze Strachem

Szkoda, że jako czytelnika, która ma już za sobą całą masę książek, nadal się nie nauczyłam, żeby nigdy nie nastawiać się za bardzo pozytywnie do jakiejś powieści. Bo bez konkretnych wizji tego co może nas spotkać w trakcie trwania lektury, jesteśmy przygotowani zarówno na rozgoryczenie, jak i ewentualne zachwyty. Mając jednak na względzie pozytywne opinie innych czytelników, raczej nie możecie mnie obwiniać, że podeszłam do "Utraty" z pewnymi oczekiwaniami. Co niestety przypłaciłam nerwami. Dlatego, by uchronić was przed katastrofą, doradzę - spodziewajcie się najgorszego, bądźcie gotowi na najlepsze. Bo wtedy będziecie usatysfakcjonowani. Naprawdę.

źr.
Powieść Rachel Van Dyken jako New Adult, jest stworzona na fasadach schematów, z jakich słynie kochany przeze mnie gatunek. Mamy dwójkę młodych dorosłych, z bagażami doświadczeń, z lękami, z marzeniami i pragnieniami, którzy z jakichś powodów dręczeni są przez osobiste demony i obawy. Pojawia się iskra, burzy mury i... wciąż gdzieś pomiędzy postaciami stoi jakieś Ale. Kiersten właśnie zaczęła studia. Łyka kolorowe pastylki, budzi się w środku nocy z krzykiem, a w myślach prześladują ją pewne osoby i wspomnienia z nimi związane. Wes to gwiazdor drużyny futbolowej, przystojny, gorący, charyzmatyczny. Krąży wokół niego i jego świty - serio, świty (uwielbiam to słowo) masa mitów i legend, a które są prawdziwe? Się okaże. Pomiędzy dwojgiem młodych ludzi, zmagających się własnymi ograniczeniami fizycznymi czy psychicznymi, przyjdzie się także zmierzyć z pojawiającym się w błyskawicznym tempie uczuciem. Czy będą skłonni oddać się pociągowi do siebie nawzajem, kiedy na horyzoncie, przynajmniej na jedno z nich - czeka nieuchronna porażka?

"Czasami musisz przejść przez piekło, aby znaleźć swoje niebo."

Narracja autorki jest całkiem sympatyczna. Książkę czyta się w błyskawicznym tempie, mając na ustach lekki uśmiech. Rachel Van Dyken serwuje nam historię opowiedzianą zarówno z perspektywy Kiersten jak i Wesa, a to sprawia, że dostajemy pełny obraz tego co się dzieje pomiędzy nimi i w ich życiu. Zabija to pierwiastek oczekiwania, ale również każe nam być zaintrygowanymi jak i czy w ogóle problemy młodych się rozwiążą, gdy już dojdzie do ostatecznej konfrontacji. To co jest cenione w "Utracie" to także fakt, że autorka porusza konkretny, ważny problem, który jednak na końcu spłaszcza do poziomu na miarę harlequina, czy fantasy, doprawdy. Ale jakkolwiek nie byłabym rozczarowana zabiegiem literackim, jaki zastosowała Van Dyken na końcu, widzę co mogło podobać się innym w tej książce. Czasami jednak, dobry pomysł to za mało. I wtedy nadchodzę ja, chętna by wytknąć wszystkie możliwe wady danego produktu. A "Utrata" miała takowych... sporo.

źr.
Przede wszystkim, jak na mój gust dialogi zostały napisane z kiczowatą sztucznością. Przeładowane fałszywie brzmiącymi mądrościami życiowymi, wyciekającymi z ust młodych ludzi, wydawały mi się całkowicie nie na miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że w realnym życiu, nawet osoby borykające się z tak poważnymi problemami jak Kiersten i Wes, nie serwują nam na dzień dobry pogawędki o życiu, śmierci, czasie i tak dalej. Te wypowiedzi bohaterów, a właściwie to jednego, konkretnego bohatera sprawiły, że utwór wydaje się nierealny i patetyczny, co strasznie uniemożliwia wgryzienie się w niego, bo realność danej sytuacji, po prostu ucieka nam z głów.

"Może nie perfekcja życia, a jego chaos sprawia, że rzeczy nabierają znaczenia?"

Co jeszcze mogłabym zarzucić powieści? Nienaturalny przebieg znajomości pomiędzy Westonem, a Kiersten. Słowo daję, wystarczyło ile spotkań? Dwa? Trzy? A oni już oświadczają, że są swoimi superprzyjaciółmi i będą superobecni w swoich superżyciach. Ja rozumiem, że pewne... okoliczności mogły sprzyjać pośpiechowi zawarcia jakichś tam znajomości i wytworzenia więzi, ale koniec końców jestem rozczarowana nierzeczywistym uczuciem pomiędzy parą bohaterów, faktem, że wszystko ewoluowało tak szybko, a Van Dyken, gdy już wypłynęła na szerokie wody nierealizmu i przesłodzonego romansu, nie potrafiła wrócić na realny, rzeczywisty grunt, tracąc tym samym w moich oczach. 

Pewnie zostanę oskarżona o pomijanie istoty lektury, wartości jaką mogła przynieść. Ale halo! Poczekajcie! Przecież najlepsze zostawia się na koniec. Może was to zdziwi - po tym co przeczytaliście wyżej - ale naprawdę książka mi się podobała. Była ładna, traktowała o bólu, stracie, walce i nadziei, które zawsze stanowią solidne filary zgrabnie napisanej historii. Nie wzruszyłam się jednak i nie zachwyciłam w takim stopniu w jakim bym chciała, co zmusza mnie do wystawienia oceny takiej, jaką wystawiam dziś. Jestem podwójnie załamana faktem, że nie uległam piórowi Rachel Van Dyken, znając swoją wrażliwość i moją dziwną skłonność do płaczu przy New Adult. Autorko, czemu mnie nie złamałaś?

"Słabość to tylko ból, który opuszcza nasze ciało."

Powieść polecam zagorzałym wielbicielom gatunku NA. Postarajcie się jednak nie podchodzić do niej z wygórowanymi oczekiwaniami, tak jak ja to zrobiłam, a może koniec końców wasze opinie będą się znacznie różnić od mojej. Ja tymczasem zabieram się za kontynuację serii, bo fakt, że tam bohaterem jest Gabe, nastraja mnie do niej nawet więcej niż pozytywnie.

5/10
Pozdrawiam,
Sherry


Utrata | Toxic | Shame



Nawiasem mówiąc, czytam sobie właśnie "Toxic" po angielsku, więc jeśli chcecie, może wcisnę gdzieś w terminarz , przedpremierową recenzję w maju. 

24 komentarze:

  1. Wreszcie slysze jakues negarywne slowa na temat Utraty! :P
    love-ksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, bo Sherry zawsze musi się wyróżnić i skrytykować coś co wszyscy uwielbiają ^^
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
    2. Nooo, czasem trzeba iść pod prąd. Tak jest trudniej, ale ciekawiej! :)

      Usuń
  2. Przystojniak na okładce, ale recenzja fajna. Po książkę nie sięgnęłabym nawet wtedy, kiedy recenzja byłaby pozytywna. Wiadomo, niezbyt lubię ten gatunek.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A owszem, owszem! :D Nie zaprzeczę, że pan... interesujący. :) Cóż, skoro gatunek cię nie przekonuje, to nie masz po co zawracać sobie głowy "Utratą". :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  3. Od powieści z tego gatunku ja raczej nie oczekuję zbyt wiele - dobrej rozrywki jedynie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje wymagania podniosła Colleen Hoover i po prostu nauczyłam się już trochę więcej wymagać od NA. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  4. Widzę tę samą oceną co i u mnie. ^^
    Również uważam, że książka jest nieco przesłodzona, a nierzeczywistość relacji Wesa i Kiersten przywodzi mi na myśl twórczość Greena... którego tak średnio lubię. Jednak mimo wszystko miła to była lektura. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A owszem, owszem! :D
      Też nie lubię twórczości Greena, także łał - cieszę się, że odkryłam kolejną osobę niezaaferowaną jego twórczością. :) I faktycznie, jest coś w tym porównaniu. :)
      Pewnie, że miła. Bardzo sympatyczna. Uśmiechałam się przy niej przez większą część książki. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  5. Ja od razu jak zobaczyłam tą książkę,to pomyślałam sobie ,że nie będzie za dobra,czyli oceniłam książke po okładce,ale może nie będzie taka zła.
    http://gabxreadsbooks.blogspot.com/
    Dopiero zaczynam,zapraszam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jest zła. :) Po prostu do rewelacji jej wiele brakuje. A przynajmniej moim skromnym zdaniem. Wiele czytelników ocenia ją lepiej ode mnie. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  6. Mnie ''Utrata'' bardzo się podobała, wręcz byłam nią zachwycona, dopóki ... nie poznałam drugiego tomu. ''Toxic'' jest o niebo lepszy. Jak dla mnie cudo! Mam nadzieję, że podzielisz moje zdanie po przeczytaniu tej lektury. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie czytam "Toxic" i jak na razie mam jedno spostrzeżenie - Kiersten zrobiła się strasznie wkurzająca. Na Boga, a myślałam, że ta kobieta bardziej mnie już nie zirytuje. ^^
      Wrażenia będą, będą! :) I to już wkrótce.
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
    2. He he, ja tam nie skupiałam się na Kiersten tylko na Gabe :)

      Usuń
    3. Chciałabym umieć ją ignorować. :)

      Usuń
  7. Mi się "Utrata" podobała, nawet bardzo, ale zgodzę się, że trochę dziwne jest, że bohaterowie już po dwóch, trzech spotkaniach są najlepszymi przyjaciółmi. Jeszcze bardziej wydało mi się dziwne ich pierwsze spotkanie, bo w końcu, która dziewczyna wpadając na chłopaka znajomość zaczyna od liczenia jego mięśni? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Raczej normalny człowiek, trzeźwo myślący i nie opóźniony umysłowo, gdy wpada na coś/kogoś, szybko się odsuwa. A Kiesten? No doprawdy. To jest zachowanie dziewiętnastolatki? Mogłabym się za to obrazić na autorkę, serio. :D
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  8. ŚWITA!
    Co do języka - to jak sobie porównałam filozoficzny język, jakim posługują się tutaj, a ten z GNW, no to sorry, tam to dopiero się wymądrzają :P Chociaż ten nad wyraz szybki związek rzeczywiście może być minusem. Chociaż ja byłam tak oczarowana, że nie zauważałam żadnych błędów :)
    Super udało Ci się w recenzji nie nawiązać do tego, co tam się później okazuje :) Ja czasem nawet nieświadomie coś tam zdradzałam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czyż to nie jest piękne słowo? :D Zwłaszcza użyte w kontekście lat dzisiejszych?
      Oj, nie mam zamiaru bronić GNW. :) Tym bardziej, że jak pewnie sobie zdajesz sprawę - jestem obrażona na Greena, sooooł. Yes. :)
      Się nie przejmuj. Są tacy autorzy co i ja nie widzę wśród ich tworów żadnych niedociągnięć choć inni umieją ich wymienić całą masę. :)
      Cieszę się, że ty zostałaś oczarowana tą książką. :)
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  9. Tak samo oceniłam ;) Liczyłam na coś więcej, ale mimo wszystko mi się podobało :) Nie lubię wrzucania sztucznych mądrości w dialogi, szczególnie w młodzieżowkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. :) To silenie się na wielką "życiowość". Sztuczne. :/
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń
  10. Byłam zaskoczona oceną podczas czytania wpisu, jak zwykle jednak, wyjaśniałaś w końcowej fazie, co i jak. ;) Sądzę, że dam jej szansę, nie przekreślę od razu przez nienaturalne dialogi i znajomość, bo większość tego typu książek opiera się na podobnym schemacie. Przeczytam kiedyś na pewno. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może masz rację, ale w tej książce to było czuć naprawdę... wyraźnie i to strasznie denerwowało. Zresztą, sama zobaczysz. Oni spotykają się trzy razy, chyba nawet w tym samym dniu, o ile mnie pamięć nie myli i już wiedzą, że są swoimi BFF. No normalnie szczęka opada.
      Ale życzę przyjemnej lektury. :) Może ty spojrzysz na nią bardziej łaskawie.
      Pozdrawiam,
      Sherry

      Usuń