źr |
The Incredibles
Disney - Pixar, 2004
Animacja, Familijny, Komedia, Akcja
Wszystko pozostaje w rodzinie
Ostatnio naszła mnie ochota na odświeżenie sobie co poniektórych produkcji, których nie widziałam od wczesnego dzieciństwa. Iniemamocni, w związku z kontynuacją (będą na liście do oglądnięcia priorytetowo), znajdowali się na szczycie listy do re-watchu. Dziś przychodzę podzielić się z wami krótkimi wrażeniami z seansu bo czemu nie, prawda?
źr |
źr |
Jestem przekonana, że większość z was miała okazję oglądać tę animację, skoro jej premiera wypadła w 2004 czyli dobre parę lat temu, ale jeśli przypadkiem zawędrował tu ktoś wciąż przed seansem - o czym jest produkcja? Mamy Boba i Helen Parr, eks-superbohaterów, którzy przez szereg kampanii przeciwko superbohaterom, zmuszeni zostali do życia pozbawionego supermocy i ekscytujących przygód. Kiedy jednak sfrustrowany udawaniem zwyczajnego obywatela, Bob, dostaje pewną propozycję pracy, mężczyzna bez wahania porzuca normalność na rzecz interesującej perspektywy. Tylko jakie miejsce w tym wszystkim będzie miała jego rodzina?
W związku z tym, że filmu naprawdę nie widziałam od wczesnego dzieciństwa, z radością odkryłam, że nie pamiętam z fabuły niemal niczego, przez co mogłam ekscytować się wydarzeniami, tak jakbym widziała je po raz pierwszy. Coś co strasznie mi się spodobało od samego początku, a na co będąc młodszą nie zwracałam uwagi, to styl w jakim została zachowana produkcja. To taka familijna wersja Jamesa Bonda skrzyżowanego z Małymi Agentami, czyli wszystkim z czym mam wspaniałe wspomnienia i do czego myślami zawsze wracam z nostalgią.
źr |
źr |
Nie będę kłamać, mam lekką słabość do supermocy, a jeśli w całość zamieszana jest rodzina zamiast pojedynczej jednostki, naprawdę niewiele trzeba, żeby mnie całkowicie kupić. Wydaje mi się, że fakt, że nacisk połączono na wspólny wysiłek, na pracę zespołową i na komforcie oraz sile płynących z bycia częścią grupy, czyni z tej animacji produkcję tak wyjątkową. Zamiast jednego bohatera, dźwigającego brzemię ratowania świata na barkach, otrzymujemy zamiast tego rodzinne perypetie z dodatkiem mocy, w którym jednak wciąż pozostawiono miejsce na indywidualizm i ukazanie tego jak różni są członkowie rodziny.
Podoba mi się jak od samego początku historia była ekscytująca i jak z czasem podkreślono, że stabilizacja i założenie rodziny nie musi wiązać się ze stagnacją, jeśli tylko będziemy otwarci na różne możliwości i nauczymy się tolerować oraz wspierać marzenia tych, których kochamy.
W sumie jedyna rzecz, która mi się średnio spodobała to jak produkcja ucisza myśl, że każdy może być wyjątkowy i że nie musisz mieć supermocy, żeby być bohaterem. Możliwe, że to wczesna pomyłka Pixara, który od 2004 roku sporo się nauczył i zmienił, stając się dużo bardziej otwartym, ale wciąż: pozostawiło to pewien niesmak, zwłaszcza, że co poniektórzy moi ulubieni superbohaterowie nie urodzili się z supermocami i do wszystkiego doszli ciężką pracą (i dostępem do pieniędzy), udowadniając, że jest to możliwe (ekhem: Batman? Nightwing? Green Arrow?).
źr |
źr |
Jeśli wciąż nie widzieliście Iniemamocnych, zdecydowanie zachęcam do nadrobienia zaległości. Pixar już w 2004 roku był w stanie stworzyć śliczną, solidnie wykonaną animację, a dodając do tego szybkie tempo akcji, interesującą familię walczącą o siebie nawzajem (i ze sobą nawzajem) oraz stary dobry wątek ratowania świata i bycia "super", film zdecydowanie niesie rozrywkę i odrywa od szarej codzienności na te dwie godziny.
Nie jest to może mój ulubiony tytuł od Pixara, bo faworytów: Coco & Inside Out naprawdę ciężko będzie zepchnąć z piedestału, na którym je stawiam, ale Iniemamocni świetnie sprawdza się jako coś do zrelaksowania się, przy czym nie musi się myśleć. Plus, jak wspomniałam: klimat Bondowskich filmów akcji zdecydowanie dodaje czaru produkcji. Re-watch zaliczam do udanych i nie mogę się doczekać, by sprawdzić co przyniesie sequel!
Pozdrawiam,
Sherry
źr |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz