środa, 24 czerwca 2020

Drama: The World of the Married

źr.
Odcinki: 16
Rok produkcji: 2020

Everything WAS perfect

Życie szanowanej pani doktor Sunwoo jest perfekcyjne. Ma cudownego, rozwijającego skrzydła męża, syna będącego jej największym skarbem, oraz dobrze płatną i satysfakcjonującą ją pracę. Kiedy jednak to co nas otacza, zaczyna przypominać nieskazitelną bańkę szczęścia, nie zwracamy uwagi na sygnały, że coś może być nie tak... na skazy sugerujące, że otoczyliśmy się iluzją. Gdy Sunwoo pewnego dnia odkryje, że jej ukochany ma romans, perfekcyjny obraz rodziny i małżeństwa runie jak domek z kart, rozpoczynając historię pełną tragedii, zdrad i bólu.

źr.
źr.

O rany. Ta drama. Szczerze, szesnaście odcinków ciągnęło mi się w nieskończoność. I nie, nie dlatego, że produkcja jest zła (właściwie to jest fenomenalnie zrobiona, absolutnie niesamowicie wykonana - ale o tym porozmawiamy później), ale dlatego, że została nafaszerowana tak negatywnymi uczuciami, że oglądałam jedynie jeden epizod na dzień, bo po każdym czułam jakby moja psychika była na wykończeniu, serio. Z kolejnym mijającym odcinkiem, poziom frustracji w widzu rośnie, a kiedy dochodzisz do wniosku "ta drama nie może wkurzyć mnie bardziej", drama udowadnia, że owszem - może.

W Południowej Korei, The World of the Married jest hitem - dramą z największą oglądalnością, a ciekawostką może być fakt, że powstała na bazie brytyjskiego serialu Doktor Foster. Oryginału nie oglądałam i pewnie szybko nie obejrzę, bo czuję jakby koreańska wersja "zryła mi banię" wystarczająco na następnych parę lat, ale nie zmienia to faktu, że dostrzegam czemu The World of the Married przykuło tylu widzów do ekranów. Oprócz tego, że ta drama niesamowicie frustruje, równie mocno angażuje oglądającego historią i przebiegiem wątków.

Uwierzcie mi, parokrotnie byłam bliska rzucenia tej dramy w cholerę (miałam kryzys zwłaszcza po siódmym odcinku), ale nienawidzę przerywać czegoś w połowie, plus jak wspomniałam - drama jest niesamowita z wielu powodów, i miałam wyrzuty sumienia, że mogłoby mnie ominąć coś dobrego. Dlatego dobrnęłam do końca i... dobrze, że tak zrobiłam.

źr.
źr.

Zasadniczo tę produkcję można podzielić na trzy części: (i jeśli jesteście ciekawi, część 2 i 3 lubię bardziej niż 1)

Część 1: ep. 1 - ep. 6 z kulminacją wydarzeń w epizodzie szóstym. Ta część jest bolesna jak cholera, gdy widzimy jak perfekcyjne życie Sunwoo rozpada się na kawałki, a ona musi podjąć decyzję jak zareagować na zdradę męża. Sporo tu wyklinania bohaterów, obserwowania z przerażeniem, jak wszyscy okazują się obłudnikami i uczenia się, że nikomu nie można ufać. Mnóstwo konfliktów, zdrad, wbijania sobie nożów w plecy, kłamstw, udawania i walki.

Część 2: ep. 7 - ep. 12, nie chcę za wiele zdradzać, ale pomiędzy epizodem szóstym, a siódmym następuje przeskok czasowy, a rzeczywistość części 2 dramy, jest totalnie inna od rzeczywistości w części 1. Tutaj motywem głównym jest ZEMSTA. Widzimy jak czas, który minął odmienił jednych, podczas gdy inni właściwie wcale się nie zmienili - zmieniły się za to dynamiki pomiędzy poszczególnymi bohaterami, a to punkt, który zdecydowanie zasługuje na uwagę. Epizod 12 to kulminacja wydarzeń z epizodów 7-11 i gdy powiem wam, że epizody 11 i 12 to jedyne odcinki, które oglądałam w tym samym dniu (bo 11 kończy się OGROMNYM cliffhangerem) i że byłam przykuta przed ekranem jak zaczarowana, to nie przesadzę.

Część 3: ep. 13 - ep. 16. Tu wszystko ewidentnie zaczyna się krystalizować, wydarzenia nabierają sensu i widz wie, że postacie zostały skrzywdzone do takiego stopnia, że potrzebują natychmiastowej zmiany. Ta część jest najbardziej tragiczna. Przy odcinku 13 byłam bliska płaczu. Przy odcinku 14 faktycznie płakałam. Finał... cóż. To finał. Zamknął dramę w sposób daleki od satysfakcjonującego, ale przynajmniej z sensem i dość realistycznie. Widz ma poczucie, że takie a nie inne zakończenie było nieuniknione, bo pewnych decyzji nie da się cofnąć, a nasze postępowanie zbiera żniwa w postaci bolesnych skutków.

źr.
źr.

Jako, że Sunwoo to główna bohaterka, widz oczywiście sympatyzuje z nią najbardziej, ale miejcie się na baczności, bo w tej dramie nie ma ani jednego pozytywnego bohatera, co stanowi powód tego, że po każdym odcinku jesteśmy coraz bardziej sfrustrowani, a dramę tak trudno się ogląda. Gdy bowiem wszyscy, WSZYSCY (nawet dzieci) okazują się toksyczni, czujemy się tak, jakby napierająca nas negatywność, pożerała nas w całości. Postacie są za to fantastycznie rozpisane. Z głębią, z wielowarstwowością. Bardzo pełnokrwiści, pełni wad i zalet (choć głównie wad), nie stoją jednak w miejscu i ewoluują, co ma znaczenie zwłaszcza dla bohaterów drugoplanowych.

To nie byłaby koreańska drama, gdyby nie było wątków przybocznych, które są równie ważne dla fabuły i satysfakcji widza jak wątek główny. Właśnie dlatego część 2 i 3 dramy lubię bardziej niż część 1. O ile bowiem część 1 skupia się niemal wyłącznie na wątku zdrady, romansu i poszukiwania sposobu na korzystne wybrnięcie z sytuacji, o tyle późniejsze epizody angażują nas w historie bohaterów drugoplanowych i zaczynamy widzieć w nich kogoś więcej niż tylko obłudników i hipokrytów.

Ta drama jest naprawdę, NAPRAWDĘ dramatyczna. Prawdopodobnie to najbardziej toksyczna, ale również bolesna produkcja jaką w życiu widziałam. Uwielbiam jednak to jak pokazano ewolucję postaci i wydarzeń, oraz sposobu w jaki karma daje się wszystkim we znaki. Nie zawsze będziecie zadowoleni z tego jak posuwają się wątki - właściwie to można się wielokrotnie rozczarować kto triumfuje, a kto odbiera najgorsze ciosy od losu, ale uwierzcie mi, te parę razów, gdy ulubieńcy (wciąż toksyczni, ale  mimo to ulubieńcy) zachowują się badassowo i fabuła satysfakcjonuje rozwojem akcji, totalnie balansuje zło i frustrację widza.

źr.
źr.

Na początku zaznaczyłam, że uważam, iż ta drama jest absolutnie fenomenalnie wykonana i naprawdę mam to na myśli. Scenariusz jest więcej niż sensowny i tak angażujący widza, że - jak wspomniałam - jakkolwiek sfrustrowani byśmy nie byli, i tak brniemy w chaos głębiej, licząc że stanie się COŚ DOBREGO dla odmiany. Poza tym, jako że produkcja porusza temat małżeństwa, rodziny i miłości, mnóstwo tu cudnych cytatów, które każą oglądającemu samemu zastanowić się co znaczy małżeństwo czy kochanie kogoś. Wydarzenia są wielokrotnie kontrowersyjne, a dzięki temu, prowokują do rozmyślań i dyskusji.

Gra aktorska dostaje ode mnie A++. Wszyscy aktorzy - co do jednego, powinni dostać jakieś specjalne nagrody bo to co wyczyniali na ekranie, to sztuka. Oni całkowicie zdobyli i zatriumfowali nad swoimi postaciami, stając się nimi do takiego stopnia, że po jakimś czasie sam ich widok sprawiał, że zaciskały mi się dłonie w pięści. Niesamowita robota.

Warto pochwalić również sposób w jaki drama została nakręcona. Dyrektor wykonał fenomenalną robotę, a dramatyczne wydarzenia i artyzm niektórych scen, podkreśliła świetna oprawa muzyczna.

Oklaski za wykreowanie głównej bohaterki, swoją drogą. Nie zrozumcie mnie źle - i ona nie była perfekcyjna i popełniała mnóstwo błędów, a czasami miałam ochotę krzyczeć w poduszkę przez to jak brnęła w toksyczną część siebie, ale przez to wydawała mi się bardziej ludzka. A naprawdę nie miała łatwo, bo dramaty spadły na nią jeden po drugim. Człowiek pod wpływem tragedii różnie reaguje, a to jak zareagowała Sunwoo naprawdę miało sens. Nie będę jednak kłamać, trzymałam za nią mocno kciuki do samego końca, bo pod błędami, kłamstwami i grzeszkami, wciąż była współczującą matką, która jak nikt inny poczuła czym jest samotność i przez długi czas musiała stawiać czoła wszystkiemu całkiem sama, totalnie opuszczona. Determinacja, wewnętrzna siła i miłość do syna były jednak tym co pomogło jej przetrwać, a co niesamowicie w niej ceniłam. (Ale kamień spadł mi z serca, gdy w 2 i 3 części dramy, w końcu przestała być taką samotniczką i zaczęły ją otaczać pozytywnie nastawione osoby. #KobiecaPrzyjaźńRządzi!).

źr.
źr.

The World of the Married to jedna z tych produkcji, których po obejrzeniu, nie będziecie w stanie wyrzucić z głowy. Jest frustrująca jak diabli, ale tak szalenie dobrze wykonana i fenomenalnie zagrana, że aż grzech nie polecić. Jeśli jednak skusicie się na oglądanie, uzbrójcie się w cierpliwość, bo to nie będzie łatwa, lekka i przyjemna podróż. Oglądanie tej dramy bardziej przypomina rollecoaster emocji. Raz na dole, raz na szczycie, a po każdym epizodzie ból głowy gwarantowany.

Czym jest małżeństwo? Do ma prawo skrzywdzona osoba? Czy bycie zdradzonym to wystarczający powód, do zemsty? Co znaczy rodzina? Czy istnieje perfekcyjny dom? Kiedy miłość zmienia się w iluzję? Kto ma prawo do osądu innych? Ile cierpienia powinniśmy tolerować? Jak cienka jest granica pomiędzy miłością a nienawiścią?

Drama naprawdę daje do myślenia, zwłaszcza pokazując toksyczne relacje, toksyczne charaktery i toksyczne zachowania, które niby mają solidne podłoże, ale czy to je tłumaczy i usprawiedliwia? Prowokująca, odważna i szalenie wciągająca. Skupiająca się na obsesji i pasji bardziej niż na czymkolwiek innym. Jakkolwiek sfrustrowana szesnastoma epizodami, nie żałuję jej poznania i mimo wszystko polecam. Bardzo specyficzna produkcja.

Pozdrawiam,
Sherry


źr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz