Six of Crows
Szóstka Wron, tom 1
Wydawnictwo MAG, 2016
496 str.
"Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów."
Błyskotliwy kłamca i złodziej Kaz, dostaje pewną ofertę. Włamanie się do najpilniej strzeżonej wojskowej twierdzy i uwolnienie znajdującego się w posiadaniu niebezpiecznych informacji zakładnika, nie brzmi jednak jak bułka z masłem, dlatego chłopak dobiera sobie do misji równie zepsutych jak on, utalentowanych towarzyszy. W szóstkę, mają zamiar dokonać niemożliwego - i przy dobrych wiatrach - nie pozabijać się nawzajem w trakcie.
źr. |
Pióro Leigh Bardugo w żadnym wypadku nie jest mi obce. Oczarowana poprzednią trylogią autorki, wiedziałam, że będę chciała poznać jej nową duologię obsadzoną w tym samym uniwersum, jeszcze przed polskim wydaniem. Bardugo przyzwyczaiła mnie do swoich barwnych, plastycznych opisów, kreacji wyjątkowych bohaterów i prowadzenia naprawdę solidnie stworzonej fabuły, byłam więc przygotowana na to, że pierwszy tom duologii porwie mnie w kolejną niesamowitą przygodę. W rzeczywistości, powieść rozpoczęła się dość wolno i mimo że postacie mnie zaciekawiły, zajęło mi trochę czasu, by się do nich przyzwyczaić, a jeszcze więcej, by faktycznie poczuć się zaintrygowana historią. Właściwie to dopiero jakieś sto ostatnich stron faktycznie mnie zainteresowało i na ułamek sekundy, mogłam poczuć jak przyśpiesza mi bicie serca i powoli zaczynam się ekscytować akcją. To uczucie jednak nie było trwałe czy długowieczne. Umarło równie szybko jak powstało, tylko po to, bym napotkała na swojej drodze dość infantylny finał.
Kreacja bohaterów była... interesująca. Przez powieść przewijało się dość dużo imion, zwłaszcza na początku, więc naprawdę ważne okazało się solidne, wyraziste przedstawienie poszczególnych postaci, tak by czytelnik nie czuł się zagubiony. Autorka poradziła sobie całkiem nieźle, jeśli o to chodzi, zwłaszcza z wielką szóstką grającą główne skrzypce. Mimo że czasami tracili kolory i swoje charaktery, a ja zastanawiałam się, co się dzieje, przez większą część czasu mieliśmy wgląd w ich myśli, mogliśmy poznać ich historie - co doprowadziło ich do miejsca, w którym są teraz i te flashbacki w sumie były jednym z moich ulubionych elementów tej książki, bo miały naprawdę niezwykły, nieco melancholijny klimat. Przykry jest fakt, że z żadnym z bohaterów nie poczułam jakiejkolwiek więzi i właściwie to średnio obchodziło mnie co się z nimi stanie. O ile w trylogii Grisza miałam swoich ulubieńców, których naprawdę szczerze kochałam, o tyle tutaj, pozostałam kompletnie obojętna na ich poczynania. Nie pomagał również fakt, że ilekroć przypominano mi jak młodzi są, po prostu to wszystko w mojej głowie nie trzymało się kupy. Brak realizmu w zachowaniu i myśleniu postaci był powalający. Mam wrażenie, że Leigh Bardugo tego sobie nie przemyślała.
Inny element tej książki, który mnie rozczarował, to fakt, że fabuła nie wywołała we mnie żadnych intensywnych emocji? Podczas czytania nie czułam absolutnie niczego, a nawet jeśli pod koniec coś mnie podekscytowało, moja euforia była krótkotrwała i bardzo ulotna. Nie rozumiem w czym problem - przecież pomysł na historię był dobry. Jeden, niewykonalny skok, szóstka młodych, utalentowanych, zepsutych nastolatków i wielka przygoda. A jednak coś zawiodło. Zwroty były przewidywalne, obyło się bez fajerwerków, a momenty, które powinny wzbudzać jakąś reakcję, we mnie budziły coś na kształt obojętnego 'aha'. Irytujące jest, że nie jestem w stanie znaleźć źródła porażki jaką była dla mnie lektura tej pozycji. Styl autorki wciąż jest interesujący, jej pomysły są całkiem fajne, a fabularnie ta książka to bomba z potencjałem. Opisy nadal pozostają barwne i pomagają nam wyczuć klimat... ale to za mało. Zabrakło mi emocji. Zabrakło mi ryzyka. Zabrakło mi życia i kolorów w tej pozycji. Zabrakło mi więzi z powieścią, z bohaterami, z tym co się działo. Nie czułam się specjalnie zachęcona do czytania dalej, kolejne rozdziały w sumie pochłaniałam tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia i by jak najszybciej skończyć książkę i wziąć się za coś ciekawszego. Nie tędy droga, Bardugo.
Nie myślcie, że oceniam tę książkę jako porażkę kompletną, bo ona wcale nie jest zła. Wręcz przeciwnie, uważam, że Szóstka wron jest pozycją dobrą... ale tylko i wyłącznie dobrą. Po autorce, która w przeszłości nie raz, nie dwa mnie zachwycała, spodziewałam się czegoś więcej i to głównie dlatego teraz czuję się tak rozczarowana i oszukana. Wciąż, to jedna z ciekawszych pozycji fantasy dla młodzieży i mimo że ja odebrałam ją niedokładnie w taki sposób, na jaki miałam nadzieję, jestem prawie pewna, że większość z was i tak by na jej punkcie przepadła.
źr. |
źr. |
Nie myślcie, że oceniam tę książkę jako porażkę kompletną, bo ona wcale nie jest zła. Wręcz przeciwnie, uważam, że Szóstka wron jest pozycją dobrą... ale tylko i wyłącznie dobrą. Po autorce, która w przeszłości nie raz, nie dwa mnie zachwycała, spodziewałam się czegoś więcej i to głównie dlatego teraz czuję się tak rozczarowana i oszukana. Wciąż, to jedna z ciekawszych pozycji fantasy dla młodzieży i mimo że ja odebrałam ją niedokładnie w taki sposób, na jaki miałam nadzieję, jestem prawie pewna, że większość z was i tak by na jej punkcie przepadła.
Pozdrawiam,
Sherry
Szóstka wron | Królestwo kanciarzy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz