niedziela, 11 listopada 2018

Królewska klatka - Victoria Aveyard


King's Cage
Czerwona królowa, tom 3
Moondrive, 2017
565 str.

Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich tomów serii!

Przeklęci przez bogów

Srebrni i Czerwoni. Bogowie i podludzie. Rządzący i zwykli służący. Arystokracja i mięso armatnie. Inteligencja i prostaki. Różnice pomiędzy jednymi i drugimi utarły się do tego stopnia, że niemal nikomu nie przychodzi do głowy by je podważać.... do czasu.

źr.
Seria Victorii Aveyard to interesujący kawał literatury fantasy z kategorii young adult. Tom pierwszy pochłonęłam, z ekscytacją poznając bohaterów, ich umiejętności i kryjące się za pięknymi twarzami demony. Tom drugi pokazał mi skutki nietrafionych decyzji, zalążek wielkiej rewolucji i Nortę, w szerszym rozumieniu tego słowa. Autorka postarała się o wzbogacenie lektury nowymi lokacjami, które pozwoliłyby czytelnikowi lepiej rozeznać się w świecie wykreowanym. Tom trzeci to w gruncie rzeczy pozycja wzbudzająca we mnie skrajnie różne uczucia. Nie wiem czy wszyscy czytelnicy to wiedzą, ale początkowo Victoria Aveyard planowała napisać trylogię, a ta dopiero z czasem przerodziła się w serię czterotomową. Po przeczytaniu przedostatniej książki z cyklu i doznaniu rozczarowania w związku z tym tytułem, zaczynają się we mnie budzić wątpliwości, czy aby na pewno autorka podjęła dobrą decyzję, by to wszystko przeciągnąć...

źr.
Przede wszystkim, chyba warto zacząć od tego, że pierwiastek pióra Aveyard, który ceniłam najbardziej w poprzednich tomach cyklu, jakim była dynamiczność akcji, zaniknął. Miałam wrażenie, jakby przez te pięćset pięćdziesiąt stron nie działo się praktycznie nic. Owszem, bohaterowie podejmowali jakieś decyzje, owszem Victoria Aveyard starała się nam udowodnić, że następują jakieś przełomy dla obydwu stron konfliktu, że fabuła posuwa się do przodu, ale szczerze mówiąc, kompletnie tego nie czułam. To niemal tak, jakby autorka tak przeciążyła machinę jaką była jej seria, że nie była w stanie jej pchnąć do przodu. A przynajmniej nie na tyle sprawnie, by lektura wydawała się czytelnikowi ekscytująca. To wszystko, sprawiło z kolei, że przez książkę brnęłam w ślimaczym tempie, czytanie mnie męczyło, a moja nadzieja na znalezienie iskry z pierwszego tomu, która rozkochała mnie w serii, niknęła z każdą kolejną stroną...

źr.
O ile do tej pory, historię poznawaliśmy dzięki perspektywie głównej bohaterki - Mare, w tomie trzecim, autorka wprowadza dwóch dodatkowych narratorów i o ile zdaję sobie sprawę, że zamysł był dobry - Victoria Aveyard prawdopodobnie nie chciała, by czytelnik czuł się wykluczony z akcji i dlatego postarała się, by miał on szansę widzieć wydarzenia rozgrywające się w całej Norcie, o tyle nie zmienia to faktu, że nie czułam, jakby owe rozdziały z innych perspektyw wprowadzały cokolwiek sensownego do fabuły. Zazwyczaj takie zabiegi mają na celu przyśpieszenie akcji, zaognienie konfliktu, nadanie dynamiczności wydarzeniom i zbliżenie kolejnych bohaterów do czytelnika, ale w przypadku pozycji Aveyard, wciąż postacie wydawały mi się obce, płynność kompletnie zaburzona, a nuda napierająca ze wszystkich stron. W pewnym momencie zorientowałam się, że niemal duszę się pod ilością zbędnych opisów, niepotrzebnie wprowadzonych dodatkowych wątków i przybywających bohaterów nie wznoszących zbyt wiele do fabuły.

źr.
Nie mogę napisać, że powieść była kompletnie beznadziejna, bo wierzcie lub nie, ale widzę, jak ewoluuje pióro autorki i muszę jej tego pogratulować. Wydaje mi się jednak, że w przypadku tej serii, przedobrzyła. Chciała dużo zrobić, a wyszło dość nijako. Mimo że jej książka wciąż jest jedną z bardziej sensowniejszych powieści fantasy young adult, to w moich oczach straciła iskrę i nie wiem, czy finalny tom będzie w stanie ponownie rozkochać mnie w uniwersum. Brawa autorce należą się za targające bohaterami emocje, burzliwe uczucia nie tylko romantyczne ale też platoniczne, prowadzenie wojen na wielu frontach, wykreowanie interesującego świata od podstaw i przedstawianie go czytelnikowi oraz pewną ewolucję postaci. Zwłaszcza w tym tomie.

Królewska klatka to powieść, z której nie jestem zadowolona. Poprzednie dwa tomy Aveyard przyzwyczaiły mnie do nie-rozczarowywania, równocześnie ustawiając poprzeczkę dość wysoko i w moich oczach, autorce nie udało się do niej nawet zbliżyć. Nie udźwignęła historii w sposób, na jaki liczyłam przez co seria zdecydowanie straciła, jednak wciąż wyczekuję spotkania z finałem i mam niewielką nadzieję, że autorce przynajmniej uda się w sposób satysfakcjonujący zakończyć historię Mare.

Jeśli wciąż nie znacie serii, mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia po niezwykły tom pierwszy, bo moja opinia o trójce nie zmienia faktu, że wciąż zaliczam tę serię do jednych z bardziej interesujących jeśli chodzi o ten gatunek literacki.

Pozdrawiam,
Sherry




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz